niedziela, 19 lipca 2015

Mięcho zawsze się sprzedaje... - Magic Mike XXL (reż. Gregory Jacobs, 2015)

Niektórzy twierdzą, że aby film się sprzedał, wystarczy w głównej roli obsadzić aktora/aktorkę o znanej twarzy. Plus przynajmniej na pięć sekund pokazać widzom jakieś cycki. Buuum, film sprzedany. I wiecie co, rzeczywiście coś w tym jest. Żyjemy w czasach, w których od seksu ociekają nawet reklamy opon i myjni samochodowych (czasem naprawdę trzeba się wysilić, aby domyślić się, o reklamę jakiego produktu chodziło autorowi...). Seks jest jednym z głównych narzędzi filmowców już od bardzo dawna. I mimo, że dostęp do pornografii oficjalnie jest już powszechny, widzowie nadal ślinią się na myśl zobaczenia na ekranie swych ulubieńców takimi, jakimi ich Pan Bóg stworzył. Oczywiście chodzi tutaj przede wszystkim o aktorki o najbardziej kasowych nazwiskach. Temat podchwycił jeden z moich ulubionych reżyserów, Steven Soderbergh, który w 2012 roku odwrócił role i produkując Magic Mike'a zaprosił do kin panie i podał im na tacy pięciu umięśnionych i roznegliżowanych przystojniaków. Zwykła letnia komedia kumpelska okazała się kasowym przebojem, w związku z czym podjęto się próby stworzenia sequela. Tym razem reżyserii podjął się Gregory Jacobs, producent takich filmów Soderbergha jak Panaceum, Wielki Liberace czy Contagion - Epidemia strachu. Cóż można rzec na szybko po seansie? Mimo, iż film jest wtórny (to powtórka komizmu słowa i sytuacji z 1. części) i że oglądając go facet może czuć się momentami bardzo dziwnie, to naprawdę lekka, zabawna i przyjemnie opowiedziana historia. W dodatku z małym przesłaniem. Pełną recenzję, okraszoną dużą liczbą gifów z kręcącymi pośladkami przystojniakami (coś dla Was, dziewczęta!), możecie przeczytać poniżej.


Fabuła. Akcja filmu rozgrywa się trzy lata po tym, jak Mike (Channing Tatum), będąc u szczytu sławy, zakończył karierę striptizera. Teraz pozostali członkowie Kings of Tampa są gotowi skończyć z tym zajęciem. Chcą to jednak zrobić w swoim stylu: wystąpić w Myrtle Beach ostatni raz, z wielką pompą, i zaprosić na scenę legendarną gwiazdę — Magic Mike’a. W drodze na ostatnie przedstawienie z kilkoma postojami w Jacksonville i Savannah, które mają służyć odbudowaniu starych przyjaźni i nawiązaniu nowych, Mike i jego koledzy opanowują nowe ruchy i na różne sposoby rozprawiają się z przeszłością (źródło: Filmweb.pl).

Jeśli liczyłyście tylko na takie sceny, to będziecie srogo zawiedzione.

Komedia kumpelska. Trailer filmu sugerował wszystkim, że 3/4 ekranowego czasu zostanie poświęcone na striptizerskie wygibasy na scenie. Bardzo mi przykro moje Kochane Czytelniczki, nic z tego. Magic Mike XXL to przede wszystkim film spod znaku buddy movie, czyli nic innego jak tradycyjna komedia kumpelska, w tym przypadku zrealizowana zgodnie z założeniami kina drogi. Podróż na konwent striptizerów to dla wszystkich bohaterów nie tylko walka o zwycięstwo, ale przede wszystkim szansa odbudowania starych znajomości i rozprawienia się z własnymi problemami. I o ile w większości tego typu filmów przez ekran przewijają się kolejne seksbomby (najczęściej są to blondynki ze zbyt małymi stanikami), o tyle w tym przypadku swe ciuszki zrzucają wyłącznie panowie. I właśnie dzięki temu, my mężczyźni, w końcu mamy okazję odczuć na własnej skórze, jak w czasie scen ze wspomnianymi piersiastymi blondynami czują się w kinie nasze piękniejsze drugie połówki. Inna sprawa, że niektórzy faceci mogą nabawić się po tym filmie  niezłych kompleksów. Serio. Bazując na Magic Mike'u XXL można dojść do wniosków, że sześciopak i klata jak u pirata to nieodłączne atrybuty każdego prawdziwego faceta. Nie wiem jak wy, ale ja najbliższy miesiąc spędzam na siłowni ;)

 Czy to przypadek, że w głównych rolach obsadzono największych bożyszczy Hollywoodu?

