środa, 3 lutego 2016

Na tropie kłamstw kościoła, czyli recenzja "Spotlight" (reż. Tom McCarthy, 2015)

Już w najbliższy piątek swą premierę będzie miał najnowszy film Toma McCarthy'ego, "Spotlight". Obraz zdobył aż 6. nominacji do Oscara (w tym te najważniejsze, dla najlepszego filmu, reżysera i scenarzysty) i przez wielu jest typowany na czarnego konia tegorocznych nagród Akademii. Na koncie twórców filmu jest już kilka statuetek, w tym m.in. Critics Choice, Satelita oraz Nagroda Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych. Bardziej od zwycięstwa "Spotlight" w wyścigu po Oscary interesuje mnie jednak to, w jaki sposób obraz zostanie przyjęty w naszym ojczystym kraju. Film jest oparty na faktach i opowiada o dziennikarskim śledztwie w sprawie pedofilii w kościele katolickim. Jestem szalenie ciekawy, jakie recenzje wystawią filmowi prawicowe media i coś mi się wydaje, iż może dojść do jeszcze większej wojny polsko-polskiej niż w przypadku "Pokłosia" czy "Idy". Pytanie, czy w kraju, w którym rządzący decydują o przekazaniu 20 mln. złotych na uczelnię zarządzaną przez kontrowersyjnego redemptorystę istnieje w ogóle szansa na otwartą dyskusję i obiektywne recenzje? Nie, powyższe zdanie nie jest przejawem moich sympatii czy antypatii politycznych, ja po prostu stwierdzam fakty i bacznie przyglądam się temu, co dzieje się w moim kraju. Ale nie o tym ma być ta notka. "Spotlight" to thriller w stylu starego kina, na który koniecznie powinniście wybrać się do kina. Poniżej możecie dowiedzieć się, dlaczego.


Tuż po objęciu stanowiska, nowy szef "Globe'a", Marty Baron (Liev Schreiber), kieruje dziennikarzy do zajęcia się sprawą księdza oskarżonego o seksualne wykorzystywanie dzieci na przestrzeni 30 lat. Świadomi delikatności i społecznego oddźwięku, jaki będzie wiązał się ze skandalem, reporterzy zagłębiają się w sprawę. Zespół tworzą: Walter "Robby" Robinson (Michael Keaton), Sacha Pfeiffer (Rachel McAdams), Michael Rezendes (Mark Ruffalo) oraz Matt Carroll (Brian d’Arcy James). Rozpoczyna się dziennikarskie śledztwo, którego wyniki zbulwersują cały świat i wstrząsną Ameryką. Dziennikarze kontaktują się z adwokatem ofiar (Stanley Tucci), docierają do dorosłych, którzy byli molestowani w dzieciństwie. Wkrótce okazuje się, że sprawa jest większa, niż ktokolwiek na początku przypuszczał, ociera się o władze kościelne, które przez lata tuszowały przestępstwa... (źródło: Filmweb.pl).

W swym filmowym debiucie ("Dróżnik"), Tom McCarthy skupił się na ukazaniu reakcji mieszkańców małego miasteczka w New Jersey na pojawienie się w okolicy karła, Fina (świetna rola Petera Dinklage'a). Oglądając "Spotlight" można przypuszczać, iż reżyserując ten kontrowersyjny obraz McCarthy uśmiechał się pod nosem i rozważał, jak zareagują na niego widzowie. Zupełnie podobnie, jak bohaterowie filmu, którzy zastanawiają się, jak na ich artykuły prasowe zareagują czytelnicy. Podczas gdy w "Dróżniku" ciekawość prowokowała ludzi do nawiązywania znajomości z Finem, w "Spotlight" ciekawość jest jednym z najważniejszych atrybutów dobrego dziennikarza. McCarthy'ego nie zbyt interesują jego bohaterowie, w jego najnowszym filmie liczy się tylko i wyłącznie śledztwo.

A jest to śledztwo nie byle jakie. Bostońscy dziennikarze trafiają na ślady afery pedofilskiej, która zdaje się sięgać znacznie dalej i głębiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Zajmujący się śledztwem doskonale zdają sobie sprawę, z jak trudnym tematem mają do czynienia i na ich twarzach nierzadko da się dostrzec strach czy zmęczenie. Cała afera angażuje ich jednak na tyle, że poświęcają sprawie całą swą uwagę. "Spotlight" w znakomity sposób ukazuje czasy, kiedy na świecie bardziej od słowa w sieci liczyło się słowo zapisane w prasie. Redakcyjne biurka toną tu od papierów, telefony nigdy nie przestają dzwonić, a ślęczący w archiwach dziennikarze są tymi, którzy opuszczają bibliotekę jako ostatni. Każdy widzi w tym wszystkim większy sens, panuje świadomość, iż chodzi o ukazanie prawdy, ukaranie winnych i ocalenie tych, którzy kompletnie nie spodziewają się zagrożenia.

Poza ukazaniem etosu pracy dziennikarza "Spotlight" skupia się na głównym problemie instytucji kościoła, w którym coraz częściej bardziej od wiary i wdowiego grosza liczy się dostatnie życie i egoizm. W kościele nie mówi się o błędach i nie dąży do ich naprawiania, a zamiast tego problemy są zamiatane pod dywan. Film ukazuje historię z 2002 roku - trudno wręcz uwierzyć, iż czternaście lat później nadal niewiele się w tej materii zmieniło (przedstawiona w finale filmu liczba przestępstw na tle seksualnym w kościele jest zatrważająca!). "Spotlight" nie jest typowym thrillerem, raczej nie będziecie czuć dreszczyku emocji czy zbierać szczęki z podłogi po jego obejrzeniu. Cała historia zostaje jednak ukazana w taki sposób, że ogląda się ją z rosnącym zainteresowaniem. Duża w tym zasługa nie tylko zgrabnie rozpisanych dialogów, ale również niesamowitej chemii pomiędzy zepchniętymi na drugi plan aktorami. Największe wrażenie robi nominowany do Oscara Mark Ruffalo, który wciela się w postać najbardziej zdeterminowanego dziennikarza. Nie sposób nie docenić też merytorycznych McAdams i Keatona czy genialnie wyciszonego Schreibera. Dream team!

Bardzo poprawny i dający do myślenia film. 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz