Twórcy kina wciąż chcą nas
zaskakiwać. To dlatego coraz częściej w filmach porusza się kontrowersyjne
tematy, jak choćby motyw homoseksualizmu, kościoła czy niepełnosprawności. Z
drugiej strony, czy wymienione przeze mnie tematy można jeszcze określać mianem
kontrowersyjnych? Żyjemy w zupełnie innych czasach niż nasi rodzice i
dziadkowie, właściwie nie ma już tematów tabu, a oglądając codzienną telewizję
jesteśmy świadkami, jak zostają przekraczane kolejne granice. W końcu każda ze
stacji telewizyjnych chce być bardziej trendy od pozostałych... Znana z
kontrowersyjnych obrazów Szumowska (33
sceny z życia, Sponsoring) tym
razem postanowiła zaszokować wszystkich na dobre. Nie dość, że głównym
bohaterem jej najnowszego filmu jest ksiądz, to na dodatek jest on homoseksualistą,
alkoholikiem i opiekuje się trudną młodzieżą. Czy tym razem granica została
postawiona zbyt daleko? A może W imię
wbrew pozorom wcale nie powinno szokować? O tym w poniższej recenzji.
Film przedstawia historię księdza
Adama (Andrzej Chyra), który zostaje przeniesiony do nowej parafii, na
malowniczą, sielsko-anielską wieś. Adam organizuje tam ośrodek dla młodzieży
niedostosowanej społecznie. Kiedy niespodziewanie między księdzem a jednym z
chłopców (Mateusz Kościukiewicz) zaczyna rodzić się uczucie, duchowny będzie
musiał zmierzyć się ze swą prawdziwą naturą...
Szumowska już w scenie
otwierającej film jasno zaznacza, że na wsi nie ma miejsca na jakąkolwiek
tolerancję. Upośledzony chłopiec zostaje zlinczowany przez grupę niedorostków,
którzy nie potrafią złożyć zdania bez użycia co najmniej dwóch wulgaryzmów.
Właśnie w takie miejsce trafia ksiądz Adam. Oglądając pierwszą połowę filmu
można mieć wrażenie, iż jest to zlepek zupełnie niepowiązanych ze sobą scen.
Nic bardziej mylnego. Szumowska stara się pokazać widzom, jak bardzo bohater
jej filmu nie pasuje do miejsca, w które został wysłany (zesłany?). Adam to
człowiek XXI wieku: czyta, surfuje po Internecie, trenuje biegi. To właśnie
dlatego od razu zwraca uwagę żony jednego z opiekunów ośrodka dla trudnej
młodzieży. Żona Michała, Ewa, (Maja Ostaszewska) sama przyznaje, że również nie
pasuje do miejscowej społeczności i szuka wsparcia w przystojnym księdzu. Kiedy
zostaje odrzucona, nawet przez myśl nie przechodzi jej, że ksiądz Adam po
prostu woli mężczyzn…
Szumowska ukazuje widzom bardzo
intymny portret psychologiczny księdza. Prezentując kolejne epizody z jego
życia stawia na kontrowersję, a to ukazując scenę jego masturbacji w wannie, a
to taniec z obrazem papieża. Film jest przepełniony symbolizmem, który
wytrawnego kinomana może nieco bawić. Bo przecież w końcu staje się jasne, iż
ksiądz nie biega nocą po lesie w celu wzmocnienia swej kondycji, a raczej by
rozładować swe napięcie seksualne. Co więcej, Adam nie daje się zwieść kuszącej
go Ewie (no błagam, niech mi ktoś powie, że dobór imion to przypadek).
Najbardziej symboliczna jest jednak scena rozmowy z siostrą (nomen-omen
genialna i najbardziej wyrazista w całym filmie), która tak naprawdę jest
spowiedzią głównego bohatera. To właśnie wtedy pijany Adam całkiem się rozkleja
i pierwszy raz wyznaje na głos, że jest gejem. Tragizm bohatera potęguje
świadomość, iż z tej sytuacji nie ma żadnego wyjścia i nie może się on
spodziewać jakiejkolwiek pomocy…
Sceny ukazujące działalność
duchownego w ośrodku dla trudnej młodzieży prezentują księdza jako człowieka,
którego nie da się nie lubić. Ma on znakomity kontakt z młodzieżą, potrafi
rozmawiać i bez moralizatorskiego pouczania wskazywać dobrą drogę. Być może
właśnie dlatego oglądając W imię widz
mimowolnie mu współczuje, bez względu na własne przekonania dotyczące
homoseksualizmu. Szumowska nie krytykuje kościoła (choć wskazuje pewne
schematy, jak choćby „zamiatanie problemów pod dywan”), a stara się pokazać, iż
ksiądz to zwykły człowiek, z własnymi pragnieniami, marzeniami, słabościami.
Trzeba przyznać, iż obsadzając Chyrę w głównej roli wykazała się niesamowitą
intuicją. Aktor ten wszedł w rolę księdza całym sobą i obecnie nie wyobrażam
sobie, że którykolwiek z polskich aktorów mógłby zagrać tę postać lepiej. Nie
sposób nie pochwalić też gry aktorskiej Mateusza Kościukiewicza – przez cały
film wypowiada on zaledwie kilka pojedynczych słów. To wielka sztuka grać
milczeniem i ciałem, a ten znakomity aktor młodego pokolenia po raz kolejny
zachwyca.
Film W imię spotkał się w Polsce z ogromnym zainteresowaniem. I choć
przeważająca część widzów mocno go skrytykowała, ja jestem nim zachwycony i ze
swojej strony gorąco go polecam. Widz lubujący się w wyraźnych portretach
psychologicznych głównych bohaterów na pewno nie będzie zawiedziony. Ode mnie
8/10.
Po takiej recenzji filmu, wydaje się że mamy do czynienia z naprawdę świetnym kinem. I gdyby to wszystko wyszło, to tak by może było. Szumowska nie zrobiła jednak z tego wielkiej rzeczy. Film jest niedopracowany, a same dobre chęci to jeszcze mało. Niedługo zostanie zapomniany i odłożony na półkę.
OdpowiedzUsuńHm, a możesz rozwinąć, co dokładnie według Ciebie nie wyszło? ;)
Usuń