Wraz z końcem roku większość bloggerów decyduje się na różnego rodzaju podsumowania. Ja, podobnie jak przed rokiem i przed dwoma laty, pragnę bardzo subiektywnie podsumować miniony rok. Prawda jest taka, że na blogu działo się niewiele. Jak pisałem już w poprzedniej notce, 2015 był dla mnie szalenie pracowitym rokiem, w związku z czym ciężko było mi znaleźć czas na pisanie recenzji. Nie oznacza to w żadnym wypadku, iż zrezygnowałem z kina. Wiecie, jeśli coś jest prawdziwą pasją, to nigdy się z niej nie zrezygnuje. Tak jest właśnie w moim przypadku z kinem. Pomimo, iż nie udawało mi się wygospodarować czasu na napisanie posta, zawsze udało mi się znaleźć chwilę na obejrzenie filmu czy premierowego odcinka serialu. W 2015 roku, zgodnie z noworocznymi postanowieniami, nadrobiłem mnóstwo klasyki filmowej oraz ostatecznie przekonałem się do filmów sci-fi, z marvelowskimi filmami o superbohaterach na czele. W miarę na bieżąco śledziłem wszystkie kinowe premiery, a ewentualne braki zamierzam nadrobić w najbliższy weekend i tym samym zamknąć filmowy 2015.
środa, 30 grudnia 2015
wtorek, 29 grudnia 2015
Recenzje, recenzyjki, czyli bardzo krótko o kilku ważnych filmach minionego roku
Tak, wiem, że w tym roku dałem ciała. Pomimo składanych obietnic, iż będę pisał regularnie, jakoś nie potrafiłem znaleźć czasu dla bloga. Praca oraz inne codzienne obowiązki okazały się ważniejsze, w związku z czym wyszło jak wyszło. Wiecie, to nie jest tak że z dnia na dzień odstawiłem swoje hobby. Mimo, iż na blogu nie pojawiały się regularne wpisy i recenzje, ja na bieżąco śledziłem większość filmowych i serialowych nowości. Nie mając jednak chęci i czasu, ograniczałem się do napisania kilku zdań po seansie na tablicy Facebooka na fanpage'u bloga. Zdaję sobie sprawę, iż wśród Was znajduje się pewna grupa osób, która nie zagląda na Facebooka, a jedynie na bloga. I właśnie wychodząc na przeciw tej grupie, poniżej wklejam moje krótkie "recenzje", a właściwie po-filmowe refleksje na temat kilku ważnych filmów minionego roku.
W oczekiwaniu na Złote Globy 2016, część 3 – Serial limitowany lub film telewizyjny
Przedostatnia część cyklu
poświęcona zostanie nominacjom w kategorii, w której rywalizują ze sobą seriale
oraz filmy wyprodukowane przez telewizję. Rok temu, w pełni zasłużenie,
triumfowali twórcy świetnego „Fargo”. Kto w tym roku pozna smak zwycięstwa? Miniony rok bez wątpienia należał
do antologii. To bardzo charakterystyczny rodzaj serialu, w którym w każdym
sezonie widz zostaje zapoznany z inną historią (bardzo często przy zachowaniu
stałej obsady). W 2015 roku na ekrany telewizorów powróciły m.in. takie hity
jak: „Fargo”, „American Horror Story” czy „True Detective”. I o ile te dwa
pierwsze spotkały się z ogromnym zainteresowaniem ze strony widzów, o tyle ten
ostatni zebrał wyjątkowo krytyczne recenzje, co znalazło odzwierciedlenie w
braku jakiejkolwiek nominacji do tegorocznych nagród. Wielu krytyków
telewizyjnych twierdzi, iż wkrótce antologie wyprą klasyczne tasiemce i
zdominują świat telewizji, a gala rozdania Złotych Globów 2016 może potwierdzić
tę teorię. Które z tegorocznych seriali limitowanych i filmów telewizyjnych
zostały docenione przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej?
Poniżej przedstawiam Wam najlepszą piątkę minionego roku.
środa, 23 grudnia 2015
W oczekiwaniu na Złote Globy 2016, część 2 - Serial komediowy
W drugiej
części cyklu poświęconego nominacjom do Złotych Globów 2016 postanowiłem bliżej przyjrzeć się docenionym przez Stowarzyszenie serialom komediowym. Krytycy telewizyjni zgodnie przyznali,
iż to właśnie nominacje dla seriali komediowych okazały się tymi najbardziej
zaskakującymi w tegorocznym zestawieniu. Na liście nominowanych zabrakło tym
razem miejsca dla tych, którzy rokrocznie zdawali się mieć na niej miejsca
gwarantowane. Do grona tych nieszczęśliwców zaliczyć można m.in. Lenę Dunham
(„Dziewczyny”), Edie Falco („Siostra Jackie”) oraz Dona Cheadle’a („Kłamstwa na
sprzedaż”). Swą pozycję umocnili natomiast zeszłoroczni zwycięzcy, czyli
odtwórcy głównych ról w takich serialach jak „Transparent” czy „Jane the
Virgin”. Doceniono również tych mniej znanych, w tym tytuły, o których duża
część polskich widzów nawet jeszcze nie słyszała. Poniżej przedstawiam krótkie
opisy laureatów Złotych Globów w kat. „Najlepszy serial komediowy lub musical”.
poniedziałek, 21 grudnia 2015
W oczekiwaniu na Złote Globy 2016, część 1 – Serial dramatyczny
10 stycznia 2016 roku, już po raz 73., Hollywoodzkie Stowarzyszenie
Prasy Zagranicznej rozda jedne z najbardziej prestiżowych nagród w świecie
filmu i telewizji, Złote Globy. Nominacje do nagród zostały ogłoszone w zeszłym
tygodniu i zgodnie z oczekiwaniami wzbudziły wiele kontrowersji. Złote Globy to nagrody wyjątkowe
pod wieloma względami. Przyznawane są one wyłącznie aktorom oraz filmom i
serialom, z zupełnym pominięciem takich kategorii technicznych, jak choćby
„Najlepsza scenografia” czy „Najlepsze efekty specjalne”. Ceremonie przyznania
Globów pozbawione są „nabzdyczenia” i patetyczności charakterystycznych dla
gali rozdania Oscarów. Panuje luz, jest dużo bardziej zabawnie. W tym roku na
scenę jako gospodarz powróci Ricky Gervais, aktor i komik, który już po raz
czwarty będzie miał przyjemność prowadzić tę imprezę. Co jeszcze wyróżnia Złote
Globy spośród innych nagród filmowych? To, że w absolutnie wyjątkowy sposób
łączą ze sobą światy filmów i seriali. Jak pokazują tegoroczne nominacje
(nominacje dla Lily Tomlin i Idrisa Elby zarówno w kategorii filmowej jak i
serialowej) światy te coraz bardziej się przenikają i właściwie ciężko znaleźć
pomiędzy nimi wyraźną granicę. W przygotowanym przeze mnie cyklu notek pragnę
przedstawić Wam laureatów tegorocznych Złotych Globów i pobawić się w typowanie
(wróżenie?) licząc, że w komentarzach podzielicie się z nami swoimi typami. W
pierwszym wpisie cyklu biorę pod lupę najlepsze seriale dramatyczne
mijającego 2015 roku.
piątek, 18 grudnia 2015
Młodzieży, dokąd zmierzasz?
Kiedyś „Zakochana złośnica” i „Beverly Hills 90210”, dziś „Igrzyska
śmierci” i „Pamiętniki wampirów”. Czego spodziewać możemy się
po współczesnych produkcjach dla młodzieży?
Jakiś czas temu, z okazji premiery „Więźnia labiryntu: Próby
ognia”, czyli filmowej adaptacja drugiej części trylogii „Labiryntu”
autorstwa Jamesa Dashnera, popełniłem tekst dotyczący filmów i seriali młodzieżowych. Mimo, że od premiery filmu upłynęło już trochę czasu, chciałbym się z Wami podzielić moimi refleksjami. Pierwsza część serii o "Więźniu labiryntu" okazała się ogromnym
kasowym sukcesem, film zarobił na całym świecie ponad 340 milionów
dolarów (przy dziesięciokrotnie mniejszym budżecie) i zachęcił rzesze
nastolatków do zapoznania się z serią książek Dashnera. Jeszcze przed premierą drugiej części filmu, wiadomo było, że niezależnie od zainteresowania widzów, na pewno zostanie nakręcona kolejna, która na srebrne
ekrany trafi w 2017 roku. Jaka właściwie jest receptura na sukces i w którym
kierunku zmierza kino młodzieżowe XXI wieku?
wtorek, 8 grudnia 2015
Wszystkie maski Michaela Fassbendera
Listopad to miesiąc, w którym polskim kinem zawładnął Michael Fassbender. Ten wybitny aktor zagrał aż w trzech filmach, których premiery - tak się złożyło - przypadły właśnie na przedostatni miesiąc roku. O filmie "Steve Jobs" wspominałem już w poście prezentującym najlepsze obrazy Danny'ego Boyle'a. Poza tym dramatem na srebrnym ekranie mogliśmy zobaczyć również widowiskowego "Makbeta" oraz western "Slow West". W każdym z tych filmów aktor wypadł fenomenalnie i bardzo autentycznie, potwierdzając tym samym swój status jednego z najzdolniejszych aktorów XXI wieku. Czy jednak zawsze tak było? Jakie są kryteria wyboru roli przez Fassbendera i czy grywa on w wyłącznie dobrych filmach? Poniżej przedstawiam Wam bliżej postać jednego z moich ulubionych aktorów.
wtorek, 17 listopada 2015
Najlepsze filmy Danny'ego Boyle'a
„Steve Jobs” to oczekiwana przez miliony ludzi na całym świecie
biografia jednej z najbardziej kluczowych postaci rewolucji cyfrowej,
twórcy prestiżowej marki Apple. Zapominalskim przypominam, iż to już
drugie filmowe podejście do biografii Jobsa. W 2013 roku Joshua Michael
Stern wyreżyserował obraz „Jobs”, w którym w tytułowej roli obsadził
Ashtona Kutchera. Film zebrał kiepskie recenzje, krytycy zarzucili
Sternowi, iż po macoszemu potraktował temat i w efekcie bardziej skupił
się na historii Apple niż na samym Jobsie. Drugiej próby sfilmowania
fascynującej historii „wizjonera świata” podjął się ten, który przez
wielu określany jest mianem „wizjonera filmu”, wielokrotnie nagradzany
i reżyserujący obrazy o zróżnicowanej tematyce Danny Boyle. Film miał swoją polską premierę w miniony piątek. Z tej okazji
postanowiłem przyjrzeć się dotychczasowym dokonaniom reżysera.
Na podstawie ocen wystawionych przez widzów w najpopularniejszych
serwisach filmowych ułożyłem ranking jego najlepszych filmów.
piątek, 6 listopada 2015
Różne twarze Carey Mulligan
Delikatna, skromna, wiecznie dziewczęca. Wielu nadal myli ją z Michelle
Williams. Dla jednych irytująca, dla innych niezwykle utalentowana. Bez
wątpienia nadal czeka na TEN przełomowy moment, pozostając nieco
w cieniu największych hollywoodzkich gwiazd. O kim mowa? Oczywiście
o Carey Mulligan, o której może być już niedługo bardzo głośno. Już dziś w polskich kinach swą premierę ma bowiem
film Sufrażystka, w którym aktorka wciela się w główną rolę. Film
zbiera bardzo dobre recenzje, wielu krytyków już teraz określa go mianem
„najlepszego filmu roku”, a część z nich jest przekonana, iż to właśnie
Carey Mulligan przyjdzie powalczyć o tegorocznego Oscara. Z okazji premiery Sufrażystki postanowiłem nieco bliżej
przyjrzeć się dotychczasowym rolom tej uroczej aktorki. Jedno jest pewne
– Carey Mulligan ma naprawdę wiele twarzy i z pewnością jeszcze nie raz
nas zaskoczy.
niedziela, 13 września 2015
On czy nie on, czyli ile jesteś w stanie schudnąć/przytyć dla roli?
Kiedy pod koniec 2014 roku w
internecie pokazało się zdjęcie promujące najnowszy film Antoine’a Fuqua, Do
utraty sił, wszyscy wstrzymali oddech. Na zdjęciu tym można było bowiem
zobaczyć umięśnionego boksera, a podpis wskazywał, że jest nim… Jake
Gyllenhaal. Ten 34-letni aktor już nie raz zaskakiwał nas swymi aktorskimi
wcieleniami, ale tym razem przeszedł samego siebie. Złośliwi twierdzą, iż Jake
musi być już naprawdę nieźle zdesperowany i robi wszystko, aby zostać w końcu
zauważonym przez Akademię Filmową. Bzdury, zapominalskim przypominam, że
Gyllenhaal otrzymał w 2006 roku nominację do Oscara za fenomenalną rolę Jacka w Tajemnicy Brokeback Mountain, a wszystkie jego kolejne role były niezwykle
charyzmatyczne i warte zapamiętania. Przygotowując się do roli Lou w Wolnym
strzelcu (wybitna rola!) Jake schudł prawie 10 kilogramów. Przy okazji polskiej premiery filmu Do utraty sił postanowiłem przybliżyć Wam inne zaskakujące
„wagowe” metamorfozy aktorów. Oto najlepsi z najlepszych.
środa, 12 sierpnia 2015
Love is a losing game… - Amy (reż. Asif Kapadia, 2015)
Nie byłem fanem Amy Winehouse. Owszem,
tak jak cały świat zachwycałem się takimi hitami jak Rehab czy Back to black,
ale postać wokalistki kojarzyła mi się niemal wyłącznie z kolejnymi skandalami.
W chwili jej śmierci miałem przed oczami krzykliwe nagłówki gazet i zdjęcia, na
których pijana i naćpana wokalistka przypominała wrak człowieka. Do
wczorajszego dnia odbierałem ją jako rozpuszczoną gwiazdkę, która nie mogła
poradzić sobie ze swym ogromnym sukcesem i w efekcie marnie skończyła. Dziś,
kiedy jestem już po seansie najnowszego dokumentu Asifa Kapadii, zupełnie
inaczej patrzę na postać piosenkarki, a irytujące mnie dotychczas słowa
„wszyscy są winni śmierci Amy poza nią samą” nabrały dla mnie w końcu nowego
znaczenia. To wręcz niewyobrażalne, jak bardzo można być samotnym i
nieszczęśliwym będąc jednocześnie u szczytu sławy, w tłumie ludzi. Od czasu
obejrzenia filmu Kapadii wciąż brzmią mi w uszach słowa kolejnych piosenek
Winehouse i ciężko pozbyć mi się uczucia przygnębienia i smutku. Wielka postać,
wielka muzyka, wielkie kino. Szczegóły poniżej.
niedziela, 19 lipca 2015
Mięcho zawsze się sprzedaje... - Magic Mike XXL (reż. Gregory Jacobs, 2015)
Niektórzy twierdzą, że aby film się sprzedał, wystarczy w głównej roli obsadzić aktora/aktorkę o znanej twarzy. Plus przynajmniej na pięć sekund pokazać widzom jakieś cycki. Buuum, film sprzedany. I wiecie co, rzeczywiście coś w tym jest. Żyjemy w czasach, w których od seksu ociekają nawet reklamy opon i myjni samochodowych (czasem naprawdę trzeba się wysilić, aby domyślić się, o reklamę jakiego produktu chodziło autorowi...). Seks jest jednym z głównych narzędzi filmowców już od bardzo dawna. I mimo, że dostęp do pornografii oficjalnie jest już powszechny, widzowie nadal ślinią się na myśl zobaczenia na ekranie swych ulubieńców takimi, jakimi ich Pan Bóg stworzył. Oczywiście chodzi tutaj przede wszystkim o aktorki o najbardziej kasowych nazwiskach. Temat podchwycił jeden z moich ulubionych reżyserów, Steven Soderbergh, który w 2012 roku odwrócił role i produkując Magic Mike'a zaprosił do kin panie i podał im na tacy pięciu umięśnionych i roznegliżowanych przystojniaków. Zwykła letnia komedia kumpelska okazała się kasowym przebojem, w związku z czym podjęto się próby stworzenia sequela. Tym razem reżyserii podjął się Gregory Jacobs, producent takich filmów Soderbergha jak Panaceum, Wielki Liberace czy Contagion - Epidemia strachu. Cóż można rzec na szybko po seansie? Mimo, iż film jest wtórny (to powtórka komizmu słowa i sytuacji z 1. części) i że oglądając go facet może czuć się momentami bardzo dziwnie, to naprawdę lekka, zabawna i przyjemnie opowiedziana historia. W dodatku z małym przesłaniem. Pełną recenzję, okraszoną dużą liczbą gifów z kręcącymi pośladkami przystojniakami (coś dla Was, dziewczęta!), możecie przeczytać poniżej.
środa, 15 lipca 2015
Ot co, życie - Dzikie historie (Relatos salvajes), To właśnie seks (The Little Death), Turysta (Force Majeure)
W dzisiejszej notce chciałbym
pokrótce zrecenzować dla Was trzy filmy, które zachwyciły mnie pod względem
swego realizmu. W czasie ich oglądania z pewnością uśmiechniecie się pod nosem,
zamyślicie i wspomnicie wydarzenia, które zdarzyły się naprawdę i miały związek
z życiem Was samych lub Waszych bliskich. Ot co, życie. Dwa z opisywanych
poniżej filmów śmiało można zaliczyć do gatunku czarnej komedii i jestem
przekonany, że każdy z widzów znajdzie w nich coś dla siebie. Argentyńskie Dzikie historie nie bez powodu były
nominowane do Oscara w kat. Najlepszy film nieanglojęzyczny, z kolei To właśnie seks okazał się jedną z
najbardziej oryginalnych komedii minionej wiosny. Nieco inaczej sprawa wygląda
w przypadku nominowanego do Złotego Globu 2015 Turysty, który jest dramatem i jednak wymaga od widza odrobiny
skupienia. Nie ulega wątpliwości, że każdy z tych trzech filmów zasługuje na
uwagę, a czasu poświęconego na ich obejrzenie z pewnością nie uznacie za
stracony.
wtorek, 7 lipca 2015
Młoda kobieta o tym, czego "nauczyło" ją życie - recenzja książki "Nie taka dziewczyna" Leny Dunham
Życie artystyczne Leny Dunham zaczęło fascynować mnie od dnia, w którym obejrzałem pierwszy odcinek serialu Dziewczyny. Serial określono mianem kultowego i do dnia dzisiejszego uznaje się go za współczesny Seks w wielkim mieście. Lena jest nie tylko twórczynią serialu, jest również jego producentką, scenarzystką, reżyserką i aktorką, która wciela się w główną rolę. Nie chcę dziś dywagować na temat Dziewczyn, niedawno skończyłem oglądać 4. sezon serialu i wkrótce na pewno napiszę na jego temat osobną notkę. To, co przyciągnęło mnie do serialu to tematyka i kontrowersyjny sposób ukazywania codzienności. Bohaterki są przedstawicielkami mojego pokolenia, a zatem powinny zmagać się z problemami, które dotyczą również mnie. Przyznaję, że po 1. sezonie serialu byłem zachwycony i ani trochę nie dziwię się, że Lena była ośmiokrotnie nominowana do nagrody Emmy i zdobyła 2 Złote Globy za rolę niesfornej Hannah. Emitowane na kanale HBO Dziewczyny przyniosły jej ogromną popularność. Popularność tak wielką, że wydawnictwo Random House zaproponowało jej (w wieku 28 lat!) 3,5 mln dolarów za napisanie książki. Książki, która (jak głosi hasło na tylnej okładce) jest "prześmiewczym, oryginalnym i odkrywczym zbiorem osobistych esejów (...) jednej z najpopularniejszych obecnie nowojorskich artystek". O tym, ile w tym prawdy, przeczytacie poniżej.
środa, 1 lipca 2015
Zmiany, zmiany, zmiany...
Tak, doskonale wiem, że od czasu napisania ostatniej notki minęły dokładnie dwa miesiące. Zapewne wielu z Was stwierdziło, że zrezygnowałem z prowadzenia bloga. Przez te minione dwa miesiące, zarówno w świecie wirtualnym jak i realnym, niemal codziennie prześladowało mnie pytanie - "dlaczego?!". "Kiedy pojawi się nowy wpis na blogu"?, "przyznaj się, znudziło Ci się!", "czy wszystko w porządku?". Wiecie, to naprawdę miłe. Dostałem bardzo konkretny dowód na to, że są osoby, które naprawdę lubią zaglądać na FILMplanetę, czytać moje wpisy i razem ze mną ekscytować się filmowym światem. Nie da się jednak ukryć, że moje życie to nie tylko filmy i seriale i mniej więcej w połowie maja zdałem sobie sprawę, że chyba wziąłem na siebie zbyt wiele. Chcąc stać się najlepszym blogerem filmowym, doprowadziłem się do dosyć ekstremalnej sytuacji: oglądałem niemal wszystkie popularne seriale amerykańskie, nie mogłem przepuścić żadnej ważnej premiery kinowej, a w tak zwanym międzyczasie chciałem nadrabiać polskie i zagraniczne klasyki. Z dnia na dzień zorientowałem się, że zaczyna mi brakować czasu na normalne życie i napisanie minimum 8 notek w miesiącu z przyjemności stało się niemiłym przymusem (myślę, że w moich ostatnich tekstach dało się to wyczuć). I właśnie po to potrzebna była mi ta dwumiesięczna przerwa. Aby odpocząć, nabrać nowej energii, spojrzeć na to wszystko z trochę innej perspektywy. Teraz, po tych dwóch miesiącach, mogę śmiało przyznać, że decyzja o dwumiesięcznej przerwie była wyjątkowo udana. Wracam z nową siłą, z nowymi pomysłami, z szerokim uśmiechem na twarzy i przede wszystkim z nadzieją, że kierunek, który zamierzam obrać, okaże się tym dobrym. A zatem co się zmieni? O tym poniżej!
piątek, 1 maja 2015
O tym, jak przeprosiłem się z Marvelem...
Już w przyszłym tygodniu swą polską premierę będzie miał drugi film z serii AVENGERS. Przyznam Wam się bez bicia, że jeszcze rok temu ta informacja nie zrobiłaby na mnie najmniejszego wrażenia. Nigdy nie kryłem się z tym, że oparte na komiksach filmy o superbohaterach mnie nie interesują, a wręcz uważałem je za rodzaj odmóżdżającej rozrywki dla niedorosłych chłopców. Niecały rok temu postanowiłem spróbować się przełamać i dać szansę Marvelowi. Swą przygodę z adaptacjami komiksów niefortunnie rozpocząłem od Daredevila w reżyserii Marka Stevena Johnsona. Zapewne domyślacie się, jaka była moja ocena filmu... Nie poddałem się jednak i oglądałem dalej. Każdy kolejny film ze stajni Marvela okazywał się być coraz lepiej zrealizowany, zbędny patos zmienił się w świetny komizm sytuacji i słowa, a na ekranie pojawiali się coraz ciekawsi z mojego punktu widzenia aktorzy. Teraz, kiedy jestem już na bieżąco mogę śmiało przyznać, iż filmy Marvela to naprawdę odmóżdżająca rozrywka. Tylko co z tego i kogo to obchodzi, skoro naprawdę świetnie się to ogląda? Pisałem już nie raz, że nie każdy film musi mieć głębię i że miło od czasu do czasu zrelaksować się przy czymś lżejszym. A jeśli te lekkie filmy okrasi się jeszcze genialnymi efektami specjalnymi i powoła się do życia charyzmatycznych bohaterów, to można stworzyć prawdziwe cacuszka. I tak, moi Drodzy Czytelnicy, jest właśnie w przypadku Marvela. Dziś mogę już ogłosić wszem i wobec, że czekam na Czas Ultrona równie mocno co większość z Was! ;) A póki co zachęcam Was do zapoznania się z moim niezwykle subiektywnym rankingiem filmów z tej stajni.
niedziela, 26 kwietnia 2015
Film spod znaku ADHD – Brud (Filth), reż. Jon S. Baird, 2013
James McAvoy to bez wątpienia
jeden z najzdolniejszych brytyjskich aktorów. Mimo, że powoli zbliża się już do
magicznej 40-tki, na jego koncie wciąż znajduje się bardzo mało nagród za
filmowe osiągnięcia. Na 3 nominacje do nagród BAFTA, tylko jedna zamieniła się
w statuetkę, ta w kategorii „Największa aktorska nadzieja kina”. To oczywiście ogromne
wyróżnienie, ale wielu krytyków filmowych nadal twierdzi, iż jest to mało
prestiżowe „okazanie sympatii na kredyt”. Spośród hollywoodzkich nagród McAvoy
zdołał póki co zyskać jedynie nominację do Złotych Globów za rolę w Pokucie Wrighta. Oburzające jest to, iż
większość widzów utożsamia tego fenomenalnego aktora jedynie z rolą Charlesa
Xaviera z X-Menów. Przyznaję, że
bardzo długo czekałem, aż James dostanie rolę, w której będzie mógł pokazać wszystkim,
na co naprawdę go stać. Doczekałem się. Po świetnej roli w Trans, miałem okazję obejrzeć go w filmie, który chcę dziś dla Was
zrecenzować. Mimo, że oglądałem go już dobre kilka miesięcy temu, nadal siedzi
mi w głowie i czuję, że na długo jeszcze w niej pozostanie. Panie i Panowie,
zachęcam do zapoznania się z poniższą recenzją Brudu, prawdziwego filmu-petardy.
czwartek, 23 kwietnia 2015
Science-fiction once again – Dawca pamięci (The Giver), Więzień labiryntu (The Maze Runner), Przeznaczenie (Predestination)
Jeszcze kilka lat temu brzydziłem
się filmami science-fiction. Traktowałem je jako głupią, mało ambitną i
totalnie abstrakcyjną rozrywkę dla niedojrzałych chłopców. Kiedy jednak
rozpocząłem na poważnie przygodę z blogowaniem, poczułem potrzebę bliższego
zaznajomienia się z tym gatunkiem filmowym. W końcu co to za bloger/krytyk
filmowy, który nie wypowiada się na temat najgłośniejszych premier kinowych?
Tak, nie da się ukryć, że to właśnie filmy science-fiction przyciągają do kin
największą liczbę osób. Ludzie lubią się w kinie zrelaksować, „odmóżdżyć”,
skupić na czymś, co nie wymaga większego myślenia, a jednocześnie daje
rozrywkę. Tylko czy tak aby na pewno jest? Przecież niektóre z filmów s-f
wymagają od widza myślenia, dedukcji i szybkiego kojarzenia faktów. Osobiście
lubuję się w filmowych zagadkach i właśnie po tego typu produkcje sięgam
najchętniej. Dziś zachęcam Was do zapoznania się z moimi krótkimi recenzjami
trzech filmów science-fiction z 2014 roku: dwa z nich wpisują się w popularny
ostatnio nurt młodzieżowego kina s-f i okazują się być średniakami, ostatni natomiast
jest prawdziwą petardą i wymaga od widza skupienia.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Little party never killed nobody... - Party girl, reż. Marie Amachoukeli-Barsacq, Claire Burger, Samuel Theis, 2014
W sobotę 18. kwietnia miałem
przyjemność uczestniczenia w kolejnym Ogólnopolskim Spotkaniu Blogerów
Filmowych. Blogerzy filmowi z całej Polski spotkali się już po raz piąty, tym
razem w Warszawie. Dziewczyny (Okiem Kinomaniaka, Po napisach końcowych)
zaplanowały dla nas szereg atrakcji. Po wypiciu kawki i wstępnym omówieniu
ostatnich doniesień ze świata filmu, dzięki uprzejmości Gutek Film udaliśmy się
do kina Muranów na przedpremierowy seans filmu Party girl. Ten francuski dramat został uhonorowany Złotą Kamerą w
Cannes i w Polsce będzie możliwy do obejrzenia już od 15. maja. Po seansie
naładowaliśmy akumulatory w Pizza Hut, po czym rozpoczęliśmy grę miejską, która
wymagała od nas nie tylko wiedzy filmowej, ale i blogersko-dziennikarskich
umiejętności. Mimo małych trudności z jednym z zadań (ach, pamiętna ulica
Wspólna) i przygód pogodowych (słońce, deszcz i śnieg w jednym) mojej grupie
udało się dotrzeć do mety. Spotkanie zakończyło się integracyjnym piwkiem, w
czasie którego zostały wręczone nagrody i dyplomy dla wszystkich uczestników
zlotu. Z tego miejsca jeszcze raz gratuluję dziewczętom tak wspaniałej
organizacji i już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Tak się złożyło,
że w sobotę świętowałem akurat swoje urodziny – zaśpiewane przez blogerów 100 lat było rozczulające, jeszcze raz
dzięki! A teraz zachęcam do zapoznania się z moją recenzją filmu Party girl.
środa, 15 kwietnia 2015
O wojnie po raz enty – Furia (Fury), reż. David Ayer, 2014
Wydawać by się mogło, że na temat
wojen zostało powiedziane/napisane/pokazane już wszystko, a tymczasem co roku
powstają kolejne filmy o tej tematyce, które nie dość, że są realizowane z
ogromnym rozmachem, to w dodatku niezmiennie nas poruszają. Tak jest również w
przypadku Furii, najnowszego filmu
Davida Ayera, twórcy genialnych Bogów
ulicy. Furię mogliśmy oglądać w
polskich kinach już kilka miesięcy temu, ale ponieważ nie zrecenzowałem filmu
od razu, notka zawieruszyła mi się pośród innych, nieskończonych. Dziś chcę
wrócić do tego tytułu i bardzo mocno Wam go polecić. Nie jest to kino lekkie,
przyjemne, nie jest to również kino dla wrażliwców, ale mimo wszystko uważam,
że każda dorosła osoba powinna je zobaczyć. To bez wątpienia najlepszy film wojenny
2014 roku. Zachęcam do zapoznania się z całą recenzją Furii.
niedziela, 12 kwietnia 2015
O filmach przyjemnych – Zacznijmy od nowa (Begin Again), Podróż na sto stóp (The Hundred-Foot Journey), Wypisz, wymaluj… miłość (Words and Pictures)
Zgodnie z wcześniejszą
zapowiedzią, przez ostatnie 2 tygodnie zrobiłem sobie mały odpoczynek od bloga.
Nie pisałem notek, wrzucałem pojedyncze posty na Facebooka, przystopowałem ze
śledzeniem innych blogów filmowych. I choć może ciężko Wam w to uwierzyć,
każdego dnia w ciągu tych dwóch tygodni czułem ogromne wyrzuty sumienia. Bo co,
jeśli ta przerwa spodoba mi się na tyle, że całkiem zrezygnuję z pisania? A
przecież nie raz obiecywałem, że będę dla Was pisał dopóki tylko będziecie
chcieli mnie czytać. Spokojna głowa, nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Owszem, zrobiłem sobie krótką przerwę w pisaniu notek (to podobno wpływa
pozytywnie na wenę), ale nie zrezygnowałem z oglądania filmów. Przez te dwa
tygodnie nadrobiłem wszystkie zaległości z 2014 roku i do bycia na bieżąco
brakuje mi już tylko jakieś 10 tytułów z bieżącego roku. Co prawda kompletnie
zaniedbałem seriale, ale planuję je nadrobić w czasie kinowego sezonu ogórkowego,
czyli w lipcu i sierpniu. Tymczasem dziś wracam do Was z notką niezwykle
przyjemną, dotyczącą filmów, których oglądanie najzwyczajniej w świecie jest…
przyjemne. Wszystkie trzy tytuły bardzo gorąco Wam polecam, ich seanse działają
na widza bardzo odprężająco. Szczegóły poniżej.
niedziela, 22 marca 2015
O niezłomnej sile walki – Niezłomny, reż. Angelina Jolie, 2014
Po zmiażdżonej przy krytyków Krainie miodu i krwi można było
pomyśleć, iż Angelina Jolie zrezygnuje z dalszych planów jako reżyserka. Jej oszczędność
w doborze kolejnych aktorskich ról (Jolie zagrała w 2010 roku w Salt i Turyście, a jej kolejną rolą była dopiero rola Maleficent w filmie Czarownica) sugerowała z drugiej strony,
iż aktorka nadal woli próbować swych sił po drugiej stronie kamery. Jej
najnowszy film, Niezłomny, był przez
wielu typowany na czarnego konia Oscarów 2015. Przyznaję się bez bicia, że ja
sam również bardzo mocno na niego stawiałem… Do kina udałem się zaraz na drugi
dzień po polskiej premierze i wyszedłem z niego oszołomiony. Ostatnim filmem,
który wywołał u mnie tak ogromne emocje był chyba polski Chce się żyć. Pamiętam, jak oceniając film na Filmwebie na 10/10 dodałem
komentarz, iż z pewnością posypią się Oscary… Cóż, skończyło się jedynie na 3
nominacjach (Najlepsze zdjęcia, Najlepszy dźwięk, Najlepszy montaż dźwięku), z
których żadna nie zamieniła się w statuetkę. Wciąż nie ogarniam, jak Akademia
mogła uznać, iż Snajper czy Gra tajemnic bardziej zasługują na
nominacje niż Niezłomny. I chociaż
doskonale wiem, iż Oscary wcale nie trafiają do najlepszych filmów, wciąż czuję
ogromny niedosyt. I właśnie dlatego piszę tę notkę. Aby uświadomić Wam, że
powstał taki film jak Niezłomny.
Film, który uważam za arcydzieło, oceniam na 10/10 i szalenie polecam.
Szczegóły poniżej.
czwartek, 19 marca 2015
O komediach 2014/2015, część 2 – Dzień z życia blondynki (Walk of Shame, reż Steven Brill, 2014), Udając gliniarzy (Let’s be cops, reż. Luke Greenfield, 2014), Alexander – okropny, straszny, niezbyt dobry, bardzo zły dzień (Alexander and the Terrible, Horrible, No Good, Very Bad Day, reż. Miguel Arteta, 2014)
Dzisiaj chcę Wam zaprezentować
drugą część mojego cyklu poświęconego komediom. Poniżej znajdziecie krótkie
recenzje kolejnych trzech komedii, które swe polskie premiery miały w ciągu
ostatnich kilku miesięcy. Dwie z nich są bardzo średnie i raczej nie mogę ich
Wam polecić, ostatnia natomiast może sprawdzić się idealnie nie tylko jako
komedia, ale także jako kino familijne. Co tu dużo pisać – jeśli ktoś jest
zainteresowany, zachęcam do zapoznania się z całą notką.
niedziela, 15 marca 2015
O komediach 2014/2015, część 1 – Sekstaśma (Sex Tape, reż. Jake Kasdan, 2014), 22 Jump Street (reż. Phil Lord, Christopher Miller, 2014), Sąsiedzi (Neighbors, reż. Nicholas Stoller, 2014)
Moja wina, moja wina, moja bardzo
wielka wina. Tak, wiem, obiecywałem, że będę więcej dla Was pisał. Planowałem,
że do końca marca uporam się z zaległościami i będę mógł dla Was recenzować
bieżące kinowe premiery. Los jest jednak przewrotny i stało się zupełnie
inaczej, tzn. zrecenzowałem Wam kilka nowości, a zaległości nie zostały nawet
przeze mnie ruszone… Wybaczcie mi, ale nie potrafię obiecać poprawy. Żyję
ostatnio w ogromnym tempie, praca i zajęcia dodatkowe nie dają wytchnienia, a w
moim życiu na dobre zagościł już zdrowy styl życia (tak, zgodnie z
postanowieniami noworocznymi, regularnie ćwiczę i zdrowo się odżywiam).
Wszystko to składa się na to, że ostatnio mam na filmy znacznie mniej czasu.
Nie wiem, może to kwestia organizacji czasu i w końcu uda mi się nad tym
wszystkim zapanować. Póki co proszę jednak o cierpliwość i nie gniewajcie się,
jeśli w najbliższym czasie nowe recenzje będą pojawiać się rzadziej. Jedno jest
pewne – pisać na pewno nie przestanę. Dziś chciałbym Wam przedstawić 1 część
mojego cyklu poświęconego komediom wyprodukowanym w czasie kilku ostatnich miesięcy.
Już teraz mogę Wam zdradzić, że każdy z poniższych filmów okazał się naprawdę
zabawny. A szczegóły, tradycyjnie już, poniżej.
czwartek, 12 marca 2015
O cielesności… - Body/Ciało, reż. Małgorzata Szumowska, 2015
Nie da się ukryć, że Małgorzata
Szumowska należy do grupy najbardziej kontrowersyjnych polskich reżyserów. Nie
chodzi tu tylko o jej życiowe wybory oraz prywatność, ale przede wszystkim o tematykę
jej filmów. Szumowska nigdy nie należała jednak do osób, które miałyby się
przejmować jakąkolwiek krytyką, ona konsekwentnie realizuje wszystkie swe
reżyserskie plany, podbija kolejne festiwale filmowe i wciąż doskonali swój
warsztat. Jej filmy już od wielu lat dzielą Polaków i zmuszają nas do wyrażania
własnego zdania na tematy, które powszechnie są uznawane za tabu. Tak było
choćby w przypadku jej trzech ostatnich filmów, w których poruszała motywy
śmierci (33 sceny z życia),
prostytucji nieletnich (Sponsoring)
czy homoseksualizmu wśród księży (W imię…).
W swej najnowszej produkcji reżyserka wcale nie spuszcza z tonu i znowu nas
prowokuje. Nie dość, że w tak zwanym „międzyczasie” inteligentnie komentuje
polską rzeczywistość (odwołuje się między innymi do słynnej sprawy Madzi z
Sosnowca), to w dodatku po raz kolejny powraca do tematyki śmierci, wzbogacając
ją tym razem o szeroko-rozumiane pojęcia cielesności, duchowości, spirytystyki.
W efekcie otrzymujemy film, który jest naprawdę bardzo dobry. Tak, nie wstydzę
się tego powiedzieć, to kolejny polski film w tym roku, który zasługuje niemal
na same komplementy. Szczegóły poniżej.
niedziela, 8 marca 2015
Warszawa jest kobietą - Warsaw by night, reż. Natalia Koryncka-Gruz, 2015
Recenzowany dziś film widziałem
kilka dni po premierze, a tak się jakoś zdarzyło, że nie miałem czasu, aby o
nim napisać. Kiedy dzisiaj, w Dniu Kobiet, zastanawiałem się, jaki film dla Was
zrecenzować, od razu przypomniał mi się seans Warsaw by night. Uświadomiłem sobie również, że producent mógł
spokojnie poczekać z premierą filmu do szóstego marca. Jestem przekonany, że do
kin ruszyłyby wówczas całe tłumy – nie od dziś wiadomo, że takie święta jak
Walentynki czy Dzień Kobiet miło spędza się właśnie w kinie. Wielka szkoda, że
tak się nie stało, bo film przeszedł przez Polskę właściwie bez większego echa,
a jest naprawdę warty uwagi! Natalia Koryncka-Gruz stworzyła świetne
współczesne kino obyczajowe i zrobiła to w stylu iście amerykańskim – tak, Warsaw by night to kolejny (po
znakomitych Bogach) polski film
wzorowany na amerykańskich schematach, ale jednak mimo wszystko mieszczący się
w naszych „polskich standardach”. Jest słodko-gorzko, neonowo, momentami
sentymentalnie, ale co najważniejsze, jest bardzo kobieco. Już teraz bardzo
zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu, a tych chcących wiedzieć więcej,
zachęcam do przeczytania całej notki.
środa, 4 marca 2015
7 powodów, dla których warto obejrzeć Disco Polo (reż. Maciej Bochniak, 2015)
2 dni temu rozdano „polskie
oscary” – Orły. Najwięcej statuetek powędrowało na konto filmu Bogowie, co raczej nie powinno stanowić
zaskoczenia, gdyż film o Relidze jest bardzo dobry. Same nominacje wzbudziły w
tym roku ogromne kontrowersje. Otóż na ich podstawie można by stwierdzić, że w
zeszłym roku powstały w Polsce jedynie trzy dobre filmy: wspomniani Bogowie, Miasto 44 i Pod Mocnym Aniołem. Ogłoszone w dniu
dzisiejszym nominacje do Węży (polskie antynagrody filmowe, odpowiednik
amerykańskich Złotych Malin) są dużo bardziej różnorodne i wskazują na to, że
filmowy 2014 był nieco słabszy od filmowego 2013. Tutaj możecie zapoznać
się z nominacjami do Węży, ja natomiast chciałbym dziś skupić się na ostatniej piątkowej
premierze, polskim filmie Disco Polo.
Otóż po wielu latach okazało się, że Polacy potrafią jednak nakręcić dobrą i
zabawną komedię. Film Bochniaka jest nie tylko świetną rozrywką, ale też
ogromnym ukłonem w stronę kinomaniaków. A zatem, Szanowny Widzu, jeśli nie
rozumiesz fenomenu Disco Polo i część
scen okazała się dla Ciebie nieporozumieniem, musisz odrobić lekcje z kina i
nadrobić filmowego zaległości. Wówczas zobaczysz to, co zobaczyłem ja. Pełna
recenzja poniżej.
piątek, 27 lutego 2015
Przedwczesne i być może irracjonalne przewidywania nominacyjne do Oscarów 2016, czyli o jakich filmach będzie w tym roku głośno
Wiem, że jeszcze nie ochłonęliście po tegorocznych Oscarach, ale dla mnie poziom nominowanych filmów był na tyle słaby, że postanowiłem sprawdzić, czy za rok będzie ciekawiej... Już teraz mogę Was zapewnić, że tak! W 2016 roku do kin wejdą najnowsze filmy takich reżyserów jak Tarantino, Spielberg, Scott, Boyle, Inarritu, a zagrają w nich aktorzy o najbardziej hollywoodzkich nazwiskach. Wedle moich prognoz o Oscara w kat. Najlepszy aktor zawalczą być może: Leonardo DiCaprio, Tom Hanks, Michael Fassbender, Matthew McConaughey i Bradley Cooper. Wśród aktorek nominacje wróżę Kate Winslet, Jennifer Lawrence, Carey Mulligan, Cate Blanchett. Oczywiście na tym etapie jest to poniekąd wróżenie z kart i tych przewidywań nie należy traktować zbyt poważnie ja po prostu chcę Wam pokazać, o jakich filmach i nazwiskach będziemy słyszeć w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Jedno jest pewne - rok 2015 i Oscary 2016 zapowiadają się o wiele bardziej fascynująco. Miłej lektury!
środa, 25 lutego 2015
Christian Grey nie istnieje, czyli o porno-mitomanii - Pięćdziesiąt twarzy Greya (Fifty Shades of Grey), reż. Sam Taylor-Johnson, 2015
Dzisiejsza recenzja będzie
wyjątkowa pod wieloma względami. Po pierwsze, prawdopodobnie będzie to
najdłuższa recenzja filmowa w historii tego bloga. Po drugie, nie będzie ona
przypominała klasycznej notki, ze względu na długość zdecydowałem się wypunktować
wszystko w oddzielnych akapitach, aby odwiedzający bloga sami mogli zdecydować,
czy chcą przeczytać całą recenzję czy też wybrane treści. I wreszcie, po
trzecie, będzie to recenzja wyjątkowo niejednoznaczna, tzn. pomimo dużej
krytyki, chcę złożyć reżyserującej obraz Sam Taylor-Johnson hołd. Otóż chyba
jeszcze nigdy w historii polskiej i światowej popkultury nie zdarzyło się, aby
jakikolwiek film wywoływał takie kontrowersje. Przykłady dzisiejszych nagłówków
z pierwszych lepszych portali internetowych? „Ekranizacja powieści E.L. James zarobiła na całym świecie już ponad 400
milionów dolarów!”, „Zarzut o napaść
seksualną – twierdzi, że odgrywał sceny z filmu Taylor-Johnson”, „Jamie Dornan nie zagra w kolejnych częściach
filmu!”. Miliony lajków, tweetów i udostępnień gwarantowane – wierzcie mi
na słowo. Cały świat oszalał na punkcie seksualnego dominanta, Christiana
Greya. Jest to moment absolutnie przełomowy – oto zostało złamane kolejne tabu.
