Przyznaję się bez bicia, że
czekałem na ten film z ogromną niecierpliwością. Dlaczego? Odpowiedź nie jest
prosta. Po pierwsze, tematyka wydała mi się być bardzo interesująca i
oryginalna. W końcu w dzisiejszych czasach powstaje mnóstwo filmów o nałogach,
ale naprawdę niewiele z nich odnosi się do uzależnienia od pornografii. Wstyd Steve’a McQueena widziałem wiele
razy i z każdym kolejnym seansem podobał mi się coraz bardziej. Poza tym bardzo
lubię Josepha Gordon-Levitta jako aktora i z racji, że Don Jon jest jego pełnometrażowym debiutem, byłem bardzo ciekawy,
czy sprosta zadaniu jako reżyser. Udział takich aktorów jak Scarlett Johansson,
Julianne Moore czy Tony Danza zwiastował, że szykuje się kawał porządnego kina.
Kiedy więc nadarzyła mi się okazja wzięcia udziału w przedpremierowym seansie
Don Jona w krakowskim Kinie Pod Baranami, nie mogłem jej zmarnować. I wiecie
co? Bawiłem się naprawdę wyśmienicie. Już w tym momencie bardzo gorąco zachęcam
do wizyty w kinie, a pełną recenzję filmu możecie przeczytać poniżej.
Głównym bohaterem filmu jest niejaki Jon (Joseph Gordon-Levitt) - przystojniak-seksoholik. Jego życie całkiem się zmienia, kiedy przypadkiem spotka Barbarę (Scarlett Johansson) - seksowną blondynkę, niepoprawną romantyczkę. To oryginalne love story, w której flirtują ze sobą ulubione gatunki popkultury - porno i melodramat. W życiu Jona liczy się kilka rzeczy - siłka, bryka, Bóg, rodzina, koledzy i porno. Kumple nazywają go Don Jon, bo żadna mu się nie oprze. Barbara jest młoda, seksowna i "ma styl". Zakochana w hollywoodzkich romansach marzy o księciu z bajki, z którym wyruszy w stronę zachodzącego słońca. Obydwoje uwielbiają filmy, szczególnie te z happy endem. Choć każde z nich preferuje inny gatunek... (źródło: Filmweb.pl)
W tym filmie
właściwie nie ma słabych punktów, co – jak na reżyserski debiut przystało –
jasno dowodzi, że Gordon-Levitt ma w sobie wielki potencjał. Niemal wszystkie
opisy filmu przedstawiają go jako melodramat, ale ja nie zgadzam się z
zakwalifikowaniem Don Jona do tego gatunku.
To raczej oryginalna komedia, anty-komedia lub po prostu komediodramat. Trzeba
otwarcie przyznać, że w filmie jest mnóstwo wyjątkowo zabawnych scen i bardzo
podoba mi się, że Gordon-Levitt wybrał właśnie ten sposób zmierzenia się ze
stosunkowo ciężkim tematem, jakim jest uzależnienie od pornografii. Jedynym
moim zarzutem jest to, że sam finał/zakończenie okazało się być nieco bezbarwne
i rozczarowujące. Rzadko zdarza mi się chcieć, aby film trwał dłużej (ostatnio
przecież bardzo popularne są filmy o długości minimum 2h…), ale w tym jednym
przypadku uważam, że można było nieco lepiej zakończyć cały film, właśnie przez
lekkie wydłużenie akcji.
Don Jon zawiera kilkanaście bardzo
oryginalnych scen – ciężko nazwać je odważnymi, bardziej pasujące określenia to
„przełamujące tabu” i „niekonwencjonalne”. Główny bohater filmu kompletnie nie
zdaje sobie sprawy ze swojego nałogu. Jest przekonany, że wszyscy mężczyźni
poświęcają kilka godzin dziennie na przeglądanie stron porno i zabawę z samym
sobą. W jego przypadku oglądanie pornografii to prawdziwa ceremonia,
celebracja. Poza tym Jon prowadzi bardzo schematyczne życie – ciężko trenuje na
siłowni, wieczorem wyrywa kolejne panienki, a w każdą niedzielę spowiada się
księdzu ze wszystkich swych grzeszków, wyliczając dokładnie, ile razy w ciągu
tygodnia się masturbował lub przeżywał stosunek seksualny. Wszystkie sceny
spowiedzi okazały się być chyba zresztą najbardziej zabawne. Kiedy zatem w
życiu Jona pojawia się nieco niedostępna Barbara – prawdziwy ideał, Jon postanawia
zmienić swe życie. Niestety, stosunkowo szybko okaże się, że bardzo ciężko
zerwać nagle ze starymi przyzwyczajeniami…
W filmie nie
ma momentu, w którym komedia przechodzi w dramat. To rola widza, aby wyłapał
odpowiednie momenty i zrozumiał ich przekaz. A trzeba przyznać, że Don Jon zawiera w sobie kilka mądrości.
Bo choć należy walczyć ze swymi uzależnieniami, to jednak nie powinniśmy
pozwolić na to, aby ktoś chciał nas całkiem zmienić. Bardzo ważne jest, aby
pozostać sobą i żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Technicznie Don Jon wypada bardzo dobrze. Moją uwagę
zwrócił bardzo dobry montaż i genialne wręcz dopasowanie scen do stanowiących
tło utworów muzycznych. Aktorsko film wypada naprawdę rewelacyjnie – ośmielę
się napisać, że Joseph Gordon-Levitt zagrał tu rolę swojego życia. Wzorowo
wypada również słodko żująca gumę bohaterka grana przez Scarlett Johansson –
bez wątpienia potrafi ona owinąć sobie każdego faceta wokół małego palca. To
jednak słowa wygłaszane przez drugoplanowych bohaterów (w tym przez rodziców i
przyjaciół Jona) okazują się być najzabawniejsze. Wielka szkoda, że postać
odgrywaną przez Julianne Moore potraktowano trochę po macoszemu i nie pozwolono
widzom bliżej jej poznać.
Bardzo
polecam Wam Don Jona – ode mnie film
zyskuje ocenę 8/10. Joseph, kręć więcej równie dobrych filmów! Film już od dziś
możecie oglądać w kinach. Za zaproszenie na przedpremierowy seans dziękuje
krakowskiemu Kinu Pod Baranami. Repertuar filmów na najbliższy tydzień w klimatycznym
Kinie Pod Baranami możecie zobaczyć tutaj.
Czytam i widzę że Joseph Gordon-Levitt przyłożył się do debiutu. Wiedziałem że to będzie pewniak. Joseph jest bardzo utalentowany. Potrafi zagrać w komedii, dramacie, kinie akcji. Wychował się na planie wielosezonowego sitcomu (uwielbianego przeze mnie). Tam, przez 6 lat podpatrywał John'a Lithgow'a. Reasumując, gdy tylko będę miał możliwość, obejrzę.
OdpowiedzUsuń