sobota, 8 lutego 2014

Samotność w sieci po amerykańsku – Ona (reż. Spike Jonze, 2013)



Jak zapewne zauważyliście, ostatnio recenzuję dla Was wyłącznie filmy nominowane do tegorocznych Oscarów. Dzielnie nadrabiam zaległości i jestem przekonany, że do 2 marca zdążę zapoznać Was z wszystkimi nominowanymi filmami. Dzisiaj chciałbym napisać kilka słów na temat najnowszego filmu Spike’a Jonze’a – Ona. Doskonale wiem, że wcielający się w główną rolę Joaquin Phoenix ma wśród odwiedzających tego bloga liczne grono wiernych fanów. W końcu to bardzo dobry aktor, zdobywca Złotego Globu za rolę w filmie Spacer po linie. Doceniam kunszt aktorski Phoenixa, choć szczerze przyznaję, że nie czekam z wypiekami na twarzy na wszystkie nowe filmy z jego udziałem. Może to dlatego, że nie widziałem jeszcze kilku bardzo istotnych dla jego kariery filmów? Mniejsza z tym, notka ma w końcu dotyczyć filmu, a nie Phoenixa. Póki co Ona jest dla mnie najbardziej zaskakującym filmem z wszystkich nominowanych, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. W Polsce premiera tego filmu przypada na wyjątkowy dzień – Walentynki. Jeśli jeszcze nie macie pomysłu na spędzenie tego wieczoru, to obowiązkowo udajcie się z drugą połówką do kina. Najnowszy film Jonze’a na pewno Was usatysfakcjonuje. 

  
Spike Jonze przedstawia w swym filmie nieodległą przyszłość, kompletnie opanowaną przez nowoczesne technologie. Theodore (Joaquin Phoenix) pracuje w korporacji, która zajmuje się pisaniem listów w imieniu klientów. Ludzie są bowiem tak zabiegani, że nie mają czasu na samodzielne napisanie kilku zdań i wolą zlecić to komuś innemu. Będący w separacji z żoną Theodore próbuje znaleźć lekarstwo na swą samotność i decyduje się na zakup nowego systemu operacyjnego, niejakiego OS. Inteligentny komputer bardzo szybko poznaje potrzeby swego użytkownika i w ciągu kilkunastu sekund zostaje odpowiednio zaprogramowany. Właśnie w ten sposób w życie samotnego Theodore’a wkracza Samantha - wirtualna, zupełnie nierealna i wszystkowiedząca postać „zamieszkująca” mały monitorek. Uwodzi swym kusicielskim tonem głosu, pomaga w rozwiązywaniu codziennych problemów, sprawia wrażenie najlepszej przyjaciółki. Z czasem między Theodorem a Samanthą zaczyna rozkwitać uczucie…

Zakochać się w komputerze? Niemożliwe, prawda? A jednak! Wbrew pozorom Ona to nie komedia, a melodramat z prawdziwego zdarzenia. Spike Jonze bardzo precyzyjnie nakreśla rozwój znajomości Theodore’a i Samanthy. Owa znajomość do bólu przypomina prawdziwy płomienny romans – są tu zarówno wzloty, jak i upadki. Jest flirt, niewielkie sprzeczki, jest też seks. Samantha zdaje się być dla Theodore’a ideałem, w jednej ze scen wprost wyznaje on przecież, że „(…) nigdy nie kochał nikogo tak jak jej”. Tak bardzo zatraca się on w swym uczuciu, że zupełnie zapomina, w jakim świecie żyje. A jest to świat opanowany przez nowoczesne technologie, świat ludzi kompletnie samotnych, świat, w którym „real” przeplata się z „wirtualem”. Najlepiej ilustruje to scena, w której wracający po pracy do domu Theodore mija tłumy samotnie spacerujących i mówiących do siebie (a właściwie do swych systemów operacyjnych) ludzi. Obraz przyszłości? Przerażające. Jonze porusza w swym filmie nie tylko problem samotności i nowej odsłony miłości, ale też właśnie nowoczesności, nowego świata, w którym zabiegani ludzie przypominają zombie. Ona oddziałuje pod tym względem na widzów o wiele bardziej niż liczne filmy o końcu świata.

Jak powszechnie wiadomo, z czasem w każdym związku pojawiają się problemy. Podobnie będzie w przypadku Theodore’a i Samanthy, jednak nie zamierzam psuć Wam niespodzianki i dlatego w tym momencie skończę rozważania na temat samej fabuły. Pod względem technicznym film prezentuje się rewelacyjnie, na mnie największe wrażenie zrobiły zdjęcia i muzyka (posłuchajcie TEJ magicznej piosenki). Na dobrą sprawę Ona to film jednego aktora. Joaquin Phoenix z wyjątkową zaradnością wciela się w postać Theodore’a – faceta, który tylko sprawia wrażenie geeka i fajtłapy i do którego każdy z widzów zapała wielką sympatią. Warto docenić też role Amy Adams (Amy - najlepsza przyjaciółka Theodore’a) oraz Rooney Mary (Catherine – była żona Theodore’a), chociaż bardzo żałuję, że w roli tej ostatniej nie zobaczyłem jednak Carey Mulligan (to właśnie ona miała pierwotnie wcielić się w rolę Catherine). No i oczywiście duże brawa dla Scarlett Johansson podkładającej głos Samanthy. W tym uwodzicielskim głosie naprawdę można się zakochać…

Bardzo gorąco polecam Wam ten film. Oryginalny, słodko-gorzki, skłaniający do refleksji. 9/10.

2 komentarze:

  1. Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią o tym filmie, również jestem pod wrażeniem wizualnym jak i muzycznym, dobór aktorów uważam za udany, choc nie oczywisty. Mnie jednak bardziej ten film przeraził i zasmucił niż zachęcił do walentynkowego seansu, uważam że "Her" jest filmem wymagającym skupienia i refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do oglądania :)
    http://hot-premiery.pl/video/ona-napisy/

    OdpowiedzUsuń