Dziś na FILMplanecie chciałbym
zaprezentować ostatnią część moich rozważań na temat polskich premier 2013. W
ostatniej notce z tej serii chciałbym opisać trzy bardzo słabe filmy, których
oglądania raczej nikomu nie polecam. Wśród nich znajduje się kontrowersyjny Bejbi blues, który nomen-omen został
nagrodzony Kryształowym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie. O tym, co nie
podobało mi się w Bejbi blues i
dlaczego takie filmy jak Last minute
czy Podejrzani zakochani uważam za
pomyłki, możecie przeczytać poniżej.
Last minute (reż. Patryk Vega, 2013)
Pełne słońce, wypoczynek, palmy,
piramidy, opaska all inclusive. I do tego wszystko za darmo! Wygrana wycieczka
do Egiptu miała być dla Tomka (Wojciech Mecwaldowski), jego pełnej energii
matki (Aldona Jankowska), nastoletniej córki (Klaudia Halejcio) i sprytnego
syna (Olaf Maechwicki) przygodą życia. Tymczasem na lotnisku gubią ich bagaże,
w hotelu dają zły pokój, w kuchni nie dają jedzenia, na domiar złego Tomek w
hotelowym lobby przypadkowo spotyka licealną miłość (Anna Szarek) z
przyrośniętym do jej boku ideałem mężczyzny (Bartłomiej Świderski). Gorzej być
nie może? Może! Organizator wycieczki plajtuje, konsulat
uparcie milczy, a zawartość portfela topnieje w błyskawicznym tempie. A święta
za pasem... Kiedy wakacyjny wyjazd zmienia się w komedię pomyłek, tylko jedno
może uratować naszą rodzinę: polska fantazja. Skoro pomoc od organizatora nie
przychodzi, rodzina Tomka bierze sprawy w swoje ręce. Cel jest prosty: zamiast
koczować na lotnisku, trzeba zarobić na bilety powrotne do Polski (źródło:
Filmweb.pl).
Patryk Vega znów się nie popisał…
Doskonale pamiętam, jak wszyscy rozpływali się nad jego talentem po
debiutanckim (i bardzo dobrym) PitBullu.
Niestety, w tym jednym przypadku wszystkie pochwały nie okazały się wystarczająco
motywujące, gdyż Vega wciąż stacza się w dół… Jeśli ktoś widział Ciacho lub Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć, doskonale wie, o czym piszę.
A wydawać by się mogło, że gorzej być nie może… Nic bardziej mylnego, bo Last minute tylko potwierdza nieudolność
i trwającą już zbyt długo złą passę reżysera. Tym razem pan Vega zaserwował nam
filmowe wakacje, o których długo nie zapomnimy. Dlaczego? Bo okrasił je
przesadnie polskim sosem, próbując w ten sposób wyśmiać wszystkie nasze wady i
przywary. Zrobił to jednak bardzo nieudolnie, bo podczas seansu nawet raz nie
zdarzyło mi się uśmiechnąć. Od początku do końca byłem tak strasznie
zażenowany, jak ostatnio przy Kac Wawie
lub Komisarzu Blondzie i Oku
Sprawiedliwości. Porażka na całego… Polacy w filmie Vegi to kompletna
ciemnota, głupota i brak jakiejkolwiek inteligencji. Co prawda reżyser próbuje
między kolejnymi scenami przemycać elementy typowe dla kina familijnego, ale
naprawdę ciężko przekonać do siebie widzów nazwiskiem Klaudii Halejcio. Co mnie
najbardziej zabolało? Chyba udział w tym gniocie Wojciecha Mecwaldowskiego,
który jest przecież bardzo dobrym aktorem (Dziewczyna
z szafy!), a tutaj po prostu się marnuje. Aż dziwne, że to właśnie Pokłosie zyskało miano filmu antypolskiego,
podczas gdy moim zdaniem właśnie takie produkcje powinny być krytykowane za
tworzenie wizerunku Polaka-idioty. Oczywiście już wiecie, że nie powinniście
tego oglądać, prawda? :)
Podejrzani zakochani (reż. Sławomir Kryński, 2013)
Nieśmiały Albert (Bartek
Kasprzykowski) szuka miłości w internecie. Surfując w sieci, natrafia na równie
spragnioną bliskości Barbarę (Sonia Bohosiewicz). Oboje przyjmują podobną
strategię – ona podaje się za tajemniczą Simonę, on za przystojnego
francuskiego amanta. Gdy wreszcie umawiają się na spotkanie w realu, kontynuują
maskaradę, wysyłając na randkę atrakcyjnych zastępców (Weronika Książkiewicz,
Rafał Królikowski). W efekcie wszyscy trafiają do hotelu, gdzie grasuje groteskowa szajka przestępców, polująca na bezcenną kolekcję
diamentów. W intrydze pełnej omyłek nikt nie wie, kto jest podejrzany, a kto
zakochany. Tu nawet zakochanymi zostaje się z przypadku! Wraz z inteligentem i
romantyczką w ciąg nieprawdopodobnych zdarzeń miłosno-kryminalnych zostaną
wplątani femme fatale, rabuś, oszust i kierownik-służbista (źródło:
Filmweb.pl).
Sławomir Kryński po raz kolejny
próbuje kupić Polaków komedią, której akcja w większości osadzona jest w
hotelu. O ile To nie tak jak myślisz,
kotku było jeszcze całkiem strawne, o tyle Pokaż kotku, co masz w środku już nie, za co zresztą został
porządnie skrytykowany przez polskich widzów. Tym bardziej dziwne, że reżyser
podążył tą ścieżką… Podejrzanych
zakochanych oceniłem w swej wielkiej łaskawości na 2/10 (pragnę tu
zaznaczyć, że naprawdę niewiele filmów uzyskuje u mnie tę elitarną ocenę!). To
kolejna głupkowata komedia pomyłek, przy której nawet raz się nie zaśmiejecie.
Nic nie trzyma się tu kupy! Pod względem fabuły film nie jest ani trochę interesujący,
a dialogi sprawiają wrażenie, jakby pisał je jakiś idiota. Najmierniej jest
jednak pod względem aktorstwa. Kasprzykowski nie nadaje się na aktora
komediowego, jeśli w ogóle nadaje się na aktora, bo niestety po tym filmie mam
co do tego wiele wątpliwości. Irytuje mnie, że polscy filmowcy wciąż sięgają po
Książkiewicz, Bohosiewicz i Królikowskiego, których przecież widzowie mają już
serdecznie dosyć. Jeśli chodzi o samą Sonię Bohosiewicz, to bardzo ją lubię,
ale chciałbym ją wreszcie zobaczyć w jakiejś ambitniejszej produkcji.
Oczywiście pojawia się też Kasia Figura, która mówi w filmie całe dwa niemądre
zdania. What the hell?! Po seansie Podejrzanych
zakochanych chce się wyć i pytać, DLACZEGO? Nie, nie i jeszcze raz nie!
Bejbi blues (reż. Katarzyna Rosłaniec, 2013)
Film przedstawia historię Natalii
(Magdalena Berus) i Kuby (Nikodem Rozbicki) – nastoletnich rodziców. Beztrosko
wychowywani 17-latkowie zdecydowali się na dziecko bez większych problemów
licząc, że to będzie cool. I o ile dotychczas w wychowaniu małej Antosi
uczestniczyła matka Natalii, teraz nadchodzi czas próby. Natalia i Kuba
zamieszkują razem i próbują poradzić sobie z codziennością, na którą składają
się ich problemy uczuciowe i finansowe, marzenia o wspaniałej przyszłości i
wychowywanie małej Antosi…
Po głośnych Galeriankach i wygranym Kryształowym Niedźwiedziu na Berlinale Katarzyna Rosłaniec chyba naprawdę uwierzyła, że zawojowała świat, o czym świadczą jej zdjęcia w koszulce z napisem „I’m a fucking artist!”. Wielka szkoda, iż w swej euforii nie dostrzegła ona, że swym zachowaniem zaczęła nieco przypominać bohaterki swych kontrowersyjnych filmów. Nie do końca podoba mi się ścieżka, jaką obrała. Bo czy na kontrowersji można zbudować karierę? Pewnie tak, o czym świadczą sukcesy beztroskich i zakochanych jedynie w sobie celebrytów. Dlatego też daję sobie uciąć głowę, że w kolejnym filmie Rosłaniec po raz kolejny sięgnie po temat osadzony w świecie młodzieży. Bardzo ciekawe jest to, że w samej Polsce i wśród samej młodzieży Bejbi blues przeszedł właściwie bez większego echa. A kiedy czytam w internecie opinie młodych widzów, serce rośnie. Bo większość (podobnie jak ja!) uważa, że Rosłaniec najzwyczajniej w świecie przegina i koloryzuje rzeczywistość. Owszem, wszędzie zdarzają się patologie i warto o tym robić filmy, ale kurczę, to co widzę w Bejbi blues nijak ma się do Polski, w której żyję. Wszyscy, ale to absolutnie wszyscy bohaterowie najnowszego filmu Rosłaniec to hipsterzy, którzy nie widzą niczego poza czubkiem własnego nosa. Film ma bardzo mocny wydźwięk i pewnie tylko z tego względu otrzymał ode mnie ocenę 4/10. Postanowiłem go bowiem postawić na równi z takimi eksperymentami jak np. Spring breakers czy Bling ring. Co na plus? Podobał mi się ten urywany i dynamiczny montaż, który doskonale pasował do ścieżki dźwiękowej. Na pewno zainteresowała mnie też rola Kościukiewicza, który wzorowo wcielił się w postać ze scenariusza. O pozostałych aktorach nie chce mi się nawet pisać… Jak już pisałem w poprzednich notkach, nie rozumiem fenomenu Berus i mam nadzieję, że nie będzie mi dane oglądać jej w kolejnych polskich filmach. Interesująca jest też rola Frycza, który przez cały film nie wypowiada ani jednego (!) słowa. No cóż, wyszło jak wyszło, bez wątpienia liczyłem na więcej. A Wy? :)
Żaden z tych filmów nie zainteresował mnie w odpowiednim momencie i raczej nie planuję do nich podchodzić.
OdpowiedzUsuń