czwartek, 30 maja 2013

O hotelowej miłości - 28 pokoi hotelowych (reż. Matt Ross, 2012)



Zwykle mam bardzo wiele zastrzeżeń do filmowych trailerów. Często bowiem są źle skonstruowane – zdradzają zbyt wiele, zbyt mało albo przyczyniają się do powstawania mylnych teorii na temat filmu. Tak jest właśnie w przypadku zwiastuna do pełnometrażowego debiutu reżyserskiego Matta Rossa. 28 pokoi hotelowych, wbrew pierwszemu wrażeniu, wcale nie jest filmem erotycznym. Co więcej, poza kilkoma pojedynczymi scenami, wcale nie epatuje nagością. To bardzo specyficzny dramat złożony z 28 krótkich scen. Intymny, przemilczany, intrygujący. Znakomicie zagrany przez dwójkę zdolnych aktorów, poza którymi na ekranie nie pojawia się nikt inny. I pomyśleć, że planowałem sobie ten film odpuścić…


sobota, 25 maja 2013

O jednym dniu i jednej nocy - Pewnego razu w Anatolii (reż. Nuri Bilge Ceylan, 2011)



W ramach projektu „Watch&review challenge” przyszło mi się tym razem zmierzyć z okrzykniętym arcydziełem filmem tureckiego reżysera Ceylana. Wcześniej widziałem tylko jedno dzieło tego pana – były to Trzy małpy opowiadające o tym, jak ciężko zmierzyć się z bolesną prawdą. Obraz co prawda nie szczególnie mnie zachwycił, ale był całkiem przyzwoicie zrealizowany. O Pewnego razu w Anatolii usłyszałem pierwszy raz w 2011 roku, kiedy to film ten został wyróżniony Grand Prix na festiwalu w Cannes. Niemal pod niebiosa wychwalono aktorstwo, klimat i przede wszystkim sposób przedstawienia/zobrazowania tureckiej codzienności. Nie rozumiem. Najzwyczajniej w świecie tego nie pojmuję, ponieważ nie mogę się zgodzić z żadnym z powyższych stwierdzeń. O ile analizowane wcześniej w ramach wyżej wymienionego projektu Holy motors było ciekawe, niejednoznaczne i intrygujące, o tyle Pewnego razu w Anatolii okazało się dla mnie przeraźliwie nudnym i pseudo-inteligentnym filmem bez wyrazu. Taki wiersz biały, raz przeczytany i kompletnie nie warty zapamiętania. I pomyśleć, że sam głosowałem za zmierzeniem się z właśnie tym obrazem. Cóż, katusze na własne życzenie.

środa, 22 maja 2013

O wspólnym dramacie dwóch ojców – Drugie oblicze (reż. Derek Cianfrance, 2012)



Derek Cianfrance nie ma jeszcze na swoim koncie zbyt wielu filmów, ale i tak wszyscy znają go ze znakomitego Blue Valentine. Tym niezwykłym i stosunkowo skromnym dramatem poruszył serca widzów na całym świecie. Do dziś na forach internetowych toczą się damsko-męskie dyskusje dotyczące próby określenia, kto tak naprawdę zawinił i kto odpowiada za rozpad związku Cindy i Deana. To tylko dowodzi, jak wielką siłę rażenia ma Blue Valentine i jak znakomite kreacje aktorskie stworzyli Michelle Williams i Ryan Gosling. Lubuję się w dramatach, to zdecydowanie mój ulubiony gatunek filmowy. Kiedy zatem dowiedziałem się, że reżyser Blue Valentine  pracuje nad nowym projektem, w dodatku z Goslingiem i Cooperem w rolach głównych, byłem bardzo zaintrygowany. Kilka dni temu, na jednym ze specjalnych pokazów przedpremierowych, miałem okazję na własne oczy zobaczyć Drugie oblicze. Cianfrance stworzył kolejny dobry dramat, choć muszę szczerze przyznać, że od absolutnie genialnego Blue Valentine dzielą go lata świetlne…

niedziela, 19 maja 2013

O nieskalanym marzeniu – Wielki Gatsby (reż. Baz Luhrmann, 2013)



Czekałem na ten film od roku. W tym czasie wielokrotnie przesłuchałem cały soundtrack i zapoznałem się z wersją Francisa Forda Coppoli z 1974 roku. Kiedy tylko została ujawniona data polskiej premiery, zakreśliłem ją w kalendarzu czarnym markerem i drukowanymi literami dokonałem krótkiego zapisu o treści „GATSBY!”. Dlaczego tak bardzo czekałem właśnie na ten film? Bo kocham kino przez duże K. Uwielbiam wszystkie role Leonardo DiCaprio, podobnie zresztą jak Carey Mulligan. Co jednak najważniejsze, jestem wielkim fanem stylu Luhrmanna. W ciągu minionego roku jeszcze raz wróciłem do powalających Moulin Rouge! oraz Romeo i Julia, co pozwoliło mi przypomnieć, jak wielkim estetą jest Baz Luhrmann. A mamy tu do czynienia z naprawdę nietypowym estetyzmem, Luhrmann z jednakową uwagą traktuje treść i formę. I właśnie dzięki temu na ekranach mamy szansę zobaczyć prawdziwe audiowizualne mistrzostwo, nie raz ociekające kiczem i tandetą, ale za to szalenie wciągające, pochłaniające i porażające. Kupuję Luhrmanna z jego kiczem w ciemno. I to główny powód, dla którego tak bardzo czekałem na Wielkiego Gatsby’ego. Mimo, że film miałem okazję obejrzeć wczoraj po południu, wciąż jestem oczarowany. Bo Baz Luhrmann po raz kolejny mnie nie zawiódł, on naprawdę umie czarować…

wtorek, 14 maja 2013

Are we human or are we dancer? – Holy motors (reż. Leos Carax, 2012)



Tego jeszcze nie było. O Holy motors naczytałem i nasłuchałem się już tyle, że właściwie na ekranie nic nie powinno mnie zaskoczyć. Być może też z tego względu wciąż odwlekałem seans. Moi Szanowni Koledzy Blogerzy postanowili jednak stanąć nade mną z przysłowiowym batem i w ramach projektu Watch&Review Challenge wyznaczyli mi termin obejrzenia tego dzieła (który, zdaje się, upływa właśnie dziś). Cóż mogę rzec, bardzo żałuję, że tak długo zwlekałem z nowym filmem Caraxa. Bo Holy motors to prawdziwy majstersztyk, w pełni tego słowa znaczeniu. Symbolizm wylewa się tu z niemal każdej sceny, irracjonalne działania głównego bohatera fascynują i irytują jednocześnie, kompletny miszmasz! Obraz pochłonął mnie całkowicie, oczarował i pobudził szare komórki do myślenia. A przecież ci, którzy dobrze mnie znają, dobrze wiedzą, że nie ma dla mnie niczego przyjemniejszego od snucia refleksji po przejmującym seansie. Panie i Panowie, oto moja wersja Holy motors!

niedziela, 12 maja 2013

O tajemniczym wujku i jego pasku – Stoker (reż. Chan-wook Park, 2013)



Maj 2013 prezentuje się naprawdę znakomicie pod względem premier filmowych. Niemal wszystkie trailery zachęcają, pod względem tematycznym jest naprawdę ciekawie, o gwiazdorskich obsadach już nawet nie wspominając. Mając dziś do wyboru Przelotnych kochanków Almodovara i Stokera Chan-wook Parka, zdecydowałem się na ten drugi obraz. Bardzo dobrze znam styl Almodovara i mniej więcej mogę się domyślać, co tym razem chce widzom zaprezentować. O Parku nie mogę natomiast powiedzieć ani słowa, gdyż jego twórczość do dzisiejszego dnia była mi kompletnie obca. Skusiła mnie też znakomita obsada: Mia Wasikowska, Nicole Kidman i Matthew Goode. Zmierzając do kina nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, zatem nie miałem wielkich oczekiwań. I całe szczęście, bo Stoker nie ugasił mojego dzisiejszego filmowego pragnienia. Aczkolwiek muszę przyznać, że w całkiem przyjemny sposób połechtał niektóre moje zmysły.

sobota, 11 maja 2013

O nim, czyli o niej - Na zawsze Laurence (reż. Xavier Dolan, 2012)



Dotychczas miałem okazję widzieć wszystkie filmy Xaviera Dolana. Ten utalentowany 24-letni Kanadyjczyk kupił mnie całkowicie Wyśnionymi miłościami, historią o skomplikowanej przyjaźni i niebezpiecznej w skutkach fascynacji. Dopiero wówczas sięgnąłem po jego reżyserski debiut (Zabiłem moją matkę) i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że Dolan to naprawdę wielka osobowość. W swych filmach prezentuje on wszystko to, co zagorzały kinoman pragnie zobaczyć. Oprócz ciekawej fabuły i interesujących bohaterów, Xavier bawi się filmowymi środkami wyrazu, przez co należy mu się miano prawdziwego artysty. Po dwóch wspomnianych filmach z wielką niecierpliwością oczekiwałem na jego najnowszy film pt. Na zawsze Laurence. Po seansie mam jednak trochę ambiwalentne uczucia. Niby wszystko jest ok, ale podczas oglądania filmu miałem wrażenie, że to już było…

sobota, 4 maja 2013

Jaś i Małgosia, duchy, trolle i czarownice, czyli o ostatnich "horrorach" słów kilka...

Jak mówi staropolskie przysłowie, każdy kij ma dwa końce. W tych słowach kryje się naprawdę dużo prawdy. Planów na majówkę miałem bowiem od groma. Niestety, większości z nich nie zdołałem zrealizować z powodów pogodowych. Z drugiej strony padający z nieba deszcz skłonił mnie do nadrobienia serialowo-filmowych zaległości. Przez ostatnie kilka dni rzeczywiście miałem okazję zobaczyć kilka filmów. W dzisiejszej notce chciałbym skupić się na trzech najsłabszych pozycjach z mojego majówkowego seansu. Wszystkie je łączy to, że z założenia miały być horrorami. Jak jednak powszechnie wiadomo, końcowy efekt wielokrotnie bardzo różni się od pierwotnych założeń. Nie jestem fanem horrorów, ale klimat ostatnich dni zachęcił mnie do prześledzenia trzech głośnych horrorów z ostatnich miesięcy. Słysząc uderzające w dach mojego domu krople deszczu i widząc za oknem kompletną ciemność naprawdę chciałem się przestraszyć. Niestety, tylko jeden z tych filmów zdołał zaspokoić moją potrzebę strachu. Ale o tym poniżej…

środa, 1 maja 2013

O przyjaźni nie do podrobienia – Przyjaciele (Friends)

Czy jest ktoś, kto nie zna słynnego sitcomu Przyjaciele? Jeśli tak, to niech się lepiej nie przyznaje, tylko jak najszybciej nadrobi zaległości. Bo ten serial to obowiązkowa pozycja, i to nie tylko dla serialomaniaków! Losy szóstki przyjaciół przez 10 lat bawiły i fascynowały ludzi na całym świecie. Powstało 239 odcinków, średnio po 24-25 na 1 sezon. Zdaniem wielu to stanowczo za mało. Najwierniejsi fani serialu twierdzili, że nie wolno zabijać kury znoszącej złote jaja. Z drugiej strony odzywali się ci, którzy uważali, że decyzja o zakończeniu serialu jest trafna – lepiej zakończyć serial na równie wysokim poziomie jak na początku i nie ciągnąć go w nieskończoność. Osobiście przychylam się do zdania tej drugiej grupy. Bo choć pokochałem Przyjaciół całym sercem i mógłbym śledzić ich losy w nieskończoność, istniało ryzyko, że robiłbym to już tylko z sentymentu lub uzależnienia. Ostatni odcinek serialu obejrzało ponad 50 mln. widzów. To znakomity dowód na to, że przyjaźń uzależnia równie mocno jak narkotyk…