Ostatnio na swoim prywatnym
profilu na jednym z popularnych portali społecznościowych podzieliłem się z
Wami refleksją, iż wiele bliskich mi osób wciąż dziwi się, że zdecydowałem się
prowadzić bloga filmowego. No bo jak to, po biotechnologii? Tak, jakbym całe
swoje życie miał spędzić wyłącznie w laboratorium. Przyznaję, że takie podejście
jest dla mnie nieco szokujące. Idąc bowiem tym tokiem myślenia niedopuszczalne
zdaje się być to, żeby stolarz poszedł sobie w wolnym czasie pokopać piłkę z
kolegami lub żeby księgowa uprawiała ogród skoro nie skończyła studiów z
ogrodnictwa. Chore. Poznawanie kolejnych filmowych historii i ich opisywanie to
moja wielka pasja. Ostatnio, dziwnym zbiegiem okoliczności, zdarzyło się, że
natrafiłem na film o tematyce biotechnologicznej, dzięki czemu – można rzec –
połączyłem przyjemne z pożytecznym. Łowca
okazał się zresztą całkiem nieźle zrealizowany i już teraz bardzo go polecam.
Wracając jednak do początku mojego przydługawego wstępu, chcę wszystkich
zapewnić, że wcale nie rezygnuję z pisania. Owszem, ostatnio mam na to coraz
mniej czasu i tonę (dosłownie, tonę!) w filmowych zaległościach, ale obiecuję
Wam, że nie zrezygnuję ze swej niewyuczonej pasji. A wszyscy hejterzy lub
próbujący podcinać skrzydła mogą się cmoknąć w 4 litery i wrócić do swego
nudnego życia. Pamiętajcie – z prawdziwych pasji się nie rezygnuje i zawsze
znajdzie się na nie czas! A teraz zachęcam już do zapoznania się z króciutką
recenzją Łowcy.
Najemnik Martin David (Willem
Dafoe) podejmuje się zlecenia dla militarnej, bioekologicznej korporacji na
pobranie próbek pewnego gatunku wymarłego zwierzęcia, którego ślad odkryto
niedawno w tasmańskich lasach. Tropiciel wyrusza w ślad za zwierzyną, poznając
przy okazji mieszkańców doliny i sekrety przez nich skrywane. Nie przypuszcza
jednak, że zadanie, którego się podjął, wplącze go w wir nieodwracalnych
wydarzeń z tragicznym skutkiem… (źródło: Filmweb.pl).
Łowca to jeden z tych filmów, o których nie można napisać za wiele
bez zdradzania szczegółów fabularnych. Pracujący na zlecenie firmy
biotechnologicznej Martin wydaje się być bardzo zdeterminowany, żeby osiągnąć
zamierzone cele. Dosyć szybko przekona się jednak, że nie zawsze cel uświęca
środki. Najnowszy film Nettheima nie opowiada jednak wyłącznie o przemianie
Martina czy o motywie kolejnej złowieszczej korporacji – Łowca kryje w sobie znacznie więcej. Czuli, wrażliwi i
spostrzegawczy widzowie natychmiast dostrzegą, że ten film opowiada o
przejmującej samotności. Właściwie każdy z bohaterów filmu jest samotny,
włączając w to poszukiwanego przez wszystkich i być może ostatniego z gatunku
tygrysa tasmańskiego. Wyobrażacie sobie, jak straszne musi być życie ostatniego
przedstawiciela danego gatunku? Tego nie da się wyobrazić, ale ja jestem
przekonany, że niejeden w takiej sytuacji wolałby umrzeć…
Łowcę należy oglądać wszystkimi zmysłami. Zjawiskowe zdjęcia
Humphreysa ukazują nam taką Tasmanię, jakiej jeszcze nie znaliśmy: zimną, nieco
mroczną, skrywającą wiele sekretów. W połączeniu z bardzo poruszającą i na swój
sposób nostalgiczną ścieżką dźwiękową te wszystkie obrazy dają niesamowity
efekt. Wcielający się w pierwszoplanową rolę Willem Dafoe doskonale odnalazł
się w tym klimacie i oglądając go na ekranie od razu można to wyczuć. Równie
dobrze radzą sobie najmłodsi bohaterowie, zwłaszcza młodziutki Finn Woodlock,
który przez cały film nie wymówił nawet jednego słowa, a i tak wielu oczarował.
Niezbyt podoba mi się szablonowe podejście do przedstawienia motywu korporacji
biotechnologicznych, które we wszystkich filmach są przedstawiane jako
największe zło i bardzo żałuję, że biotechnologię w filmach przedstawia się
jedynie w tym kontekście. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.
Ode mnie zasłużone 7/10, dobre
kino.
To coś dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńMoja siostra skończyła biotechnologię ;) Ja też nie kończyłem filmoznawstwa (lecz inżynierię), ale nie widzę powodu by rezygnować z pasji jaką jest kino.
OdpowiedzUsuń"Łowcę" chętnie obejrzę, lubię takie filmy o najemnikach, tropicielach itp.