niedziela, 27 października 2013

Bóg, hedonistyczna ciotka i antysemityzm - Ida (reż. Paweł Pawlikowski, 2013)



Przyznaję się bez bicia, że o filmie Ida po raz pierwszy usłyszałem po ogłoszeniu wyników Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film Pawła Pawlikowskiego zdobył aż 9 Złotych Lwów, w tym za Najlepszy film i Najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą. Zeszły tydzień przyniósł kolejne dobre nowiny, gdyż Ida została uznana za najlepszy film na festiwalu w Londynie. Już wtedy wiedziałem, że będę musiał ten film obejrzeć. Po wyjątkowo dobrych Wałęsie. Człowieku z nadziei oraz Chce się żyć seanse polskich filmów okazują się być prawdziwą przyjemnością. W przypadku Idy też wszystko się zgadza i ani trochę nie dziwię się, że film spotkał się z tak dobrym odbiorem. Bo to kolejny polski film na bardzo dobrym poziomie! W swojej prywatnej klasyfikacji stawiam go nawet wyżej niż Wałęsę Wajdy i już teraz gorąco zachęcam Was do wizyty w kinie.



Lata 60. w Polsce. Anna (Agata Trzebuchowska) jest nowicjuszką, sierotą wychowywaną w zakonie. Przed złożeniem ślubów matka przełożona stawia warunek: Anna musi odwiedzić swoją ciotkę Wandę (Agata Kulesza), jedyną żyjącą krewną. Obie wyruszają w podróż, która ma im pomóc nie tylko w poznaniu tragicznej historii ich rodziny, ale i prawdy o tym, kim są (źródło: Filmweb.pl).

W filmie mamy dwie główne bohaterki – skromną i oddaną Bogu Annę oraz jej rozpustną ciotkę Wandę. Ta pierwsza za cztery dni ma złożyć śluby i stać się zakonnicą, druga natomiast to pani sędzia z czasów stalinowskich, określana przez skazywanych jako Krwawa Wanda. Los zechce, że tym dwóm kompletnie różnym kobietom przyjdzie się spotkać, poznać oraz wspólnie odkryć tajemnice z przeszłości. Anna już w czasie pierwszej rozmowy dowie się od swej ciotki, że tak naprawdę nazywa się Ida Lebenstein i jest Żydówką. Z dnia na dzień panie wyruszą do rodzinnej wioski, gdzie będą chciały poznać całą prawdę o losach swej rodziny. W czasie podróży nie zabraknie błyskotliwych dialogów, w których Wanda objawi się widzom jako szatan chcący przeciągnąć małego aniołka na złą stronę mocy. I choć Anna pozostaje wierna religii, z coraz większą fascynacją przygląda się poczynaniom swej ciotki… Już teraz zapewniam, że finał, choć nieco przewidywalny, jest wyjątkowo smaczny.

Ida to kolejny film, który próbuje zmierzyć się z kontrowersyjnym tematem antysemityzmu wśród Polaków. W tym momencie każdy czytający i obeznany w polskim kinie widz bez wątpienia pomyśli o zeszłorocznym Pokłosiu. To prawda, te dwa filmy poruszają ten sam motyw, ale naprawdę ciężko je między sobą porównać. Bo wszędzie tam, gdzie Pasikowski stawiał na kontrowersyjność i mocny wydźwięk scen, Pawlikowski broni się minimalizmem i prostotą w ukazywaniu historii. W przeciwieństwie do bohaterów Pokłosia, postaci z Idy wydają się sprawiać wrażenie znacznie bardziej przyziemnych. Oczywiście też skrywają w szafach trupy i też cierpią, ale pozostają przy tym normalni. W Idzie stosunkowo dużo milczenia. Bohaterowie nie wykrzykują całej swej złości i nie intrygują za plecami szlachetnej jednostki, ale najzwyczajniej w świecie milczą. Porażające, że właśnie te przemilczane sceny w niektórych momentach mówią znacznie więcej niż kontrowersyjne sceny z Pokłosia (jak choćby scena finałowa).

Pawlikowski stworzył film idealny pod względem technicznym. Czarno-białe kadry, stonowane barwy, powolność w ukazywaniu kolejnych scen – prawdziwy majstersztyk! Na mnie największe wrażenie zrobił jednak niesamowity klimat. Dałem się w pełni ponieść tej historii i wciąż zastanawiam się, na ile w tym zasługa klimatycznego Kina Pod Baranami, a na ile samego filmu. Polska muzyka lat 60. stanowi idealną ścieżkę dźwiękową, zwłaszcza, kiedy jest wyśpiewywana przez zespół, w którego szeregach można zobaczyć śpiewającą Joannę Kulig i grającego na saksofonie Dawida Ogrodnika. Uwielbiam tych aktorów i bardzo się cieszę, że mogłem ich zobaczyć w Idzie w rolach drugoplanowych. Debiutująca Agata Trzebuchowska bardzo dobrze poradziła sobie w roli tytułowej bohaterki, ale film bezapelacyjnie skradła Agata Kulesza. Obecnie to chyba najlepsza polska aktorka. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej kolejnych filmowych wcieleń (Róża, Drogówka, Miłość Fabickiego) i przyznaję, że jej obecność w filmie za każdym razem mnie elektryzuje. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł zagrać jej rolę w Idzie lepiej. To zupełnie nowy typ polskiej femme fatale.

Czy polecam? Oczywiście! Ode mnie film zyskuje zacną ocenę 9/10. Wraz z Kinem Pod Baranami gorąco zapraszam na seans. Chyba nie znajdziecie w Krakowie lepszego kina do obejrzenia tego filmu.


3 komentarze:

  1. Bardzo lubię filmy Pawlikowskiego, choć ten z pewnością jest inny. 9/10 to świetna rekomendacja, ale dobrego miejsca będę musiała poszukać we Wrocławiu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby z tego filmu, jak z cytryny sok, wycisnąć estetyzacje - to zostanie tylko zwiędła skórka. Postać głównej bohaterki to kukiełka bez emocji wynikającej z głębokiej, niemal histerycznej wiary. Równie płasko rysuje się od momentu gdy dowiedziała się o swoim pochodzeniu. Gdzie w niej temperament izraelskich dziewczyn co z Ameryki na ochotnika, przyjeżdżają do Izraela by służyć w armii.

    OdpowiedzUsuń

  3. Szkoda, że na końcu filmu nie pojawiły się napisy, że pierwowzorem postaci Wandy była Helena Wolińska, która nie popełniła samobójstwa skacząc z okna tylko komfortowo dożyła starych lat w Londynie zasłaniając się antysemityzmem przed deportacją do Polski i sprawiedliwym wyrokiem. I tak powstał dla młodzieży stereotypowy wizerunek niby psychopatycznej żydówki ale z głębokimi uczuciami. Ten alkoholizm i k...stwo dodał jej tylko ludzkich cech a być może (albo na pewno) była to wyrachowana s...ka.
    W sumie mimo pięknych zdjęć film jest tendencyjny i apologetyczny...

    OdpowiedzUsuń