wtorek, 29 marca 2016

Tajemnica sukcesu Toma Hiddlestona



Już 15 kwietnia swą polską premierę będzie miał film „High Rise”, w którym w głównej roli będziemy mogli zobaczyć Toma Hiddlestona. Przedstawiam sylwetkę tego utalentowanego i posiadającego armię prawdziwych fanów aktora.



poniedziałek, 14 marca 2016

Przedwczesne i być może irracjonalne przewidywania nominacyjne do Oscarów 2017, czyli o jakich filmach będzie w tym roku głośno

Ochłonęliście już po ostatnich Oscarach? Jeśli tak, to bardzo dobrze, bo w dzisiejszej notce chcę skupić się na przyszłorocznej gali. To coś w rodzaju wróżenia z fusów, czyli próba przewidzenia, które z nadchodzących premier filmowych mogą zachwycić Akademię. Rok temu całkiem nieźle mi poszło, ciekawe, czy tym razem również zdołam dobrze obstawić. Niech ta notka posłuży Wam też jako drogowskaz, na które z filmów 2016 roku zwrócić największą uwagę. 

sobota, 12 marca 2016

O zakazanej miłości... - recenzja filmu "Carol", reż. Todd Haynes, 2015

Każdy rok ma swój głośny film o uczuciu pomiędzy osobami tej samej płci. O kontrowersyjnym filmie Haynesa było głośno już na rok przed premierą filmu. Złożyło się na to wiele czynników: kontrowersyjny temat, czas osadzenia akcji oraz obsadzenie w głównych rolach dwóch popularnych i utalentowanych aktorek: Cate Blanchett oraz Rooney Mary. Każdego roku zostaje wyprodukowanych tak wiele filmów o tematyce LGBT, że motyw ten nieco już spowszedniał. I właśnie dlatego podchodziłem do "Carol" z dużym dystansem - byłem przekonany, że Haynes chce wzbogacić się na ukazaniu dwóch znanych aktorek w kontrowersyjnych lesbijskich scenach. Nic takiego. "Carol" to nostalgiczny i wciągający melodramat, któremu zabrakło naprawdę niewiele do tego, aby zapisać się w historii kinematografii jako odpowiedź na fenomenalną "Tajemnicę Brokeback Mountain" Anga Lee. O tym, dlaczego warto zobaczyć ten film, możecie przeczytać poniżej.


poniedziałek, 7 marca 2016

Nominacje do Węży 2016!



Nie tylko Oscary, Orły i Niedźwiedzie przyznawane są w przestrzeni filmowej. Po roku ciężkiej pracy nominacje ogłosiła Akademia Węży. To już 5. edycja Nagród Węży, które wskazują na filmowe potknięcia w polskim kinie. 


sobota, 5 marca 2016

Wyjść z pokoju - recenzja filmu "Pokój" (reż. Lenny Abrahamson, 2015)

Są takie filmy, po których seansie ciężko zasnąć. Nie mam na myśli przerażających horrorów czy przepełnionych efektami specjalnymi blockbusterów, po obejrzeniu których po prostu bolą nas oczy, ale obrazy, które swą treścią oddziałują na nas w takim stopniu, że ciężko się nam po nich otrząsnąć. Właśnie takim filmem okazał się być dla mnie najnowszy obraz Lenny'ego Abrahamsona, nominowany do Oscara "Pokój". Nie zobaczycie tu pięknych i popularnych aktorów znanych z pierwszych stron gazet, nie usłyszycie przeintelektualizowanych dialogów, nie zostaniecie zmuszeni do błądzenia po fabularnych meandrach. A jednak "Pokój" rozłoży Was na łopatki, wzruszy, poruszy i jeszcze długo po seansie nie będziecie potrafili o nim zapomnieć (obejrzałem film ponad trzy tygodnie temu, a wciąż nie mogę przestać o nim myśleć). Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego warto obejrzeć najnowszy film Abrahamsona, zapoznajcie się z całą notką. I pędźcie do kin, póki jeszcze go grają, gdyż szkoda by było, abyście przegapili seans jednego z najlepszych filmów tego roku.


sobota, 27 lutego 2016

Oscarowa ruletka 2016

Swe przygotowania do oscarowej nocy, podobnie jak większość kinomanów, rozpocząłem już jesienią. Wiedziałem, że najgłośniejsze tytuły muszę obejrzeć w kinie, gdyż części z nich na pewno przyjdzie powalczyć o najważniejsze nagrody przemysłu filmowego. Tak było z "Marsjaninem" i "Mad Max: Na drodze gniewu" i z "Mostem szpiegów", które mogliśmy obejrzeć w polskich kinach jeszcze w 2015 roku. Urlop na 29. lutego zaplanowałem już w grudniu. Wtedy też rozpoczęło się wielkie odliczanie do jednej z najważniejszych nocy w roku kinomana. Cóż, los bywa przewrotny. Ze względu na inne okoliczności, nie będę mógł obejrzeć oscarowej gali na żywo (to będzie pierwszy raz od jakichś, hmm, 7 lat). Oznacza to, że czeka mnie wyjątkowo ciężki poniedziałek - żadnego zaglądania do prasy i Internetu, żadnego czytania nagłówków, żadnych około-filmowych rozmów! Wierzę, że uda mi się wytrwać w błogim spokoju do godzin popołudniowych, kiedy spokojnie rozsiądę się w swym wygodnym fotelu i będę mógł oddać się emocjom towarzyszącym oglądaniu oscarowej gali. Chcę, tak jak co roku, samodzielnie poznać werdykt Akademii i samodzielnie buntować się lub skakać z radości. Ze względu na to, że nie będę oglądał gali na żywo, w tym roku muszę zrezygnować z relacji z tego wydarzenia na fanpage'u bloga. Obiecuję jednak, że wszystkie swoje refleksje przeleję na bloga zaraz po obejrzeniu, a zatem w poniedziałek ok. godz. 20 będziecie mogli je tu przeczytać. Trzymajcie kciuki, żebym zdołał wytrzymać te kilka poniedziałkowych godzin w nieświadomości. A już teraz zachęcam Was do zapoznania się z moimi typami.

sobota, 20 lutego 2016

Transseksualnie i nazbyt oscarowo - recenzja "Dziewczyny z portretu" (reż. Tom Hooper, 2015)


Praktycznie co roku wśród tytułów filmów nominowanych do Oscarów da się odnaleźć taki, który zdaje się być idealnie skrojony pod te najważniejsze nagrody przemysłu filmowego. Tak było w przypadku zeszłorocznej "Gry tajemnic", która próbowała skleić motyw homoseksualizmu z kontrowersyjną historią. Podobne zarzuty postawiłem też filmowi "Witaj w klubie", który według mnie poruszał zbyt wiele różnych problemów i - jak miałem wrażenie - w intencji twórców miał wycisnąć łzy z każdego widza niezależnie od tego, czy widz tego chciał czy nie. W tym roku w podobną pułapkę wpadł Tom Hooper, reżyser tak znakomitych filmów jak "Les Miserables. Nędznicy" czy "Jak zostać królem". Tak bardzo skupił się on na próbach zachwycenia Akademii, że całkowicie zapomniał, po co właściwie tworzy ten film. Jego "Dziewczyna z obrazu" zachwyca pod względem wizualnym, ale fabularnie i treściowo nie dorównuje pozostałym filmom nominowanym w tym roku do Oscarów. Wielka szkoda, że na plakacie reklamującym film tak mało miejsca poświęcono Alicii Vikander. Bo to ona jest głównym powodem, dla którego należy obejrzeć najnowszy film Hoopera. Czy ktokolwiek podejrzewał, iż to właśnie Vikander zje Eddiego Redmayne'a na śniadanie? O tym możecie przeczytać poniżej.

środa, 17 lutego 2016

O dojrzewaniu, dylematach i rozdarciu wewnętrznym młodej emigrantki - recenzja "Brooklyn" (reż. John Crowley, 2015)


Saoirse Ronan zwróciła na siebie uwagę widzów i krytyków już w jednym z pierwszych filmów, w których się pojawiła. W "Pokucie" Wrighta wcieliła się w postać nastoletniej Briony, której intryga doprowadziła do ogromnego zamieszania. Oglądając kolejne filmy z Ronan, wszyscy byliśmy świadkami jej dojrzewania i przemiany z nieopierzonego pisklęcia w pięknego, świadomego swego ciała łabędzia. Finał tej zaskakującej przemiany można obejrzeć we wchodzącym w najbliższy piątek na ekrany kin filmie "Brooklyn". Ronan nie tylko dźwiga na swych barkach cały film, ale też gra tak fenomenalnie, że nie da się od niej oderwać wzroku. Nic dziwnego, że właśnie za tę rolę została (już drugi raz w swej karierze!) nominowana do Oscara w kat. Najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Wszyscy wiemy, że statuetka w tej kategorii trafi w tym roku w ręce równie genialnej Brie Larson ("Pokój"), ale faktem jest, iż gdybyśmy mieli do czynienia z zawodami sportowymi, to srebrny medal trafiłby właśnie do Saoirse. A sam "Brooklyn" to póki co najbardziej sentymentalny i nostalgiczny film, jaki udało mi się zobaczyć w 2016 roku. Gorąco zachęcam Was do wizyty w kinie i już teraz prezentuję Wam moją recenzję filmu (ostrzegam, że recenzja zawiera spoilery!).

poniedziałek, 15 lutego 2016

Walcząca o swe marzenia... - recenzja "Joy" (reż. David O. Russell, 2015)

W amerykańskim kinie wciąż królują biografie mniej lub bardziej znanych mężczyzn. Bardzo widoczne było to podczas ogłoszenia nominacji do zeszłorocznych Oscarów - wśród nominowanych filmów większość była właśnie biografiami, w których kobiety stanowiły tylko tło. Gdy tylko usłyszałem, że Russell planuje przenieść na duży ekran historię Joy, pomysłodawczyni samowyżymającego się mopa, bardzo się ucieszyłem. W końcu na pierwszym planie zdecydowano się postawić charyzmatyczną kobietę, w dodatku w głównej roli miano obsadzić moją ulubioną aktorkę, Jennifer Lawrence. Byłem przekonany, że Russell zdoła stworzyć dzieło na miarę "Fightera" czy "Poradnika Pozytywnego Myślenia". Teraz, kiedy jestem już po seansie, wiem, że mu nie wyszło. "Joy" przedstawia historię utrzymaną w klimatach "american dream", przez co urasta do rangi odgrzewanego kotleta i zostaje w tyle za innymi, głośnymi tytułami przełomu 2015/2016. Całe szczęście, że na ekranie bryluje Jennifer Lawrence, dzięki której seans można uznać za całkiem przyjemny. Szczegóły poniżej.


sobota, 13 lutego 2016

7 AntyWalentynkowych filmów o miłości!

Już jutro 14 lutego, Dzień Zakochanych, czyli jedno z najbardziej skomercjalizowanych świąt w roku. Dokładnie rok temu kina pękały w szwach - wszyscy zakochani tłumnie pędzili na "Pięćdziesiąt Twarzy Greya". Jak wskazują posty moich znajomych, w tym roku większość par wybierze prawdopodobnie "Deadpoola", a single i singielki zdecydują się na polską "Planetę singli" (film cieszy się bardzo dobrą oglądalnością) lub na "Jak to robią single". Rok temu z okazji Walentynek przygotowałem dla wszystkich czytelników bloga listę 7. najlepszych filmów o miłości. Tym razem chcę pójść  na przekór - w poniższej notce zaprezentuję Wam listę 7. filmów AntyWalentynkowych, czyli filmów o miłości wyjątkowo trudnej, ciężkiej, przynoszącej więcej złego niż dobrego. Kto wie, może ktoś z Was pragnie właśnie takiego AntyWalentynkowego seansu? ;) W komentarzach podzielcie się swoimi propozycjami.


czwartek, 11 lutego 2016

Lepiej późno niż później, czyli recenzja serialu "Grace and Frankie" (sezon 1)


Każdy z nas ma swoje filmowo-serialowe przyzwyczajenia. Jednym z moich jest relaks przy 20-minutowym odcinku dobrego serialu komediowego. O ile dawniej serwowałem go sobie wyłącznie przy obiedzie (zaraz po ciężkim dniu pracy), o tyle od ostatniego roku lubię się też trochę pośmiać przed samym snem. Po obejrzeniu wszystkich odcinków "Przyjaciół" i "Jak poznałem wszą matkę" oraz po zapoznaniu się z bieżącymi epizodami takich seriali komediowych jak "Teoria wielkiego podrywu", "Dwie spłukane dziewczyny" i "Współczesna rodzina" zacząłem szukać czegoś nowego. Padło na dwa tytuły nominowane do Złotych Globów: "Casual" oraz "Grace and Frankie". Dzisiejszą notkę chciałbym poświęcić temu drugiemu. Po obejrzeniu dwóch niezbyt ciekawych odcinków planowałem porzucić serial. Odpaliłem jednak epizod nr 3, potem nr 4... No i wpadłem! "Grace and Frankie" to jeden z najświeższych i najoryginalniejszych seriali komediowych minionego roku! Idealny do obejrzenia tuż przed snem, z kieliszkiem wina w ręku. Poza aspektem komediowym twórcom udało się przemycić całkiem sporo treści iście dramatycznych, które zmuszają do refleksji. Szczegóły poniżej.

sobota, 6 lutego 2016

We're not bad people, but we did a bad thing... - recenzja 1 sezonu serialu "Bloodline"

Wydawać by się mogło, iż telewizja wyprodukowała już tyle seriali o tematyce rodzinnej, że temat został całkowicie wyczerpany. Nic bardziej mylnego, a jeśli mi nie wierzycie, jak najszybciej sięgnijcie po "Bloodline". Ten wyprodukowany przez platformę Netflix serial jest praktycznie nieznany w naszym kraju, wielu z serialomaniaków usłyszało o nim dopiero przy okazji ogłoszenia nominacji do Złotych Globów. Wielka szkoda, bo naprawdę dawno nie było serialu, który w równie dobry sposób próbowałby się zmierzyć z tematem skomplikowanych więzi rodzinnych. To trochę taki "The Affair" w wersji rodzinnej, tzn. o ile ten pierwszy skupia się na ukazaniu rodzących się uczuć i postrzeganiu tego w zależności od płci, o tyle "Bloodline" pozwala nam bardzo dogłębnie poznać psychologię członków rodziny Rayburnów. Już po pierwszym epizodzie zorientujecie się, iż tutaj nie ma jednoznacznie dobrych czy jednoznacznie złych postaci, nic nie jest czarne lub białe. I właściwie każdy trzyma w swojej szafie innego trupa... Niebywałe, iż twórcom udało się stworzyć serial, który choć bazuje na znanym wszystkim schematach, to jednocześnie tak bardzo wciąga, trzyma w napięciu i - co najważniejsze - nie ma nic wspólnego z soap-operą. To właśnie dlatego uważam "Bloodline" za najlepszą serialową premierę 2015 roku. Szczegóły poniżej.

czwartek, 4 lutego 2016

Ogłoszono nominacje do Orłów!

 NEWS PRASOWY!

Znamy Nominacje do Orłów 2016, dorocznych nagród Polskiej Akademii Filmowej!

Dziś, 4 lutego o godzinie 12.00 w Pałacu Prymasowskim w Warszawie zostały ogłoszone Nominacje do Polskich Nagród Filmowych Orły 2016, nazywanych przez media „polskimi Oscarami”.

środa, 3 lutego 2016

Na tropie kłamstw kościoła, czyli recenzja "Spotlight" (reż. Tom McCarthy, 2015)

Już w najbliższy piątek swą premierę będzie miał najnowszy film Toma McCarthy'ego, "Spotlight". Obraz zdobył aż 6. nominacji do Oscara (w tym te najważniejsze, dla najlepszego filmu, reżysera i scenarzysty) i przez wielu jest typowany na czarnego konia tegorocznych nagród Akademii. Na koncie twórców filmu jest już kilka statuetek, w tym m.in. Critics Choice, Satelita oraz Nagroda Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych. Bardziej od zwycięstwa "Spotlight" w wyścigu po Oscary interesuje mnie jednak to, w jaki sposób obraz zostanie przyjęty w naszym ojczystym kraju. Film jest oparty na faktach i opowiada o dziennikarskim śledztwie w sprawie pedofilii w kościele katolickim. Jestem szalenie ciekawy, jakie recenzje wystawią filmowi prawicowe media i coś mi się wydaje, iż może dojść do jeszcze większej wojny polsko-polskiej niż w przypadku "Pokłosia" czy "Idy". Pytanie, czy w kraju, w którym rządzący decydują o przekazaniu 20 mln. złotych na uczelnię zarządzaną przez kontrowersyjnego redemptorystę istnieje w ogóle szansa na otwartą dyskusję i obiektywne recenzje? Nie, powyższe zdanie nie jest przejawem moich sympatii czy antypatii politycznych, ja po prostu stwierdzam fakty i bacznie przyglądam się temu, co dzieje się w moim kraju. Ale nie o tym ma być ta notka. "Spotlight" to thriller w stylu starego kina, na który koniecznie powinniście wybrać się do kina. Poniżej możecie dowiedzieć się, dlaczego.

środa, 27 stycznia 2016

Walcząc o przetrwanie... - recenzja "Zjawy" (reż. Alejandro Gonzalez Inarritu, 2015)

Jak zapewne pamiętacie, nie skakałem z radości z powodu zeszłorocznego zwycięstwa "Birdmana" w oscarowym wyścigu. Pomimo świetnych zdjęć, genialnego aktorstwa i bardzo dobrego montażu, obraz nie powalił mnie na kolana, zabrakło mi w nim "tego czegoś". I kiedy w zeszłym roku Alejandro Gonzalez Inarritu odbierał kolejne oscary (za najlepszy film, reżyserię i scenariusz oryginalny), nawet nie przeszło mi przez myśl, że rok później uda mu się stworzyć film, który rozłoży mnie na łopatki. O tym, że ten meksykański reżyser ma w kinie wiele do powiedzenia mogliśmy się wszyscy przekonać już jakiś czas temu, przy okazji głośnych premier takich jego filmów jak choćby "Amores Perros", "21 gramów" czy "Babel".  Dopiero wchodząca do polskich kin w najbliższy piątek "Zjawa" sprawiła, iż zrozumiałem, że Inarritu jest nie tylko mistrzem reżyserii, ale również prawdziwym artystą. W tym ponad 2,5-godzinnym filmie nie udało mi się znaleźć nawet jednego mankamentu, a każdą kolejną scenę chłonąłem z coraz większym zachwytem. Ani trochę nie dziwi mnie te 12 nominacji do tegorocznych Oscarów. I chociaż nie widziałem jeszcze wielu z nominowanych filmów (np. "Spotlight" czy "Pokoju"), nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż Inarritu kolejny rok z rzędu okaże się największym wygranym. W tym roku będę mu w tym szalenie kibicował. Jeśli zastanawiacie się, czym się tak ekscytuję, przeczytajcie całą notkę. A w najbliższy piątek ruszajcie w te pędy do kina!


sobota, 23 stycznia 2016

Najciekawsze serialowe premiery 2016

W dzisiejszym poście chciałbym Wam zaprezentować 10 najciekawszych (moim zdaniem) serialowych premier 2016 roku. Trzeba przyznać, że pod względem seriali najbliższy rok zapowiada się całkiem ciekawie, jest z czego wybierać i bez wątpienia każdy znajdzie coś dla siebie. 






środa, 20 stycznia 2016

Wszystkie filmy Patryka Vegi

Już w najbliższy piątek swą premierę będzie mieć najnowszy film Patryka Vegi, "Pitbull. Nowe porządki". To kontynuacja "Pitbulla" z 2005 roku, filmu sensacyjnego przedstawiającego codzienne trudy pracy policjantów z Wydziału Zabójstw. Właśnie dzięki temu filmowi polscy widzowie poznali bliżej osobę Patryka Vegi i pozwolili mu zadomowić się w polskim kinie na dłużej. Jak pokazały jego kolejne filmy, sympatia dawana na kredyt nie zawsze się opłaca. Dziś, na dwa dni przed premierą drugiej części "Pitbulla", chciałbym Wam przypomnieć wszystkie dotychczasowe filmy reżysera.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach... - "Moje córki krowy" (reż. Kinga Dębska, 2016)

Dawno nie miałem okazji zrecenzować dobrego polskiego filmu. Kiedy w mediach pojawiły się pierwsze pochwalne recenzje najnowszego filmu Kingi Dębskiej, wiedziałem, że muszę go obejrzeć. Nie chodziło tylko o genialną obsadę (Kulesza, Muskała, Dziędziel i Dorociński, czyli najlepsi z najlepszych), ale przede wszystkim o tematykę. Filmy o tematyce rodzinnej pojawiają się w polskiej kinematografii stosunkowo często, ale dawno nie było takiego, który potrafiłby mnie dogłębnie poruszyć. W końcu się doczekałem. "Moje córki krowy" to trochę taki polski "Sierpień w Hrabstwie Osage", czyli komediodramat z prawdziwego zdarzenia. Film ocieka od emocji, naprzemiennie wzrusza i bawi (również do łez!) i - co najważniejsze - jest tak bardzo autentyczny, że to wydaje się wręcz niemożliwe. W polskim kinie pojawia się ostatnio coraz więcej filmów prezentujących zupełnie nową jakość. Są to wzorowane na amerykańskiej kinematografii soczyste komediodramaty, znakomite nie tylko pod względem technicznym (w końcu wyraźnie słychać, kto co mówi), ale również fabularnym. Ogromnie się cieszę, że po "Bogach", "Body/Ciało" i "Warsaw by night" do tej kategorii dołączył właśnie taki film jak "Moje córki krowy". Film króluje w polskim box-office, tysiące zadowolonych widzów nie może się mylić. Pędźcie do kin, póki jeszcze grają. A o tym, co mnie zachwyciło, możecie przeczytać poniżej.

sobota, 16 stycznia 2016

Nieważne, że to wszystko już było... - recenzja "Nienawistnej ósemki" (reż. Quentin Tarantino, 2015)

Mówi się, że nawet najgorszy film Tarantino jest lepszy od każdego innego filmu. I choć można na ten temat dyskutować godzinami (Tarantino ma zagorzałe grono zarówno fanów, jak i przeciwników), nie da się ukryć, że reżyserowi udało się osiągnąć status, o jakim marzy każdy twórca filmowy. Jego dzieła i wykreowane przez niego postaci żyją własnym życiem, a jakakolwiek wzmianka o nowym filmie wzbudza ogromne zainteresowanie. Nawet jeśli filmy Quentina nas irytują, nie rezygnujemy z seansów. Coś sprawia, że musimy je obejrzeć i samodzielnie sprawdzić, czym tym razem chce zaskoczyć nas ten charyzmatyczny reżyser. W swym najnowszym filmie, "Nienawistna ósemka", Tarantino nie jest co prawda szczególnie odkrywczy i nie pokazuje widzom czegoś, czego nie widzieli w jego poprzednich filmach. Z drugiej jednak strony, niczym gąbka chłoniemy tę historię, ekscytujemy się nią i wychodzimy z kina zachwyceni. O co tu chodzi? Widzicie, Quentin najzwyczajniej w świecie odrobił lekcję z kilku ważnych przedmiotów, w tym z marketingu i socjologii. On wie, co lubimy oglądać, co nas kręci, co nas podnieca. Jak powiedział w jednym z wywiadów, "(...) kradnę z każdego pojedynczego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Jeśli ludzie tego nie lubią, niech na nie nie idą i ich nie oglądają, jasne? Kradnę ze wszystkiego. Wielcy artyści kradną, nie składają hołdów". Och, Quentin, kradnij, ile tylko możesz. Byle tylko moglibyśmy oglądać więcej filmów takich jak ten.

środa, 13 stycznia 2016

Dzieci wojny, czyli recenzja "Beasts of No Nation" (reż. Cary Fukunaga, 2015)

Ilekroć postanowię obejrzeć dramat wojenny, później zawsze żałuję, że się na to zdecydowałem. I to, czy film był dobry, średni czy też zły nie ma tu najmniejszego znaczenia. Ja najzwyczajniej w świecie brzydzę się agresją, brutalnością i wszystkim tym, co niesie ze sobą wojna. Podczas oglądania dramatów wojennych w mojej głowie zawsze pojawia się jedno pytanie: kimże jest człowiek, aby krzywdzić drugą osobę czy też decydować o tym, kto ma żyć, a kto powinien umrzeć? Dlaczego robimy sobie nawzajem tyle złego, po co, w imię czego? Wydarzenia przedstawiane w filmach wojennych wprawiają mnie w ogromny smutek i budzą we mnie duży niepokój. A wszystkie te uczucia potęgują się, kiedy na ekranie widzę małe dzieci. Niewinne istoty, przed którymi jest jeszcze całe życie i które nie są jeszcze świadome tego, co je czeka. Recenzowany dziś przeze mnie film Cary'ego Fukunagi skupia się właśnie na dzieciach, które z dnia na dzień dostają do ręki karabiny i zostają zmuszone do zabijania. "Beasts of No Nation" jest w ukazywaniu wszystkich tych scen wyjątkowo brutalny, a zatem jeżeli nie mogliście wytrzymać podczas seansów takich filmów jak "Róża" Smarzowskiego, "Furia" Ayera czy "Niezłomny" Jolie, dobrze przemyślcie, czy chcecie obejrzeć ten film. Ja tego seansu na pewno na długo nie zapomnę. Szczegóły poniżej.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Relacja z gali przyznania Złotych Globów 2016

Wczorajszej nocy (z niedzieli na poniedziałek) czasu polskiego, odbyła się 73. gala przyznania jednych z najważniejszych nagród w przemyśle filmowym, Złotych Globów. Tak jak co roku, zarwałem nockę i z kubkiem ulubionej herbaty w ręku na żywo ekscytowałem się wydarzeniami z Beverly Hilton Hotel. Gala miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale muszę przyznać, że w tym roku ceremonia przyznania Globów podobała mi się znacznie bardziej niż rok temu. Było kilka zaskoczeń, ale w większości poprawnie udało mi się wytypować zwycięzców w poszczególnych kategoriach. Triumfowały cztery znakomite produkcje: "Zjawa", "Marsjanin", "Mr. Robot" oraz "Mozart in The Jungle", natomiast na konto takich filmów jak "Carol", "Dziewczyna z portretu" czy "Mad Max: Na drodze gniewu" nie trafiła nawet jedna statuetka. Co dokładnie działo się minionej nocy? Oto moja szczegółowa relacja.

sobota, 9 stycznia 2016

W oczekiwaniu na Złote Globy 2016, część 4 - Film fabularny

Już jutro, w nocy z niedzieli na poniedziałek, Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej przyzna Złote Globy 2016. Po trzech częściach cyklu poświęconego gdybaniom nad tegorocznymi nominacjami do tych prestiżowych nagród, przyszedł czas na ostatnią część poświęconą filmom fabularnym. Ze względu na duże opóźnienie polskich premier w stosunku do amerykańskich, nie zdołałem obejrzeć wszystkich nominowanych filmów i nie zamierzam nikogo co do tego oszukiwać. W poniższych rozważaniach przedstawię Wam zatem typy krytyków filmowych, którzy mieli okazję zapoznać się z tegorocznymi laureatami. Jedno jest pewne - w tym roku niezwykle ciężko wytypować jednomyślnie zwycięzców i zdania są bardzo podzielone. Warto zwrócić też uwagę na fakt, iż nominowane filmy są niezwykle zróżnicowane gatunkowo, tzn. o miano Najlepszego dramatu rywalizują ze sobą m.in. film sensacyjny ("Mad Max: Na drodze gniewu"), western ("Zjawa") oraz thriller ("Spotlight"). Podobnie jest w kategorii Najlepsza komedia lub musical, gdzie zestawiono ze sobą tak kompletnie zróżnicowane zarówno pod względem fabularnym i realizatorskim filmy jak "Marsjanina" i "Agentkę". Oto przewidywane scenariusze tego tak bardzo oczekiwanego wieczoru.

środa, 6 stycznia 2016

Przed premierą „Joy”: za co kocham(y) Jennifer Lawrence?



Już w najbliższy piątek swą polską premierę będzie miał najnowszy film Davida O. Russella, „Joy”, w którym w pierwszoplanowej roli zobaczymy Jennifer Lawrence. W czym tkwi tajemnica sukcesu tej popularnej aktorki? „Joy” to historia samotnej matki, która ledwo wiąże koniec z końcem. Chcąc zmienić swe życie wpada ona na pomysł skonstruowania samowyżymającego się mopa. Opatentowany produkt staje się prawdziwym wynalazkiem, a Joy Mangano z dnia na dzień zostaje milionerką stojącą na czele prawdziwego imperium finansowego. Film zbiera pozytywne recenzje, choć złośliwi twierdzą, iż jest on „jedynie dobry”, a zatem tym razem nominacje do Oscarów mogą przejść Russelowi koło nosa. Elementem wspólnym wszystkich recenzji są niekończące się pochwały niezwykłego talentu aktorskiego wcielającej się rolę Mangano Jennifer Lawrence. Talent, urok osobisty, a może po prostu odrobina szczęścia? Dziś postaram się sprawdzić, jak Lawrence trafiła na sam szczyt Hollywoodu… 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Recenzje, recenzyjki, czyli bardzo krótko o trzech różnych filmach ("Infinitely Polar Bear", "Timbuktu", "Victoria")

Przyznajcie się - Wy również wolicie recenzje typu SHORT od klasycznych, długich recenzji, prawda? Nie dość, że nie musicie tracić czasu na czytanie, to w dodatku bardzo szybko możecie stwierdzić, czy dany film jest w Waszym guście. Nie będę ukrywać, pisanie tego typu krótkich wpisów dla mnie również jest dużo bardziej wygodne - po prostu, zaraz po obejrzeniu filmu siadam do komputera i w kilku zdaniach opisuję swoje pierwsze refleksje po seansie. Dziś na warsztat biorę trzy całkowicie niezwiązane ze sobą filmy, z których każdy mogę Wam śmiało polecić. Zachęcam do zapoznania się z moimi krótkimi recenzjami i proszę, abyście w komentarzach wyrazili swoją opinię, tzn. wolicie dłuższe czy krótsze recenzje?