Zdradzić Wam sekret? Jeśli
chcecie zobaczyć mnie w transie, zapytajcie mnie, co sądzę o kinie takich reżyserów
jak Christopher Nolan i Martin Scorsese. Ostrzegam, że będę nawijał jak
kataryna przez co najmniej kilkanaście minut. Bo naprawdę jest o czym! To
właśnie dla takich twórców warto chodzić do kina, ekscytować się nim, poświęcać
mu swój cenny czas. Wilka z Wall Street
można oglądać w polskich kinach już od kilku tygodni, ale ja chyba celowo
odkładałem seans na później. Zaobserwowałem u siebie pewną prawidłowość – im
bardziej czekam na film, tym większy problem mam z udaniem się na niego do
kina, kiedy już jest taka możliwość. Odkładam przyjemność w czasie? A może
piekielnie boję się rozczarowania? Sam nie wiem. Jedno jest pewne: jeśli
reżyserem filmu jest jeden z dwóch wymienionych wyżej panów, naprawdę nie ma
się czego obawiać. W związku z tym w poniższej recenzji nie przeczytacie raczej
niczego nowego na temat Wilka z Wall
Street – to naprawdę fenomenalne kino. I cieszę się, że pierwszy raz od
dawna będę mógł skupić się wyłącznie na plusach filmu. Minusów bowiem nie ma.
Martin Scorsese przedstawia na dużym ekranie historię niejakiego Jordana Belforta (Leonardo DiCaprio). Był on złotym dzieckiem świata amerykańskich finansów. Szybki i oszałamiający sukces przyniósł mu fortunę, władzę i poczucie bezkarności. Pokusy czaiły się wszędzie, a Belfort lubił im ulegać i robił to w wielkim stylu. Najpiękniejsze kobiety, najdroższe jachty, najbardziej wyszukane narkotyki. A w ślad za tym wszystkim nieuniknione błędy i pragnienie jeszcze większego bogactwa. Korupcja, naginanie prawa i malwersacje podatkowe – w tym także Belfort okazał się mistrzem. Wilk z Wall Street to zrealizowana z rozmachem i poczuciem humoru, urzekająca blichtrem, a jednak gorzka opowieść o człowieku, który zawsze chciał więcej, a dostał to na co zasłużył (źródło: Filmweb.pl).
Wspominałem
już, że kocham kino Scorsese? ;-) Chłopcy
z ferajny i Kasyno to klasyka
kina gangsterskiego, Przylądek strachu
to jeden z moich ulubionych thrillerów, podobnie jak Infiltracja to najlepszy w swoim gatunku kryminał. Według mnie
najlepszym filmem pana Martina jest jednak Wyspa
tajemnic – najlepszy mind-fuck movie,
jaki dotychczas powstał. Martin Scorsese, 71-letni pan o miłej aparycji, to
jeden z najwszechstronniej utalentowanych reżyserów świata. W swym dorobku ma
już kino biograficzne (fenomenalny Aviator),
ale od teraz to właśnie Wilk z Wall
Street zacznie służyć za najlepszy przykład na to, iż Scorsese umie
świetnie opowiadać o losach ludzi. Tym razem skupia się on na motywie
pieniędzy, które żądzą światem. I choć morał z jego najnowszego filmu jest
podobny do morału wynikającego z American
Hustle (tzn. że trzeba kombinować i oszukiwać, żeby się dorobić), to jednak
film Russella nie dorasta mu do pięt. Panie Russell, proponuję zapisać się na
jakieś warsztaty do Scorsese, on Pana nauczy, jak kręcić dobre filmy!
Główny
bohater, Jordan Belfort, to najlepszy przykład na to, że w życiu wcale nie
trzeba mieć układów, żeby osiągnąć sukces. Wystarczy odrobina sprytu i
odpowiednie nastawienie. Tylko skąd wziąć to dobre nastawienie i to w momencie,
kiedy po sromotnej klęsce wydaje się, że już nic nie da się zrobić? Rozwiązanie
wydaje się być proste – wystarczy tona koki, setki striptizerek/prostytutek,
które pomogą rozładować napięcie oraz dziesiątki odpowiednich specyfików
farmaceutycznych. Te ostatnie nie tylko pomogą się uspokoić, ale też zmotywują
do dalszego działania. Recepta na sukces? Owszem, ale tymczasowy. Bo przecież,
jak mówi ojciec głównego bohatera, „(…) każdy w końcu musi wypić nawarzone
przez siebie piwo”. Belfort wciela swoje szalone pomysły w życie i tym samym
stwarza firmę, która powinna zwać się „Królestwem rozpusty”. Stosunkowo szybko
zmienia też całe swoje życie, łącznie z wymianą partnerki na lepszy model. Tak
bardzo zatraca się w swym sukcesie, iż zupełnie nie dostrzega, że z każdym
dniem pożąda coraz więcej… Więcej pieniędzy, więcej koki, więcej dziwek, więcej
ekstremalnych przeżyć. A jak powszechnie wiadomo, z takiego stanu już tylko od
krok do przepaści…
W Wilku z Wall Street absolutnie wszystko
zasługuje na uwagę. Już nie mogę się doczekać wydania DVD filmu, gdyż mam
ochotę obejrzeć ten film jeszcze co najmniej kilka razy. Scorsese zabiera
widzów w kolorowy świat orgiastycznych imprez, które mogą zagwarantować
niesamowite doznania. Nie ucieka przy tym od humoru, ale też, co najważniejsze,
nie popada w żadną skrajność czy przesadę. Reżyser doskonale wie, że dobra
impreza jest nierozerwalnie związana z ogromnym kacem. Właśnie dlatego Wilk z Wall Street nie jest typową
komedią kryminalną, ale raczej komediodramatem z prawdziwego zdarzenia. Na
pierwszym planie bryluje ulubieniec reżysera – zjawiskowy Leonardo DiCaprio,
który rolą w tym filmie może w końcu utrzeć nosa wszystkim tym, którzy jeszcze
wątpią w jego talent. Na zmianę wciela się on w role przedsiębiorczego
cwaniaczka, charyzmatycznego oratora/przywódcę tłumu, oraz ćpuna, który nie
panuje już nawet nad swymi odruchami. To bezapelacyjnie najlepsza rola w jego
karierze. Jeśli Leo nie dostanie Oscara, to chyba obrażę się na Akademię na
dłużej niż zwykle. Warto docenić też świetne role Jonaha Hilla, Matthew
McConaugheya (wielka szkoda, że zagrał w tak niewielu scenach) oraz ponętnej
Margot Robbie, w której dostrzegłem wielki aktorski potencjał.
Jak śpiewa
Maryla Rodowicz, „(…) to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w
kasie forsa, to sukces pierwsza klasa”. Piosenka zupełnie nie pasuje do filmu
Scorsese, ale jej tekst mógłby posłużyć za hasło plakatowe. Ode mnie film
zyskuje wysoką ocenę 9/10 (nie daję dyszki, bo choć wszystko „gra i buczy”, to
jednak nie jest to arcydzieło na miarę Wyspy
tajemnic). Kto jeszcze nie widział, niech
w te pędy ruszy do kina.
O tak, zdecydowanie nr 1 wsrod oscarowych produkcji. Choc mysle, ze Leo chyba jednak nie ma szans z McConaughey'em - Akademia uwielbia role wymagajace olbrzymich zmian fizycznych.
OdpowiedzUsuńDallas Buyers Club jeszcze przede mną, ale nie chce mi się wierzyć, że McConaughey zagrał tam lepiej od Leo. Chyba stałem się fanatykiem DiCaprio. To wszystko przez to, że nie ma na swoim koncie tego Oscara! :P
UsuńNie widziałem Wilka..., ale coś mi moje kinomańskie doświadczenie że szanse są równe.
Usuń1. Leo może dostać statuetkę, bo po prostu zasługuje. Nie chodzi tylko o wilka, po prostu już najwyższy czas na niego :). Jeżeli dostanie, to właśnie jako nagrodę za cały dorobek (oczywiście, oficjalnie za Wilka :)
2. Rola w Dallas była po prostu trudniejsza. Nie chodzi o przyrost wagi, itd. Chodzi o tematykę. Bo Wilk to.. hmm, tak jakby (no po prostu każdy by chciał tam zagrać, zajebisty fun. Leo przyjeżdża na plan, fajny garnitur, fajny plener, sama przyjemność. Dallas? kolejna Filadelfia, rola która wbija się w psychikę aktora.
Pozdrawiam :)
Panie P. Mówi pan tak tylko dlatego, że nie widział Pan jeszcze cudownej sceny powracania Leo do domu, w której przedawkował "proszki na ból pleców". Zresztą z tego co wiem, Matt nie wsadzał sobie zapalonej świeczki w tyłek... w odróżnieniu od Leo.
UsuńJednak tak szczerze mówiąc - Oskar nie należy się jak na razie ani jednemu, ani drugiemu. Matt jeszcze mnie nie przekonał... do tej pory mówimy o dwóch filmach i jednym serialu w którym próbuje udowodnić, że nie jest tylko ładnym chłopcem do komedii romantycznych. Leo udowodnił to już jakiś czas temu, ale on z kolei myli dramatyzm z darciem mordy. Pięknie wyskakuje mu żyłka na czoło, twarz robi się przyjemnie czerwona, ale rola dramatyczna ma większe spectrum reakcji niż - furia, furia, wielka furia.
Jako z pewnością starszy :), pozwolę już przejść na ty :).
UsuńWilka nie widziałem, ale mam nadzieję że akademia nie weźmie pod uwagę co, który nominowany włożył sobie w dupę. (Z drugiej strony jeżeli byłby to wyznacznik umiejętności aktorskich, to bałbym się o dupy co niektórych :).
ode mnie 'Wilk' również dostał wysoką notę - choć trochę rozmijam z większością w odbiorze. mimo że szalenie dobrze się go ogląda i bawi wieloma scenami, to od wyjścia z kina czułam coraz większe przerażenie tym, co widziałam na ekranie. niektórzy twierdzą, że film jest pochwałą hedonizmu i chciwości, dla mnie bardziej obnaża pewne mechanizmy, które sprawiają, że nasz świat wygląda tak, a nie inaczej. zapraszam na mój tekst - http://filmynakanapie.blogspot.com/2014/01/wolf-of-wall-street-2013.html
OdpowiedzUsuńbtw 'Wyspa tajemnic' to również mój ulubiony film Scorsese
Ja również nie zgadzam się z tym, że film jest pochwałą hedonizmu. Nie uważam też, że każdy chciałby mieć takie życie jak Belfort. Aczkolwiek jestem przekonany, że w USA nie jeden bankier widział na ekranie samego siebie :) Pozdrawiam!
UsuńTeż uwielbiam filmu M. Scorsese. Co do Wilka to ostatnio gdzieś wyczytałam, że bije rekordy w pojawianiu się na planie słowa Fu..k - podobno przebił nawet Chłopców z ferajny.
OdpowiedzUsuńPoza tym życzę powodzenia w konkursie BLOG ROKU 2013. Też biorę w nim udział, ale w zupełnie innej kategorii, tak więc nie stanowię żadnej konkurencji.
Pozdrawiam,
T.
Ja też jestem bardzo entuzjastycznie nastawiona do "Wilka", a do DiCaprio to tak bardzo, że bardziej się nie da ;) Nie tylko za cały jego aktorski dorobek, ale właśnie za rolę w tym filmie i szczerze wierzę, że w tym roku Oscar trafi w najlepsze, DiCapriowskie ręce ;)
OdpowiedzUsuńW kinie widziałam kilka tygodni temu, ale jak tak czytałam Twoją recenzję, to stwierdziłam, że nie zaszkodzi się wybrać jeszcze raz :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze napisane o Belforcie i jego "uleganiu pokusom w wielkim stylu". A co do Rodowicz, to dalszy ciąg "a seks plus pełna kasa to wtedy sukces jest" też pasuje ;). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń