Przez kilka ostatnich tygodni
recenzowałem dla Was wyłącznie filmy nominowane do Oscara. Dziś nadszedł czas
na ostatnią z recenzji z tego cyklu. Jakiś czas temu trafiła mi się okazja
obejrzenia Tajemnicy Filomeny na
jednym z pokazów przedpremierowych, ale na skutek różnych okoliczności nie
udało mi się na niego dotrzeć. W związku z tym musiałem poczekać, aż film trafi
do polskich kin i bardzo się cieszę, że stało się to na tydzień przed oscarową
galą. Przyznaję, że miałem w stosunku do tego obrazu bardzo wiele obaw.
Podobnie jak Nebraska Payne’a, film Tajemnica Filomeny pod względem
poruszanej tematyki kompletnie nie pasował mi do pozostałych nominowanych w
kategorii „Najlepszy film”. Stephen Frears ma na swoim koncie kilka hitów (Królowa, Pani Henderson, Niewidoczni),
ale w jego twórczości można też znaleźć kilka mniej chlubnych tytułów, jak
choćby ostatni kit – Żądze i pieniądze.
Seans okazał się zaskakująco przyjemny i na dobrą sprawę zgadzam się z
wszystkimi nominacjami dla filmu, choć należy uczciwie przyznać, iż spośród filmów
wyprodukowanych w minionym roku znajdowało się kilka takich, które znacznie
bardziej zasługiwały na oscarową nominację w tej najważniejszej kategorii.
wtorek, 25 lutego 2014
piątek, 21 lutego 2014
Moje nominacje do nagród OBF 2014
Dzisiejszy dzień jest dla mnie wyjątkowy. Otóż równo rok temu założyłem tego bloga i napisałem dla Was pierwszą recenzję filmową. Tylko rok czy aż rok? Niby mówi się, że czas szybko płynie, ale przecież w ciągu minionych 12 miesięcy tak wiele się wydarzyło, nie tylko w świecie filmu, ale również w moim życiu osobistym. Przy okazji tej pierwszej rocznicy chciałbym wszystkim bardzo podziękować za okazywane wsparcie, miłe komentarze i ciekawe dyskusje. Łatwo dostrzec, że ekipa blogerów filmowych tworzy na facebooku bardzo zwartą grupę. Szalenie cieszę się, że właśnie dzięki temu blogowi udało mi się poznać tak dużo interesujących osób. Dzisiejsza notka jest szczególna także z innego względu - otóż przypada jej numerek 100. W związku z tym chciałbym życzyć sobie siły i samozaparcia do napisania kolejnych 100 notek. A Was bardzo zachęcam do zaglądania i komentowania, bo tylko dzięki Wam to wszystko ma jakikolwiek sens. Poniżej przedstawiam swoje nominacje do nagród Organizacji Blogów Filmowych 2014.
poniedziałek, 17 lutego 2014
O wyprawie po milion dolarów – Nebraska (reż. Alexander Payne, 2013)
Przyznaję, że najnowszy obraz
Payne’a od samego początku nie pasował mi do pozostałych filmów nominowanych w
tym roku do Oscara. I choć nie spodziewam się, że którakolwiek z sześciu
oscarowych nominacji zamieni się w nagrodę, ani trochę nie żałuję prawie dwóch
godzin poświęconych na ten film. Dotychczas widziałem jedynie trzy filmy
Alexandra Payne’a i każdy z nich okazał się być całkiem poprawny. Najbardziej
podobały mi się chyba niezależne Bezdroża,
które zostały uhonorowane Oscarem za „Najlepszy scenariusz adaptowany”. Kto
wie, może historia się powtórzy i to właśnie czarno-biały film Payne’a okaże
się być czarnym koniem w tegorocznym wyścigu po najbardziej prestiżowe nagrody
branży filmowej? Pożyjemy, zobaczymy… A póki co zachęcam do zapoznania się z
moją recenzją Nebraski.
piątek, 14 lutego 2014
Serialowe rankingi, część 2 - Najbardziej intrygujące trójkąty miłosne
Mój pierwszy post z cyklu "Serialowe rankingi" spotkał się z Waszym ogromnym zainteresowaniem. Bardzo się z tego cieszę i dlatego zamierzam kontynuować zabawę. A jako, że dzisiaj Święto Zakochanych, chciałbym się wpisać w tematykę dnia i dlatego tym razem biorę pod lupę "Najbardziej intrygujące trójkąty miłosne". Większość miejsc w rankingu została obsadzona postaciami z seriali młodzieżowych. W wieku dojrzewania oglądałem ich całe mnóstwo - bardzo fascynował mnie świat postaci zza oceanu, gdyż ogromnie różnił się on od świata, w którym żyłem ja i moi rówieśnicy. To były jednak inne czasy, obecnie tych różnic jest coraz mniej i chyba też właśnie dlatego gatunek obyczajowych seriali młodzieżowych powoli zamiera (w ich miejsce pojawiły się np. seriale o wampirach). Ok, poniżej przedstawiam mój subiektywny ranking "Najbardziej intrygujących trójkątów miłosnych". Proszę o podanie własnych typów w komentarzach :)
wtorek, 11 lutego 2014
AIDS, transseksualizm i społecznictwo "pełną gębą" - Witaj w klubie (reż. Jean-Marc Vallee, 2013)
Wśród filmów nominowanych do
Oscarów rokrocznie znajduje się przynajmniej jeden, który powstał właśnie ze
względu na istnienie tych nagród. Wytrawni kinomani od razu potrafią rozpoznać
takie obrazy. Niejednokrotnie są to filmy odnoszące się do amerykańskiego
patriotyzmu czy takich globalnych problemów jak rasizm, nietolerancja czy uzależnienia.
W tym roku o tego typu cynizm posądza się dwóch reżyserów: Steve’a McQueena
oraz Jean-Marca Vallee. I o ile tego pierwszego można wytłumaczyć na wiele
sposobów (kolejny film utrzymany w stylu pozostałych, tudzież próba rozliczenia
się z bolesnymi dla swej rasy czasami), o tyle twórcę filmu Witaj w klubie ciężko bronić. Podczas
seansu filmu McQueena (Zniewolony. 12
Years a Slave) nawet przez chwilę nie miałem wrażenia, że oglądam film
powstały na potrzeby poruszenia Akademii i zgarnięcia jak największej liczby
Oscarów. Zupełnie odwrotnie sytuacja ma się w przypadku filmu Vallee – jestem
właśnie po seansie filmu Witaj w klubie
i wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że reżyser na siłę chciał mnie poruszyć…
I choć film jest całkiem dobry, to naprawdę nie lubię czuć się
oszukiwany/wykorzystywany. Szczegóły poniżej.
sobota, 8 lutego 2014
Samotność w sieci po amerykańsku – Ona (reż. Spike Jonze, 2013)
Jak zapewne zauważyliście,
ostatnio recenzuję dla Was wyłącznie filmy nominowane do tegorocznych Oscarów.
Dzielnie nadrabiam zaległości i jestem przekonany, że do 2 marca zdążę zapoznać
Was z wszystkimi nominowanymi filmami. Dzisiaj chciałbym napisać kilka słów na
temat najnowszego filmu Spike’a Jonze’a – Ona.
Doskonale wiem, że wcielający się w główną rolę Joaquin Phoenix ma wśród
odwiedzających tego bloga liczne grono wiernych fanów. W końcu to bardzo dobry
aktor, zdobywca Złotego Globu za rolę w filmie Spacer po linie. Doceniam kunszt aktorski Phoenixa, choć szczerze przyznaję,
że nie czekam z wypiekami na twarzy na wszystkie nowe filmy z jego udziałem. Może
to dlatego, że nie widziałem jeszcze kilku bardzo istotnych dla jego kariery
filmów? Mniejsza z tym, notka ma w końcu dotyczyć filmu, a nie Phoenixa. Póki
co Ona jest dla mnie najbardziej
zaskakującym filmem z wszystkich nominowanych, w jak najbardziej pozytywnym
tego słowa znaczeniu. W Polsce premiera tego filmu przypada na wyjątkowy dzień –
Walentynki. Jeśli jeszcze nie macie pomysłu na spędzenie tego wieczoru, to
obowiązkowo udajcie się z drugą połówką do kina. Najnowszy film Jonze’a na
pewno Was usatysfakcjonuje.
środa, 5 lutego 2014
Jaka matka, taka córka... - Sierpień w hrabstwie Osage (reż. John Wells, 2013)
Bardzo długo oczekiwałem na dzień,
w którym Sierpień w hrabstwie Osage
zagości w końcu w polskich kinach. Doskonale pamiętam, jak jeszcze przed
wakacjami przeglądałem tytuły amerykańskich premier. Wówczas natknąłem się po
raz pierwszy na tytuł nowego filmu Wellsa i po przeczytaniu jego krótkiego
opisu stwierdziłem, że to może być dobre kino. Moją uwagę szczególnie zwróciły
nazwiska odtwórczyń głównych ról, uwielbianych przeze mnie Streep i Roberts.
Poza tym w filmie pojawiają się też Ewan McGregor, Julianne Nicholson, Chris
Cooper, Abigail Breslin. No bomba, dream team. Dopiero z czasem zacząłem się
obawiać, że być może z Sierpniem w
hrabstwie Osage będzie tak jak z Adwokatem,
w którym poza gwiazdorską obsadą nie było nic wartego uwagi. John Wells, który
ma na swoim koncie dopiero jeden film (W
firmie), wykazał się jednak wyjątkowym rzemiosłem. W końcu nie każdy
umiałby poprowadzić aktorów na planie właśnie w taki sposób. Udało się, jest
bardzo dobrze, a wręcz zachwycająco. I powtórzę po wszystkich: ten film to naprawdę
najlepszy przykład na to, że z rodziną wychodzi się dobrze jedynie na zdjęciach
:-)
sobota, 1 lutego 2014
Bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa… – Wilk z Wall Street (reż. Martin Scorsese, 2013)
Zdradzić Wam sekret? Jeśli
chcecie zobaczyć mnie w transie, zapytajcie mnie, co sądzę o kinie takich reżyserów
jak Christopher Nolan i Martin Scorsese. Ostrzegam, że będę nawijał jak
kataryna przez co najmniej kilkanaście minut. Bo naprawdę jest o czym! To
właśnie dla takich twórców warto chodzić do kina, ekscytować się nim, poświęcać
mu swój cenny czas. Wilka z Wall Street
można oglądać w polskich kinach już od kilku tygodni, ale ja chyba celowo
odkładałem seans na później. Zaobserwowałem u siebie pewną prawidłowość – im
bardziej czekam na film, tym większy problem mam z udaniem się na niego do
kina, kiedy już jest taka możliwość. Odkładam przyjemność w czasie? A może
piekielnie boję się rozczarowania? Sam nie wiem. Jedno jest pewne: jeśli
reżyserem filmu jest jeden z dwóch wymienionych wyżej panów, naprawdę nie ma
się czego obawiać. W związku z tym w poniższej recenzji nie przeczytacie raczej
niczego nowego na temat Wilka z Wall
Street – to naprawdę fenomenalne kino. I cieszę się, że pierwszy raz od
dawna będę mógł skupić się wyłącznie na plusach filmu. Minusów bowiem nie ma.
Subskrybuj:
Posty (Atom)