Pamiętacie jeszcze moją recenzję Nocy Oczyszczenia? Pierwsza część filmu
naprawdę mi się podobała, nie przez przypadek wystawiłem jej wysoką ocenę 7/10.
I chociaż do kilku elementów miałem poważne zastrzeżenia, doszedłem do wniosku,
że takie filmy jak Noc Oczyszczenia
nie aspirują do tego, aby określać je mianem arcydzieł. To filmy, które mają
nam dać w kinie dużo frajdy i pozwolić na chwilowe odmóżdżenie, przeniesienie się do innego świata i
zapomnienie o własnych troskach. Swoją drogą, powinniśmy się naprawdę cieszyć,
że w naszym kalendarzu nie został zaplanowany dzień na bezkarne mordowanie,
czyli tzw. „czystkę”. Kiedy w mediach pojawiła się informacja o drugiej części
filmu, bardzo się ucieszyłem. Miałem nadzieję, że reżyserujący obraz James
DeMonaco naprawi błędy z części pierwszej i ukaże widzom nową jakość. Cóż rzec, nie
wyszło. A poniżej możecie przeczytać, dlaczego.
Niedaleka przyszłość. Rząd,
pragnąc zmniejszyć liczbę przestępczości, ustanawia, że raz do roku przez 12
godzin każda zbrodnia jest legalna. W dniu "czystki" para, Shane (Zach
Gilford) Liz (Kiele Sanchez), wraca autem do domu. W nieoczekiwanym
momencie psuje im się jednak samochód. Starając się dotrzeć pieszo do celu,
zostają napadnięci przez grupę zamaskowanych psychopatów na motocyklach.
Tymczasem Leo (Frank Grillo) wychodzi na ulice, by dokonać zemsty na człowieku,
który pobił jego syna. Matka wraz z córką (Carmen Ejogo i Zoe Borde)
ucieka ze schronienia zniszczonego przez przestępców. Cała piątka, nieznajomych
sobie ludzi, spotyka się na przedmieściach Los Angeles i próbuje przetrwać noc
(źródło: Filmweb.pl).
Niezmiennie uważam, że DeMonaco
wpadł na naprawdę świetny pomysł i pod względem oryginalności Noc oczyszczenia plasuje się w moim
rankingu wysoko. Tym większa szkoda, że w czasie realizacji coś poszło nie tak.
Przy recenzowaniu pierwszej części filmu narzekałem, że akcja ma miejsce
wyłącznie na zamkniętej powierzchni domku jednorodzinnego. W Nocy oczyszczenia: Anarchii DeMonaco
wyprowadza co prawda swych bohaterów z domu (widzowie mogą oglądać krwawą jatkę
na ulicy), ale robi to na tyle nieudolnie, że momentami można zatęsknić za
zamkniętą przestrzenią domku Sandinów. Poza tym wciąż nie mogę przeboleć, iż
film określa się mianem horroru, podczas gdy to najzwyklejszy w świecie
thriller sensacyjny.
Problem tkwi też w bardzo mało
charyzmatycznych postaciach. W głównych rolach występują mało znani i niestety
równie mało utalentowani aktorzy, z których żaden nie jest warty uwagi. Przy
okazji pierwszej części dziwiłem się, że tak dobrzy aktorzy jak Ethan Hawke i
Lena Headey zgodzili się na udział w filmie tego typu. Oglądając nieudolny
aktorski warsztat bohaterów drugiej części aż chce się wyć z bólu i można tylko
powspominać bohaterów 1 części. Pod względem fabularnym Anarchia utrzymuje taki sam poziom, choć wydaje mi się, że tym
razem postawiono na jeszcze większą brutalność. DeMonaco ukazuje naprawdę
interesujące studium przemocy. Wielka szkoda, że techniczne aspekty filmu nie
są na tym samym poziomie co sam koncept.
Wszyscy moi znajomi ocenili drugą
część filmu wyżej niż pierwszą. Kompletnie tego nie rozumiem i pozostaję wierny
samemu sobie. Stąd jedynie 4/10, nie polecam.
dzięki za recenzję :) ja jeszcze nie wiem czy w najbliższym czasie sięgnę po tą produkcję
OdpowiedzUsuń