czwartek, 21 listopada 2013

O ofierze własnego talentu - Papusza (reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krazue, 2013)



Mimo, że Papuszę miałem okazję widzieć już w niedzielę, w ciągu tych kilku minionych dni wciąż odkładałem w czasie moment napisania recenzji. Śmiało muszę się przyznać, że to dlatego, iż dawno nie miałem wobec żadnego filmu aż tak mieszanych uczuć. Zaraz po wyjściu z kina wraz z koleżanką przez dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, jak właściwie ocenić ten film. Bo przecież nie był zły i oglądało się go całkiem dobrze. Inna sprawa, że momentami czuć było ogromne znużenie i właściwie nie za bardzo interesowało nas, co wydarzy się dalej. Po tylu wspaniałych słowach o Papuszy w mediach (i docenieniu filmu na arenie międzynarodowej) spodziewałem się, że dostanę film równie dobry jak zrecenzowane Chce się żyć czy Ida. Niestety, pod względem fabularnym film okazał się być zdecydowanie słabszy od tych wspomnianych powyżej, ale o dziwo zachwycił mnie czymś innym. Formą. Tego od państwa Krauzów mogą się uczyć całe pokolenia. Zdjęcia, muzyka i montaż to główne punkty, dla których naprawdę warto obejrzeć Papuszę.


Akcja Papuszy rozpoczyna się w 1910 roku, a kończy w latach osiemdziesiątych XX wieku. To oparta na faktach dramatyczna historia Bronisławy Wajs (Jowita Budnik), pierwszej romskiej poetki, która spisała swoje wiersze. Podróżujący z cygańskim taborem Jerzy Ficowski (Antoni Pawlicki) dostrzegł jej wielki talent i zachęcił, aby zapisywała swoje utwory, a następnie przetłumaczył je na język polski. Papusza, pierwszy polski film w języku romskim, próbuje przybliżyć burzliwe życie poetki. 

Jak można się domyślić, główną bohaterką filmu jest tytułowa Papusza. To kobieta zupełnie inna od tych w taborze, na swój sposób wyzwolona i bezapelacyjnie wyprzedzająca epokę, w jakiej przyszło jej żyć. Mimo, iż uznaje ona patriarchat swojego męża, nie godzi się na rolę zniewolonej kury domowej. Warto wspomnieć w tym miejscu o tym, że Bronisława ani trochę nie kocha swojego męża. W dodatku niejednokrotnie musi znosić jego dąsy, fochy i pijackie fanaberie. Całe swe serce kobieta oddaje poezji. Sama uczy się pisać i czytać (w swym taborze jest jedyną osobą posiadającą te umiejętności) i kiedy tylko może, pisze o tym, co widzi, myśli i czuje. Jej talent dostrzega Jerzy Ficowski – mężczyzna, który decyduje się na dwuletnią podróż z cygańskim taborem. Po latach wydaje on książkę o życiu Romów, która przynosi mu ogromną sławę. Niestety, Papusza zostanie za nią wyklęta ze swej kultury. Za własny talent przyjdzie jej zapłacić najbardziej srogą karę…

Film ukazuje nam portret psychologiczny kobiety wyjątkowej. Kobiety, która zupełnie niespodziewanie stała się ofiarą swego własnego talentu. Cyganie właściwie od zawsze byli prześladowani – nie tylko przez polskich chłopów i hitlerowców, ale również przez socjalistów. Zawsze mogli jednak liczyć na siebie, tworzyli wspólnotę, która dawała im poczucie bezpieczeństwa i nietykalności. Czy dla członka takiej wspólnoty mogło być zatem coś gorszego od wykluczenia z grupy? Właśnie z taką sytuacją przyjdzie zmierzyć się Papuszy. W obliczu samotności i wyklęcia arcy-zdolna poetka zacznie tracić rozum i tym samym negować wszystkie wartości, jakie wyznawała przez całe swoje życie. Film nie skupia się jednak jedynie na życiu samej Bronisławy Wajs. To wielowymiarowy obraz, który pokazuje w bardzo wyjątkowy sposób losy Cyganów, ich kulturę oraz tradycję. Małżeństwo Krauzów przygotowywało się do realizacji filmu przez ponad 5 lat, co świadczy o tym, jak wiele pracy musieli włożyć w to, aby odtworzyć realia życia w taborze. Bez wątpienia im się to udało.

Papusza to film czarno-biały. Mnóstwo w nim scen ukazujących przyrodę – są one naprzemiennie kojące (wiosna, lato) i surowe (sroga zima). Przy ich kręceniu filmowcy unikali ruchu kamer, przez co obrazy zdają się być nieruchome, zatrzymane w czasie, przydługie. Moim zdaniem to bardzo interesujący sposób ukazania filmowego świata, jednak spotkałem się z głosami, iż właśnie przez te sceny film sprawiał wrażenie zbyt długiego. Największą zaletą filmu jest muzyka – to ona buduje cały klimat i pozwala widzom wniknąć w głąb cygańskiego taboru. Na ekranie mamy okazję widzieć trójkę bardzo zdolnych aktorów. Jowita Budnik zagrała rolę tak dobrą jak w Placu Zbawiciela. Wielka szkoda, że nie mamy okazji widzieć tej utalentowanej aktorki w większej ilości filmów. Bardzo dobrze poradzili też sobie Zbigniew Waleryś oraz Antoni Pawlicki. Ten drugi, ze względu na swój młody wiek i moim zdaniem duży aktorski talent, powinien grać tylko w takich filmach jak Papusza (wciąż staram się wyprzeć z pamięci jego rolę w Kac Wawa). Nie do końca podobała mi się charakteryzacja, ale nie chcę się już czepiać ;)

Mimo wrażenia, że ogląda się przydługi i momentami nieciekawy film, polecam Wam Papuszę. Warto go obejrzeć, choćby ze względu na aktorstwo, muzykę i wielką pracę małżeństwa Krauzów. Ode mnie 7/10. Za seans dziękuję Kinu Pod Baranami, którego aktualny repertuar możecie zobaczyć tutaj.

http://www.kinopodbaranami.pl/

1 komentarz:

  1. Ja fenomenu Papuszy nie rozumiem. Przeczytałam książkę "Papusza" Angeliki Kuźniak bo na polski film do kina nie pójdę, noł łej. Czytając recenzje filmu widać, że jest podobny do książki, czyli chyba nic specjalnego. Dlaczego polscy reżyserzy się tak upierają na brak koloru? Film o Cyganach bez koloru? Jeżeli chodzi o "przydługość"- w książce kilka stron musiałam pominąć bo nuuuuuda. Poczekam na dvd, z ciekawości obejrzę ale nadal chciałabym zrozumieć, na czym polega fenomen tej kobiety. Nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń