niedziela, 26 kwietnia 2015

Film spod znaku ADHD – Brud (Filth), reż. Jon S. Baird, 2013



James McAvoy to bez wątpienia jeden z najzdolniejszych brytyjskich aktorów. Mimo, że powoli zbliża się już do magicznej 40-tki, na jego koncie wciąż znajduje się bardzo mało nagród za filmowe osiągnięcia. Na 3 nominacje do nagród BAFTA, tylko jedna zamieniła się w statuetkę, ta w kategorii „Największa aktorska nadzieja kina”. To oczywiście ogromne wyróżnienie, ale wielu krytyków filmowych nadal twierdzi, iż jest to mało prestiżowe „okazanie sympatii na kredyt”. Spośród hollywoodzkich nagród McAvoy zdołał póki co zyskać jedynie nominację do Złotych Globów za rolę w Pokucie Wrighta. Oburzające jest to, iż większość widzów utożsamia tego fenomenalnego aktora jedynie z rolą Charlesa Xaviera z X-Menów. Przyznaję, że bardzo długo czekałem, aż James dostanie rolę, w której będzie mógł pokazać wszystkim, na co naprawdę go stać. Doczekałem się. Po świetnej roli w Trans, miałem okazję obejrzeć go w filmie, który chcę dziś dla Was zrecenzować. Mimo, że oglądałem go już dobre kilka miesięcy temu, nadal siedzi mi w głowie i czuję, że na długo jeszcze w niej pozostanie. Panie i Panowie, zachęcam do zapoznania się z poniższą recenzją Brudu, prawdziwego filmu-petardy.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Science-fiction once again – Dawca pamięci (The Giver), Więzień labiryntu (The Maze Runner), Przeznaczenie (Predestination)



Jeszcze kilka lat temu brzydziłem się filmami science-fiction. Traktowałem je jako głupią, mało ambitną i totalnie abstrakcyjną rozrywkę dla niedojrzałych chłopców. Kiedy jednak rozpocząłem na poważnie przygodę z blogowaniem, poczułem potrzebę bliższego zaznajomienia się z tym gatunkiem filmowym. W końcu co to za bloger/krytyk filmowy, który nie wypowiada się na temat najgłośniejszych premier kinowych? Tak, nie da się ukryć, że to właśnie filmy science-fiction przyciągają do kin największą liczbę osób. Ludzie lubią się w kinie zrelaksować, „odmóżdżyć”, skupić na czymś, co nie wymaga większego myślenia, a jednocześnie daje rozrywkę. Tylko czy tak aby na pewno jest? Przecież niektóre z filmów s-f wymagają od widza myślenia, dedukcji i szybkiego kojarzenia faktów. Osobiście lubuję się w filmowych zagadkach i właśnie po tego typu produkcje sięgam najchętniej. Dziś zachęcam Was do zapoznania się z moimi krótkimi recenzjami trzech filmów science-fiction z 2014 roku: dwa z nich wpisują się w popularny ostatnio nurt młodzieżowego kina s-f i okazują się być średniakami, ostatni natomiast jest prawdziwą petardą i wymaga od widza skupienia. 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Little party never killed nobody... - Party girl, reż. Marie Amachoukeli-Barsacq, Claire Burger, Samuel Theis, 2014



W sobotę 18. kwietnia miałem przyjemność uczestniczenia w kolejnym Ogólnopolskim Spotkaniu Blogerów Filmowych. Blogerzy filmowi z całej Polski spotkali się już po raz piąty, tym razem w Warszawie. Dziewczyny (Okiem Kinomaniaka, Po napisach końcowych) zaplanowały dla nas szereg atrakcji. Po wypiciu kawki i wstępnym omówieniu ostatnich doniesień ze świata filmu, dzięki uprzejmości Gutek Film udaliśmy się do kina Muranów na przedpremierowy seans filmu Party girl. Ten francuski dramat został uhonorowany Złotą Kamerą w Cannes i w Polsce będzie możliwy do obejrzenia już od 15. maja. Po seansie naładowaliśmy akumulatory w Pizza Hut, po czym rozpoczęliśmy grę miejską, która wymagała od nas nie tylko wiedzy filmowej, ale i blogersko-dziennikarskich umiejętności. Mimo małych trudności z jednym z zadań (ach, pamiętna ulica Wspólna) i przygód pogodowych (słońce, deszcz i śnieg w jednym) mojej grupie udało się dotrzeć do mety. Spotkanie zakończyło się integracyjnym piwkiem, w czasie którego zostały wręczone nagrody i dyplomy dla wszystkich uczestników zlotu. Z tego miejsca jeszcze raz gratuluję dziewczętom tak wspaniałej organizacji i już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Tak się złożyło, że w sobotę świętowałem akurat swoje urodziny – zaśpiewane przez blogerów 100 lat było rozczulające, jeszcze raz dzięki! A teraz zachęcam do zapoznania się z moją recenzją filmu Party girl.

środa, 15 kwietnia 2015

O wojnie po raz enty – Furia (Fury), reż. David Ayer, 2014



Wydawać by się mogło, że na temat wojen zostało powiedziane/napisane/pokazane już wszystko, a tymczasem co roku powstają kolejne filmy o tej tematyce, które nie dość, że są realizowane z ogromnym rozmachem, to w dodatku niezmiennie nas poruszają. Tak jest również w przypadku Furii, najnowszego filmu Davida Ayera, twórcy genialnych Bogów ulicy. Furię mogliśmy oglądać w polskich kinach już kilka miesięcy temu, ale ponieważ nie zrecenzowałem filmu od razu, notka zawieruszyła mi się pośród innych, nieskończonych. Dziś chcę wrócić do tego tytułu i bardzo mocno Wam go polecić. Nie jest to kino lekkie, przyjemne, nie jest to również kino dla wrażliwców, ale mimo wszystko uważam, że każda dorosła osoba powinna je zobaczyć. To bez wątpienia najlepszy film wojenny 2014 roku. Zachęcam do zapoznania się z całą recenzją Furii.

niedziela, 12 kwietnia 2015

O filmach przyjemnych – Zacznijmy od nowa (Begin Again), Podróż na sto stóp (The Hundred-Foot Journey), Wypisz, wymaluj… miłość (Words and Pictures)



Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, przez ostatnie 2 tygodnie zrobiłem sobie mały odpoczynek od bloga. Nie pisałem notek, wrzucałem pojedyncze posty na Facebooka, przystopowałem ze śledzeniem innych blogów filmowych. I choć może ciężko Wam w to uwierzyć, każdego dnia w ciągu tych dwóch tygodni czułem ogromne wyrzuty sumienia. Bo co, jeśli ta przerwa spodoba mi się na tyle, że całkiem zrezygnuję z pisania? A przecież nie raz obiecywałem, że będę dla Was pisał dopóki tylko będziecie chcieli mnie czytać. Spokojna głowa, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Owszem, zrobiłem sobie krótką przerwę w pisaniu notek (to podobno wpływa pozytywnie na wenę), ale nie zrezygnowałem z oglądania filmów. Przez te dwa tygodnie nadrobiłem wszystkie zaległości z 2014 roku i do bycia na bieżąco brakuje mi już tylko jakieś 10 tytułów z bieżącego roku. Co prawda kompletnie zaniedbałem seriale, ale planuję je nadrobić w czasie kinowego sezonu ogórkowego, czyli w lipcu i sierpniu. Tymczasem dziś wracam do Was z notką niezwykle przyjemną, dotyczącą filmów, których oglądanie najzwyczajniej w świecie jest… przyjemne. Wszystkie trzy tytuły bardzo gorąco Wam polecam, ich seanse działają na widza bardzo odprężająco. Szczegóły poniżej.