Bo w nich jest seks. W głównych rolach obsadzono największych przystojniaków Hollywoodu. W tytułową rolę wciela się nadal Channing Tatum, czyli ken XXI wieku. Osobiście aktora bardzo lubię i nadal podtrzymuję swoją opinię o nim - w dramatycznych rolach jest potwornie drewniany, natomiast w filmach takich jak ten sprawdza się idealnie. Widząc go na ekranie zawsze powtarzam sobie w myślach, że Pan Bóg jednak nie jest do końca sprawiedliwy (if you know what I mean)... Poza Tatumem swe umięśnione ciała prezentują jeszcze Matt Bomer (amant i niedoszły Christian Grey), Joe Manganiello (ucieleśnienie słowa TESTOSTERON), Kevin Nash (Tarzan wiecznie żywy) i Adam Rodriguez (egzotyczny smak w tym amerykańskim daniu). Niestety, w sequelu zabrakło charyzmatycznego Matthew McConaugheya, który nie przyjął roli z powodu pracy na planie Sea of Trees. Panowie wiją się po scenie, prężą swe muskuły i doprowadzają kobiety do dzikich okrzyków. Matt Bomer nawet śpiewa (w dodatku Heaven) i już ja mogę się tylko domyśleć, gdzie on był tym głosem w Waszych ciałach, Drogie Czytelniczki. I to są właśnie te sceny, o których pisałem we wstępie do notki. Sceny, w czasie których przeciętny heteroseksualny facet może się poczuć nieco dziwnie oglądając w kinie ten film.

 Channing Tatum umie zatańczyć wszystko. Nawet Madonnę.

Shut up and dance. Recenzując film nie sposób wspomnieć o tym, że aktorzy nie zostali wybrani do tych ról tylko ze względu na swe sześciopaki. Oni naprawdę umieją się ruszać. Nie jestem żadnym fachowcem i nie wiem, czy owe ruchy można w ogóle określać mianem tańca, ale - cholera - chyba nie ma osoby, która oglądając sceny z wywijającym Tatumem nie zadałaby sobie pytania, "jak on to robi"?! O Channingu można mówić i pisać bardzo wiele, ale nikt nie może odmówić mu talentu. Ten aktor czuje muzykę jak żaden inny i bardzo się cieszę, że świat poznał go właśnie dzięki tanecznej roli w Step Up. Pozostali panowie również dają radę, chociaż Bomerowi brakuje takiego luzu scenicznego jak Channingowi. Z kolei twarz Manganiello przybiera w tańcu takie postaci, że widz mimowolnie śmieje się patrząc na niego. Oczywiście w Magic Mike XXL przez ekran przewija się wielu innych tancerzy, również tych profesjonalnych, a zatem fani tańca będą zachwyceni. Genialna ścieżka dźwiękowa, na którą składają się świetne utwory muzyki dance tylko dopełnia całość i sprawia, że po wyjściu z kina aż chce się pójść potańczyć.


Oto scena, o której mówią wszyscy po seansie. Tzw. moment.

Momenty. Tak jak już pisałem, film jest wtórny i mało odkrywczy. To nie jest ambitne kino, ale z drugiej strony, kto powiedział, że należy oglądać tylko ambitne filmy? Magic Mike XXL sprawia, że na twarzach widzów pojawiają się uśmiechy, a czego więcej potrzeba nam w okresie beztroskiego weekendowego/wakacyjnego/urlopowego luzu? Sceny z uzdrawiającym Tobiasa Kenem czy owa pamiętna scena w sklepie w rytm piosenki Backstreet Boys (tutaj w całości) przejdą do historii. Na wielki plus należy zaliczyć też sposób ukazania relacji Mike'a z Zoe (obłędna, seksowna i tutaj tak cudownie zbuntowana Amber Heard), postać charyzmatycznej Rome (Jada Pinkett Smith), wątek z epizodyczną rolą Andie MacDowell oraz otwarte zakończenie tej historii. Dialogi są naprawdę zabawne, a zachowanie kolejnych bohaterów sprawia, że najzwyczajniej w świecie nie da się ich nie lubić. Finałowa choreografia (zwłaszcza ta ślubna) miażdży system!


 Niektóre sceny tańca są naprawdę gorące.

Przesłanie. Tak, nawet w tak uroczo głupiutkim filmie jak ten można znaleźć przesłanie. Zwróćcie uwagę, że twórcy filmu są dalecy od moralizatorstwa i oceniania swych bohaterów. Praca striptizera jest tu traktowana jako rodzaj performance'u, występu artystycznego, scenicznego wyzwolenia. Dla bohaterów to coś w rodzaju terapii, sposób rozluźnienia i poradzenia sobie z problemami. Kiedy są na scenie i doprowadzają te wszystkie kobiety do szału, czują się szczęśliwi i spełnieni. Kiedy jednak z tej sceny schodzą, okazuje się, że czeka na nich normalne życie, w którym na co dzień wcielają się w zupełnie inne role. I choć można wysnuć wniosek, że sceniczne chwile ekstazy i zapomnienia w ostatecznym rozrachunku przegrają ze smutną i trudną codziennością, należy pamiętać, że w życiu piękne są tylko chwile i cieszyć się nimi, tak mocno jak tylko się da. Prawda, że to piękne, optymistyczne i wakacyjne przesłanie? Podobnie sprawa ma się z Waszymi fantazjami Szanowne Czytelniczki. Na ekranie kina po scenie biegają przystojni, umięśnieni i seksowni faceci, a w domu czeka na Was siedzący przed telewizorem brzuchaty ukochany z piwem w ręku. Bolesne, ale prawdziwe? Cóż, magia kina i brutalność codzienności, a zatem carpe diem. 7/10.

Coś takiego przydałoby się każdej pani po wyjściu z seansu Magic Mike XXL ;)

1 komentarz: