Jan Jakub Kolski ma w naszym
kraju takie samo grono zwolenników co przeciwników. Ja sam nie zaliczam się do
żadnej z tych dwóch grup i zawsze patrzę na jego obrazy z dużą obojętnością.
Najnowszy film Kolskiego, recenzowany dziś przeze mnie Zabić bobra, wyzwolił we mnie sporo mieszanych uczuć. Obraz jest
bez wątpienia bardzo intrygujący i oryginalny, choć momentami można mieć
wrażenie, że Kolski nakręcił film tylko po to, aby zamieścić w nim wszystkie
swe perwersyjne wizje. Mimo, że od seansu upłynęło już kilka dobrych dni, ja
nadal nie wiem, jak powinienem ocenić tę produkcję. Czy to coś w rodzaju
eksperymentu? Gdzie kończy się granica pomiędzy artyzmem a zwykłym ukazywaniem
patologii, odartej z emocji, naturalistycznej i po prostu brzydkiej? Nie wiem i
jestem przekonany, że wielu z Was także nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Poniżej moja subiektywna recenzja Zabić
bobra.
Eryk (Eryk Lubos), żołnierz
jednostek specjalnych walczących w Iraku i Afganistanie, wraca do kraju i
zaszywa się w starym rodzinnym domu. Musi zregenerować siły w oczekiwaniu na
kolejne zadanie. Ciężko mu się odnaleźć w szarej rzeczywistości. Myślami wciąż
wraca do wspomnień z pola walki. Pewnego dnia poznaje młodą dziewczynę o
przydomku Bezi (Agnieszka Pawełkiewicz), która zakradła się na jego posesję.
Spotkanie szybko przeradza się w namiętny romans. Czy miłość potrafi wymazać
najgorsze wspomnienia? A jeśli tym najgorszym wspomnieniem jest inna miłość?
(źródło: Filmweb.pl).
Streszczając fabułę w jednym
zdaniu: główny bohater biega po lesie, przeklina, strzela, zakłada pułapki na
bobry i w wolnych chwilach uprawia dziki seks z przypadkowo poznaną licealistką.
I tyle, serio. W tak zwanym międzyczasie widzowie mają szansę poznać
wspomnienia Eryka, które rzucają pewne światło na jego osobę i pozwalają
zrozumieć, dlaczego zachowuje się on tak, a nie inaczej. Eryk to szablonowy
przykład żołnierza, którego psychika nie wytrzymała doświadczeń na wojennym
froncie i nawet teraz, kiedy jest już po wszystkim, wciąż dręczą go demony
tamtych czasów. Z zupełnie innymi demonami musi się mierzyć Bezi, która
dostrzega w Eryku szansę ratunku dla samej siebie. I tym oto sposobem między tą
szaloną dwójką rodzi się specyficzna, na swój własny sposób patologiczna i
chora relacja, które zmieni życie obojga na zawsze.
Film jest przepełniony bardzo
odważnymi i naturalistycznymi scenami erotycznymi. Seks Eryka i Bezi jest wulgarny,
brutalny, zwierzęcy, na próżno doszukiwać się w tych scenach jakiegokolwiek
romantyzmu. Kolski stawia na perwersyjność już na samym początku, w scenie
pojawienia się Bezi, której wyzywający ubiór daleki jest od ubioru standardowej
nastolatki. Bardzo nie podobała mi się geneza związku Eryka i Bezi, brak tu
sceny stanowiącej podłoże/wstęp do tej skomplikowanej relacji. I chyba właśnie
z tego powodu relacja ta jest tak mało autentyczna. Wiele scen, które z
założenia miało być wstrząsających, wypada po prostu komicznie. Duża w tym wina
źle rozpisanych i prymitywnych dialogów, przez które widzowie nie mają szansy
lepiej poznać głównych bohaterów (ach, nie ma to jak ciągłe rozmowy o bobrach).
Czytając inne recenzje, natknąłem
się na określenie tego filmu mianem „polskiego Leona zawodowca”. Hola, hola, nie przesadzajmy. Rzeczywiście, Lubos
zagrał rewelacyjnie i jego rola zasługuje na same pochwały, ale Pawełkiewicz w
niektórych scenach szalenie irytowała. Lubos idealnie nadaje się do roli
skrzywdzonego przez życie psychola, oby dane było mu zagrać w końcu rolę z
prawdziwego zdarzenia, bo to aktor z dużym niewykorzystanym potencjałem (scena
tańca w lesie jest rewelacyjna, prawda?). Lubuję się w oglądaniu tego typu
wizji artystycznych, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że w którymś momencie
(nie wiem w którym!) jednak przegięto. I właśnie dlatego wciąż jestem po tym
seansie skonfundowany i nie wiem, jak sprawiedliwie go ocenić.
W związku z tym, jak zawsze w
takiej sytuacji, dam dyplomatyczne 5/10. A Was mimo wszystko zachęcam do
zapoznania się z produkcją w celu wyrobienia sobie własnego zdania.
Taki właśnie mam zamiar tzn. zapoznania się z tą produkcją, ale jakoś nie czuje, żeby wizja Kolskiego na temat choroby "pola walki" 9nie wiem jak to się fachowo nazywa) do mnie przemówiła. nie ma co tu dużo mówić, ale Kolski dziwne filmy robił, robi i będzie robił. To jedno jest pewne.
OdpowiedzUsuńNa początku roku czekałam na premierę, a później jakoś zupełnie zapomniałam o tym filmie.
OdpowiedzUsuńTeraz spotykam się z raczej sceptycznymi recenzjami, więc pewnie będę znów odkładać seans.
Jak myślisz, są szanse na nominację do Węży? Jeśli tak, to w jakich kategoriach byś typował?
Pozdrawiam!
Zastanawiałem się właśnie nad tym filmem w kontekście naszych Żmijek i na pewno coś się znajdzie, na pewno kilka scen pasuje do kat. "Najbardziej żenująca scena". Lubos i Pawełkiewicz mogą też spodziewać się nominacji jako najgorsza para na ekranie.
UsuńO, super :D No to już wiem, że seans na bank mnie nie ominie :)
Usuń