Jak już zapewne zdążyliście
przeczytać na fanpage’u bloga na Facebooku, nie podobała mi się ta gala. I
wcale nie chodzi o to, że nasza polska Ida
przegrała z rosyjskim Lewiatanem.
Wcale nie chodzi o to, że było przewidywalnie (bo nie było, a kto twierdzi
inaczej, najwyraźniej w świecie nie ogląda amerykańskich seriali i nie wie, o
czym mówi). Wcale nie chodzi też o to, że w wielu kategoriach nie wygrali moi
faworyci. Widzicie, ja naprawdę uwielbiam gale wręczenia najważniejszych nagród
filmowych. Oglądając wczorajszą ceremonię Złotych Globów miałem jednak
wrażenie, że amerykańska telewizja zafundowała wszystkim widzom pewien
spektakl, w którym na siłę chciano przemycić jak najwięcej elementów misyjnych
i społeczno-politycznych. Chwali się to, że w czasie gali wielokrotnie
wspominano o tragicznych wydarzeniach we Francji, podkreślano rolę kobiet (nie
tylko w kinie), dedykowano nagrody specyficznym środowiskom, np.
transgenderowym. Dostrzegam w tym wszystkim jednak pewien dysonans – z jednej
strony nominujemy do nagród filmy i seriale o mniejszościach seksualnych czy
zwalczaniu rasizmu, a z drugiej głośno i publicznie śmiejemy się z oskarżeń o
gwałt i z mieszkańców Korei Północnej. Czy to naprawdę jest w porządku? Czy
ktoś gdzieś nie przekroczył granicy? O tym, a także o najważniejszych
wydarzeniach z 72. gali rozdania Złotych Globów możecie przeczytać poniżej.
Wszystko zaczęło się od
czerwonego dywanu… Podkreślam po raz setny - kompletnie nie znam się na modzie.
Nie zmienia to jednak faktu, że podczas minionej nocy kilka razy zdarzyło mi
się pomyśleć „wow, ależ ona seksownie wygląda”, tudzież „dlaczego ten
projektant/fryzjer tak bardzo jej nie lubi?!”. Przyznaję, że słuchanie przez
dwie godziny podekscytowanych reporterek mówiących do wszystkich (absolutnie
wszystkich): „you are looking absolutely stunning!” mocno mnie zirytowało.
Pomijam już fakt, że owe reporterki stacji NBC wszystkim gwiazdom powtarzały do
znudzenia, że to właśnie serial z nią/nim w roli głównej jest ich ulubionym. W
czasie prezentacji stylizacji kolejnych gwiazd dochodziło czasami do
kuriozalnych sytuacji, w których gwiazdy same, jeszcze przed pytaniem ze strony
reporterki, opowiadały o tym, co i od kogo mają na sobie. Kurczę, czy ja aby na
pewno oglądałem galę rozdania nagród filmowych? Tak, wiem, że moda jest
nieodłącznym elementem tego typu wydarzeń, ale wciąż kłóci się to z moim
światopoglądem i za cholerę nie podoba mi się, że o rozdaniach nagród coraz
częściej mówi się już wyłącznie w kontekście tego, kto co ubrał i jak wyglądał.
Smutne to i szalenie krzywdzące dla wszystkich tych twórców kina, których pracę
możemy oglądać na ekranie, a których na tym ekranie nie widać. Podsumowując,
kto według mnie wyglądał najlepiej? Wśród pań najbardziej podobały mi się: Michelle
Monaghan, Naomi Watts, Gina Rodriguez, Amy Adams, Kate Beckinsale, Jessica
Chastain, Julianne Moore, Emma Stone, natomiast panów najlepiej reprezentowali:
Jake Gyllenhaal, Chris Pratt, Matt Bomer, Eddie Redmayne, Jeremy Renner, Billy
Bob Thornton, Jared Leto, Michael
Keaton. Do najbardziej oryginalnych stylizacji należy zaliczyć te w wykonaniu
Anny Kendrick, Keiry Knightley i Lupity Nyong’o. Największe modowe porażki? Rosamund Pike, Melissa McCarthy,
Patricia Arquette, Allison Williams, Kerry Washington, Alan Cumming.
Kto Wam to zrobił ?!
Wiecie, ja naprawdę nie oglądam
relacji z czerwonego dywanu ze względu na te wszystkie stylizacje. Ja po prostu
uwielbiam te kilkunastosekundowe niewyreżyserowane momenty, w czasie których
można poznać swych ulubionych aktorów z zupełnie innej strony. I tak na
przykład szalenie miło było zobaczyć i usłyszeć Danielle Brooks (Orange is The New Black), która brzmi
dokładnie tak samo jak jej serialowa bohaterka. Równie fajnie słuchało się
przemów wszystkich aktorów z Transparent
– pierwszego w historii nominowanego serialu ze stacji Amazon. Z uśmiechem na
twarzy patrzyłem na (jak zawsze) idealnych Naomi Watts i Lieva Schreibera –
Liev wspomniał nawet o pamiętnej scenie tańca z Raya Donovana (pamiętacie, jak pisałem, że zrobiła na mnie ogromne
wrażenie?). Najzabawniejsze momenty z czerwonego dywanu? Potrącany przez
wszystkich David Duchovny, Kevin Spacey łapiący Kate Mare na wizji za tyłek („I
grab her ass!”), Bill Murray w stylowym kapeluszu. Bardzo miło było widzieć
wśród zaproszonych gości aktorów, którzy swoje kariery zaczynali w serialach
młodzieżowych, jak choćby Katie Holmes czy Joshua Jacksona z Jeziora marzeń. Julianne Moore zwierzyła
się, że nie planowała zostać aktorką, a bibliotekarką, Kevin Spacey pouczał
Ethana Hawke’a jak należy się zachowywać tego wieczoru, a Jake i Maggie
Gyllenhaal po raz kolejny potwierdzili, że są idealnym rodzeństwem. Krótko
mówiąc, cud, miód i orzeszki.
Najpiękniejsze tego wieczoru.
Gala rozpoczęła się punktualnie o
godzinie 2.00. Wszystkich zaproszonych gości, po raz trzeci i ostatni w
historii, przywitały Amy Poehler i Tina Fey. Bardzo lubię obie aktorki, ich
złośliwe żarty z zeszłego roku bardzo przypadły mi do gustu i liczyłem, że w
tym roku będzie podobnie. Owszem, było złośliwie, ale mało zabawnie. Rozbawiło
mnie jedynie nawiązanie do Wielkich oczu
Emmy Stone oraz gra w Who would you
rather. Oczywiście musiano też skomentować niedawny ślub George’a Clooneya
oraz udawany amerykański język w wykonaniu brytyjskich aktorek. A potem już
zaczęło się z grubej rury (wszystko to, o czym napisałem we wstępie)… Nie
podobały mi się żarty z korespondentką z Korei Północnej (powinno się coś
zrobić, żeby zmienić życie tamtych ludzi, a nie je wyśmiewać!). Bardzo nie
podobało mi się też głośne szydzenie z afery związanej z Billem Cosbym – po
minach zaproszonych gości widać było, że też są zszokowani tym, co słyszą.
Oczywiście cała dalsza część wieczoru była wyreżyserowana – jeśli ktokolwiek
myśli, że Benedict Cumberbatch naprawdę pierwszy podniósł rękę i dlatego mógł
wręczyć Złotego Globa w towarzystwie Jennifer Aniston, to jest w błędzie – tak
od samego początku było w scenariuszu. Swoją drogą, Aniston i Cumberbatch
wizualnie bardzo ładnie razem wyglądają, ktoś powinien ich kiedyś sparować na
dużym ekranie. Podsumowując, Amy i Tina się nie popisały…
Które z pozostałych par
wręczających nagrody podobały mi się najbardziej? Dakota Johnson i Jamie Dornan
(przekonali mnie i na pewno obejrzę 50 Twarzy
Greya), Jennifer Lopez i Jeremy Renner (świetny dowcip w wykonaniu Rennera,
możecie obejrzeć tutaj), Katie Holmes i Seth Myers, Paul Rudd i Adam
Levine. Bardzo fajnie wypadli też: Ricky Gervais, Kevin Hart (ależ on ma parcie
na szkło!), Julianna Margulies i Don Cheadle (Julianna i Don licytowali się,
kto lepiej zna Clooneya; Julianna: „całowałam się z nim”, Don „a kto niby
nie?!”). Do historii na pewno przejdzie też przemowa Kevina Spacey, który nie
dość, że przeklął na scenie („This is my eighth nomination, I cannot believe I
fucking won”), to przede wszystkim pięknie powiedział, że chce być jeszcze
lepszym aktorem. Poruszające słowa wygłosił też George Clooney, który wyznał,
że nieważne jest, kto wygra, ważne, że można być częścią tej gali i tego
niesamowitego wieczoru. Sam nawiązał też do swego głośnego ślubu i wyznał, że
niezwykle ważne jest, aby znaleźć kogoś, kogo można pokochać i to niezależnie
od tego, w jakim wieku i w jakim momencie swojego życia się akurat znajdujemy. Królem
memów po raz kolejny zostanie Benedict Cumberbatch, który znowu chciał zostać
mistrzem drugiego planu na zdjęciu, tym razem
za plecami Meryl Streep… Złote Globy co roku pokazują też, że czas mija
nieubłagalnie i, niestety, nie wszystkim służy. Colin Firth, Bill Murray,
Robert Duvall, Ralph Fiennes – albo czas im nie służy, albo byli tego wieczoru
wyjątkowo zmęczeni.
Przejdźmy w końcu do samych
nagród. Pełną listę zwycięzców możecie znaleźć tutaj. Najwięcej
zaskoczeń było oczywiście w kategoriach serialowych. Produkcje Netflixa i
Amazona w końcu zdeklasowały HBO. W tym roku na Globach królował Transparent (wcielający się w główną
role Jeffrey Tambor dedykował nagrodę transseksualistom), The Affair (to bardzo dobry serial, ale według mnie mimo wszystko
słabszy od innych nominowanych w kat. Najlepszy serial dramatyczny), Fargo (z tego akurat cieszę się
przeogromnie). Największym zaskoczeniem były nagrody dla Joanne Froggatt (Downton Abbey), Giny Rodriguez (Jane The Virgin), Maggie Gyllenhaal (The Honourable Woman) – przyznaję się,
że w życiu nie postawiłbym na żadną z nich. Miło, że doceniono Matta Bomera za
jego wymagającą rolę w Odruchu serca
oraz Billy’ego Boba Thorntona za Fargo.
Motywy związane z mniejszościami seksualnymi wciąż odgrywają w kinie ogromną
rolę – w zeszłym roku królował Wielki
Liberace, w tym roku Transparent (transseksualizm)
i Odruch serca (homoseksualizm). Cieszę się, że w kat. Najlepsza
piosenka wygrał wpadający w ucho utwór z Selmy,
bardzo żałuję natomiast, że za ścieżkę dźwiękową nie nagrodzono Hansa Zimmera.
W kat. filmowych było znacznie
mniej zaskoczeń. Zgodnie z przewidywaniami najważniejsze statuetki powędrowały
na konto filmu Boyhood, który nie
tylko uznano uznano za Najlepszy film dramatyczny, doceniono też Richarda
Linklatera (Najlepszy reżyser) oraz Patricię Arquette (Najlepsza aktorka
drugoplanowa). Bardzo cieszę się z takiego rozwiązania, ja odebrałem Boyhood bardzo osobiście, to dla mnie
ogromnie ważny film i miło, że został nagrodzony. A Ethan Hawke to chyba jeden
z najbardziej spoko kolesi, jacy funkcjonują w Hollywood. Widać było, że bawi
się na tej gali naprawdę świetnie. Drugim wygranym okazał się być Birdman – Złote Globy powędrowały do
Michaela Keatona (Najlepszy aktor w komedii lub musicalu) oraz do twórców
scenariusza. Przemowa Keatona była jednym z najbardziej uroczych momentów na
całej gali, on sam też nie wytrzymał napięcia i wzruszył się. Za Najlepszą
komedię uznano Grand Budapest Hotel,
co nieco mnie zaskoczyło, bo stawiałem na Birdmana.
Najlepszą aktorką w komedii została Amy Adams (Wielkie oczy) – jak dla mnie sama nominacja dla niej w tej
kategorii jest pewnym nieporozumieniem. Widziałem Wielkie oczy ponad tydzień temu i naprawdę nie uważam, abym oglądał
komedię. Za Najlepszych aktorów dramatycznych uznano Julianne Moore (Still Alice) oraz Eddiego Redmayne’a (Teoria wszystkiego). Moore w pełni
zasłużyła na tę nagrodę, a o tym, że Redmayne osiągnie szczyt mówiłem od dawna.
Pamiętacie film Uwikłani? Moore i
Redmayne wcielali się tam w główne role, w matkę i syna, których łączyła
kazirodcza miłość. Ciekawe, czy przeszło im wtedy przez myśl, że kiedykolwiek osiągną
tak ogromny sukces… Na sam koniec zostawiłem sobie nagrodę dla J.K. Simmonsa
(Najlepszy aktor drugoplanowy) – ogromnie cieszę się, że ten utalentowany aktor
w końcu zdobył tę prestiżową nagrodę, w Whiplash
jest naprawdę rewelacyjny. Kogo mi najbardziej szkoda? Jake’a Gyllenhaala,
który nie dostał nagrody za rolę życia.
A co z naszą Idą? No właśnie… Wiecie, ja od samego początku pisałem, że
konkurujemy z wyjątkowo dobrymi filmami i może być różnie. Ida została jednak uznana za Najlepszy film europejski i od tamtego
momentu byłem przekonany, że zdoła wygrać Złotego Globa. Niestety, nie udało
się, przegraliśmy z rosyjskim Lewiatanem.
Bardzo śmieszy mnie to, że jeszcze przed samą galą nikt głośno nie ośmielił się
mówić o wygranej Lewiatana, a dziś,
kiedy znamy już wyniki, wszyscy udają wielkich znawców kina, piszą, że byli
przekonani o zwycięstwie filmu rosyjskiego i mocno krytykują Idę. Najwyraźniej hipokryzja jest
rzeczywiście naszą wadą narodową. Moi Kochani, jeśli komuś kibicujemy lub
jesteśmy fanami, to zostajemy z tym kimś do końca, nawet pomimo przegranej. W
ciągu ostatnich kilkunastu lat żaden polski film nie został wyróżniony nawet
nominacją do Złotych Globów, a zatem Ida
i tak osiągnęła ogromny sukces. I powinniśmy być nadal dumni z Pawła
Pawlikowskiego. Bardzo podobały mi się zresztą jego słowa po gali – wprost przyznał,
że to nie jest jego świat i że źle się tam czuł. W najbliższy czwartek zostaną
ogłoszone nominacje do Oscarów. Ja nadal w Idę
wierzę i wierzyć nie przestanę…
Bardzo dziękuję wszystkim tym,
którzy wczoraj komentowali ze mną na bieżąco wszystkie najważniejsze
wydarzenia. I chociaż gala nie spełniła moich oczekiwać, ani trochę nie żałuję
zarwanej nocki. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że w tym sezonie nagród
konkurują ze sobą filmy, które absolutnie nie zasługują na miano rewelacyjnych.
Obym się mylił, w końcu mam jeszcze trochę tytułów do nadrobienia… ;)
Wstęp czytało mi się całkiem dobrze, ale potem ten tekst ci się rozszedł. Za dużo tego było..
OdpowiedzUsuńNie widziałam gali więc dzięki za tą wyjątkowo wnikliwą relację :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam