Zawsze z wielką ostrożnością
podchodzę do debiutantów. I przyznam Wam się, że mało brakowało, a nie
sięgnąłbym po Ten niezręczny moment.
Ze względu na kompletnie nieznane nazwisko reżysera i wyjątkowo niezachęcający
opis fabularny filmu planowałem go sobie darować. Ostatecznie skusiłem się na
seans z powodu obsady – od kilku lat z wielkim zainteresowaniem przyglądam się
wyborom aktorskim Zaca Efrona, którego wciąż nie mogę rozgryźć. Z jednej strony
widzę w nim słodkiego chłoptasia ze stajni Disneya, z drugiej natomiast
dostrzegam nieoszlifowany talent (świetna rola w Pokusie Danielsa). W jego filmografii wciąż brakuje mi hitu, w
którym mógłby on jednoznacznie pokazać, że naprawdę potrafi. Niestety, chyba
będę musiał sobie jeszcze trochę poczekać. Bo Efron w Tym niezręcznym momencie ani nie bawi, ani nie zachwyca. A sam film
jednak mogłem sobie darować…
Prędzej czy później każda
dziewczyna zada swojemu chłopakowi kłopotliwe pytanie "I co dalej?".
Potem jest już tylko gorzej – tak przynajmniej myślą Jason (Zac Efron), Daniel
(Miles Teller) i Mikey (Michael B. Jordan) – trzech kumpli, którzy na własnej
skórze przekonali się, że związki na dłuższą metę nie są dla nich. Mikeyego rzuca
Vera, Jason po raz kolejny słyszy od swojej dziewczyny, że jest niedojrzały, a
Daniela przeraża wizja nudnego życia u boku ukochanej.
Przyjaciele zawierają pakt: będą imprezować i podrywać laski, ale żaden z nich
nie zaangażuje się na poważnie. Czy uda im się wytrwać? (źródło: Filmweb.pl).
Prawda, że
opis filmu kompletnie nie zachęca do seansu? Ot co, kolejna komedia kumpelska
skrojona pod nastolatków. Pozory nie mylą, na ekranie widać dokładnie to, o
czym napisałem przed chwilą. Tyle tylko, że cały ten film jest zupełnie „bez wyrazu”.
To coś w rodzaju komediodramatu, na który twórca nie miał do końca pomysłu.
Rozpoczynając seans byłem przekonany, że zobaczę męską wersję Seksu w wielkim mieście czy hitu HBO Dziewczyny. Miałem też nadzieję, że
Gormican zwróci w swym filmie uwagę na problemy pokolenia Millennialsów.
Niestety, przeliczyłem się. Co prawda bohaterowie co chwilę logują się na fejsa
i dyskutują o „zmianie statusu związku”, ale brakuje tu poza-kadrowego
komentarza wskazującego na to, jak bardzo świat realny i wirtualny współgrają
ze sobą w mentalności osób urodzonych po 1990 roku. Wielka szkoda, że reżyser
nie poszedł w tym kierunku i skupił się jedynie na rozterkach sercowych swych
bohaterów.
Trzech
bardzo różnych kumpli składa sobie nieoryginalną przysięgę „(…) nikt nie
wchodzi w związek, nikt nie zmienia statusu związku!”. Jak można się domyślić,
bardzo ciężko będzie im trzymać się zasad tego paktu. Bo oto tego samego dnia w
życiu każdego z nich pojawi się kobieta, dla której być może warto się zmienić…
Pewnie domyślacie się, jak to wszystko się skończy. To słodko-pierdzące
zakończenie, kompletnie nie pasujące zresztą do całej konwencji tej produkcji,
tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Gormican od samego początku nie
wiedział, jaki film chce nakręcić. Owszem, jest tu kilka zabawnych scen, ale
wynikają one wyłącznie z pojedynczych dobrze rozpisanych dialogów i dobrego
warsztatu aktorskiego Milesa Tellera (swoją drogą, czy on zawsze musi wcielać
się w role tępaków?). Całość jest jednak mocno żenująca, pojawia się kilka
niezabawnych gastryczno-seksistowskich żartów, a z pozoru interesująca ścieżka
dźwiękowa ani trochę nie pasuje do poszczególnych scen.
A co z tym
Efronem? W sumie nic. Tak jak ten film nic nie zmieni w życiu oglądających go
osób, tak nie zmieni też nic w filmografii Zaca. A wybaczcie, przecież otrzymał
on nagrodę MTV w kategorii „Najlepszy występ bez koszulki!”. Tylko czy aby na
pewno chciał tę nagrodę dostać? Efron od bardzo dawna zmaga się z „kompleksem
Disneya” i chce zrzucić z siebie otoczkę Troya z High School Musical. Niestety, brak konsekwencji w wyborze ról
sprawia, że otoczka ta staje się coraz cięższa. Nie widziałem jeszcze Sąsiadów (mam bardzo duże oczekiwania
względem tego filmu!), ale po Tym
niezręcznym momencie mój zapał do obejrzenia tego filmu nieco przygasł.
Jeśli Efron znowu skupi się wyłącznie na prężeniu klaty, to chyba po prostu daruję
sobie śledzenie kolejnych filmów z jego udziałem. Cała nadzieja w Rogenie! A
wracając do samej recenzji… Film zupełnie nie zachwyca, nie porusza i tylko
trochę bawi. Czy taki miał być efekt? Nie sądzę.
Jestem
bardzo na nie. Ode mnie słabe 4/10. Nie polecam, nie oglądajcie tego, strata
czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz