Gdyby ktoś zapytał mnie o listę najpopularniejszych
współczesnych aktorów, bez wątpienia wymieniłbym na niej Benedicta
Cumberbatcha. Trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju fenomen. Aktor
posiada na całym świecie miliony zakochanych w nim fanek, a przecież pod
względem urody zupełnie nie przypomina aktorów z najwyższej hollywoodzkiej
półki. Owa egzotyczna uroda w połączeniu z brytyjskim akcentem i nieprzeciętnym
charakterem robi jednak swoje. Cumberbatch gra już od 2002 roku, ale dopiero
rola w brytyjskim serialu Sherlock
okazała się dla niego przełomowa. W tym roku jego warsztat został doceniony –
aktor otrzymał oscarową nominację i wielu twierdzi, iż to właśnie on może
okazać się największym rywalem Michaela Keatona (Birdman) i jednocześnie czarnym koniem całego plebiscytu. Przyznaję,
Benedict zagrał w Grze tajemnic
naprawdę dobrze, chociaż oglądając film trudno było mi nie oprzeć się wrażeniu,
że gdzieś już to wszystko widziałem… A sama Gra
tajemnic okazuje się być filmem na tyle nierównym, że aż ciężko uwierzyć mi
w te 8 oscarowych nominacji… Szczegóły poniżej.
Film przedstawia historię
niezwykle utalentowanego Alana Turinga (Benedict Cumberbatch), brytyjskiego
matematyka, który w kluczowym momencie II wojny światowej złamał niemiecki kod
Enigma. Zespół najbardziej utalentowanych ludzi na świecie pracuje pod okiem Turinga
nad złamaniem skomplikowanego kodu, którym posługują się naziści. Ich
niesamowite dokonania, oparte częściowo na pracy polskich naukowców, pozwalają
położyć kres najbardziej okrutnej wojnie w historii dużo wcześniej, niż
wydawało się to możliwe. Po tych wydarzeniach Turing w
blasku chwały przystępuje do badań, których efektem będzie największa rewolucja
naszych czasów – powstanie komputera. Mimo niesamowitych zasług, ekscentryczny
geniusz wpadnie w poważne kłopoty, które doprowadzą do nieoczekiwanego zwrotu w
tej fascynującej historii (źródło: Filmweb.pl).
Przedstawiona
w filmie historia złamania kodu Enigmy okazała się być dla Polaków bardzo kontrowersyjna
– wielu upiera się przy tym, że film przedstawia zakłamaną rzeczywistość i że
kod został tak naprawdę złamany przez Polaków, a nie przez ekipę Turinga. Nie
jestem historykiem, ale przed kolejnym pluciem jadem radzę wszystkim zapoznać
się z biografią Alana. Nie zapominajmy, że Gra
tajemnic to film, który jest poświecony właśnie jemu, a nie samej historii
złamania kodu. Poza tym słysząc kolejne pretensje i krzyki oburzenia polskiego
społeczeństwa mam ochotę jedynie wybuchnąć śmiechem. Który to już raz? Ile
jeszcze przed nami? Dlaczego tak bardzo boli nas, jeśli ktoś gdzieś powie o nas
coś złego? Nie jesteśmy krystalicznie biali i choć przeszliśmy w historii wiele
złego, nie zapominajmy, że sami też mamy trochę za paznokciami…
Tak jak
wspomniałem we wstępie do notki, Gra
tajemnic to film szalenie nierówny. Akcja rozkręca się właściwie dopiero po
pierwszej nudnej godzinie… Poza tym Tyldum tak żongluje planami czasowymi i
poruszanymi motywami, że można odnieść wrażenie, iż on sam do końca nie wiedział,
w którym kierunku poprowadzić tę historię. Tym oto sposobem otrzymujemy
historię ekscentrycznego matematyka-geja, którego osiągnięcia przyczyniły się
do zakończenia II wojny światowej. Wszystko to polane gęstym sosem patetycznych
polityczno-patriotycznych frazesów. Bleh. Film rzeczywiście przedstawia ważną
historię, ale ktoś w którymś momencie przekroczył umowną granicę politycznej poprawności
i dlatego też wyszło jak wyszło. W efekcie wychodzi na to, że jedynym
elementem, dla którego warto obejrzeć Grę
tajemnic jest właśnie aktorstwo Cumberbatcha.
Benedict
jest stworzony do wcielania się w role oryginalnych odludków. Śledząc na
ekranie losy Alana Turinga nie mogłem jednak uciec od skojarzeń z Sherlockem czy Julianem Assangem (Piąta władza). Lubię Cumberbatcha, ale
trochę boję się, czy z czasem nie stanie się z nim to samo, co z Johnnym
Deppem, który nie potrafi odkleić od siebie łatki Jacka Sparrowa. Pozostali
aktorzy są zupełnie pozbawieni charyzmy, no może poza Matthew Goode, który jak
zawsze gra poprawnie. Keira Knightley nie potrafi uciec od swej neurotyczności,
w Grze tajemnic była dla mnie
niestrawna jak zawsze. Jestem w szoku, że dostała nominację do Oscara… Jedyna
scena, w której mi się podobała, to ta finałowa, w której szczerze rozmawia z
Turingiem o jego osiągnięciach. Na plus na pewno zaliczyć można też świetną
ścieżkę dźwiękową Alexandre Desplate’a.
Ode mnie
słabe 7/10. Czy polecam? Zupełnie bez ciśnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz