Doskonale pamiętam reakcje
większości krytyków i znawców kina, kiedy w mediach ukazała się informacja o
tym, iż to Jan Komasa ma wyreżyserować obraz o Powstaniu Warszawskim. Nikt nie
brał tego na poważnie. No bo jak to? Przecież to ten 32-latek bez większego
dorobku, znany przede wszystkim z głośnej i uwielbianej przez młode pokolenie Sali samobójców. Przyznam Wam się, że
sam również podchodziłem do tematu ostrożnie i do końca nie ufałem Komasie. W
przeciwieństwie jednak do wielu dziennikarzy filmowych wstrzymywałem się z
jakimikolwiek komentarzami i osądami. Podskórnie czułem, że bez względu na to,
jakie będą pierwsze recenzje, po prostu muszę obejrzeć ten film. Od seansu minęło już
kilka dni, a ja wciąż nie do końca potrafię ułożyć swoje myśli i obiektywnie
ocenić ten obraz. Mam nadzieję, że w poniższej recenzji uda mi się choć
częściowo przedstawić, na czym dokładnie polega mój problem. Już teraz gorąco
zachęcam Was jednak do wizyty w kinie. Naprawdę warto.
wtorek, 30 września 2014
sobota, 27 września 2014
Odrobina fantasy - Czarownica (Maleficent), Zimowa opowieść (Winter's Tale), Legenda Herkulesa (The Legend of Hercules)
Każdy z nas od czasu do czasu
pragnie przenieść się w świat fantasy. Taką podróż możemy zafundować sobie w
każdej chwili poprzez sięgnięcie po dobrą książkę lub wizytę w kinie. W
przeciwieństwie do poprzednich pokoleń, mamy to szczęście, że zarówno książki
jak i filmy mogą zaoferować nam wyjątkowe doznania. I choć sam jestem bardzo
sceptycznie nastawiony do kina 3D, to w przypadku filmów fantasy zawsze wolę
dorzucić te kilka złotych więcej i zafundować sobie kilka dodatkowych wrażeń.
Dziś chciałbym Wam przedstawić kolejną notkę z cyklu #MOVIE_SHORT, w której
pokrótce zrecenzowałem trzy filmy osadzone właśnie w tematyce fantasy.
Niestety, z czystym sercem mogę Wam polecić tylko jeden z nich i zapewne
jeszcze nie rozpoczynając czytania notki, możecie łatwo się domyślić, o który
mi chodzi. Z chęcią poznam jednak Wasze opinie, zatem tradycyjnie już namawiam
wszystkich czytających do komentowania.
sobota, 20 września 2014
O kobietach i dla kobiet – Spódnice w górę (Sous les jupes des filles), reż. Audrey Dana, 2014
Chyba jeszcze o tym nie pisałem,
ale nie przepadam za francuskimi komediami. Owszem, w trakcie ich oglądania nie
czuję zażenowania, ale większość żartów jest mi raczej obojętnych. Właśnie z tego
względu z dużym dystansem podszedłem do najnowszego filmu Audrey Dany. Teraz,
kiedy jestem już po seansie, wiem, że moja ocena nie będzie obiektywna. Dlaczego?
Otóż Spódnice w górę to film
skierowany przede wszystkim do płci pięknej i mężczyznom może wydawać się on
nieco… nudny, tudzież dziwny. Z tego też względu postaram się być bardzo
ostrożny w swej recenzji, gdyż śmiem podejrzewać, iż panie mogą się na tym
filmie naprawdę nieźle uśmiać. Premiera w polskich kinach już za kilka dni, a
ja już dziś zachęcam Was do zapoznania się z moją przedpremierową recenzją tego
filmu.
środa, 17 września 2014
Spowiedź blogera filmowego, czyli o filmach, które mnie nie zachwyciły (a powinny?)
Wszystko zaczęło się od Klapserki (przy okazji bardzo polecam tego bloga filmowego, czytam go chyba od samego początku i jestem pełen podziwu dla lekkiego pióra autorki) - sporządziła ona na swym blogu listę filmów, które jej nie zachwyciły. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że odwołała się ona wyłącznie do tytułów uznawanych powszechnie za arcydzieła (m.in. Ojciec chrzestny, Pulp Fiction). Pomysł ten bardzo spodobał się innym blogerom filmowym i dlatego też, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne notki utrzymane w tym klimacie. Ja również zostałem wywołany do tablicy i oczywiście przyjmuję wyzwanie, choć mój spis filmów, które mnie nie zachwyciły (a chyba powinny?) będzie nieco różnić się od spisów na innych blogach. Poniżej znajdziecie listę filmów, które oceniłem całkiem nieźle, tzn. na 6-7/10 (w skali Filmwebu.pl 6/10 - niezły; 7/10 - dobry). W skali stopni szkolnych 6/10 oznacza jednak tróję, a wierzcie mi, trójki nigdy mnie nie satysfakcjonowały. O co więc chodzi? Na swojej liście zdecydowałem się umieścić wyłącznie tytuły tych filmów, które choć zostały zrealizowane całkiem poprawnie, to według mnie nie zasługują na powszechny zachwyt i określanie ich mianem arcydzieł. Nie są to zatem filmy złe (śmiem twierdzić, iż duża część z nich jest nawet dobra), ale kompletnie nie rozumiem ich fenomenu.
sobota, 13 września 2014
Serialowe rankingi, część 9 - Ulubieni serialowi błaźni
Wrześniowy ranking serialowy odwołuje się do podstawowej zasady tworzenia filmów i seriali komediowych - aby było zabawnie, do życia należy powołać błazna. Jak należy rozumieć w tym przypadku pojęcie "błazna"? Nie wiedzieć czemu, słowo to zdaje się być odgórnie nacechowane jakąś negatywną energią, tymczasem serialowi błaźni to postaci, który swym zachowaniem/wyglądem najbardziej nas bawią. To bohaterowie specyficzni, ze swoimi dziwactwami, często niezaradni życiowo i oczywiście szalenie oryginalni. Błaźni nie pojawiają się jedynie w serialach komediowych (np. taki Runkle z Californicaton), ale w tej notce chciałbym skupić się właśnie na sitcomach. Przyznaję, że w przypadku niektórych seriali miałem niemały problem i nie wiedziałem, którą z postaci wybrać do rankingu (np. w przypadku Przyjaciół do definicji pasowały mi aż 3 postaci i ostatecznie nie zdecydowałem się na nikogo - no bo jak w ogóle w szóstce tak wspaniałych bohaterów można wskazywać lepszych i gorszych?). Nie ma co przeciągać, oto mój subiektywny ranking Ulubionych serialowych błaznów.
wtorek, 9 września 2014
Artystyczna wizja czy „lekka” przesada? - Zabić bobra, reż. Jan Jakub Kolski, 2012
Jan Jakub Kolski ma w naszym
kraju takie samo grono zwolenników co przeciwników. Ja sam nie zaliczam się do
żadnej z tych dwóch grup i zawsze patrzę na jego obrazy z dużą obojętnością.
Najnowszy film Kolskiego, recenzowany dziś przeze mnie Zabić bobra, wyzwolił we mnie sporo mieszanych uczuć. Obraz jest
bez wątpienia bardzo intrygujący i oryginalny, choć momentami można mieć
wrażenie, że Kolski nakręcił film tylko po to, aby zamieścić w nim wszystkie
swe perwersyjne wizje. Mimo, że od seansu upłynęło już kilka dobrych dni, ja
nadal nie wiem, jak powinienem ocenić tę produkcję. Czy to coś w rodzaju
eksperymentu? Gdzie kończy się granica pomiędzy artyzmem a zwykłym ukazywaniem
patologii, odartej z emocji, naturalistycznej i po prostu brzydkiej? Nie wiem i
jestem przekonany, że wielu z Was także nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Poniżej moja subiektywna recenzja Zabić
bobra.
środa, 3 września 2014
Jednak o seksie – Nimfomanka, cz. 2 (The Nymphomaniac Part 2), reż. Lars von Trier, 2013
Pamiętacie jeszcze moją
recenzję pierwszej części Nimfomanki
sprzed pół roku? Jej tytuł to: Niekoniecznie
o seksie. Pierwszą część najnowszego filmu Triera oceniłem bardzo wysoko
(8/10), zaprosiłem wszystkich do kina i zapewniłem, że z pewnością sięgnę po
drugą część. Na skutek różnych okoliczności tak się zdarzyło, że musiałem poczekać z seansem dobre kilka miesięcy. Tak jak obiecałem, wróciłem do Nimfomanki, choć skłamałbym, gdybym
napisał, że był to powrót szczęśliwy. Naprawdę dawno nie przeżyłem równie
wielkiego rozczarowania filmem. Bo o ile 1 część produkcji wyostrzała apetyt i
porażała swą kompleksowością i odniesieniami do symboliki i metafizyki, o tyle
2 część zdaje się być zaprzeczeniem tego wszystkiego, co widzowie
zobaczyli we wstępie. Trier po raz
pierwszy od dawna stawia na pierwszym planie na niespójną fabułę i zdaje się
kompletnie zapominać o tym, co tak bardzo zachwyciło widzów w części pierwszej, czyli o formie, która tym razem przegrywa z treścią. I to z kretesem. O tym,
dlaczego Nimfomankę, cz. II oceniłem
o dwa oczka niżej niż cz. I możecie przeczytać poniżej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)