Owszem, było ono łamane już wiele razy i to dużo wcześniej, ale nie z takim
impetem. I właśnie o tym chcę Wam dziś napisać: o popkulturalnej papce, która
jednak jest fenomenem.
poniedziałek, 23 lutego 2015
MAMY GO! - mini-relacja z gali rozdania Oscarów 2015
Mamy go! Udało się! Jest, jest, jest! <my precious> Na wstępie swej mini-relacji z gali Oscarów 2015 chcę bardzo przeprosić wszystkich sąsiadów za każdy z nieartykułowanych dźwięków, który wydałem z siebie minionej nocy. Śmiałem się do rozpuku, wrzeszczałem, przeklinałem, momentami prawie łkałem ze wzruszenia. Właśnie takich emocji dostarcza mi co roku oscarowa noc. Tak, wiem, wielu z Was pewnie tego nie rozumie, ale ja tego zrozumienia absolutnie nie wymagam. Świat filmu mimowolnie stał się też moim światem, nieustannie się nim ekscytuję i jestem przekonany, że ekscytacja ta będzie trwać do końca świata (i jeden dzień dłużej, a co!). Nie zamierzam Was czarować, to nie była gala stulecia. Momentami było piekielnie nudno, zbyt poprawnie i patetycznie, można było odnieść wrażenie, że prowadzący ceremonię Neil Patrick Harris łapie zadyszkę. Za Najlepszy film minionego roku uznano Birdmana, z czym kompletnie się nie zgadzam i nadal ocieram skrycie łzy po przegranej Boyhood. W pozostałych kategoriach, w większości przypadków, udało mi się przewidzieć zwycięzców i podobnie jak rok temu żałuję, że nie udałem się przed galą do któregoś z zakładów bukmacherskich. To wszystko, o czym piszę nie ma jednak żadnego znaczenia w kontekście tego, co naprawdę wydarzyło się minionej nocy. Polskie kino podniosło się i powstało niczym Feniks z popiołów. Polski film po raz pierwszy w historii zdobył Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny! Ida miała naprawdę wyjątkowych rywali, a zatem to zwycięstwo cieszy podwójnie. I właśnie o naszym sukcesie, o wyjątkowym przemówieniu Pawlikowskiego (ale też o innych smaczkach z minionego wieczoru) będzie ta notka (okraszona całkiem pokaźną ilością zdjęć). Zapraszam do czytania.
niedziela, 22 lutego 2015
Oscarowa ruletka 2015
Nie ma co się oszukiwać, jestem bardzo rozczarowany poziomem filmów nominowanych w tym roku do Oscarów. Wśród 8 produkcji aspirujących o miano "Najlepszego filmu" brakuje w tym roku dobrego dramatu społeczno-obyczajowego. Rozpoczynając seans Selmy przez chwilę miałem nadzieję, iż ten film okaże się brakującym ogniwem, ale niestety, pomyliłem się. Moim kolejnym zarzutem jest epatowanie nadmiernym patosem. Sami przyznajcie, już dawno o Oscary nie rywalizowały ze sobą filmy tak wzniosłe i patetyczne. Co jeszcze mi się nie podoba? Brak kobiet. Tak, poza Still Alice z genialną Julianne Moore nie ma w tym roku żadnej interesującej kobiecej roli - Julianne zgarnęła za swą rolę wszystkie możliwe nagrody i na 100% zdobędzie też Oscara. Bardzo się z tego cieszę (wielokrotnie chwaliłem talent Rudej), ale mimo wszystko czuję niedosyt - ta wygrana cieszyłaby mnie o wiele bardziej, gdyby była poprzedzona ostrą rywalizacją z innymi aktorkami (gdyby tak Rosamund Pike wygrała wcześniej chociaż jedną nagrodę zamiast Moore, byłoby dziś znacznie ciekawiej). Podsumowując, Oscar jest w tym roku Nadętym i Patetycznym Facetem, Którego Historia Zdarzyła Się Naprawdę. Innymi słowy, nuda. Z wielką przyjemnością zarwę jednak dzisiejszą nockę (tak jak co roku od jakichś 7 lat) i podobnie jak wiele milionów widzów na całym świecie będę się ekscytował (albo chociaż próbował) wręczeniem Oscarów. Bo, pomimo słabszego poziomu filmów i dużej przewidywalności, ta noc jest dla fanów kina nadal jedną z najważniejszych nocy w kalendarzowym roku. Poniżej przedstawiam swoje przewidywania.
piątek, 20 lutego 2015
Zdążyć przed Oscarami, część 2 - Dwa dni, jedna noc (Deux jours, une nuit); Mandarynki (Mandariinid); Lewiatan (Leviafan)
Styczeń i luty to takie dwa
miesiące w roku, w czasie których moją uwagę całkowicie pochłaniają
najważniejsze nagrody branży filmowej – Złote Globy, nagrody BAFTA i Oscary. To
właśnie dlatego wszystkie notki z czasu tych dwóch miesięcy zostały poświęcone
wyłącznie filmom nominowanym do wspomnianych nagród. Obiecuję, że już wkrótce
wracam do normalności, tzn. zamierzam recenzować dla Was bieżące filmy
(nazbierało mi się też kilka zaległych recenzji…). Dzisiaj natomiast ostatnia
notka z cyklu „Zdążyć przed Oscarami”, którą zamierzam poświęcić filmom
nieanglojęzycznym. Jak wiecie, jestem ogromnym fanem Idy i bardzo mocno trzymam kciuki za wygraną Pawlikowskiego.
Uważam, że spośród nominowanych i widzianych przeze mnie filmów w kat.
„Najlepszy film zagraniczny”, to właśnie Ida
jest najlepsza (niestety, nie widziałem Dzikich
historii i Timbuktu, ale jak
powszechnie wiadomo, główny pojedynek rozegra się właśnie między polską Idą
i rosyjskim Lewiatanem). Piszę to bez żadnej przesady, film Pawlikowskiego
zachwycił mnie na długo przed okresem, w którym zaczął osiągać sukcesy na rynku
światowym, o czym możecie przeczytać tutaj. Tymczasem dziś zachęcam do
zapoznania się z moją opinią na temat największych rywali Idy, gruzińskich Mandarynek i rosyjskiego Lewiatana.
wtorek, 17 lutego 2015
Zdążyć przed Oscarami, część 1 – Tajemnice lasu (Into the woods), Dzika droga (Wild), Mr. Turner
Dzisiaj chciałbym dla Was zrecenzować filmy, które, choć
z mniejszą liczbą nominacji, także biorą udział w wyścigu po najbardziej
prestiżowe nagrody filmowe. Spośród nich tylko jeden nie jest biografią, z
czego osobiście bardzo się cieszę, gdyż miło obejrzeć w końcu film, który nie
skupia się wyłącznie na jednej postaci. Trzeba przyznać, że Oscary 2015 są na
swój sposób ewenementem – nie dość, że lwią część wszystkich nominowanych
filmów stanowią filmy biograficzne, to w przeważającej ilości biografie te dotyczą
mężczyzn. Podsumowując, Oscar jest w 2015 roku mężczyzną, czy mu się to podoba
czy też nie. Przyznam Wam się, że oglądanie recenzowanych dziś filmów sprawiło
mi dużą przyjemność. Po przepełnionych zbędnym patosem filmach
takich jak Snajper, Selma czy Gra tajemnic miło móc zmierzyć się z
filmami o zgoła odmiennej tematyce. Już teraz bardzo gorąco polecam wszystkie
trzy tytuły, a o szczegółach możecie przeczytać poniżej.
piątek, 13 lutego 2015
7 (a właściwie 9) ulubionych filmów o miłości (lub z miłością w tle)
Walentynki - dla jednych święto miłości, dla innych zbędna komercja i 100% konsumpcjonizmu w konsumpcjonizmie. Ja sam mam bardzo ambiwalentne uczucia co do 14. lutego, gdyż uważam, że miłość i sympatię należy okazywać sobie codziennie, a nie przy okazji. Podobnie jest z filmami miłosnymi - niekoniecznie trzeba je oglądać jedynie w Dniu Świętego Walentego. Dzisiejszą notkę chciałbym poświęcić moim siedmiu ulubionym filmom miłosnym. Nie wszystkie są tryskającymi optymizmem komediami romantycznymi, poniżej znajdziecie też dramaty o miłości trudnej, oryginalnej, bolesnej. Pamiętajmy, że miłość to nie tylko motylki w brzuchu, niejednokrotnie to także ból i cierpienie. I choć niekoniecznie musicie zapoznawać się z poniższymi tytułami akurat w dniu jutrzejszym, gorąco zachęcam Was do obejrzenia tych filmów. A jutro dobrze bawcie się na 50 Twarzach Greya - w przeciwieństwie do pozostałych nie zamierzam bawić się we wróżenie i ocenianie filmu, którego jeszcze nie widziałem. A nawet jeśli produkcja rzeczywiście okaże się marna, wierzę, że nie zniszczy to Waszej wymarzonej walentynkowej randki ;-)
wtorek, 10 lutego 2015
O charyzmatycznym przywódcy – Selma, reż. Ava DuVernay, 2014
Ciężko w to uwierzyć, ale
dobrnąłem już prawie do końca – udało mi się obejrzeć wszystkie filmy
nominowane do tegorocznych Oscarów w kategorii Najlepszy film. Na sam koniec pozostawiłem
sobie Selmę, czyli kolejny film
biograficzny, który w odróżnieniu od wszystkich pozostałych nominowanych
filmów jest też dramatem społeczno-obyczajowym z misją. Kiedy ogłoszono
tegoroczne nominacje do najważniejszych nagród branży filmowej i okazało się,
że pośród nominowanych aktorów nie znalazł się nikt rasy czarnej, pojawiły się
głosy o rasizmie. W kontekście Oscarów jest to oczywiście absurd (przypominam,
że zeszłorocznym Najlepszym filmem roku został Zniewolony. 12 Years a Slave opowiadający o czarnoskórych niewolnikach),
ale ta sytuacja doskonale pokazuje, że pojęcie rasizmu wciąż jest obecne w
naszym życiu. Osobiście uważam, że takich filmów jak Selma czy Zniewolony
nigdy za mało – Ameryka najzwyczajniej w świecie próbuje rozliczyć się ze swą
przeszłością. Inna sprawa, że akurat Selma nie do końca zasługuje na miano
najlepszego filmu 2014 roku…
niedziela, 8 lutego 2015
Historia pewnego snajpera – Snajper (American Sniper), reż. Clint Eastwood, 2014
Przypadek Bradleya Coopera jest
niezwykle ciekawy i aż prosi się o osobną notkę (może kiedyś się na to pokuszę…).
Oto aktor znany głównie z kina komediowego (i nagrodzony w 2010 roku Złotą
Maliną za rolę w filmie Wszystko o
Stevenie) dostaje w 2012 roku szansę zagrania w dobrym dramacie (Poradnik pozytywnego myślenia) i co
najważniejsze, wykorzystuje ją. Kończy się nie tylko na nominacjach do najważniejszych
nagród filmowych (Złote Globy, Oscary), ale też na angażu do kolejnych
ambitnych produkcji (Drugie oblicze, American Hustle), za które zbiera
kolejne laury. W tym roku Cooper może się poszczycić trzecią z rzędu nominacją
do Oscarów i tym samym udowodnić wszystkim raz na zawsze, że naprawdę jest
dobrym aktorem (podobną drogę przechodzą obecnie Chris Pratt oraz Channing
Tatum, o których słychać ostatnio coraz więcej). Lubię Bradleya i jestem
ciekawy jego kolejnych aktorskich wcieleń, ale nie do końca zgadzam się z tegoroczną
oscarową nominacją. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zła rola, ja po prostu
uważam, że w minionym roku były lepsze. Sprawa nie tyczy się jedynie gry
aktorskiej Coopera – Snajper to
przyzwoity i dobrze zrealizowany film, który jednak nie wnosi nic nowego do
standardów amerykańskiego kina wojennego. A szkoda, bo miło byłoby zobaczyć dla
odmiany coś oryginalnego.
środa, 4 lutego 2015
Chce się żyć… - Teoria wszystkiego (Theory of Everything), reż. James Marsh, 2014
Ze względu na ukończone studia i
wykonywany zawód od dawna pasjonuję się osobą Stephena Hawkinga. Zapewne każdy
z Was wie o kim mowa, ale gdyby ktoś jednak zapomniał, przypominam, że to
jeden z najsłynniejszych współczesnych astrofizyków i kosmologów, twórca wielu
książek popularnonaukowych. Kiedy dowiedziałem się, że reżyser mojego
ulubionego filmu dokumentalnego (Projekt
Nim) podjął się pracy nad realizacją filmu o Hawkingu, byłem bardzo
podekscytowany. Moja radość wzrosła jeszcze bardziej, gdy ogłoszono, że w
pierwszoplanowych rolach wystąpią Eddie Redmayne i Felicity Jones, czyli
dwójka piekielnie utalentowanych brytyjskich aktorów. Czy z takiej współpracy
mogło wyniknąć coś słabego? NIE, pewnie, że nie! Teoria wszystkiego zachwyciła mnie w zupełności i po ostatnich
rozczarowujących seansach przywróciła wiarę w dobre kino. A Eddie Redmayne w
roli Hawkinga udowodnił, że zasługuje na Oscara bardziej niż Michael Keaton…
Szczegóły poniżej.
niedziela, 1 lutego 2015
Z igły widły... – Birdman, reż. Alejandro Gonzalez Inarritu, 2014
Kiedy podczas wczorajszego
zimowego spaceru ośmieliłem się skrytykować jedną z głupawych komedii romantycznych,
koleżanka ze śmiechem zauważyła, że chyba obejrzałem w swym życiu już za dużo
filmów i jestem spaczony, bo bardzo ciężko mnie zadowolić. Przyznaję, dało mi
to trochę do myślenia. Po powrocie do domu przejrzałem swój ranking obejrzanych
filmów i ze zdumieniem odkryłem, że wielu filmom ocenionym dawniej na 9/10
przyznałbym teraz niższą ocenę. To bardzo ciekawe i począłem zastanawiać się,
co składa się na taki stan rzeczy. Z pewnością jest coś w powiedzeniu, że „apetyt
rośnie w miarę jedzenia” i dlatego też po obejrzeniu dużej ilości filmów
naturalne jest, że pragnie się czegoś nowego. Bez wątpienia duże znaczenie ma
też dojrzewanie człowieka – nie oszukujmy się, wraz z dorastaniem zmieniają się
nasze priorytety, gusta i to, na co zwracamy uwagę. Być może właśnie dlatego
każdy z kolejnych oglądanych przeze mnie filmów nominowanych do tegorocznych
Oscarów rozczarowuje mnie coraz bardziej? Miałem ogromną nadzieję, że Birdman przełamie złą passę, ale
niestety, pomyliłem się. I chociaż jestem przekonany, że jeszcze 2 lata temu
potrafiłbym zachwycać się najnowszym filmem Inarritu, tak teraz, najzwyczajniej
w świecie, mam ochotę wznieść ręce ku górze i zapytać, czy w tym roku naprawdę
nie było lepszych filmów?!
czwartek, 29 stycznia 2015
O wojnie, matematyce i homoseksualizmie - Gra tajemnic (The Imitation Game), reż. Morten Tyldum, 2014
Gdyby ktoś zapytał mnie o listę najpopularniejszych
współczesnych aktorów, bez wątpienia wymieniłbym na niej Benedicta
Cumberbatcha. Trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju fenomen. Aktor
posiada na całym świecie miliony zakochanych w nim fanek, a przecież pod
względem urody zupełnie nie przypomina aktorów z najwyższej hollywoodzkiej
półki. Owa egzotyczna uroda w połączeniu z brytyjskim akcentem i nieprzeciętnym
charakterem robi jednak swoje. Cumberbatch gra już od 2002 roku, ale dopiero
rola w brytyjskim serialu Sherlock
okazała się dla niego przełomowa. W tym roku jego warsztat został doceniony –
aktor otrzymał oscarową nominację i wielu twierdzi, iż to właśnie on może
okazać się największym rywalem Michaela Keatona (Birdman) i jednocześnie czarnym koniem całego plebiscytu. Przyznaję,
Benedict zagrał w Grze tajemnic
naprawdę dobrze, chociaż oglądając film trudno było mi nie oprzeć się wrażeniu,
że gdzieś już to wszystko widziałem… A sama Gra
tajemnic okazuje się być filmem na tyle nierównym, że aż ciężko uwierzyć mi
w te 8 oscarowych nominacji… Szczegóły poniżej.
poniedziałek, 26 stycznia 2015
O zapominaniu – Motyl Still Alice (Still Alice), reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland, 2014
Kilka tygodni temu, przy okazji
recenzowania Map Gwiazd Cronenberga,
popełniłem krótki wstęp na temat Julianne Moore, czyli najbardziej znanej na
całym świecie Rudej. Od tamtego czasu nie zmieniłem swego zdania, a jedynie
utwierdziłem się w przekonaniu, że to wyjątkowa aktorka. Moore została już
uhonorowana Złotym Globem w kategorii Najlepsza aktorka dramatyczna za swą
pierwszoplanową rolę w filmie Still Alice
i wszystko wskazuje na to, że w tym roku, w końcu uda jej się także zdobyć
Oscara. Przypominam, że Julianne była wcześniej nominowana do tej nagrody
4-krotnie, w tym w 2003 roku aż 2 razy, zarówno za rolę pierwszoplanową (Daleko od nieba), jak i drugoplanową (Godziny). Bardzo się cieszę, że jej
ogromny talent został w końcu doceniony. W recenzowanym dziś Still Alice Moore gra naprawdę
fenomenalnie, a zatem w jej przypadku mamy do czynienia z wyjątkowo zasłużoną
nominacją. Poniżej możecie przeczytać, dlaczego jeszcze (poza zobaczeniem Moore) warto obejrzeć Still Alice.
czwartek, 22 stycznia 2015
O filmie, który mógł być naprawdę dobry… - Foxcatcher, reż. Bennett Miller, 2014
Sezon oscarowy w pełni. Każdy,
kto chociaż trochę interesuje się światem filmu z pewnością nadrabia zaległości
i na bieżąco śledzi w kinie wszystkie premiery filmów nominowanych w tym roku
do Oscarów. O dziwo, większość z nich miała już swoje polskie premiery i
przedpremiery, więc jest całkiem nieźle. Ja także nadrabiam swoje filmowe
zaległości i obiecuję, że przed oscarową galą na blogu znajdziecie recenzje
wszystkich filmów nominowanych do Oscarów 2015. Dziś chcę się z Wami podzielić
swoimi refleksjami na temat najnowszego filmu Bennetta Millera, Foxcatchera. Przyznaję, że czekałem na
jego premierę z ogromną niecierpliwością. Co prawda nie padłem z wrażenia po
seansach poprzednich produkcji Millera (Capote
i Moneyball), ale tym razem reżyser
sięgnął po historię, którą znałem już wcześniej z
mediów i która bardzo mnie interesowała. Niestety, Foxcatcher to film wybitnie spartaczony i zamiast pięciu nominacji
do Oscara powinien dostać wyłącznie jedną. Poniżej uzasadniam swoje krytyczne
stanowisko.
sobota, 17 stycznia 2015
Dosięgnąć szczytu… - Whiplash, reż. Damien Chazelle, 2014
O filmie Chazelle’a usłyszałem po
raz pierwszy dokładnie rok temu. Whiplash
osiągnął wielki sukces na Festiwalu Filmowym Sundance – został uhonorowany
Nagrodą Jury oraz Nagrodą Publiczności. Już wtedy wiedziałem, że warto się bliżej
przyjrzeć temu tytułowi. Bardzo ciekawa okazała się też sama historia kręcenia
filmu. Chazelle nie miał początkowo funduszy na pełny metraż, więc w 2013 roku stworzył
film krótkometrażowy o tym samym tytule. Kiedy udało mu się zdobyć pieniądze, nie
zdecydował się na realizację filmu o innej tematyce. Podobnie jak główny
bohater swego filmu, konkretnie i zdecydowanie realizował swój plan. I, ku
zaskoczeniu wszystkich, udało mu się. Przed rokiem jeszcze nikt nawet nie
podejrzewał, że ten 29-letni nieznany nikomu reżyser tak namiesza w nadchodzącym
sezonie. Whiplash został 6-krotnie
nominowany do Oskara, w tym w głównej kategorii (Najlepszy film), a krytycy i
wszyscy widzowie wciąż nie mogą ochłonąć po seansie filmu. I ja również się do
nich zaliczam, Whiplash to jeden z
najlepszych dramatów muzycznych, jakie widziałem w swoim życiu. Szczegóły
poniżej.
poniedziałek, 12 stycznia 2015
A miało być tak pięknie… - Relacja z gali rozdania Złotych Globów 2015
Jak już zapewne zdążyliście
przeczytać na fanpage’u bloga na Facebooku, nie podobała mi się ta gala. I
wcale nie chodzi o to, że nasza polska Ida
przegrała z rosyjskim Lewiatanem.
Wcale nie chodzi o to, że było przewidywalnie (bo nie było, a kto twierdzi
inaczej, najwyraźniej w świecie nie ogląda amerykańskich seriali i nie wie, o
czym mówi). Wcale nie chodzi też o to, że w wielu kategoriach nie wygrali moi
faworyci. Widzicie, ja naprawdę uwielbiam gale wręczenia najważniejszych nagród
filmowych. Oglądając wczorajszą ceremonię Złotych Globów miałem jednak
wrażenie, że amerykańska telewizja zafundowała wszystkim widzom pewien
spektakl, w którym na siłę chciano przemycić jak najwięcej elementów misyjnych
i społeczno-politycznych. Chwali się to, że w czasie gali wielokrotnie
wspominano o tragicznych wydarzeniach we Francji, podkreślano rolę kobiet (nie
tylko w kinie), dedykowano nagrody specyficznym środowiskom, np.
transgenderowym. Dostrzegam w tym wszystkim jednak pewien dysonans – z jednej
strony nominujemy do nagród filmy i seriale o mniejszościach seksualnych czy
zwalczaniu rasizmu, a z drugiej głośno i publicznie śmiejemy się z oskarżeń o
gwałt i z mieszkańców Korei Północnej. Czy to naprawdę jest w porządku? Czy
ktoś gdzieś nie przekroczył granicy? O tym, a także o najważniejszych
wydarzeniach z 72. gali rozdania Złotych Globów możecie przeczytać poniżej.
niedziela, 11 stycznia 2015
W oczekiwaniu na Złote Globy, część 4 – Zwycięzcy i przegrani, moje typy i przewidywania
Tak, to już dziś. Właśnie
dzisiejszej nocy, ok. godz. 2 nad ranem czasu polskiego, Hollywoodzkie
Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej po raz 82. przyzna drugie po Oscarach
najważniejsze nagrody filmowe. W ciągu minionego tygodnia starałem się Wam
nieco przybliżyć tytuły nominowanych seriali i grających w nich aktorów.
Niestety, w kwestii filmów, w dużej ilości przypadków będę dziś typował w
ciemno. Większość nominowanych filmów będzie mieć swe polskie premiery dopiero
w ciągu najbliższych tygodni. I choć wszyscy doskonale wiemy, że w sieci są już
dostępne pirackie kopie wszystkich tych filmów, ja grzecznie czekam na seanse
premierowe i przedpremierowe. Tak bardzo uwielbiam galę przyznawania Złotych
Globów, że w związku z tym zaplanowałem sobie w pracy urlop na jutrzejszy dzień
(nie chcę krążyć po korytarzach i straszyć wszystkich swym wyglądem zombie po
całej nieprzespanej nocy). A to oznacza, że dzisiaj spędzam noc przed ekranem
komputera (wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że telewizja polska nie wykupiła
prawa do emisji gali) i na fanpage’u bloga na Facebooku będę na bieżąco
informował Was o zwycięzcach i przegranych. Późnym wieczorem na tymże fanpage’u
znajdziecie też linki, pod którymi będzie można obejrzeć galę Złotych Globów na
zagranicznych stronach. Przypominam, że w kat. „Najlepszy film
nieanglojęzyczny” mamy swojego reprezentanta, naszą wspaniałą Idę. Mam ogromną nadzieję, że właśnie
dzisiejszej nocy Ida przejdzie do
historii polskiego kina jako pierwszy polskojęzyczny film nagrodzony tą
prestiżową nagrodą. Trzymajcie mocno kciuki! Liczę, że spośród Was wszystkich
chociaż kilka osób zechce mi towarzyszyć online tego wieczoru, zachęcam do
komentowania nagród na bieżąco razem ze mną. A już teraz przedstawiam swoje
typy.
piątek, 9 stycznia 2015
W oczekiwaniu na Złote Globy 2015, część 3 - Mini-serial lub film telewizyjny
Być może ciężko w to
uwierzyć, ale w tym roku to właśnie kategorie związane z mini-serialami i
filmami telewizyjnymi mogą okazać się najbardziej ekscytujące. Tak się złożyło,
że 2014 rok obfitował w wyjątkowo dobre produkcje. Bo czy jest ktoś, kto
chociażby nie słyszał o Detektywie
czy Fargo? Do tego dochodzi jeszcze
najlepsza z wszystkich dotychczasowych odsłona American Horror Story – Freak Show ogląda się naprawdę dobrze, to cyrk wyjątkowych osobliwości. Spośród filmów telewizyjnych doceniony
został jedynie Odruch serca, który,
podobnie jak zeszłoroczny Wielki Liberace,
może okazać się czarnym koniem plebiscytu. Jedno jest pewne, w kat.
mini-serialowych dawno już nie było tak ciekawie. A kto ma jakiekolwiek
wątpliwości, niech zerknie na nominacje w kat. „Najlepszy aktor w mini-serialu
lub filmie telewizyjnym”… Poniżej możecie przeczytać moje refleksje na temat
nominacji do Złotych Globów w kategoriach związanych z mini-serialami.
środa, 7 stycznia 2015
W oczekiwaniu na Złote Globy 2015, część 2 - Serial komediowy
Dzisiaj
chciałbym zaprezentować Wam swoje refleksje na temat tegorocznych nominacji do Złotych Globów w kat. „Najlepszy
serial musicalowy lub komediowy”. Kto by pomyślał, iż to właśnie w tych kategoriach zostaną przyznane najbardziej zaskakujące
nominacje? W tym roku, o dziwo, zupełnie pominięto takie hity jak Współczesna rodzina, Teoria Wielkiego Podrywu czy Parks and Recreation. Wśród nominacji
nie znalazło się też miejsce dla zeszłorocznego zwycięzcy, czyli Brooklyn 9-9, z czego akurat bardzo się
cieszę, bo prezentowane w nim poczucie humoru zupełnie do mnie nie trafia.
Żałuję natomiast, że po raz kolejny zupełnie pominięto 2 spłukane dziewczyny – osobiście uwielbiam ten serial i śmieję się
na nim do łez. Nominacje przyniosły dużo niespodzianek, ale coś mi się wydaje,
że wyniki okażą się jeszcze bardziej zaskakujące.
Subskrybuj:
Posty (Atom)