Maj 2013 prezentuje się naprawdę
znakomicie pod względem premier filmowych. Niemal wszystkie trailery zachęcają,
pod względem tematycznym jest naprawdę ciekawie, o gwiazdorskich obsadach już nawet
nie wspominając. Mając dziś do wyboru Przelotnych
kochanków Almodovara i Stokera
Chan-wook Parka, zdecydowałem się na ten drugi obraz. Bardzo dobrze znam styl
Almodovara i mniej więcej mogę się domyślać, co tym razem chce widzom zaprezentować.
O Parku nie mogę natomiast powiedzieć ani słowa, gdyż jego twórczość do
dzisiejszego dnia była mi kompletnie obca. Skusiła mnie też znakomita obsada:
Mia Wasikowska, Nicole Kidman i Matthew Goode. Zmierzając do kina nie wiedziałem,
czego mam się spodziewać, zatem nie miałem wielkich oczekiwań. I całe
szczęście, bo Stoker nie ugasił mojego dzisiejszego filmowego pragnienia.
Aczkolwiek muszę przyznać, że w całkiem przyjemny sposób połechtał niektóre
moje zmysły.
Na skutek tajemniczego wypadku
samochodowego ginie pan Stoker – ojciec dziewiętnastoletniej Indii (Mia
Wasikowska) i mąż nieco niezrównoważonej i rozchwianej emocjonalnie Evelyn
(Nicole Kidman). Tuż po pogrzebie do domu pogrążonych w żałobie kobiet przybywa
stryj Charlie (Matthew Goode) – brat zmarłego Stokera. Fakt, że dotychczas
nigdy o nim nie słyszała, budzi w Indii wiele wątpliwości. Kolejne godziny
spędzane w jego towarzystwie uświadamiają jej jednak, że ma z nim więcej
wspólnego niż mogłoby się wydawać…
Stoker to kolejny dziwny film, absolutnie inny od wszystkich. Podczas
oglądania niemal od razu przypomniał mi się seans Pokusy (nie tylko ze względu na udział Kidman w obu produkcjach),
jednak tak naprawdę dziwności obu filmów nie należy ze sobą porównywać. Bo to
kompletnie różne obrazy. I o ile Pokusa obroniła
się dla mnie niemal wszystkim, o tyle do Stokera
mam wiele zastrzeżeń. Na samym początku fabuła dosyć długo się rozkręca i
właściwie po pierwszych dwudziestu minutach ciężko cokolwiek o tym filmie
powiedzieć (równie ciężko ukryć znudzenie). Z pewnością nie jeden widz próbował
wyłapać coś, co może naprowadzić na rozwiązanie zagadki, jednak okazuje się to
niemożliwe. Później jest już znacznie lepiej, śmiem nawet rzec, iż są momenty,
które wciągają i trzymają w napięciu.
Niestety, trochę słabo mają się one do całego filmu, który pod względem fabularnym
okazał się być dla mnie pseudoartystycznym gniotem. Wciąż zastanawiam się, co
reżyser chciał mi przekazać i na ile inspirował się Dexterem. Cokolwiek by to było, nie udało mu się.
Stoker nie zalicza się jednak do filmów, na których można
jednoznacznie postawić kreskę. Broni się kilkoma kwestiami. Pod względem
aktorskim jest naprawdę fantastycznie. Każda z postaci brawurowo odgrywa swoją
rolę. Mająca polskie pochodzenie i obecnie wciąż rozchwytywana Wasikowska
pokazała swoje zupełnie nowe oblicze. Udowodniła, że potrafi wcielić się w rolę
wyalienowanej i nieco demonicznej outsiderkę. Kidman to klasa sama w sobie, wciąż
wspominam jedną ze scen, w której główne skrzypce grały jej przekrwione i
przerażone oczy. I wreszcie on, nieco zapomniany przez mnie Matthew Goode,
który uwodzi wzrokiem, prowokuje dotykiem i naprawdę sprawia wrażenie, że tak
jak India, słyszy i czuje znacznie więcej od innych ludzi. Na kolejny plus
zasługuje świetny montaż – już sama czołówka z napisami wplecionymi w przewijające
się krajobrazy może zauroczyć. Co jeszcze? Muzyka. Pianino odgrywa tutaj
niebagatelną rolę, buduje nastrój i co najważniejsze, jest głównym bohaterem
jednej z najlepszych scen z Stokerze.
Trzeba przyznać, że kadry przy pianinie to prawdziwy majstersztyk, bohaterowie
bez słów mówią widzowi wszystko.
Czas na minusy. Tutaj od samego początku kuleje samo podejście do tematu. Ten film nie ma
porywającej fabuły, a nawet przy obecnej, można go było znacznie lepiej
zrealizować. To nie jest jedno z tych dzieł, które ma bronić się samą formą, a
niestety na takie wyrasta. Zakończenie filmu powinno chyba skłaniać do
refleksji lub szokować, mnie natomiast trochę rozbawiło. Może to dlatego, że na
widok zakrwawionych nożyczek natychmiast przypomniałem sobie słodką Mię
Wasikowską z Alicji w Krainie Czarów?
A może po prostu było ono tak absurdalne? Owe zakończenie w stylu Tarantino
tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że film przestylizowano. Wielka szkoda,
bo gdyby nieco poprawić fabułę i wyeliminować pewne elementy, jak np. wesoło
biegającego pajączka, powstałby film, który mógłby aspirować do kina z
najwyższej półki. Cóż, nie wyszło, ale warto docenić starania i bardzo dobry
montaż.
Nie polecam Wam iść na Stokera do kina. To jeden z tych filmów,
które lepiej obejrzeć na dvd w domowym zaciszu. Bo pomimo tych kilku minusów,
warto ten film zobaczyć.
Ja z pewnoscia obejrze, ale moze faktycznie w domu, jak radzisz a za tydzien wybiore sie na Gatsby'ego. Maj jest baaardzo filmowy!
OdpowiedzUsuńNo, tak, do kina na pewno na to nie pójdę. Może kiedyś w domu.
OdpowiedzUsuńZupełnie się z Tobą nie zgadzam. Film Stoker zdecydowanie lepiej nadaje się do obejrzenia w kinie, przede wszystkim ze względu na rewelacyjne zdjęcia. W domu straciłby całą swoją magię.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zdjęcia zasługują tu na uwagę, ale mnie chodziło o całokształt, a na tle innych majowych premier Stoker nie prezentuje się wcale tak dobrze. Szacując, że Polak wybiera się do kina średnio raz/2 razy w miesiącu, w maju 2013 nie poleciłbym mu Stokera ;)
UsuńA ja te minusy widziałem jako plusy. Małe nożyczki w rękach psychopaty urastają do rangi siekiery. Zakończenie mnie nie rozbawiło. Kolejna bestia na wolności. Wyciągam Stokera z Twojej średniej półki i przekładam go dużo dużo wyżej. :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW stu procentach się zgadzam z Twoją opinią na temat całego filmu, jak dla mnie zakończenie powinno być inne.
OdpowiedzUsuń