Ridley Scott i Cormac McCarthy –
z tej współpracy naprawdę miało wyniknąć coś wspaniałego! Ten pierwszy to jeden
z najbardziej znanych światowych reżyserów, twórca takich hitów jak Gladiator, Hannibal, American Gangster
czy Prometeusz. Drugi natomiast to
fenomenalny pisarz amerykański, autor powieści, której ekranizacja (To nie jest kraj dla starych ludzi)
otrzymała w 2007 roku aż 4 Oscary. Jak można się domyślać, Scott postawił sobie
za zadanie wyreżyserowanie filmu do scenariusza autorstwa McCarthy’ego.
Zaprosił do udziału w filmie same gwiazdy. Naprawdę dawno nikt tak bardzo nie
emocjonował się możliwością zobaczenia na jednym ekranie aż tak wielu świetnych
aktorów (Michael Fassbender, Cameron Diaz, Brad Pitt, Penelope Cruz, Javier
Bardem). Tak, dobrze czytacie. Oni naprawdę wystąpili w jednym filmie, w
dodatku zagrali naprawdę dobrze. Tylko co z tego? Niestety, Adwokat okazał się być kolejnym z tych
filmów, którym nawet udział największych gwiazd Hollywoodu niewiele może pomóc.
Bo słaby scenariusz na zawsze pozostanie tylko słabym scenariuszem.
Pewien uznany prawnik, którego
imię nie jest ujawnione (Michael Fassbender), zostaje skuszony możliwością
zarobienia łatwych pieniędzy. Mimo ostrzeżeń ze strony Westraya (Brad Pitt)
oraz podejrzanego charakteru sprawy arogancja bierze górę nad rozsądkiem.
Adwokat jedną nieprzemyślaną decyzją wplątuje się w tajemnicze, ciemne
interesy, podejmując współpracę z ekstrawaganckim właścicielem klubu nocnego,
Reinerem (Javier Bardem). Na horyzoncie pojawia się również Malkina (Cameron Diaz), bezwzględna socjopatka i dziewczyna Reinera.
Wraz ze swoją piękną narzeczoną, Laurą (Penelope Cruz), Adwokat musi zmierzyć
się z niebezpieczeństwami narkotykowego podziemia, z którego ucieczka zdaje się
przerastać jego możliwości (źródło: Filmweb.pl).
Po
przeczytaniu opisu filmu wydawać by się mogło, że w kinie zobaczymy naprawdę
dobry film. Nic bardziej mylnego. Adwokat
to podziurawiona fabularnie i nie trzymająca się kupy wydmuszka. Nie dajcie się
zwieść wszystkim tym, którzy twierdzą, że w filmie ukryte jest drugie dno i że
należy czytać między wierszami. To jest, najzwyczajniej w świecie, bardzo słaby
film. I wszystkie te tłumaczenia zdają się wynikać z wewnętrznego bólu i
niedowierzania, że TAK zatrważająco słaby film wyszedł z rąk kogoś tak
monumentalnego w świecie filmu jak Ridley Scott. Osobiście nie mdleję na sam
dźwięk tego nazwiska, aczkolwiek bardzo szanuję dotychczasową twórczość tego
wielkiego reżysera. Błędy zdarzają się jednak najlepszym i tak jest właśnie w
tym przypadku. Trochę tylko szkoda, że ten błąd trwał niemal dwie godziny
(pamiętajmy, że w dzisiejszym świecie naprawdę warto szanować swój czas!) i że był
reklamowany zjawiskowym trailerem (z fenomenalnym Sail grupy Awolnation w tle), który na marne rozbudził niejeden
filmowy apetyt.
Co zatem
jest tu nie tak? Na pierwszy rzut oka rzucają się fabularne dziury w
scenariuszu. Nawet pomimo bardzo uważnego śledzenia dosyć nudnej akcji można
się nieco zaplątać i wcale nie będzie to wynikało z braku inteligencji
oglądającego. Historia została zaserwowana widzom w mało przyswajalnej formie,
ot co. Szalenie denerwujące okazały się być zupełnie odrealnione postaci.
Tytułowy bohater ma wszystko, ale wciąż pragnie więcej. Celowo nie został
obdarowany przez twórców żadnym imieniem, co może sugerować, iż każdy z nas,
prędzej czy później, może znaleźć się w takiej samej sytuacji jak on. Bardem i
Pitt grają wielkich indywidualistów, cudaków. Trochę dziwne, że w jednym filmie
pojawia się aż dwóch takich bohaterów. Poza tym nie wcielają się oni w role, w
jakich jeszcze nie mieliśmy okazji ich widzieć. Są jeszcze one – Cruz i Diaz,
które w Adwokacie są swym zupełnym
przeciwieństwem. Ponieważ są znakomitymi aktorkami, wzorowo odgrywają swe role.
Tyle tylko, że w realnym świecie nie istnieją aż tak czarno-białe postaci!
Gdzie jakaś szarość, matowość? Gdzie postać, która zainteresuje widza na tyle,
że będzie on jeszcze o niej myślał po seansie? Niestety, w Adwokacie nie znajdziecie takiego bohatera/bohaterki.
Jeśli jednak
już na siłę miałbym wybrać najbardziej interesującą postać, to bez wątpienia
byłaby to Malkina, grana przez Cameron Diaz. Nie widziałem jeszcze tej aktorki
w takiej roli, a trzeba przyznać, że wypadła niezwykle interesująco. Twórcy
filmowi wykorzystują seksapil Diaz do granic możliwości. To z jej postacią
związane są wszystkie najbardziej elektryzujące sceny, w tym ta, która już
stała się metką Adwokata. Mowa
oczywiście o scenie seksu Malkiny z samochodem. Swoją drogą, bardzo ciekawe, na
ile Scott inspirował się własną intuicją, a na ile filmem Cronenberga (Crash: niebezpieczne pożądanie)? W mojej
ocenie cała ta scena wypada bardzo żałośnie, zdecydowanie KIT, a nie hit. Nie
znalazłem też w filmie Scotta żadnego przesłania, choć przecież mogłoby się
wydawać, że cały film jest jednym wielkim moralizatorskim ostrzeżeniem. Jak
można się domyślać, każdy (no, może prawie każdy) w finale dostanie za swoje.
Jakieś plusy? Hm… Ładne zdjęcia i błyskotliwe dialogi.
Nie polecam
Wam Adwokata. Film oceniłbym na 3 lub
4 punkty, ale zważywszy, że mam słabość do Diaz i Fassbendera, daję 5/10.
Niestety, w tym wypadku bardzo dobre aktorstwo nie równa się znakomitemu
filmowi. Wielkie rozczarowanie. Za seans dziękuję portalowi Gildia.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz