sobota, 31 maja 2014

Perwersyjna zabawa w kotka i myszkę - Wenus w futrze (reż. Roman Polański, 2013)



Z różnych powodów Roman Polański nie zalicza się do grona moich ulubionych reżyserów. Owszem, szanuję go i jestem pełen podziwu dla jego twórczości (spośród tych bardziej współczesnych tytułów Pianista i Rzeź zakrawają przecież o mistrzostwo), ale kiedy do kin trafiają jego nowe filmy, nie czuję potrzeby ich jak najszybszego obejrzenia. Być może właśnie z tej obojętności wciąż nie widziałem wielu słynnych filmów tego pana i jakoś nie spieszy mi się do sięgnięcia po nie. Na Wenus w futrze skusiłem się z jednego powodu – przekonały mnie Wasze pochlebne opinie i pozytywne recenzje. I choć nie do końca je podzielam, nie uznaję czasu przeznaczonego na film za stracony. Jedno jest pewne – najnowszy obraz Polańskiego na pewno nie jest skierowany do ogółu (jak choćby Autor widmo) i co poniektórzy mogą w trakcie seansu poczuć się znudzeni, tudzież zażenowani. Szczegóły poniżej.

piątek, 23 maja 2014

Ja, czyli mój wróg – Enemy (reż. Denis Villeneuve, 2013)



Nie do końca wiem, jak to wyjaśnić, ale ostatnio naprawdę ciężko zaspokoić mój filmowy apetyt. Nie chodzi wcale o to, że jestem taki „głodny” – wręcz przeciwnie, apetyt jest niewielki, a i tak nie da się go pokonać. Póki co większość filmów obejrzanych przeze mnie w 2014 roku okazała się bardzo rozczarowująca. Wśród kinowych nowości niewiele pozycji zdaje się być wartych uwagi (maj i tak jest wyjątkowy, choćby ze względu na kolejną część X-menów, Godzillę i Czarownicę), w polskim świecie filmowym kompletnie NIC się nie dzieje, a w dodatku zbliża się „sezon ogórkowy”, czyli wakacje, w czasie których zwykle nie ma na co pójść do kina. Tęsknię za majem 2013, który obfitował w wiele ciekawych tytułów (Uciekinier, Stoker, Drugie oblicze, Wielki Gatsby) i zastanawiam się, kiedy w 2014 w końcu zaiskrzy… W międzyczasie sięgam po filmy reżyserów, którzy jak dotąd mnie nie zawiedli. Tak jest m.in. z Denisem Villeneuve, którego najnowszy film Enemy przywrócił mi wiarę w to, że jednak z tym kinem nie jest jeszcze tak najgorzej…

poniedziałek, 19 maja 2014

Oswajania z sci-fi ciąg dalszy… (Gra Endera, Kongres, Snowpiercer: Arka przyszłości)



Odkąd zacząłem się lubić z Marvelem i bohaterami jego filmów (wkrótce notka na ten temat!), kino sci-fi zaczyna stawać się dla mnie coraz bardziej znośne. Przyznaję, że tematyka robotów, superbohaterów i nowoczesnych technologii może okazać się interesująca (a nawet absorbująca) i nie należy utożsamiać jej wyłącznie z rozrywką dla niedorosłych chłopców. Dziś chciałbym Wam przedstawić mini-recenzje trzech filmów o tej tematyce – co ciekawe, każdy z nich okazał się być lepszym od poprzedniego. Snowpiercer: Arka przyszłości pochłonął mnie na tyle, że zupełnie zapomniałem o swym uprzedzeniu do tego gatunku filmowego. I wiecie co? Chyba powoli daję się przekonać…

poniedziałek, 12 maja 2014

O ludziach i ich przyzwyczajeniach – Ani słowa więcej (reż. Nicol Holofcener, 2013)



Moje filmowe zaległości powoli zaczynają mnie przerażać. Co prawda pierwsza połowa 2014 roku prezentuje się pod względem filmowym mniej ciekawie niż ta z 2013, ale i tak z każdym miesiącem moja „lista filmów do obejrzenia” wydłuża się o kilka kolejnych tytułów. A przecież poza światem filmu istnieje jeszcze ten prawdziwy, realny, który nie pozwala o sobie zapomnieć (słoneczne dni zdecydowanie nie zachęcają do sterczenia przed ekranem monitora, prawda?). Staram się jednak jak mogę i w natłoku codziennych obowiązków zawsze próbuję znaleźć czas na napisanie dla Was recenzji. W dzisiejszej notce chciałbym udowodnić Wam, że komedia romantyczna nie musi być z definicji czymś złym. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że większość widzów jest uprzedzona do tego gatunku filmowego ze względu na rozczarowanie polskimi produkcjami (od 2000 roku wciąż jesteśmy bombardowani żenującymi i zupełnie niezabawnymi komedyjkami), ale chyba nie warto obrażać się na komedie romantyczne na zawsze. W ramach przeprosin proponuję Wam najnowszy film Nicole Holofcener – Ani słowa więcej. Jestem przekonany, że przynajmniej kilka razy na Waszych buźkach zagości uśmiech.

piątek, 9 maja 2014

Folk, kot i Llewyn Davis – Co jest grane, Davis? (reż. Ethan Coen, Joel Coen, 2013)



Jeśli miałbym wymienić reżyserów, których filmy sprawiają mi największy problem, to padłoby właśnie na braci Coen. To twórcy absolutnie wybitni, który od początku do końca wiedzą, co chcą przekazać swym widzom. Oglądając ich filmy wiem, że w nich nic nie dzieje się przypadkiem i że każdy z epizodów został dokładnie przemyślany. Z wielką przyjemnością sięgam po nagrodzone Oscarami i kultowe już Fargo czy To nie jest kraj dla starych ludzi. Z kolei Prawdziwe męstwo czy Tajne przez poufne to najlepsze przykłady tego, jak można bawić widzów w stylowy sposób. W czym więc tkwi mój problem? W coenowskim szyfrze. Bracia Coen to piekielnie inteligentni faceci, którzy o wielu sprawach nie mówią wprost. Te międzywierszowe smaczki są zarezerwowane nie tylko dla prawdziwych kinomanów, ale przede wszystkim dla ludzi oczytanych, światłych, błyskotliwych. W końcu nie od dziś wiadomo, że nie każdy potrafi odczytać ironią i zrozumieć satyrę. A ponieważ ja jestem z tych, którzy chcą wiedzieć wszystko (a nawet i jeszcze więcej!), oglądając ich filmy nigdy nie potrafię się do końca odprężyć i w każdej scenie doszukuję się drugiego dna. Być może dlatego nie do końca podobał mi się Poważny człowiek, który wciąż stanowi dla mnie pewną zagadkę, a może nawet i wyzwanie. A jak jest z ich najnowszym filmem? O tym możecie przeczytać poniżej. 

poniedziałek, 5 maja 2014

Serialowe rankingi, część 5 – Najbardziej intrygujące familie



Skoro nadszedł nowy miesiąc, czas na kolejny serialowy ranking! Tym razem pod moje subiektywne oko biorę najbardziej intrygujące klany rodzinne. Przyznam Wam się, że miałem nie lada problem z jego ułożeniem. Na dobrą sprawę wszystkie pozycje w rankingu mogliby zająć członkowie historycznych dynastii (Rodzina Borgiów, Dynastia Tudorów), jednak ja zdecydowałem się nieco urozmaicić zabawę i poza tytułami historycznymi (historyczno-fantastycznymi) postawić także na współczesne dramaty. Układając ten ranking przeszło mi przez myśl, że pewnie większość Polaków w czołówce umiejscowiłoby klan Mostowiaków, Lubiczów albo Forresterów. Mam nadzieję, że moje serialowe rankingi uświadomią fanów polskich tasiemców, że warto też od czasu do czasu sięgnąć po zagraniczne pozycje. Poniżej przedstawiam Wam mój subiektywny ranking Najbardziej intrygujących familii i tradycyjnie liczę na Wasz odzew w komentarzach.

piątek, 2 maja 2014

Głupia bajeczka dla niewymagających czy film ku pokrzepieniu serc? - Sekretne życie Waltera Mitty (reż. Ben Stiller, 2013)



Nowe sezony amerykańskich seriali (w tym m.in. Gra o tron, Hannibal, House of cards) okazały się tak absorbujące, że przez kilka ostatnich dni zupełnie zapomniałem o filmach pełnometrażowych. W minioną sobotę stwierdziłem jednak, że warto coś obejrzeć, aby nie być monotematycznym i móc napisać recenzję czegoś, co nie jest serialem. Padło na Sekretne życie Waltera Mitty – film, który wszyscy oceniliście nadzwyczaj dobrze i za którego sprawą miałem przeprosić się w końcu ze znienawidzonym przeze mnie Benem Stillerem. Byłem w naprawdę dobrym nastroju i po tak optymistycznych recenzjach spodziewałem się porządnego, a przy tym odprężającego kina. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu obejrzałem zwiastun tego filmu – zrobił on na mnie ogromne wrażenie i postanowiłem wówczas, że w pierwszej wolnej chwili zmierzę się z Walterem Mitty. Ech, ależ to był rozczarowujący seans… Dawno nie było na tym blogu krytycznej recenzji, prawda? No to bach!