Zapewne pamiętacie, jak jeszcze
całkiem nie tak dawno żaliłem się na współczesne horrory. Właściwie większość z
nich zupełnie nie przeraża, a co gorsza, nawet bawi. Pamiętam jeszcze czasy, w
których przed seansem horroru długo zastanawiałem się, czy aby na pewno chcę
spędzić dwie kolejne godziny na „baniu się”. Oglądając takie filmy jak Mama lub Martwe zło czułem się jednak bardziej zażenowany niż przestraszony.
I oto kilka tygodni temu w kinach pojawiła się Obecność. Przyznaję, że już sam trailer okazał się interesujący,
ale zrażony po ostatnich kiepskich horrorach jakoś sobie ten film odpuściłem.
Kiedy ostatnio nadarzyła mi się okazja nadrobienia tej zaległości, postanowiłem
zaryzykować. I ani trochę nie żałuję, bo wreszcie poczułem się podobnie jak
wtedy, kiedy oglądałem Egzorcyzmy Emily
Rose…
Lorraine Warren (Vera Farmiga) i
Ed Warren (Patrick Wilson) to dwójka badaczy zjawisk paranormalnych. Pewnego
dnia, zostają wezwani przez przerażoną rodzinę, na odludną farmę. Okazuje się,
że mieszkańcy są nawiedzani przez tajemniczą zjawę, która nie chce dać im
spokoju. Para badaczy, staje do walki z najstraszniejszym demonem z jakim kiedykolwiek
mieli do czynienia (źródło: Filmweb.pl).
Początek filmu nie jest
oryginalny. Oto szczęśliwa rodzinka wprowadza się do złowieszczo wyglądającego
domu na odludziu i stosunkowo szybko okazuje się, że nie mieszkają w nim sami.
Pierwsze sceny nie należą do szczególnie strasznych, a momentami wręcz okazują
się banalne. Bo czy możliwe jest jeszcze nakręcenie horroru, w którym w jednej
ze scen nie ginie pies lub ptak, który na skutek dziwnych okoliczności uderzył
w szybę? Ok, czepiam się, wiem, ale to chyba dlatego, że po tylu obejrzanych
horrorach marzę o jakiejś oryginalności. Sam początek Obecności okazuje się być rażąco podobny do scen z Sinister. Później jednak akcja się
rozkręca i to do tego stopnia, że ciężko oderwać się od ekranu. Wan zdołał
nakręcić film, który nie tylko trzyma w napięciu, ale przez cały czas utrzymuje
widzów w stanie niepokoju, co w przypadku horroru powinno być kluczowe, a o
czym wielu filmowców wciąż zapomina. W filmie naprawdę czuć tytułową obecność
istot nadprzyrodzonych i to okazuje się być największym plusem filmu.
Wan postarał się, aby naprawdę
stworzyć idealne warunki do przestraszenia ludzi. Wykorzystał klasyczne triki horrorowi
– w Obecności niemal wciąż skrzypi
podłoga, drzwi same trzaskają, słychać tajemnicze głosy. Bardzo dobrym
zabiegiem okazało się też obsadzenie w rolach pierwszoplanowych aktorów,
których nazwiska, choć są znane, to jednak nie przez wszystkich. Taki zabieg
ułatwia ludziom utożsamienie się z głównymi bohaterami i odczuwanie wszystkich
emocji wraz z nimi. Oczywiście Wan opiera swój film na historii prawdziwej, ale
co dociekliwi zapewne szybko go sprawdzą i dowiedzą się z sieci, że działalność
Warrenów została zdemaskowana – okazało się, że trochę nawymyślali, a wszystkie
elementy związane z nawiedzaniem dało się wytłumaczyć w logiczny sposób. No nic,
ważne, że zdanie o „historii opartej na faktach” pojawia się jednak na początku
filmu, bo w przypadku horroru bez wątpienia oddziałuje to na widza.
Nie mogę niczego zarzucić filmowi
pod względem technicznym. Wan wykonał swym filmem ukłon w stronę starszych
kolegów, którzy kręcili naprawdę dobre horrory. Obecność można nazwać filmem wtórnym, gdyż nie zobaczymy w nim
niczego, czego już nie widzieliśmy. Z drugiej strony ciężko znaleźć wśród
ostatnio wyprodukowanych horrorów taki, który wystraszy nas równie mocno. Mogę
się przyczepić jedynie do tego, że momentami film był nierówny. Rozumiem, że
kulminacja strasznych rzeczy musi w horrorze przypadać na ostatnie minuty, ale
tutaj finałowe sceny okazały się chyba jednak zbyt przegięte. Przez chwilę
obawiałem się nawet, żeby przez te końcowe sceny film nie urósł do rangi swej własnej
parodii, ale na szczęście tak się nie stało. Bardzo na plus gra aktorska – niby
zwykła i niewyróżniająca się, ale jednak zapadająca w pamięć.
Jeśli lubicie horrory, to jak
najbardziej polecam Wam Obecność. To
doskonały przykład na to, że wciąż można tworzyć filmy, które naprawdę mogą
przestraszyć widzów.
Zachęcająca recenzja, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNie lubię takich tandetnych horrorów gdzie krew leje się bezsensownie cały czas ale widzę, że "Obecność" ma klimat "Sierocińca" czy "Innych" więc z przyjemnością obejrzę :)
OdpowiedzUsuńMi Sierociniec kompletnie nie przypadł do gustu. Inni to już całkiem fajny film :)
UsuńBardzo straszny..po obejrzeniu bałam się wyjść do łazienki:)
OdpowiedzUsuń