środa, 2 października 2013

O horrorze z prawdziwego zdarzenia – Obecność (reż. James Wan, 2013)



Zapewne pamiętacie, jak jeszcze całkiem nie tak dawno żaliłem się na współczesne horrory. Właściwie większość z nich zupełnie nie przeraża, a co gorsza, nawet bawi. Pamiętam jeszcze czasy, w których przed seansem horroru długo zastanawiałem się, czy aby na pewno chcę spędzić dwie kolejne godziny na „baniu się”. Oglądając takie filmy jak Mama lub Martwe zło czułem się jednak bardziej zażenowany niż przestraszony. I oto kilka tygodni temu w kinach pojawiła się Obecność. Przyznaję, że już sam trailer okazał się interesujący, ale zrażony po ostatnich kiepskich horrorach jakoś sobie ten film odpuściłem. Kiedy ostatnio nadarzyła mi się okazja nadrobienia tej zaległości, postanowiłem zaryzykować. I ani trochę nie żałuję, bo wreszcie poczułem się podobnie jak wtedy, kiedy oglądałem Egzorcyzmy Emily Rose


Lorraine Warren (Vera Farmiga) i Ed Warren (Patrick Wilson) to dwójka badaczy zjawisk paranormalnych. Pewnego dnia, zostają wezwani przez przerażoną rodzinę, na odludną farmę. Okazuje się, że mieszkańcy są nawiedzani przez tajemniczą zjawę, która nie chce dać im spokoju. Para badaczy, staje do walki z najstraszniejszym demonem z jakim kiedykolwiek mieli do czynienia (źródło: Filmweb.pl).

Początek filmu nie jest oryginalny. Oto szczęśliwa rodzinka wprowadza się do złowieszczo wyglądającego domu na odludziu i stosunkowo szybko okazuje się, że nie mieszkają w nim sami. Pierwsze sceny nie należą do szczególnie strasznych, a momentami wręcz okazują się banalne. Bo czy możliwe jest jeszcze nakręcenie horroru, w którym w jednej ze scen nie ginie pies lub ptak, który na skutek dziwnych okoliczności uderzył w szybę? Ok, czepiam się, wiem, ale to chyba dlatego, że po tylu obejrzanych horrorach marzę o jakiejś oryginalności. Sam początek Obecności okazuje się być rażąco podobny do scen z Sinister. Później jednak akcja się rozkręca i to do tego stopnia, że ciężko oderwać się od ekranu. Wan zdołał nakręcić film, który nie tylko trzyma w napięciu, ale przez cały czas utrzymuje widzów w stanie niepokoju, co w przypadku horroru powinno być kluczowe, a o czym wielu filmowców wciąż zapomina. W filmie naprawdę czuć tytułową obecność istot nadprzyrodzonych i to okazuje się być największym plusem filmu.

Wan postarał się, aby naprawdę stworzyć idealne warunki do przestraszenia ludzi. Wykorzystał klasyczne triki horrorowi – w Obecności niemal wciąż skrzypi podłoga, drzwi same trzaskają, słychać tajemnicze głosy. Bardzo dobrym zabiegiem okazało się też obsadzenie w rolach pierwszoplanowych aktorów, których nazwiska, choć są znane, to jednak nie przez wszystkich. Taki zabieg ułatwia ludziom utożsamienie się z głównymi bohaterami i odczuwanie wszystkich emocji wraz z nimi. Oczywiście Wan opiera swój film na historii prawdziwej, ale co dociekliwi zapewne szybko go sprawdzą i dowiedzą się z sieci, że działalność Warrenów została zdemaskowana – okazało się, że trochę nawymyślali, a wszystkie elementy związane z nawiedzaniem dało się wytłumaczyć w logiczny sposób. No nic, ważne, że zdanie o „historii opartej na faktach” pojawia się jednak na początku filmu, bo w przypadku horroru bez wątpienia oddziałuje to na widza.

Nie mogę niczego zarzucić filmowi pod względem technicznym. Wan wykonał swym filmem ukłon w stronę starszych kolegów, którzy kręcili naprawdę dobre horrory. Obecność można nazwać filmem wtórnym, gdyż nie zobaczymy w nim niczego, czego już nie widzieliśmy. Z drugiej strony ciężko znaleźć wśród ostatnio wyprodukowanych horrorów taki, który wystraszy nas równie mocno. Mogę się przyczepić jedynie do tego, że momentami film był nierówny. Rozumiem, że kulminacja strasznych rzeczy musi w horrorze przypadać na ostatnie minuty, ale tutaj finałowe sceny okazały się chyba jednak zbyt przegięte. Przez chwilę obawiałem się nawet, żeby przez te końcowe sceny film nie urósł do rangi swej własnej parodii, ale na szczęście tak się nie stało. Bardzo na plus gra aktorska – niby zwykła i niewyróżniająca się, ale jednak zapadająca w pamięć.

Jeśli lubicie horrory, to jak najbardziej polecam Wam Obecność. To doskonały przykład na to, że wciąż można tworzyć filmy, które naprawdę mogą przestraszyć widzów.

4 komentarze:

  1. Zachęcająca recenzja, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię takich tandetnych horrorów gdzie krew leje się bezsensownie cały czas ale widzę, że "Obecność" ma klimat "Sierocińca" czy "Innych" więc z przyjemnością obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi Sierociniec kompletnie nie przypadł do gustu. Inni to już całkiem fajny film :)

      Usuń
  3. Bardzo straszny..po obejrzeniu bałam się wyjść do łazienki:)

    OdpowiedzUsuń