Wybaczcie, że ostatnio piszę
mniej niż zwykle, ale jesień 2014 okazała się być niezwykle absorbująca i przez
ostatnie dni mam naprawdę duże problemy ze znalezieniem chwili na obejrzenie
jakiegokolwiek filmu, o recenzowaniu już nawet nie wspominając. Dziś chciałbym
więc zaprezentować Wam jedną z notek napisanych już wcześniej, przy okazji
nadrabiania moich filmowych zaległości. Notki o kinie sci-fi cieszą się na moim
blogu wyjątkowo dużą popularnością, co, nie ukrywam, nie jest dla mnie do końca
zrozumiałe. W końcu nie raz podkreślałem, że gatunek science-fiction nie należy
do mojego ulubionego i chociaż ostatnio coraz więcej filmów o tej tematyce mi
się podoba, wciąż nie uważam się za znawcę i przy każdej recenzji filmu sci-fi mam
dużo dylematów. W związku z tym bardzo dziękuję za okazane zaufanie i obiecuję,
że wciąż będę recenzował najgłośniejsze tytuły z tego gatunku. Żeby nie być
gołosłownym, na dziś notka o Transcendencji,
Godzilli i Niezgodnej.
Transcendencja (Transcendence), reż. Wally Pfister, 2014
Grupa amerykańskich naukowców
pracuje nad stworzeniem pierwszego na świecie komputera obdarzonego ludzką
inteligencją i empatią. Gdy jeden z nich - Will (Johnny Depp) - ginie z rąk
terrorystycznej organizacji widzącej w eksperymencie zagrożenie dla ludzkości,
jego żona Evelyn (Rebecca Hall) podejmuje decyzję o przeniesieniu umysłu
mężczyzny do pamięci powstającej maszyny. Will ożywa, ale skutki operacji
okazują się dalekie od pożądanych (źródło: Filmweb.pl).
Jak zapewne wiecie, wszystkie
ostatnie filmy z Johnnym Deppem okazały się klapą. Krytycy dosłownie je
zmiażdżyli (nic dziwnego), a twórcy zarobili dużo mniej niż się spodziewali. Transcendencja też nie okazała się hitem
i zebrała bardzo średnie recenzje, chociaż muszę przyznać, że ja całkiem nieźle
się przy niej bawiłem. Pfister prezentuje bardzo przerażającą wizję przyszłości
i bez wątpienia zmusza widzów do zadania sobie kilku ważnych pytań. Cyfryzacja
i digitalizacja postępują w dzisiejszych
czasach tak szybko, że na dobrą sprawę może się wydawać, iż nie ma już
granic do pokonania. A co, jeśli wizja Pfistera okaże się za kilka lat bardziej
realna niż może nam się to wydawać? Moją szczególną uwagę zwrócił sposób
ukazania aseptycznego świata, z przeszklonymi budynkami, tysiącami komputerów i
dominującą nieskazitelną bielą. Akcja jest wartka, dosyć dużo się dzieje, a
Depp i Hall naprawdę dają radę. I właśnie dlatego oceniam film pozytywnie,
mocne 6,5/10, polecam obejrzeć.
Godzilla, reż.
Gareth Edwards, 2014
Porucznik Ford Brody (Aaron
Taylor-Johnson) powraca do domu z zagranicznej misji. Spędzanie czasu z
bliskimi przerywa mu telefon z japońskiego konsulatu. Okazuje się, że jego
ojciec Joe (Bryan Cranston) został zatrzymany podczas próby wejścia na objęty
obecnie kwarantanną teren elektrowni atomowej. Ford leci do Japonii. Na miejscu
dowiaduje się, że ojciec prowadzi obsesyjne śledztwo w sprawie wypadku, w
którym piętnaście lat wcześniej zginęła jego żona. Joe jest przekonany, że
fatalna awaria reaktora nie była skutkiem anomalii sejsmicznych, jak utrzymują
władze. Ford wkrótce przekonuje się, że z pozoru szalone teorie jego ojca są
prawdziwe. Okazuje się bowiem, że na terenie dawnego kompleksu zespół naukowców
pod wodzą doktora Serizawy (Ken Watanabe) prowadzi badania nad tajemniczym
potworem. Ten niebawem uwalnia się spod kontroli, siejąc zniszczenie i śmierć.
Na spotkanie z nim wyrusza gigantyczny pierwotny drapieżnik, którego ludzie
nazywają Godzillą (źródło: Filmweb.pl).
Godzilla to film science fiction dla prawdziwych fanów gatunku. Nie
dziwią mnie zatem wszystkie te ochy i
achy oraz wzdychania do tytułowego
potworka. Wielu obawiało się, że Edwards nie sprosta zadaniu i zniszczy legendę
Godzilli znanej z klasycznej wersji. Stało się wręcz przeciwnie –
dzięki znakomitym efektom specjalnym udało się uzyskać efekty, o jakich twórcy
filmu w 1998 roku mogli sobie jedynie pomarzyć. Potwór i jego niszczycielska
siła robią naprawdę ogromne wrażenie. Nie miałem co prawda okazji obejrzeć
filmu w IMAXie, ale jestem przekonany, że dopiero po seansie w tego typu kinie
można w pełni docenić pracę twórców filmu. Pod względem fabularnym film jest
bardzo dobry, Edwards utrzymuje tempo wydarzeń i z wielkim wyczuciem stopniuje
napięcie. Bardzo miło oglądało mi się na ekranie Taylora-Johnsona oraz
Cranstona – to dwójka bardzo utalentowanych aktorów i cieszę się, że w głównej
roli zdecydowano się obsadzić właśnie Aarona. Co tu więcej pisać, podobało mi
się. I chociaż nie wzdycham do tytułowej bestii, polecam zapoznać się z jej
historią bliżej, 6/10.
Niezgodna (Divergent), reż. Neil Burger, 2014
W metropolii wzniesionej na
ruinach Chicago idealne społeczeństwo budowane jest na zasadzie selekcji. Każdy
nastolatek musi przejść test predyspozycji określający jego przynależność do
jednej z pięciu grup. Jeśli nie posiadasz żadnej z pięciu kluczowych cech,
będziesz żyć na marginesie. Jeśli zaś masz więcej niż jedną z nich, jesteś
NIEZGODNYM i czeka cię całkowita eliminacja. Chyba że – tak jak Beatrice (Shailene
Woodley) – uda ci się uciec i znaleźć drogę do podziemnego świata ludzi, którzy
zdecydowali się rzucić wyzwanie bezdusznemu systemowi. Beatrice musi znaleźć w
sobie dość odwagi, by zaryzykować wszystko w walce o to, co kocha najbardziej
(źródło: Filmweb.pl).
Niezgodna podobała mi się najbardziej spośród trzech recenzowanych
dziś filmów, kto wie, być może właśnie dlatego, że jest to film utrzymany
bardziej w gatunku kina przygodowego i akcji niż sci-fi. Nie czytałem książki,
ale od bliskiej koleżanki wiem, że film bardzo wiernie oddaje jej charakter,
więc już za to należy się duży plus. Niezgodna
bez wątpienia może konkurować z popularną serią Igrzyska śmierci, pomiędzy filmami można dopatrzeć się wielu
elementów wspólnych, oba są zresztą świetnie zrealizowane. Główna bohaterka,
Beatrice, nie godzi się na narzucone zasady życia i jako tytułowa Niezgodna
(nie pasująca jednoznacznie do żadnej z pięciu dzielnic, na które został
podzielony świat) próbuje walczyć z panującym ustrojem politycznym. Będzie przy
tym musiała pokonać szereg przeszkód i przede wszystkim w pełni odkryć samą
siebie. Film ukazuje nam świat, w którym panuje pełna inwigilacja, a ludzie
zachowują się jak zaprogramowane maszyny. Może będzie to z mojej strony
nadinterpretacja, ale postać Beatrice i innych Niezgodnych można traktować jako
metaforę "inności". Ja w czasie seansu widziałem wiele odniesień do pojęcia
tolerancji i poszanowania odmienności innych, a w mojej głowie kilka razy
pojawiło się pytanie, kim jesteśmy, aby móc oceniać i jednoznacznie wykluczać
innych? Film niesamowicie wciąga, sam nie wiem, kiedy upłynęły mi te dwie
godzinki, gdyż na ekranie naprawdę bardzo dużo się dzieje. Podobało mi się też
nienachalne wprowadzenie wątku miłosnego, obyło się bez słodyczy i rzygania tęczą.
W głównych rolach można oglądać m.in. dwie niekwestionowane gwiazdy minionego
sezonu: Shailene Woodley oraz Milesa Tellera, o których jeszcze nie raz
usłyszymy. Warto też zwrócić uwagę na drugoplanową rolę Kate Winslet, która
tutaj występuje jako czarny charakter. Z niecierpliwością czekam na kolejne
części filmu. 8/10, bardzo polecam.
Co do "Godzilli" akurat zgodzić się nie mogę. Jako fan japońskich oryginałów, zarówno film z 98' jak i ten z 14' traktuję jako gwałt na prawdziwym Godzilli. Amerykanie znów chcieli się nachapać kasy żerując na legendzie kina i dali radę, tylko że niesmak pozostaje. Lepiej gdyby stworzyli coś własnego.
OdpowiedzUsuńZresztą tak czy inaczej film Edwardsa jest przegadany, pełen hollywoodzkich sztamp, a i potwory mało co widać. Ja po seansie byłem załamany.
Transcendencja właściwie mnie rozczarowała. niby wszystko ok, ciekawy pomysł itd., ale coś tam jednak poszło nie do końca dobrze
OdpowiedzUsuńwidziałem wszystkie trzy filmy i również najbardziej podobała mi się Niezgodna :)
OdpowiedzUsuńNiezgodna niby fajna, ale jak dla mnie to już za dużo filmów w stylu Igrzysk Śmierci robią. A wybór przynależności do grupy i tak z Harrym Potterem się zawsze kojarzy.
OdpowiedzUsuńja uwielbiam wszystkie wymienione filmy oprocz godzilii.... jakos nie przemiawia do mnie ten styl filmow
OdpowiedzUsuń