wtorek, 7 lipca 2015

Młoda kobieta o tym, czego "nauczyło" ją życie - recenzja książki "Nie taka dziewczyna" Leny Dunham

Życie artystyczne Leny Dunham zaczęło fascynować mnie od dnia, w którym obejrzałem pierwszy odcinek serialu Dziewczyny. Serial określono mianem kultowego i do dnia dzisiejszego uznaje się go za współczesny Seks w wielkim mieście. Lena jest nie tylko twórczynią serialu,  jest również jego producentką, scenarzystką, reżyserką i aktorką, która wciela się w główną rolę. Nie chcę dziś dywagować na temat Dziewczyn, niedawno skończyłem oglądać 4. sezon serialu i wkrótce na pewno napiszę na jego temat osobną notkę. To, co przyciągnęło mnie do serialu to tematyka i kontrowersyjny sposób ukazywania codzienności. Bohaterki są przedstawicielkami mojego pokolenia, a zatem powinny zmagać się z problemami, które dotyczą również mnie. Przyznaję, że po 1. sezonie serialu byłem zachwycony i ani trochę nie dziwię się, że Lena była ośmiokrotnie nominowana do nagrody Emmy i zdobyła 2 Złote Globy za rolę niesfornej Hannah. Emitowane na kanale HBO Dziewczyny przyniosły jej ogromną popularność. Popularność tak wielką, że wydawnictwo Random House zaproponowało jej (w wieku 28 lat!) 3,5 mln dolarów za napisanie książki. Książki, która (jak głosi hasło na tylnej okładce) jest "prześmiewczym, oryginalnym i odkrywczym zbiorem osobistych esejów (...) jednej z najpopularniejszych obecnie nowojorskich artystek". O tym, ile w tym prawdy, przeczytacie poniżej.



Rozpoczynając lekturę książki doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie znajduję się w przeciętnej grupie jej odbiorców. Nie taka dziewczyna to książka skierowana przede wszystkim do kobiet. Zarówno do tych cichych i spokojnych, które oglądają Dziewczyny w tajemnicy przed swoimi ukochanymi (w końcu tam tyle nagości i "F word"), jak i do tych niezależnych, wyzwolonych, w pełni identyfikujących się z Dunham. Lena rozpoczyna nienaturalnie skromnie: "(...) już wiem, że będę się wstydzić myśli, iż mam ci cokolwiek do zaproponowania. Ale jeśli to, czego się nauczyłam, pomoże ci wykonać choć jedno parszywe zadanie albo uratuje przed stosunkiem, w trakcie którego będziesz się bała zdjąć trampki, na wypadek gdybyś musiała wiać, każda moja porażka będzie tego warta". Stosunkowo szybko przechodzi jednak do sedna i w charakterystyczny dla siebie sposób obnaża się przed czytelnikami. Jest kontrowersyjna, nie ma dla niej tematów tabu, bywa wulgarna. W pięciu częściach swej książki skupia się na różnych aspektach życia, stawiając przede wszystkim na najbardziej pikantne szczegóły ze swego życia. Niestety, tych szczegółów jest na tyle dużo, że w którymś momencie autorka traci autentyczność i nie można oprzeć się wrażeniu, iż czyta się stek bzdur, mających miejsce w wyobraźni samej Dunham i powstałych wyłącznie na potrzeby tej książki. Skąd ten zarzut? Już wyjaśniam.

Lena Dunham przekroczyła cienką granicę między artystyczną kontrowersyjnością a desperacją. Niestety.

Pierwsza część książki jest oczywiście poświęcona tematyce miłości i seksu (a jakżeby inaczej, "jedziemy z grubej rury"). Lena opisuje swoje kolejne miłostki i zauroczenia, mniej lub bardziej udane zbliżenia seksualne, całkiem normalnych lub zupełnie odrealnionych partnerów. We wszystkich tych opisach brak jakiegokolwiek romantyzmu, to opis mechanicznych czynności, coś na kształt papierowej wersji scen erotycznych z Dziewczyn. Jest tu cały jeden rozdział poświęcony odkrywaniu przez Lenę jej biseksualnej strony, jest też opis gwałtu i molestowania seksualnego. W połowie lektury tego rozdziału kolejne opowieści przestają robić na czytelniku jakiekolwiek wrażenie. Przyznaję, na mojej twarzy często gościł uśmiech, gdyż Lena ma bardzo lekkie pióro i opisuje swe kolejne ekscesy w bardzo zabawny sposób, ale  pewna granica została według mnie przekroczona. Kontrowersyjność przeszła w desperację i usilną próbę zszokowania czytelników.

"Nie taka dziewczyna" ocieka od tego typu intelektualnego bełkotu.

W kolejnych rozdziałach nie jest wcale lepiej. Druga część zostaje poświęcona pojęciu Ciała. Lena opisuje czytelnikom swe choroby i przypadłości, nadmiernie skupiając się oczywiście na opisie swej endometriozy macicy i zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych. Mnóstwo tu dziwnych wniosków (głównie z okresu dorastania i dojrzewania) dotyczących cielesności, seksualności, kobiecości. Wniosków, których przeciętny mężczyzna nigdy nie usłyszałby z ust przeciętnej kobiety. W rozdziale tym Lena dzieli się też z czytelnikami szczegółowym opisem swej diety i odwiecznymi problemami z otyłością. Następne trzy części (Przyjaźń, Praca, Z perspektywy), choć z założenia powinny okazać się najbardziej interesujące (w końcu dotyczą już dorosłego życia Leny), są wyjątkowo nudne, a autorka nie błyszczy w nich inteligencją. Dunham nie poświęca swemu artystycznemu życiu nawet jednego eseju. Jeśli zatem kupując książkę liczyliście na smakowite kąski z planu Dziewczyn lub Mebelków (filmu wyreżyserowanego przez Dunham), to poczujecie się oszukani. Właściwie z rozdziału na rozdział Lena staje się coraz bardziej powściągliwa. Wielokrotnie wspomina o tym, że wraz ze wzrostem jej popularności WAŻNE persony ze świata mediów składały jej niemoralne propozycje, jednak nie ma odwagi, aby wprost napisać, o kogo chodzi. Tym samym czytając te dywagacje można odnieść wrażenie, jakby czytało się artykuł z Pudelka, który powstał w oparciu o doniesienia "bliskiej osoby z otoczenia gwiazdy". Krótko mówiąc, news "z dupy". Owa powściągliwość jest wyjątkowo irytująca właśnie z tego względu, iż pozwala sobie na nią autorka, która stara się uchodzić za najbardziej kontrowersyjną w całym Nowym Jorku. I właśnie dlatego racjonalnie myśląca osoba zada sobie sama pytanie, a może to wszystko tak naprawdę wcale nie miało miejsca?

Oj Lena, Lena, kłamstwo za kłamstwem. Przecież z Twojej książki jasno wynika, że nikogo nie kochasz tak bardzo jak samej siebie.

Bez wątpienia można tu odnaleźć eseje bardzo prywatne i osobiste, dotyczące ważnych życiowych momentów. Lena wprost przyznaje, że nigdy nie potrafiła się dopasować do otaczającego ją środowiska. Zawsze była outsiderką, buntowniczką, podążała własnymi ścieżkami. Ze względu na wychowanie w artystycznej rodzinie (ojciec - malarz, matka - fotografka i projektantka) miała zupełnie inne spojrzenie na świat niż jej rówieśniczki. Dunham żali się czytelnikom, że choć bardzo by tego chciała, to nie potrafi miło i ciepło wspominać czasów szkoły czy letnich obozów. Liczba opisanych sesji terapeutycznych i ludzi pochodzących jakby z innej planety (kompletnych freaków) sprawia, iż czytelnik w pewnym momencie znowu ma wrażenie, jakby czytał o czymś nierealnym, jakby to było coś w stylu urojeń i obsesji typowej "bajkopisarki". Poza tym wszystko to zostaje przez nią ubrane w tak przesadnie artystyczną formę... Zapewne każdy z nas ma w swym otoczeniu ludzi, którzy mają zdolność do wyolbrzymiania problemów, tworzenia alternatywnej rzeczywistości, patologicznego kłamania. Niestety, czytając kolejne rozdziały książki Leny miałem wrażenie, iż mam do czynienia właśnie z taką osobą. A kiedy już dotarłem do eseju, w którym Dunham sama przyznaje, że zdarza jej się wyolbrzymiać, koloryzować i konfabulować, tylko zacisnąłem usta.

Jakie ostateczne wnioski można wyciągnąć po lekturze Nie takiej dziewczyny? Lena Dunham bez wątpienia kocha samą siebie i najlepiej wychodzi jej pisanie o odartym z emocji seksie i własnych problemach zdrowotnych. Jej książka to nic innego jak intelektualny bełkot, który stawia samą autorkę w bardzo złym świetle. W moich oczach z kreatywnej i interesującej postaci nowojorskiego światka artystycznego zmieniła się ona w chaotyczny i wyjątkowo próżny wytwór współczesnej popkultury. Popkultury, która prędzej czy później ją wypluje. Uważam, iż Lena powinna napisać tę książkę jakieś 10 lat później. Wówczas, bogata o kolejne artystyczne doświadczenia, na pewno miałaby swym czytelnikom znacznie więcej do zaoferowania. Na ten moment nie potrafię Wam polecić Nie takiej dziewczyny. Niby jest lekko i czyta się szybko, ale z drugiej strony, właściwie, po co? No chyba, że kręci Was tego typu ekshibicjonizm...

2 komentarze:

  1. Nietrawię tej kobiety, jej serialu, jej narcyzmu. Tej książki nie mam ochoty czytać, zresztą Twoja recenzja skutecznie mnie odstrasza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym i nawet była w stanie znieść ten cały słynny serial. Gdyby nie ta dziewczyna.... mam wrażenie, że leczy tą produkcją swoje kompleksy pokazując w każdym prawie odcinku swój goły tyłek lub biust. Generalnie jest postacią dość irytującą. Oglądając wywiady, czy występy w różnych tokszołach odnoszę wrażenie, że Lena w "Dziewczynach" nikogo nie gra, jest sobą. Jak dla mnie dziwną, zapatrzoną w siebie laską, która wali po oczach tekstami rodem z książek Paolo Coelho. Łeee i fuuuu.

    OdpowiedzUsuń