sobota, 27 lutego 2016

Oscarowa ruletka 2016

Swe przygotowania do oscarowej nocy, podobnie jak większość kinomanów, rozpocząłem już jesienią. Wiedziałem, że najgłośniejsze tytuły muszę obejrzeć w kinie, gdyż części z nich na pewno przyjdzie powalczyć o najważniejsze nagrody przemysłu filmowego. Tak było z "Marsjaninem" i "Mad Max: Na drodze gniewu" i z "Mostem szpiegów", które mogliśmy obejrzeć w polskich kinach jeszcze w 2015 roku. Urlop na 29. lutego zaplanowałem już w grudniu. Wtedy też rozpoczęło się wielkie odliczanie do jednej z najważniejszych nocy w roku kinomana. Cóż, los bywa przewrotny. Ze względu na inne okoliczności, nie będę mógł obejrzeć oscarowej gali na żywo (to będzie pierwszy raz od jakichś, hmm, 7 lat). Oznacza to, że czeka mnie wyjątkowo ciężki poniedziałek - żadnego zaglądania do prasy i Internetu, żadnego czytania nagłówków, żadnych około-filmowych rozmów! Wierzę, że uda mi się wytrwać w błogim spokoju do godzin popołudniowych, kiedy spokojnie rozsiądę się w swym wygodnym fotelu i będę mógł oddać się emocjom towarzyszącym oglądaniu oscarowej gali. Chcę, tak jak co roku, samodzielnie poznać werdykt Akademii i samodzielnie buntować się lub skakać z radości. Ze względu na to, że nie będę oglądał gali na żywo, w tym roku muszę zrezygnować z relacji z tego wydarzenia na fanpage'u bloga. Obiecuję jednak, że wszystkie swoje refleksje przeleję na bloga zaraz po obejrzeniu, a zatem w poniedziałek ok. godz. 20 będziecie mogli je tu przeczytać. Trzymajcie kciuki, żebym zdołał wytrzymać te kilka poniedziałkowych godzin w nieświadomości. A już teraz zachęcam Was do zapoznania się z moimi typami.

sobota, 20 lutego 2016

Transseksualnie i nazbyt oscarowo - recenzja "Dziewczyny z portretu" (reż. Tom Hooper, 2015)


Praktycznie co roku wśród tytułów filmów nominowanych do Oscarów da się odnaleźć taki, który zdaje się być idealnie skrojony pod te najważniejsze nagrody przemysłu filmowego. Tak było w przypadku zeszłorocznej "Gry tajemnic", która próbowała skleić motyw homoseksualizmu z kontrowersyjną historią. Podobne zarzuty postawiłem też filmowi "Witaj w klubie", który według mnie poruszał zbyt wiele różnych problemów i - jak miałem wrażenie - w intencji twórców miał wycisnąć łzy z każdego widza niezależnie od tego, czy widz tego chciał czy nie. W tym roku w podobną pułapkę wpadł Tom Hooper, reżyser tak znakomitych filmów jak "Les Miserables. Nędznicy" czy "Jak zostać królem". Tak bardzo skupił się on na próbach zachwycenia Akademii, że całkowicie zapomniał, po co właściwie tworzy ten film. Jego "Dziewczyna z obrazu" zachwyca pod względem wizualnym, ale fabularnie i treściowo nie dorównuje pozostałym filmom nominowanym w tym roku do Oscarów. Wielka szkoda, że na plakacie reklamującym film tak mało miejsca poświęcono Alicii Vikander. Bo to ona jest głównym powodem, dla którego należy obejrzeć najnowszy film Hoopera. Czy ktokolwiek podejrzewał, iż to właśnie Vikander zje Eddiego Redmayne'a na śniadanie? O tym możecie przeczytać poniżej.

środa, 17 lutego 2016

O dojrzewaniu, dylematach i rozdarciu wewnętrznym młodej emigrantki - recenzja "Brooklyn" (reż. John Crowley, 2015)


Saoirse Ronan zwróciła na siebie uwagę widzów i krytyków już w jednym z pierwszych filmów, w których się pojawiła. W "Pokucie" Wrighta wcieliła się w postać nastoletniej Briony, której intryga doprowadziła do ogromnego zamieszania. Oglądając kolejne filmy z Ronan, wszyscy byliśmy świadkami jej dojrzewania i przemiany z nieopierzonego pisklęcia w pięknego, świadomego swego ciała łabędzia. Finał tej zaskakującej przemiany można obejrzeć we wchodzącym w najbliższy piątek na ekrany kin filmie "Brooklyn". Ronan nie tylko dźwiga na swych barkach cały film, ale też gra tak fenomenalnie, że nie da się od niej oderwać wzroku. Nic dziwnego, że właśnie za tę rolę została (już drugi raz w swej karierze!) nominowana do Oscara w kat. Najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Wszyscy wiemy, że statuetka w tej kategorii trafi w tym roku w ręce równie genialnej Brie Larson ("Pokój"), ale faktem jest, iż gdybyśmy mieli do czynienia z zawodami sportowymi, to srebrny medal trafiłby właśnie do Saoirse. A sam "Brooklyn" to póki co najbardziej sentymentalny i nostalgiczny film, jaki udało mi się zobaczyć w 2016 roku. Gorąco zachęcam Was do wizyty w kinie i już teraz prezentuję Wam moją recenzję filmu (ostrzegam, że recenzja zawiera spoilery!).

poniedziałek, 15 lutego 2016

Walcząca o swe marzenia... - recenzja "Joy" (reż. David O. Russell, 2015)

W amerykańskim kinie wciąż królują biografie mniej lub bardziej znanych mężczyzn. Bardzo widoczne było to podczas ogłoszenia nominacji do zeszłorocznych Oscarów - wśród nominowanych filmów większość była właśnie biografiami, w których kobiety stanowiły tylko tło. Gdy tylko usłyszałem, że Russell planuje przenieść na duży ekran historię Joy, pomysłodawczyni samowyżymającego się mopa, bardzo się ucieszyłem. W końcu na pierwszym planie zdecydowano się postawić charyzmatyczną kobietę, w dodatku w głównej roli miano obsadzić moją ulubioną aktorkę, Jennifer Lawrence. Byłem przekonany, że Russell zdoła stworzyć dzieło na miarę "Fightera" czy "Poradnika Pozytywnego Myślenia". Teraz, kiedy jestem już po seansie, wiem, że mu nie wyszło. "Joy" przedstawia historię utrzymaną w klimatach "american dream", przez co urasta do rangi odgrzewanego kotleta i zostaje w tyle za innymi, głośnymi tytułami przełomu 2015/2016. Całe szczęście, że na ekranie bryluje Jennifer Lawrence, dzięki której seans można uznać za całkiem przyjemny. Szczegóły poniżej.


sobota, 13 lutego 2016

7 AntyWalentynkowych filmów o miłości!

Już jutro 14 lutego, Dzień Zakochanych, czyli jedno z najbardziej skomercjalizowanych świąt w roku. Dokładnie rok temu kina pękały w szwach - wszyscy zakochani tłumnie pędzili na "Pięćdziesiąt Twarzy Greya". Jak wskazują posty moich znajomych, w tym roku większość par wybierze prawdopodobnie "Deadpoola", a single i singielki zdecydują się na polską "Planetę singli" (film cieszy się bardzo dobrą oglądalnością) lub na "Jak to robią single". Rok temu z okazji Walentynek przygotowałem dla wszystkich czytelników bloga listę 7. najlepszych filmów o miłości. Tym razem chcę pójść  na przekór - w poniższej notce zaprezentuję Wam listę 7. filmów AntyWalentynkowych, czyli filmów o miłości wyjątkowo trudnej, ciężkiej, przynoszącej więcej złego niż dobrego. Kto wie, może ktoś z Was pragnie właśnie takiego AntyWalentynkowego seansu? ;) W komentarzach podzielcie się swoimi propozycjami.


czwartek, 11 lutego 2016

Lepiej późno niż później, czyli recenzja serialu "Grace and Frankie" (sezon 1)


Każdy z nas ma swoje filmowo-serialowe przyzwyczajenia. Jednym z moich jest relaks przy 20-minutowym odcinku dobrego serialu komediowego. O ile dawniej serwowałem go sobie wyłącznie przy obiedzie (zaraz po ciężkim dniu pracy), o tyle od ostatniego roku lubię się też trochę pośmiać przed samym snem. Po obejrzeniu wszystkich odcinków "Przyjaciół" i "Jak poznałem wszą matkę" oraz po zapoznaniu się z bieżącymi epizodami takich seriali komediowych jak "Teoria wielkiego podrywu", "Dwie spłukane dziewczyny" i "Współczesna rodzina" zacząłem szukać czegoś nowego. Padło na dwa tytuły nominowane do Złotych Globów: "Casual" oraz "Grace and Frankie". Dzisiejszą notkę chciałbym poświęcić temu drugiemu. Po obejrzeniu dwóch niezbyt ciekawych odcinków planowałem porzucić serial. Odpaliłem jednak epizod nr 3, potem nr 4... No i wpadłem! "Grace and Frankie" to jeden z najświeższych i najoryginalniejszych seriali komediowych minionego roku! Idealny do obejrzenia tuż przed snem, z kieliszkiem wina w ręku. Poza aspektem komediowym twórcom udało się przemycić całkiem sporo treści iście dramatycznych, które zmuszają do refleksji. Szczegóły poniżej.

sobota, 6 lutego 2016

We're not bad people, but we did a bad thing... - recenzja 1 sezonu serialu "Bloodline"

Wydawać by się mogło, iż telewizja wyprodukowała już tyle seriali o tematyce rodzinnej, że temat został całkowicie wyczerpany. Nic bardziej mylnego, a jeśli mi nie wierzycie, jak najszybciej sięgnijcie po "Bloodline". Ten wyprodukowany przez platformę Netflix serial jest praktycznie nieznany w naszym kraju, wielu z serialomaniaków usłyszało o nim dopiero przy okazji ogłoszenia nominacji do Złotych Globów. Wielka szkoda, bo naprawdę dawno nie było serialu, który w równie dobry sposób próbowałby się zmierzyć z tematem skomplikowanych więzi rodzinnych. To trochę taki "The Affair" w wersji rodzinnej, tzn. o ile ten pierwszy skupia się na ukazaniu rodzących się uczuć i postrzeganiu tego w zależności od płci, o tyle "Bloodline" pozwala nam bardzo dogłębnie poznać psychologię członków rodziny Rayburnów. Już po pierwszym epizodzie zorientujecie się, iż tutaj nie ma jednoznacznie dobrych czy jednoznacznie złych postaci, nic nie jest czarne lub białe. I właściwie każdy trzyma w swojej szafie innego trupa... Niebywałe, iż twórcom udało się stworzyć serial, który choć bazuje na znanym wszystkim schematach, to jednocześnie tak bardzo wciąga, trzyma w napięciu i - co najważniejsze - nie ma nic wspólnego z soap-operą. To właśnie dlatego uważam "Bloodline" za najlepszą serialową premierę 2015 roku. Szczegóły poniżej.

czwartek, 4 lutego 2016

Ogłoszono nominacje do Orłów!

 NEWS PRASOWY!

Znamy Nominacje do Orłów 2016, dorocznych nagród Polskiej Akademii Filmowej!

Dziś, 4 lutego o godzinie 12.00 w Pałacu Prymasowskim w Warszawie zostały ogłoszone Nominacje do Polskich Nagród Filmowych Orły 2016, nazywanych przez media „polskimi Oscarami”.

środa, 3 lutego 2016

Na tropie kłamstw kościoła, czyli recenzja "Spotlight" (reż. Tom McCarthy, 2015)

Już w najbliższy piątek swą premierę będzie miał najnowszy film Toma McCarthy'ego, "Spotlight". Obraz zdobył aż 6. nominacji do Oscara (w tym te najważniejsze, dla najlepszego filmu, reżysera i scenarzysty) i przez wielu jest typowany na czarnego konia tegorocznych nagród Akademii. Na koncie twórców filmu jest już kilka statuetek, w tym m.in. Critics Choice, Satelita oraz Nagroda Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych. Bardziej od zwycięstwa "Spotlight" w wyścigu po Oscary interesuje mnie jednak to, w jaki sposób obraz zostanie przyjęty w naszym ojczystym kraju. Film jest oparty na faktach i opowiada o dziennikarskim śledztwie w sprawie pedofilii w kościele katolickim. Jestem szalenie ciekawy, jakie recenzje wystawią filmowi prawicowe media i coś mi się wydaje, iż może dojść do jeszcze większej wojny polsko-polskiej niż w przypadku "Pokłosia" czy "Idy". Pytanie, czy w kraju, w którym rządzący decydują o przekazaniu 20 mln. złotych na uczelnię zarządzaną przez kontrowersyjnego redemptorystę istnieje w ogóle szansa na otwartą dyskusję i obiektywne recenzje? Nie, powyższe zdanie nie jest przejawem moich sympatii czy antypatii politycznych, ja po prostu stwierdzam fakty i bacznie przyglądam się temu, co dzieje się w moim kraju. Ale nie o tym ma być ta notka. "Spotlight" to thriller w stylu starego kina, na który koniecznie powinniście wybrać się do kina. Poniżej możecie dowiedzieć się, dlaczego.