poniedziałek, 2 września 2013

Czy polskie kino to naprawdę zło konieczne? – część 1 (Nieulotne, Baczyński, Miłość. Film Sławomira Fabickiego)

Ostatnie tygodnie sierpnia przyniosły bardzo dobre wiadomości. Otóż okazało się, że Polacy jednak potrafią robić dobre filmy, co zostało w końcu docenione na międzynarodowej arenie. Trzy polskie filmy (Papusza, Płynące wieżowce, Chce się żyć) szturmują kolejne festiwale filmowe i zdobywają kolejne nagrody. Jestem szalenie ciekawy wszystkich trzech filmów i nie mogę się doczekać, aż zobaczę je na dużym ekranie. Ostatnimi czasy w Polsce niestety dużo więcej mówiło i pisało się o filmach złych, gdyż – cóż – było ich zdecydowanie więcej niż tych dobrych. I choć w tym roku część twórców filmowych po raz kolejny serwuje nam rozrywkę na naprawdę najniższym poziomie (jak choćby wyświetlana właśnie w kinach Ostra randka 3D), za co zapewne zostanie nagrodzona licznymi Wężami, to wśród polskich premier 2013 da się też odnaleźć produkcje warte uwagi. Dzień kobiet czy Miłość. Film Sławomira Fabickiego to naprawdę bardzo dobre dramaty, które poruszają niezwykle ważne społecznie problemy. Wraz z początkiem września chciałbym przybliżyć Wam kilka polskich filmów 2013 roku. Wśród nich znajdą się zarówno te tragicznie słabe (Last minute, Podejrzani zakochani), jak i warte większej uwagi (wspomniane już Dzień kobiet czy Miłość Fabickiego). Jako, że na naszej planecie nic nie jest tylko czarne i białe, chciałbym zwrócić też uwagę na te tytuły, które znajdują się pomiędzy tymi dobrymi i złymi. Można je nazywać średnimi, byle jakimi, przeintelektualizowanymi albo po prostu niedopracowanymi. Zachęcam do zapoznania się z poniższymi recenzjami.

Nieulotne (reż. Jacek Borcuch, 2013)
Film opowiada o dwójce młodych studentów - Michale (Jakub Gierszał) i Karinie (Magdalena Berus). Poznają się oni podczas wakacji w Hiszpanii. W beztroski czas i rajski krajobraz wdziera się jednak rzeczywistość rodem z najgorszego snu. Życie bohaterów zostaje wystawione na niechcianą próbę... (źródło: Filmweb.pl).






Przyznaję, że po znakomitym (i według mnie jednym z najlepszych polskich filmów ostatnich lat!) Wszystko co kocham, bardzo czekałem na nowy film Jacka Borcucha. Moje zainteresowanie podsycała ponadto rola Gierszała, którego uważam za bardzo dobrego aktora młodego pokolenia. Czy dostałem to, czego oczekiwałem? Niestety, tylko poniekąd. Całym sobą kupuję filmową stylistykę i estetykę Borcucha, ale Nieulotne jest bardzo słabe pod względem fabularnym. Film opowiada niejako o bólu istnienia po przypadkowym, acz tragicznym w skutkach wydarzeniu. Borcuch zbyt wyolbrzymia jednak uczucia i emocje swych bohaterów, przez co obraz staje się zamazany i przerysowany. Domyślam się, iż zależało mu na jak najlepszym odwzorowaniu uczuć wciąż dojrzewających i bardzo intensywnie wszystko przeżywających dwudziestolatków, ale niestety zatracił się on w swym ambitnych zamiarach. Co zobaczymy w Nieulotne? Dwójkę doskonale dobranych pod względem wizualnych aktorów, trochę nagości, która doskonale prezentuje się na tle pogrążonych w upalnym słońcu hiszpańskich pejzaży, dużo smaków i kolorów lata. Moją uwagę zwrócił też stosunkowo wzorowy montaż – lubuję się w naprzemiennych przybliżeniach, spowolnieniach, oddaleniach. Borcuch w nieco brutalny sposób kontrastuje pogrążoną w sielance słoneczną Hiszpanię z brudnym i szarym Krakowem. W filmie pada niewiele słów, za to zainteresować może niebanalna ścieżka dźwiękowa. Osobiście uważam, że na niekorzyść filmu zadziałał udział Magdaleny Berus, której aktorskiego fenomenu wciąż nie mogę pojąć. Według mnie żadna z niej aktorka, na dodatek ma problemy z dykcją, gdyż po raz kolejny miałem problemy ze zrozumieniem wygłaszanych przez nią kwestii. Z pewnością dużo lepiej rolę Kariny odegrałaby Joanna Kulig, która w Nielotne pojawia się tylko (niestety!) drugoplanowo. Jak najlepiej podsumować ten film? Dużo hałasu o nic. Wielka szkoda, bo Borcucha z pewnością stać na więcej. Nie skreślam filmu całkowicie, bo poziomem bardzo daleko mu do takich polskich chłamów jak Kac Wawa czy Wyjazd integracyjny. Z drugiej strony ciężko mi go Wam polecić, bo jest tylko średni. Zatem zdecydujcie sami :)

Baczyński (reż. Kordian Piwowarski, 2012)
Film przedstawia losy doskonale wszystkim znanego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (Mateusz Kościukiewcz). Narrację filmu budują wiersze poety, relacje świadków wydarzeń sprzed lat, którzy znali go osobiście, oraz wypowiedzi młodych ludzi zafascynowanych jego twórczością. To film poetycko-biograficzny, który wymyka się znanemu dotychczas podziałowi na gatunki, kanonowi postrzegania dzieł filmowych. Zagadkowy i wieloznaczny jak poezja i życie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Każdy odbierze go po swojemu, zinterpretuje na własne potrzeby, będzie miał inne refleksje, odczucia (źródło: Filmweb.pl).



W stosunku do tego filmu mam bardzo ambiwalentne uczucia. Na w pół dokumentalna forma jest bardzo interesująca, bo widzowie mają okazję dowiedzieć się, jak wyglądała postać słynnego wieszcza w oczach bliskich mu osób. Momentami jednak irytuje i zdaje się odwracać uwagę od samej fabuły filmu, który może przez to sprawiać wrażenie nudnego. Może jednak lepiej, gdyby stworzono dwa osobne filmy, jeden w pełni fabularny, a drugi dokumentalny? Jest jeszcze inna kwestia – przerywniki fabuły w postaci recytacji wierszy Baczyńskiego. To właśnie dzięki nim można w pełni odczuć nastrój i poetyckość tego filmu. Wraz z brzmiącą w tle delikatną muzyką i oszczędnym w słowach Kościukiewiczem wszystko składa się na jakąś tam całość, którą można porównać do poezji - dla jednych jest ona przerażająco nudna, a dla drugich poruszająca i skłaniająca do refleksji. Osobiście nie przepadam za tego typu filmami, ale Baczyńskiemu dałem się ponieść. Sam nie wiem, czy to zasługa klimatu czy jak zwykle bardzo dobrego Kościukiewicza, który w doskonały sposób odwzorowuje na swej twarzy wszystkie cierpienia młodego poety. Wybaczcie, ale tym razem także jednoznacznie nie polecę ani nie odradzę Wam seansu – znów musicie zdać się na samych siebie i na własne gusta.

Miłość. Film Sławomira Fabickiego (reż. Sławomir Fabicki, 2012)
Film jest historią kobiety uwikłanej w trudną relację, której konsekwencje wystawią jej szczęśliwe małżeństwo na długotrwałą próbę. W życie dwójki trzydziestolatków (Marcin Dorociński, Julia Kijowska) wkracza ktoś, kto sprawi, że będą musieli na nowo określić, czym jest dla nich wzajemne uczucie. Początkowo ufni i otwarci, potem zagubieni i coraz bardziej oddalający się od siebie bohaterowie zmuszeni są postawić sobie niezwykle ważne pytania. Czy chcą się wszystkim dzielić i czy wszystko powinni wiedzieć? Jak wiele są w stanie wytrzymać i co teraz oznacza dla nich słowo "kochać"? (źródło: Filmweb.pl).



Oj, mocny to jest film. Trudny, poruszający, przeszywający na wskroś. Po nagrodzonej Oscarem Miłości Hanekego widzowie po raz kolejny mają okazję zobaczyć znakomity film, którego reżyser próbuje odpowiedzieć na pytanie, czym jest tytułowa miłość. Kiedy ktoś trzeci (rewelacyjny Woronowicz!) wchodzi z butami w poukładane życie szczęśliwej i zakochanej w sobie pary, wszystko momentalnie zaczyna się psuć. Pojawiają się wątpliwości, zataczający coraz większe kręgi brak zaufania, płacz, krzyki, a nawet przemoc. Fabicki w wyjątkowy sposób pokazuje, jak jedna chwila może zmienić raj w piekło. Niecodzienna sytuacja sprawia, że spokojni i sympatyczni ludzie przybierają nowe maski i pokazują swoje nowa oblicza. Oglądając ten film nie raz można się złościć na głównych bohaterów, a wręcz ma się ochotę wykrzyczeć im, żeby się zatrzymali, porozmawiali i wszystko sobie wyjaśnili. Tak jak w życiu nie jest to jednak takie proste, jak może się wydawać. Tytuł w przypadku tego filmu można bardzo różnie rozumieć. Bo czy właśnie tak wygląda ta idealizowana przez wszystkich miłość, która – jak się w tym przypadku okazuje – przynosi tak wiele bólu i cierpienia? A może to tylko jedna z jej wielu twarzy? Najnowszy film Fabickiego wbija w fotel i to dosłownie. Widz cierpi wraz z głównymi bohaterami i razem z nimi przeżywa ich moralne dylematy. Wielka w tym zasługa znakomitych polskich aktorów (Dorociński, Kijowska, Kulesza, Dziędziel, Woronowicz), którzy zdają się naprawdę odczuwać emocje bohaterów, w których się wcielają. Ten film polecam wszystkim bez wahania. Bardzo dobre polskie kino!

4 komentarze:

  1. Żadnego z tych filmów nie oglądałem, choć "Miłość" miałem w planach, tylko nie było możliwości. A recenzje czytałem skrajne, od bardzo krytycznych, po bardzo pozytywne. Będę musiał się sam przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, zaskoczyłeś mnie, bo dotychczas czytałem same pochwalne recenzje Miłości. Z recenzowanych powyżej 3 filmów ten jeden musisz obowiązkowo obejrzeć, bardzo polecam :)

      Usuń
  2. To się tematycznie zgraliśmy. Właśnie napisałam tekst o tym, że polskie kino ma się dobrze (patrz festiwal w Gdyni), zaglądam na Twój blog, a tu w tu też o polskich fimach ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak :) Oby jak najwięcej takich sukcesów polskiej kinematografii! :)

      Usuń