Doskonale pamiętam, jak kilka
miesięcy temu dostałem zaproszenie na pokaz prasowy Piątej władzy. Dystrybutor filmu był niezwykle ciekawy opinii
środowiska blogerskiego i bardzo zachęcał do seansu i rzetelnej recenzji. Z
zaproszenia nie skorzystałem. Po pierwsze, byłem wtedy jeszcze przed Sherlockem i Benedict Cumberbatch był
dla mnie bardziej irytujący niż interesujący. Po drugie, trailer filmu ani
trochę mnie nie zaintrygował, a jedynie utwierdził w przekonaniu, że to będzie
jedna z tych produkcji, w której nieco zbyt przesadzono z aspektami
politycznymi. Na dobrą sprawę intuicja raczej mnie nie zawiodła, gdyż kiedy już
zdecydowałem się na seans (jestem już po Sherlocku
i Cumberbatch już nie irytuje, a intryguje), film okazał się naprawdę średni.
Wielka szkoda, bo przecież poruszono temat ważny i wciąż aktualny. O
zmarnowanym potencjale i o tym, dlaczego ten film zasługuje jedynie na słabe
6/10 możecie przeczytać poniżej.
Julian Assange (Benedict
Cumberbatch) i jego kolega Daniel Domscheit-Berg (Daniel Brühl) zakładają
WikiLeaks. Poprzez stronę internetową ujawniają skrywane sekrety władzy i
przestępstwa wielkich korporacji. Wkrótce zaczynają przesyłać więcej ważnych
informacji niż inne media. Kiedy uzyskują dostęp do ściśle tajnych dokumentów
wywiadu USA, w ich głowach pojawia się pytanie: czy konsekwencje podania do
wiadomości publicznej danych nie będą większe niż pozostawienie ich w ukryciu?
(źródło: Filmweb.pl).
Tak jak napisałem zaraz po
seansie na Filmwebie, Piąta władza to
film ważny i szalenie istotny w dobie Internetu i wszędobylskich mediów,
aczkolwiek podany w bardzo mało interesujący sposób. To nie tyle film o
powstaniu WikiLeaks, a o samych założycielach strony, ich ideach, wizjach,
planach i marzeniach. To także obraz, który w świetny sposób ukazuje, jak
wybujałe ego może zaprzepaścić nawet największe idee. Bez wątpienia dużą
wadą filmu jest jego długość – twórcy zaprezentowali całą historię w bardzo
mało atrakcyjny sposób (momentami miałem wrażenie, że oglądam fabularyzowany
film dokumentalny), co w połączeniu ze 124 minutami prędzej czy później u
każdego wywoła ziewanie.
Całe szczęście, że na ekranie
popisuje się Cumberbatch – jego rola jest elektryzująca, przyciągająca i z
pewnością należy ją uznać za najmocniejszy punkt tego filmu. Nieco gorzej radzi
sobie Daniel Brühl, a szkoda, bo po Wyścigu
zapałałem do niego ogromną sympatią i mam nadzieję, że wkrótce będę mógł go zobaczyć
w równie dobrej roli. Na pewno Piątą
władzę można było zrealizować lepiej, aczkolwiek warto zaznaczyć, iż nie
jest to film gruntownie zły. Bardzo podobały mi się wszystkie wizualizacje
środowiska komputerowego, baz danych, systemów itd. Na ogromną pochwałę
zasługuje epilog, który jasno mówi, że „każdy kij ma dwa końce” i że akurat ten
film został oparty na książce napisanej przez Daniela Domscheit-Berga, co
jednoznacznie sugeruje, iż całej historii nie należy odbierać bardzo serio,
gdyż z pewnością wyglądałaby ona zupełnie inaczej w ustach Assange’a. Osobiście
uważam, że każdy film tego typu powinien zawierać taki epilog, tzn.
zakończenie, która będzie skłaniać widzów do poszukiwania prawdy i pogłębiania
wiedzy w danej dziedzinie.
Wydaje mi się, że dosyć
konkretnie wyjaśniłem, co można by w tym filmie poprawić. Piąta władza to średniaczek, stąd słabe 6/10 i raczej wątpliwe
polecenie filmu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz