piątek, 8 sierpnia 2014

Drugie dno - Piąta władza (The Fifth Estate), reż. Bill Condon, 2013



Doskonale pamiętam, jak kilka miesięcy temu dostałem zaproszenie na pokaz prasowy Piątej władzy. Dystrybutor filmu był niezwykle ciekawy opinii środowiska blogerskiego i bardzo zachęcał do seansu i rzetelnej recenzji. Z zaproszenia nie skorzystałem. Po pierwsze, byłem wtedy jeszcze przed Sherlockem i Benedict Cumberbatch był dla mnie bardziej irytujący niż interesujący. Po drugie, trailer filmu ani trochę mnie nie zaintrygował, a jedynie utwierdził w przekonaniu, że to będzie jedna z tych produkcji, w której nieco zbyt przesadzono z aspektami politycznymi. Na dobrą sprawę intuicja raczej mnie nie zawiodła, gdyż kiedy już zdecydowałem się na seans (jestem już po Sherlocku i Cumberbatch już nie irytuje, a intryguje), film okazał się naprawdę średni. Wielka szkoda, bo przecież poruszono temat ważny i wciąż aktualny. O zmarnowanym potencjale i o tym, dlaczego ten film zasługuje jedynie na słabe 6/10 możecie przeczytać poniżej.


Julian Assange (Benedict Cumberbatch) i jego kolega Daniel Domscheit-Berg (Daniel Brühl) zakładają WikiLeaks. Poprzez stronę internetową ujawniają skrywane sekrety władzy i przestępstwa wielkich korporacji. Wkrótce zaczynają przesyłać więcej ważnych informacji niż inne media. Kiedy uzyskują dostęp do ściśle tajnych dokumentów wywiadu USA, w ich głowach pojawia się pytanie: czy konsekwencje podania do wiadomości publicznej danych nie będą większe niż pozostawienie ich w ukryciu? (źródło: Filmweb.pl).

Tak jak napisałem zaraz po seansie na Filmwebie, Piąta władza to film ważny i szalenie istotny w dobie Internetu i wszędobylskich mediów, aczkolwiek podany w bardzo mało interesujący sposób. To nie tyle film o powstaniu WikiLeaks, a o samych założycielach strony, ich ideach, wizjach, planach i marzeniach. To także obraz, który w świetny sposób ukazuje, jak wybujałe ego może zaprzepaścić nawet największe idee. Bez wątpienia dużą wadą filmu jest jego długość – twórcy zaprezentowali całą historię w bardzo mało atrakcyjny sposób (momentami miałem wrażenie, że oglądam fabularyzowany film dokumentalny), co w połączeniu ze 124 minutami prędzej czy później u każdego wywoła ziewanie. 

Całe szczęście, że na ekranie popisuje się Cumberbatch – jego rola jest elektryzująca, przyciągająca i z pewnością należy ją uznać za najmocniejszy punkt tego filmu. Nieco gorzej radzi sobie Daniel Brühl, a szkoda, bo po Wyścigu zapałałem do niego ogromną sympatią i mam nadzieję, że wkrótce będę mógł go zobaczyć w równie dobrej roli. Na pewno Piątą władzę można było zrealizować lepiej, aczkolwiek warto zaznaczyć, iż nie jest to film gruntownie zły. Bardzo podobały mi się wszystkie wizualizacje środowiska komputerowego, baz danych, systemów itd. Na ogromną pochwałę zasługuje epilog, który jasno mówi, że „każdy kij ma dwa końce” i że akurat ten film został oparty na książce napisanej przez Daniela Domscheit-Berga, co jednoznacznie sugeruje, iż całej historii nie należy odbierać bardzo serio, gdyż z pewnością wyglądałaby ona zupełnie inaczej w ustach Assange’a. Osobiście uważam, że każdy film tego typu powinien zawierać taki epilog, tzn. zakończenie, która będzie skłaniać widzów do poszukiwania prawdy i pogłębiania wiedzy w danej dziedzinie.

Wydaje mi się, że dosyć konkretnie wyjaśniłem, co można by w tym filmie poprawić. Piąta władza to średniaczek, stąd słabe 6/10 i raczej wątpliwe polecenie filmu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz