Raz na jakiś czas oddaję głos
czytelnikom i na fanpage’u bloga pytam ich, jaką recenzję chcieliby przeczytać.
Tym razem zestawiłem ze sobą trzy bardzo interesujące tytuły (Długi, wrześniowy weekend, Ocalony, Droga do
zapomnienia) i czytelnicy mieli nie lada problem z podjęciem decyzji.
Ostatecznie padło na Długi, wrześniowy
weekend, chociaż obiecuję, że w następnej kolejności zrecenzuję również dwa
pozostałe filmy (zdecydowanie jest o czym pisać!). O najnowszym filmie Reitmana
usłyszałem po raz pierwszy przy okazji nominacji Kate Winslet do Złotego Globu
w kategorii „Najlepsza aktorka w dramacie”. Co prawda Kate nie udało się zdobyć
tej nagrody (Cate Blanchett była przecież bezbłędna i niepokonana), ale
przecież już sama nominacja świadczy o tym, że bardzo doceniono jej aktorstwo.
I nic w tym dziwnego, bo ta wielka aktorka po raz kolejny pokazuje, że
niestraszna jej żadna rola. A Długi,
wrześniowy weekend bezapelacyjnie zasługuje na to, aby pisać i mówić o nim
jak najwięcej.
Samotna i pogrążona w depresji
Adele (Kate Winslet) wraz z synem Henrym (Gattlin Griffith) oferują pomoc
rannemu mężczyźnie, Frankowi (Josh Brolin). Kiedy chwilę później dowiadują się,
że w mieście trwają poszukiwania zbiegłego skazańca, Adele i Henry uświadamiają
sobie, kim jest ich pasażer i w jak niebezpiecznej sytuacji się znaleźli. Jeden
wrześniowy weekend zmieni życie tej trójki na zawsze.
Znany z takich hitów jak Juno czy W chmurach Jason Reitman wraca na duże ekrany z filmem, który nie
jest ani trochę gorszy od tych dwóch wspomnianych. W Długim, wrześniowym weekendzie przedstawia on historie trzech bardzo
skrzywdzonych przez los osób. Mamy opuszczoną przez męża, samotnie wychowującą
syna i zapadającą w coraz głębszą depresję Adele, dla której każde wyjście z
domu oznacza ogromny stres. Mamy powoli wchodzącego w okres dojrzewania
Henry’ego, syna Adele, który desperacko pragnie ratunku dla swej matki i który
bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje męskiego wzorca. I wreszcie mamy Franka,
poszukiwanego przez policję skazańca, którego historia okazuje się być jeszcze
bardziej skomplikowana, niż może się początkowo wydawać. Cała ta trójka
znajduje się w letargu i aby ruszyć ze swym życiem dalej potrzebuje drugiego
człowieka. Każde z nich z osobna najzwyczajniej w świecie pragnie bliskości i
poczucia, że jest na tym świecie ktoś, dla kogo warto żyć.
Reitman wykazał się wielką
intuicją decydując się na zaangażowanie do filmu Wisnlet, Brolina i Griffitha.
Kate bezbłędnie wciela się w rolę nieporadnej, rozemocjonowanej i roztargnionej
Adele, która nie potrafi zapanować nad ciągłym drżeniem swych rąk. Brolin to
twardziel z krwi i kości, a nastoletni Griffith znakomicie sprawdził się aż w
trzech rolach: bacznego obserwatora, dorastającego chłopca i narratora
wszystkich wydarzeń. Mnie najbardziej zainteresował właśnie wątek tego chłopca.
Reitman wyraźnie zaintonował, jak duże znaczenie dla rozwoju psychoseksualnego
chłopca ma wychowanie u boku mężczyzny. Henry nie chce ojca na weekendy, on
chce go na stałe. Najlepiej widać to w szczegółowych opisach robót wykonywanych
przez niego wraz z Frankiem. W Długim,
wrześniowym weekendzie można znaleźć wiele absolutnie wyjątkowych scen,
choć na największą uwagę bezapelacyjnie zasługuje mocno erotyczna scena
przygotowywania ciasta brzoskwiniowego. Erotyka bez nagości? A widzicie, jednak
można.
Pod względem technicznym
produkcja Reitmana to prawdziwy majstersztyk. Te wszystkie skąpane w słońcu
kadry pozwalają widzom na własnej skórze odczuć gorący i senny klimat upalnego
wrześniowego weekendu. Ten klimat znajduje całkowite odzwierciedlenie na
twarzach wszystkich aktorów, choć trzeba przyznać, że w ukazywaniu ciągłego
zmęczenia nikt nie może się równać z mistrzowską Winslet. Reitman nie spieszy
się z odsłanianiem kolejnych kart i właśnie dzięki temu osiąga zamierzony efekt
– poczucie przez widza senności, mozolności, czasem nawet znużenia. A wszystko po to, aby w drugiej połowie filmu przyprawić nas o kilka mocniejszych uderzeń serca. Przed samym finałem tempo wzrasta i
czuć napięcie. A sam finał wzrusza, porusza i pozwala w pełni zrozumieć sens i
przekaz tego obrazu.
Długi, wrześniowy weekend to póki
co jeden z najlepszych filmów obejrzamych przeze mnie w 2014 roku. Mogę się
przyczepić do niewiarygodności kilku scen i tylko z tego względu daję
„jedynie” 8/10. I oczywiście bardzo mocno polecam.
Ze wszystkim się zgadzam, świetnie napisane, również bardzo polecam i w ogóle wszystkie bez wyjątku filmu Reitmana, bo wszystkie są rewelacyjne i oryginalne :)
OdpowiedzUsuńHej, to brzmi dobrze. Wydaje się, że mógłbym taki film polubić, tylko twoja opinia jest z tego co widzę jedyną tak bardzo optymistyczną. Lepiej się temu przyjrzę..
OdpowiedzUsuńHm, "Długi wrześniowy weekend" zbiera naprawdę dobre recenzje, zajrzyj na inne blogi filmowe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak przeczytałem u Ciebie na blogu w jednym z komentarzy, że Twoja opinia jest jedyną tak optymistyczną opinią to serce mi stanęło :D Ogólnie cała blogosfera filmowa przyjęła ten film naprawdę ciepło, a ciężej znaleźć złą opinię o filmie Reitmana niż pozytywną, bo tych jest naprawdę wiele ;)
OdpowiedzUsuńCo do samego filmu, zgadzam się z Tobą. Również uważam, że jest to jeden z najciekawszych i najlepszych tegorocznych filmów i mówiąc szczerze, szkoda że nie mogłem go zobaczyć na kinowym ekranie. Kreacja Winslet to również jeden z najlepszych tegorocznych pierwszoplanowych damskich występów. "Długi, wrześniowy weekend" mnie zachwycił i cieszę się, że nie tkwię wśród zachwytów sam. Pozdrawiam :)