piątek, 14 marca 2014

Ksiądz też człowiek… - W imię (reż. Małgorzata Szumowska, 2013)



Twórcy kina wciąż chcą nas zaskakiwać. To dlatego coraz częściej w filmach porusza się kontrowersyjne tematy, jak choćby motyw homoseksualizmu, kościoła czy niepełnosprawności. Z drugiej strony, czy wymienione przeze mnie tematy można jeszcze określać mianem kontrowersyjnych? Żyjemy w zupełnie innych czasach niż nasi rodzice i dziadkowie, właściwie nie ma już tematów tabu, a oglądając codzienną telewizję jesteśmy świadkami, jak zostają przekraczane kolejne granice. W końcu każda ze stacji telewizyjnych chce być bardziej trendy od pozostałych... Znana z kontrowersyjnych obrazów Szumowska (33 sceny z życia, Sponsoring) tym razem postanowiła zaszokować wszystkich na dobre. Nie dość, że głównym bohaterem jej najnowszego filmu jest ksiądz, to na dodatek jest on homoseksualistą, alkoholikiem i opiekuje się trudną młodzieżą. Czy tym razem granica została postawiona zbyt daleko? A może W imię wbrew pozorom wcale nie powinno szokować? O tym w poniższej recenzji. 


Film przedstawia historię księdza Adama (Andrzej Chyra), który zostaje przeniesiony do nowej parafii, na malowniczą, sielsko-anielską wieś. Adam organizuje tam ośrodek dla młodzieży niedostosowanej społecznie. Kiedy niespodziewanie między księdzem a jednym z chłopców (Mateusz Kościukiewicz) zaczyna rodzić się uczucie, duchowny będzie musiał zmierzyć się ze swą prawdziwą naturą... 

Szumowska już w scenie otwierającej film jasno zaznacza, że na wsi nie ma miejsca na jakąkolwiek tolerancję. Upośledzony chłopiec zostaje zlinczowany przez grupę niedorostków, którzy nie potrafią złożyć zdania bez użycia co najmniej dwóch wulgaryzmów. Właśnie w takie miejsce trafia ksiądz Adam. Oglądając pierwszą połowę filmu można mieć wrażenie, iż jest to zlepek zupełnie niepowiązanych ze sobą scen. Nic bardziej mylnego. Szumowska stara się pokazać widzom, jak bardzo bohater jej filmu nie pasuje do miejsca, w które został wysłany (zesłany?). Adam to człowiek XXI wieku: czyta, surfuje po Internecie, trenuje biegi. To właśnie dlatego od razu zwraca uwagę żony jednego z opiekunów ośrodka dla trudnej młodzieży. Żona Michała, Ewa, (Maja Ostaszewska) sama przyznaje, że również nie pasuje do miejscowej społeczności i szuka wsparcia w przystojnym księdzu. Kiedy zostaje odrzucona, nawet przez myśl nie przechodzi jej, że ksiądz Adam po prostu woli mężczyzn…

Szumowska ukazuje widzom bardzo intymny portret psychologiczny księdza. Prezentując kolejne epizody z jego życia stawia na kontrowersję, a to ukazując scenę jego masturbacji w wannie, a to taniec z obrazem papieża. Film jest przepełniony symbolizmem, który wytrawnego kinomana może nieco bawić. Bo przecież w końcu staje się jasne, iż ksiądz nie biega nocą po lesie w celu wzmocnienia swej kondycji, a raczej by rozładować swe napięcie seksualne. Co więcej, Adam nie daje się zwieść kuszącej go Ewie (no błagam, niech mi ktoś powie, że dobór imion to przypadek). Najbardziej symboliczna jest jednak scena rozmowy z siostrą (nomen-omen genialna i najbardziej wyrazista w całym filmie), która tak naprawdę jest spowiedzią głównego bohatera. To właśnie wtedy pijany Adam całkiem się rozkleja i pierwszy raz wyznaje na głos, że jest gejem. Tragizm bohatera potęguje świadomość, iż z tej sytuacji nie ma żadnego wyjścia i nie może się on spodziewać jakiejkolwiek pomocy…

Sceny ukazujące działalność duchownego w ośrodku dla trudnej młodzieży prezentują księdza jako człowieka, którego nie da się nie lubić. Ma on znakomity kontakt z młodzieżą, potrafi rozmawiać i bez moralizatorskiego pouczania wskazywać dobrą drogę. Być może właśnie dlatego oglądając W imię widz mimowolnie mu współczuje, bez względu na własne przekonania dotyczące homoseksualizmu. Szumowska nie krytykuje kościoła (choć wskazuje pewne schematy, jak choćby „zamiatanie problemów pod dywan”), a stara się pokazać, iż ksiądz to zwykły człowiek, z własnymi pragnieniami, marzeniami, słabościami. Trzeba przyznać, iż obsadzając Chyrę w głównej roli wykazała się niesamowitą intuicją. Aktor ten wszedł w rolę księdza całym sobą i obecnie nie wyobrażam sobie, że którykolwiek z polskich aktorów mógłby zagrać tę postać lepiej. Nie sposób nie pochwalić też gry aktorskiej Mateusza Kościukiewicza – przez cały film wypowiada on zaledwie kilka pojedynczych słów. To wielka sztuka grać milczeniem i ciałem, a ten znakomity aktor młodego pokolenia po raz kolejny zachwyca.

Film W imię spotkał się w Polsce z ogromnym zainteresowaniem. I choć przeważająca część widzów mocno go skrytykowała, ja jestem nim zachwycony i ze swojej strony gorąco go polecam. Widz lubujący się w wyraźnych portretach psychologicznych głównych bohaterów na pewno nie będzie zawiedziony. Ode mnie 8/10.

2 komentarze:

  1. Po takiej recenzji filmu, wydaje się że mamy do czynienia z naprawdę świetnym kinem. I gdyby to wszystko wyszło, to tak by może było. Szumowska nie zrobiła jednak z tego wielkiej rzeczy. Film jest niedopracowany, a same dobre chęci to jeszcze mało. Niedługo zostanie zapomniany i odłożony na półkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, a możesz rozwinąć, co dokładnie według Ciebie nie wyszło? ;)

      Usuń