wtorek, 2 grudnia 2014

Komedie romantyczne 2014: Inna kobieta (The Other Woman), Riwiera dla dwojga (Love Punch), Rodzinne rewolucje (Blended)



Moje notki o komediach romantycznych niezmiennie cieszą się ogromną popularnością, a zatem postanowiłem napisać kilka słów o filmach reprezentujących ten gatunek w minionym roku. Wciąż uważam, że to jeden z najbardziej przereklamowanych gatunków filmowych ever, ale trzeba przyznać, że są w naszym życiu sytuacje, kiedy komedie romantyczne mogą okazać się bardzo przydatne. Bo czy zna ktoś choć jedną parę, która nigdy nie była w kinie w czasie walentynek? Dobrze wyprodukowane i zagrane komedie romantyczne mogą wyzwolić w widzach wiele pozytywnych emocji. Większość filmów z tego gatunku jest co prawda przeraźliwie głupich, ale właściwie w każdej produkcji tego typu udaje się znaleźć jakiś morał czy przesłanie (o ile nie mamy do czynienia z polską komedią romantyczną…). Spośród recenzowanych dziś przeze mnie filmów dwa mogę Wam śmiało polecić. O które filmy chodzi? Zajrzyjcie do notki :)



Inna kobieta (The Other Woman), reż. Nick Cassavetes, 2014
Nowojorska prawniczka Carly Whitten (Diaz) twardo stąpa po ziemi. Kiedy przypadkowo odkrywa, że jej, jak sądziła, wymarzony chłopak Mark (Nikolaj Coster-Waldau), ma żonę - nie jest zachwycona. Ale to nie wszystko - ona i żona Marka, Kate (Leslie Mann) dowiadują się o jeszcze jednej kochance (Kate Upton)! Nie trzeba wiele czasu, by zdradzone kobiety zaprzyjaźniły się i postanowiły dać nauczkę niewiernemu. Im więcej dowiadują się na temat Marka, tym lepiej się bawią, a on wpada w coraz większe tarapaty (źródło: Filmweb.pl).




Każdy z nas widział w swym życiu przynajmniej jeden film o podobnej fabule, prawda? Cassavetes, reżyser bardzo dobrego Bez mojej zgody, zdecydował się na stworzenie mało oryginalnej komedii wierząc, iż znane nazwiska z obsady przyciągną widzów do kin. O Cameron Diaz pisałem już wielokrotnie – to aktorka, która idealnie sprawdza się w rolach komediowych, natomiast wszystkie pozostałe role obnażają jej brak aktorskiego warsztatu. Postać Leslie Mann okazuje się być tak ogromnie irytująca, że właściwie ciężko znieść jej obecność na ekranie. Jest jeszcze Kate Upton, która choć jest prześliczna (modelka ma w końcu dwa DUŻE argumenty, if you know what I mean), to niestety gra bardzo nienaturalnie (żeby nie napisać, sztywno). W filmowego amanta wciela się natomiast znany z Gry o tron Nikolaj Coster-Waldau, który w finale zmuszony jest odegrać jedną z najbardziej sztucznych scen tego roku. Uwierzcie mi, to naprawdę ogląda się bardzo źle. Całość może co prawda sprawiać wrażenie lekkiej komedyjki, którą można obejrzeć dla relaksu, ale czy naprawdę warto tracić czas na coś tak mało oryginalnego? Ode mnie 4/10, w końcu warto docenić widok Kate Upton w stroju kąpielowym (ależ seksistowska recenzja, bleh, brzydzę się sam sobą).



Riwiera dla dwojga (Love Punch), reż. Joel Hopkins, 2013
Kate (Emma Thompson) i Richard (Pierce Brosnan), choć rozwiedzeni, pozostają ze sobą w przyjaznych stosunkach. Na powrót jednoczy ich bankructwo funduszu emerytalnego, któremu przed laty powierzyli swoje oszczędności. Gdy okazuje się, że jego właściciel zafundował swojej narzeczonej warty 10 milionów dolarów diament, dawni małżonkowie postanawiają dostać się do jego luksusowej rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu i ukraść drogocenny klejnot. Każde z nich myśli jednak o tym, jak przechytrzyć dawnego partnera (źródło: Filmweb.pl).




I to jest właśnie najlepszy przykład lekkiej komedyjki, którą śmiało można obejrzeć dla relaksu. Jest naprawdę zabawnie! Co prawda połączenie Thompson i Brosnana może początkowo wydawać się nieco dziwne (a może tylko mi wydawało się, że oni jakoś do siebie nie pasują?), ale już po kilku pierwszych minutach filmu widać, że reżyserujący obraz Hopkins wszystko dobrze przemyślał. Uwielbiam Emmę Thompson, kocham jej brytyjski akcent, osobowość i chyba wszystkie role, w jakie się wcieliła. Szalenie miło ogląda się ją tutaj w roli dominującej i niezmiernie irytującej Kate, która uparła się, że w związku z Richardem to ona będzie nosić spodnie. Postać Richarda została z kolei stworzona w celu karykatury archetypu Bonda. Postać Brosnana cierpi na prostatę, ma lęk wysokości, nieznośnie chrapie i boi się szybkiej jazdy samochodem. Krótko mówiąc, „szydera” z Bonda na całego. Nie oszukujmy się, to bardzo głupiutki film, ale oglądanie go z pewnością Was ucieszy. Dzięki wartkiemu tempu akcji, zabawnym dialogom i genialnym drugoplanowym rolom Celii Imrie i Timothy’ego Spalla, Riwiera dla dwojga urasta do rangi naprawdę dobrej komedii. Ze swojej strony gorąco polecam, 6/10.



Rodzinne rewolucje (Blended), reż. Frank Coraci, 2014
Po katastrofalnej randce w ciemno samotni rodzice, Lauren (Drew Barrymore) i Jim (Adam Sandler) zgadzają się tylko co do jednego – nie chcą się już nigdy więcej widzieć. Kiedy jednak każde z nich postanawia wyjechać na niezapomniane wakacje z dziećmi, okazuje się, że przez tydzień będą skazani na swoje towarzystwo w luksusowym afrykańskim kurorcie… (źródło: Filmweb.pl).





Nie znoszę Adama Sandlera, nie przepadam za Drew Barrymore, a skoro tych dwoje wciela się tu w główne role, od razu uznałem film za zły. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Otóż okazało się, że Rodzinne rewolucje to pierwszy film, w którym ta dwójka naprawdę mi się podobała! Oglądając tę komedię z pewnością nie będziecie się śmiać do rozpuku, ale na Waszych buźkach bez wątpienia nie raz zagości szeroki uśmiech. Film bazuje na tym rodzaju poczucia humoru, na jakim bazuje serial komediowy Współczesna rodzina, a zatem nacisk został położony na komizm sytuacji z dzieciakami w rolach głównych. Jak na amerykańską komedię romantyczną przystało, nie zabraknie też kilku poruszających scen. O dziwo, nie ma tu tych wszystkich gastryczno-seksistowskich żartów, z których słynie Adam Sandler. Warto zwrócić też uwagę na piękne pocztówki z Afryki oraz na fenomenalnego Terry’ego Crewsa w roli miejscowego rezydenta, Nickensa. Z pełnym przekonaniem, 7/10.

2 komentarze:

  1. Oglądałem z tych komedii jedynie "Rodzinne Rewolucje" i podobnie jak Ty, musiałem się sam przed sobą przyznać do nie do końca mądrego zaszufladkowania tej komedii do miana złej. Zaskoczenie ogromne, całkiem znośny Sandler (też go strasznie nie cierpię! kto go w ogóle ma odwagę zatrudniać w filmach?!) i bardzo zabawna Barrymore. Czemu nie będziemy śmiać się do rozpuku? Ja czasami nie mogłem powstrzymać łez ze śmiechu! Naprawdę - dobra komedia! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupiutkie komedie ..nawet bez sensu je chyba oceniać w kategoriach filmów..to zwykłe odmóżdżacze;)

    OdpowiedzUsuń