Nie da się ukryć, że Małgorzata
Szumowska należy do grupy najbardziej kontrowersyjnych polskich reżyserów. Nie
chodzi tu tylko o jej życiowe wybory oraz prywatność, ale przede wszystkim o tematykę
jej filmów. Szumowska nigdy nie należała jednak do osób, które miałyby się
przejmować jakąkolwiek krytyką, ona konsekwentnie realizuje wszystkie swe
reżyserskie plany, podbija kolejne festiwale filmowe i wciąż doskonali swój
warsztat. Jej filmy już od wielu lat dzielą Polaków i zmuszają nas do wyrażania
własnego zdania na tematy, które powszechnie są uznawane za tabu. Tak było
choćby w przypadku jej trzech ostatnich filmów, w których poruszała motywy
śmierci (33 sceny z życia),
prostytucji nieletnich (Sponsoring)
czy homoseksualizmu wśród księży (W imię…).
W swej najnowszej produkcji reżyserka wcale nie spuszcza z tonu i znowu nas
prowokuje. Nie dość, że w tak zwanym „międzyczasie” inteligentnie komentuje
polską rzeczywistość (odwołuje się między innymi do słynnej sprawy Madzi z
Sosnowca), to w dodatku po raz kolejny powraca do tematyki śmierci, wzbogacając
ją tym razem o szeroko-rozumiane pojęcia cielesności, duchowości, spirytystyki.
W efekcie otrzymujemy film, który jest naprawdę bardzo dobry. Tak, nie wstydzę
się tego powiedzieć, to kolejny polski film w tym roku, który zasługuje niemal
na same komplementy. Szczegóły poniżej.
Cyniczny prokurator (Janusz
Gajos) i jego cierpiąca na anoreksję córka (Justyna Suwała) próbują, każde na
swój sposób, odnaleźć się po tragicznej śmierci najbliższej osoby. Gdy pewnego
dnia terapeutka dziewczyny - Anna (Maja Ostaszewska) oznajmi im, że zmarła
skontaktowała się z nią z zaświatów i ma dla nich wiadomość, będą zmuszeni
zweryfikować swoje poglądy na życie i na śmierć.
Body/Ciało to film, który okazuje się być hybrydą nie tylko w
kwestii tytułu. Szumowska w rewelacyjny sposób łączy wątki komediowe z
dramatycznymi (hybryda gatunku), miesza fizykę z metafizyką (hybryda tematu)
oraz zestawia ze sobą dwie kompletnie różne postaci (hybryda charakterologii).
Na pierwszym planie bryluje para fenomenalnych aktorów: Maja Ostaszewska (co za
rola!) oraz Janusz Gajos. Ona - kompletnie do siebie niepodobna, tak bardzo
urocza w tej nowej cielesności i jednocześnie tak bardzo ostrożna w swej
groteskowości. On – prokurator z krwi i kości, bezwzględny realista, otyły alkoholik,
który nie może do końca rozprawić się z bolesną przeszłością. Przyznaję, że
kiedy po raz pierwszy przeczytałem o pomyśle Szumowskiej na zestawienie ze sobą
tych aktorów, byłem nieźle zszokowany. Cóż, surprise, to naprawdę wypaliło.
Obydwoje są absolutnie wyborni, a grający na drugim tle, czyli debiutująca (i
to od razu w bardzo trudnej roli bulimiczki) Justyna Suwała oraz pełniący
rolę asystenta prokuratora Tomasz Ziętek nie ustępują im kroku.
Mamy zatem świętoszkowatą i
nieatrakcyjną panią terapeutkę, otyłego ojca i córkę bulimiczkę. To jednak
nie koniec nietuzinkowego podejścia Szumowskiej do kwestii cielesności. Poza
ciałami głównych bohaterów mamy jeszcze ciała martwe (wiszące, wypływające z
trumien lub zmasakrowane w toalecie w centrum handlowym), ciała drugoplanowe
(tańcząca nago Ewa Dałkowska) oraz ciała zwierząt (pies Anny). Wszystkie te
fizyczne ciała zostały osadzone w kompletnie metafizycznym świecie. W
największym stopniu chodzi tu o spirytystykę i odwiedzające (NIE nawiedzające)
Annę duchy, ale warto zwrócić też uwagę na pojedyncze sceny, które rozszerzają
wspomniany motyw duchowości, np. wywiad w telewizji na temat „czy Pan Jezus był
Żydem?”, rozmowa na temat aborcji czy układy, brak empatii i niesprawiedliwość
w ośrodku terapeutycznym, w którym leczona jest córka prokuratora. Do tego
wszystkiego dochodzą problemy emocjonalno-rodzinne, uzależnienia i zwyczajne
ludzkie słabości. Ot co, nasze życie codzienne.
Body/Ciało to nie tylko kalejdoskop naszych emocji przez pryzmat
cielesności. To także bardzo dobrze zrealizowany pod względem technicznym film.
Mnie bardzo podobały się zdjęcia, panująca właściwie przez cały seans cisza i
wywołujący „ciary” finał. Zapewne wielu z Was ma/będzie mieć duży problem z
dialogami – Szumowska pisze językiem prostym, potocznym, wulgarnym, ale właśnie
dzięki temu film sprawia wrażenie tak bardzo realnego. Jestem pełen podziwu dla
tego obrazu, od razu widać, że reżyserka wszystko dobrze przemyślała i
zaplanowała. Od teraz będę Szumowską traktował jako artystkę, wciąż szukającą i
wciąż rozwijającą się. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze jakieś wątpliwości co do
jej warsztatu, to po tym filmie na pewno one znikną.
Świetny film, genialne aktorstwo,
bardzo dobra reżyseria. 8/10, do kin marsz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz