poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Little party never killed nobody... - Party girl, reż. Marie Amachoukeli-Barsacq, Claire Burger, Samuel Theis, 2014



W sobotę 18. kwietnia miałem przyjemność uczestniczenia w kolejnym Ogólnopolskim Spotkaniu Blogerów Filmowych. Blogerzy filmowi z całej Polski spotkali się już po raz piąty, tym razem w Warszawie. Dziewczyny (Okiem Kinomaniaka, Po napisach końcowych) zaplanowały dla nas szereg atrakcji. Po wypiciu kawki i wstępnym omówieniu ostatnich doniesień ze świata filmu, dzięki uprzejmości Gutek Film udaliśmy się do kina Muranów na przedpremierowy seans filmu Party girl. Ten francuski dramat został uhonorowany Złotą Kamerą w Cannes i w Polsce będzie możliwy do obejrzenia już od 15. maja. Po seansie naładowaliśmy akumulatory w Pizza Hut, po czym rozpoczęliśmy grę miejską, która wymagała od nas nie tylko wiedzy filmowej, ale i blogersko-dziennikarskich umiejętności. Mimo małych trudności z jednym z zadań (ach, pamiętna ulica Wspólna) i przygód pogodowych (słońce, deszcz i śnieg w jednym) mojej grupie udało się dotrzeć do mety. Spotkanie zakończyło się integracyjnym piwkiem, w czasie którego zostały wręczone nagrody i dyplomy dla wszystkich uczestników zlotu. Z tego miejsca jeszcze raz gratuluję dziewczętom tak wspaniałej organizacji i już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Tak się złożyło, że w sobotę świętowałem akurat swoje urodziny – zaśpiewane przez blogerów 100 lat było rozczulające, jeszcze raz dzięki! A teraz zachęcam do zapoznania się z moją recenzją filmu Party girl.


Angelique (świetna Angélique Litzenburger) daleko do stereotypowego wizerunku pani w średnim wieku. Jest najstarsza z grupy pracujących w nocnym barze kobiet. Nie zwalnia tempa życia, wciąż lubi się bawić i świetnie czuje się w towarzystwie mężczyzn. Choć czasy się zmieniają i w lokalu zaczyna ubywać gości, uczucia stałego klienta Angelique, Michaela, są niezmienne. Od lat bez pamięci w niej zakochany, któregoś dnia nieoczekiwanie prosi ją o rękę. Przed Angelique pojawia się szansa na ustatkowanie się. Czy z niej skorzysta? (źródło: Filmweb.pl).

Uwielbiam dramaty, w których głównymi bohaterami są postaci ze złożoną osobowością. Właśnie taka jest bohaterka filmu Party girl – Angelique trochę już przeszła, popełniła mnóstwo błędów (których jest świadoma), można rzec, że zrobiła ze swego życia jedną wielką imprezę. Przez pracę w nocnym klubie, alkoholizm i ciągłe imprezowanie opieka społeczna odebrała jej nawet prawa rodzicielskie do jednego z dzieci. Widzowie poznają bohaterkę w momencie, kiedy los chce jej dać drugą szansę. Jeden z dawnych klientów klubu nocnego, Michael, okazuje się być całkiem porządnym facetem, oświadcza się jej i prosi, aby przy nim zmieniła swe życie, ustatkowała się, była szczęśliwa. Wszyscy, w tym dzieci Anqelique, widzą w Michaelu nadzieję dla matki. Wszyscy poza nią samą. Niestety.

Film ukazuje, że wbrew pozorom wcale nie tak łatwo być w życiu szczęśliwym. Bo co, jeśli my sami nie chcemy tego, czego chcą dla nas inni? Nie tak łatwo zerwać z przeszłością, w tym ze wszystkimi swymi przyzwyczajeniami, również tymi niezbyt godnymi pochwały. Finał filmu jest szalenie przewidywalny – ja już w momencie rozpoczęcia seansu czułem podskórnie, jak to się skończy. Nie oznacza to jednak, iż film mi się nie podobał, wbrew przeciwnie. Angelique Litzenburger świetnie zbudowała postać swej bohaterki, która nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca u boku Michaela. Na duży plus należy również zaliczyć świetną ścieżkę dźwiękową, na czele z genialnym utworem Chinawoman pt. Party girl

Polecam wszystkim film. Dobry, pełnokrwisty francuski dramat, 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz