Panie i Panowie, doczekaliśmy się
– tematyka LGBT w końcu zawitała do polskiego kina. Tomasz Wasilewski jako
pierwszy w naszym kraju odważył się na stworzenie filmu o gejach. I co
najważniejsze, od początku do końca potraktował temat niezwykle poważnie. O Płynących wieżowcach można było usłyszeć
bardzo wiele już od jakiegoś czasu – film zrobił prawdziwą furorę na
ogólnoświatowych festiwalach filmowych. Obraz Wasilewskiego ma już na swoim
koncie 6 nagród filmowych (w tym 3 Złote Lwy!). Co zadecydowało o tak wielkim
sukcesie Płynących wieżowców? Hm, to
banalne co napiszę, ale to po prostu dobry film jest. W ostatnim czasie w kinie
nastąpił prawdziwy wysyp filmów o tematyce LGBT, ale film Wasilewskiego wydaje się
być na ich tle naprawdę szczególny. Dlaczego? Bo zostaje z widzem jeszcze na
długo po seansie…
Głównym bohaterem filmu jest Kuba (Mateusz Banasiak) – student AWF-u, który zdaje się mieć przed sobą świetlaną karierę pływaka. Poza ciężkimi treningami na siłowni i basenie, Kuba prowadzi całkiem normalne życie – mieszka z matką (Katarzyna Herman) i swoją dziewczyną (Marta Nieradkiewicz) Sylwią, z którą planuje przyszłość. Nikt nawet nie domyśla się, że Kuba zmaga się z problemem ustalenia swojej tożsamości seksualnej i że po treningach uprawia seks z przypadkowymi mężczyznami. Kiedy w życiu Kuby nagle pojawia się niejaki Michał (Bartosz Gelner), w końcu uzmysławia on sobie, że nie może dłużej walczyć ze swymi uczuciami i pragnieniami…
Tego w polskim kinie jeszcze nie
było. Tomasz Wasilewski przełamuje tabu i tworzy bardzo prawdziwy obraz o wyjątkowo
silnym ładunku emocjonalnym. Chyba po raz pierwszy bohater będący
homoseksualistą zostaje przedstawiony jako normalny człowiek, w dodatku
sportowiec, czyli ociekający testosteronem samiec alfa. Kuba nie wykonuje
manierycznych gestów, nie mówi w dziwaczny sposób i przede wszystkim w żaden
sposób nie odbiega od innych członków społeczeństwa. Podobnie sytuacja ma się z
Michałem, który jest tylko jednym z wielu mieszkańców jakiegoś osiedla. Los
zechce, że tych dwoje całkiem sympatycznych chłopaków natknie się na siebie i
połączy ich silna więź emocjonalna. I na nic zdadzą się próby zwalczenia w
sobie tego niechcianego uczucia, w końcu serce nie sługa. Nim się obejrzymy,
staniemy się świadkami rozkwitania miłości między dwoma mężczyznami. Osobiście
nie zbyt podobało mi się, że chłopaki tak szybko zapłonęli do siebie tak gorącym
uczuciem i uważam, że Wasilewski poszedł nieco na łatwiznę i maksymalnie
uprościł/skrócił okres „zakochiwania się”.
Jak można się domyśleć, ta miłość
okaże się być wyjątkowo kolczasta. Ukazanie, jak rodziny chłopaków zmagają się
z „prawdą” jest chyba najmocniejszym punktem tego filmu. Absolutnie genialną
postacią okazuje się być matka Michała (Izabela Kuna), która z jednej strony
wspiera syna i pyta o to, czy obiekt jego westchnień jest przystojny, a z
drugiej nie pozwala na to, aby przyznanie się syna przed ojcem do bycia gejem
zniszczyło rodzinne posiedzenie. W końcu trudny temat najlepiej jest
przemilczeć, prawda? Matka Kuby natomiast do samego końca nie może pogodzić się
z faktem, że jej syn jest „pedałem” i w obliczu tak potwornego faktu zaczyna
nawet wspierać znienawidzoną przez siebie dziewczynę syna. Największy dramat przeżywa
jednak właśnie Sylwia, która wciąż nie może pogodzić się z myślą, że jej
ukochany mężczyzna woli chłopców. Tak bardzo odpiera od siebie tę myśl, że
przez to mimowolnie wikła się w wyjątkowo niefortunny układ. Niektóre sceny
trójkąta miłosnego Michał/Kuba/Sylwia okazały się być zresztą na tyle
absurdalne (np. sceny podczas wakacji), że nieco zmniejszyły autentyczność całego
filmu. A może to tylko moje zdanie? Musicie sami ocenić.
Płynące wieżowce są przesiąknięte emocjonalnością. Wcielający się w
rolę Kuby Mateusz Banasiak dał z siebie wszystko, aby uczynić obraz jak
najbardziej wiarygodnym. Sceny, w których bohater próbuje uciec przed prawdą o swej orientacji seksualnej (w tym ukaranie samego siebie podczas niezwykle ważnego treningu na
basenie), choć są milczące, mówią o tej postaci naprawdę wszystko. Byłbym
jednak hipokrytą, gdybym napisał, że Banasiak kupił mnie tą rolą. Niestety,
najsłabszym punktem tego dobrego filmu jest właśnie aktorstwo dwóch
najważniejszych postaci – Kuby i Sylwii. Ani Banasiak, ani Nieradkiewicz, pomimo
wielu starań i pomimo zagrania naprawdę bardzo odważnych scen erotycznych (szacun,
do tej pory nie wierzę, że TAKIE sceny miałem okazję zobaczyć w polskim kinie),
nie oddali do końca charakteru postaci. Zdecydowanie lepiej poradził sobie
Bartosz Gelner, chociaż do poziomu dobrego aktorstwa też sporo tu brakuje.
Uważam, że gdyby w tych rolach obsadzono Kościukiewicza, Pawlickiego, Ogrodnika
lub Frycz (co prawda pojawiła się w filmie, ale w roli drugoplanowej), film
miałby jeszcze mocniejszy wydźwięk. Technicznie jest bardzo dobrze – Wasilewski
maluje na ekranie własny świat. Akcja toczy się na torowisku, w szatniach, podziemnych
parkingach lub na terenie blokowisk – jest szaro i brudno. Finałowe sceny to
absolutne mistrzostwo świata. Osobiście zastanawiam się, jak w Polsce zostanie odebrany
ten film i czy czasem w kraju, w którym ludziom przeszkadza kolorowa tęcza nie
zostanie on tak brutalnie potraktowany jak postać Kuby…
Jestem pod wielkim wrażeniem
filmu Wasilewskiego i wcale nie dziwię się, że ten obraz zdobył takie uznanie
na świecie. Gdyby nie nieco drętwa gra aktorska głównych bohaterów, być może
dałbym nawet najwyższą ocenę. A tak to jest poczciwe 8/10. Polecam, ten film to
dla wszystkich wielka lekcja tolerancji! Za zaproszenie na seans dziękuję krakowskiemu Kinu Pod Baranami (aktualny repertuar znajdziecie tutaj).
Naprawdę rzetelna recenzja, bardzo przekonałeś mnie to obejrzenia tego filmu, bo wcześniej spodziewałam się, że tak jak w szumnie zapowiadanym "W imię.." nie będą ukazane najbardziej problematyczne kwestie odmiennej orientacji seksualnej.
OdpowiedzUsuńTo może być naprawdę dobry film, w zasadzie czytam same dobre opinie i jestem coraz bardziej przekonana do seansu!
OdpowiedzUsuń