czwartek, 12 marca 2015

O cielesności… - Body/Ciało, reż. Małgorzata Szumowska, 2015



Nie da się ukryć, że Małgorzata Szumowska należy do grupy najbardziej kontrowersyjnych polskich reżyserów. Nie chodzi tu tylko o jej życiowe wybory oraz prywatność, ale przede wszystkim o tematykę jej filmów. Szumowska nigdy nie należała jednak do osób, które miałyby się przejmować jakąkolwiek krytyką, ona konsekwentnie realizuje wszystkie swe reżyserskie plany, podbija kolejne festiwale filmowe i wciąż doskonali swój warsztat. Jej filmy już od wielu lat dzielą Polaków i zmuszają nas do wyrażania własnego zdania na tematy, które powszechnie są uznawane za tabu. Tak było choćby w przypadku jej trzech ostatnich filmów, w których poruszała motywy śmierci (33 sceny z życia), prostytucji nieletnich (Sponsoring) czy homoseksualizmu wśród księży (W imię…). W swej najnowszej produkcji reżyserka wcale nie spuszcza z tonu i znowu nas prowokuje. Nie dość, że w tak zwanym „międzyczasie” inteligentnie komentuje polską rzeczywistość (odwołuje się między innymi do słynnej sprawy Madzi z Sosnowca), to w dodatku po raz kolejny powraca do tematyki śmierci, wzbogacając ją tym razem o szeroko-rozumiane pojęcia cielesności, duchowości, spirytystyki. W efekcie otrzymujemy film, który jest naprawdę bardzo dobry. Tak, nie wstydzę się tego powiedzieć, to kolejny polski film w tym roku, który zasługuje niemal na same komplementy. Szczegóły poniżej.


Cyniczny prokurator (Janusz Gajos) i jego cierpiąca na anoreksję córka (Justyna Suwała) próbują, każde na swój sposób, odnaleźć się po tragicznej śmierci najbliższej osoby. Gdy pewnego dnia terapeutka dziewczyny - Anna (Maja Ostaszewska) oznajmi im, że zmarła skontaktowała się z nią z zaświatów i ma dla nich wiadomość, będą zmuszeni zweryfikować swoje poglądy na życie i na śmierć.

Body/Ciało to film, który okazuje się być hybrydą nie tylko w kwestii tytułu. Szumowska w rewelacyjny sposób łączy wątki komediowe z dramatycznymi (hybryda gatunku), miesza fizykę z metafizyką (hybryda tematu) oraz zestawia ze sobą dwie kompletnie różne postaci (hybryda charakterologii). Na pierwszym planie bryluje para fenomenalnych aktorów: Maja Ostaszewska (co za rola!) oraz Janusz Gajos. Ona - kompletnie do siebie niepodobna, tak bardzo urocza w tej nowej cielesności i jednocześnie tak bardzo ostrożna w swej groteskowości. On – prokurator z krwi i kości, bezwzględny realista, otyły alkoholik, który nie może do końca rozprawić się z bolesną przeszłością. Przyznaję, że kiedy po raz pierwszy przeczytałem o pomyśle Szumowskiej na zestawienie ze sobą tych aktorów, byłem nieźle zszokowany. Cóż, surprise, to naprawdę wypaliło. Obydwoje są absolutnie wyborni, a grający na drugim tle, czyli debiutująca (i to od razu w bardzo trudnej roli bulimiczki) Justyna Suwała oraz pełniący rolę asystenta prokuratora Tomasz Ziętek nie ustępują im kroku.

Mamy zatem świętoszkowatą i nieatrakcyjną panią terapeutkę, otyłego ojca i córkę bulimiczkę. To jednak nie koniec nietuzinkowego podejścia Szumowskiej do kwestii cielesności. Poza ciałami głównych bohaterów mamy jeszcze ciała martwe (wiszące, wypływające z trumien lub zmasakrowane w toalecie w centrum handlowym), ciała drugoplanowe (tańcząca nago Ewa Dałkowska) oraz ciała zwierząt (pies Anny). Wszystkie te fizyczne ciała zostały osadzone w kompletnie metafizycznym świecie. W największym stopniu chodzi tu o spirytystykę i odwiedzające (NIE nawiedzające) Annę duchy, ale warto zwrócić też uwagę na pojedyncze sceny, które rozszerzają wspomniany motyw duchowości, np. wywiad w telewizji na temat „czy Pan Jezus był Żydem?”, rozmowa na temat aborcji czy układy, brak empatii i niesprawiedliwość w ośrodku terapeutycznym, w którym leczona jest córka prokuratora. Do tego wszystkiego dochodzą problemy emocjonalno-rodzinne, uzależnienia i zwyczajne ludzkie słabości. Ot co, nasze życie codzienne. 

Body/Ciało to nie tylko kalejdoskop naszych emocji przez pryzmat cielesności. To także bardzo dobrze zrealizowany pod względem technicznym film. Mnie bardzo podobały się zdjęcia, panująca właściwie przez cały seans cisza i wywołujący „ciary” finał. Zapewne wielu z Was ma/będzie mieć duży problem z dialogami – Szumowska pisze językiem prostym, potocznym, wulgarnym, ale właśnie dzięki temu film sprawia wrażenie tak bardzo realnego. Jestem pełen podziwu dla tego obrazu, od razu widać, że reżyserka wszystko dobrze przemyślała i zaplanowała. Od teraz będę Szumowską traktował jako artystkę, wciąż szukającą i wciąż rozwijającą się. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze jakieś wątpliwości co do jej warsztatu, to po tym filmie na pewno one znikną.

Świetny film, genialne aktorstwo, bardzo dobra reżyseria. 8/10, do kin marsz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz