Tym razem pod lupę idą komedie
kryminalne. Przyznaję, że sam do końca nie pojmuję znaczenia tego gatunku
filmowego, gdyż póki co nie udało mi się jeszcze trafić na dobre połączenie
komedii i filmu kryminalnego (no, może poza polskim Vinci). Poniżej zrecenzowanym filmom dużo brakuje do bycia
kryminalnymi, ale co ja mogę na to poradzić… Jedno jest pewne – tej trójce
nawet do pięt nie dorastają opisywane ostatnio komedie romantyczne. Zachęcam do
zapoznania się z notką i z każdym z filmów z osobna.
Harry Deane (Colin Firth) planuje
okraść jednego z najbogatszych ludzi świata, ekscentrycznego miliardera Lionela
Shabandara (Alan Rickman). Brakuje mu tylko jednego elementu - pięknej kobiety,
która zagrałaby rolę przynęty. Nicole (Cameron Diaz) wydaje się być idealną
kandydatką, lecz Harry wkrótce sam ulega jej wdziękom, co w efekcie pokrzyżuje
mu plany (źródło: Filmweb.pl).
Pewnie nie wszyscy o tym wiedzą,
ale scenariusz do Gambit, czyli jak ograć
króla napisali bracia Coen. Tak, ci bracia Coen. Jest to typowa komedia
brytyjska, z tym ich charakterystycznym komizmem. I choć ja zazwyczaj nie
jestem do niego przekonany, w tym przypadku podobało mi się. Duża w tym zasługa
trójki znakomitych aktorów: Colina Firtha, Cameron Diaz i znanego szerszej
publiczności z roli prof. Snape’a w serii o Harrym
Potterze Alana Rickmana. Firth znakomicie wciela się w rolę fajtłapowatego
znawcy sztuki, a rola megalomana Shabandara zdaje się być napisana wprost dla
Rickmana. Mnie najbardziej urzekła jednak Cameron Diaz, która gra cwaną
wieśniaczkę i powala wszystkich mądrościami swej matki. W dodatku w świetny
sposób naśladuje teksański akcent! Bardzo dobrze spisują się również postaci
drugoplanowe, tj. aktorzy wcielające się w obsługę hotelową czy grupę
Chińczyków. Oczywiście jest też kilka wad, jak np. zbędny lew lub niepasujący
do całej konwencji gastryczny żart, ale na szczęście jest tego niewiele.
Doczytałem się, że film jest remake’m dzieła z lat 60., w którym główne role
zagrali Shirley MacLaine i Michael Caine. Pierwotnej wersji nie widziałem,
zatem ciężko silić mi się na jakiekolwiek porównania. Podsumowując, jest to
całkiem przyzwoicie zrealizowana komedia pomyłek, nieco podobna do polskiego To nie tak jak myślisz, kotku. Bardzo
dobry film na popołudniowy relaks po ciężkim dniu.
7 psychopatów (reż. Martin McDonagh, 2012)
Marty (Colin Farrell) kończy
właśnie pisanie scenariuszu filmu pod tytułem "Siedmiu psychopatów".
Aby tego dokonać potrzebuje jedynie odrobiny skupienia i inspiracji. Jego
najlepszy przyjaciel, bezrobotny aktor Billy (Sam Rockwell), który dorabia
sobie jako złodziej psów, zrobi wszystko, żeby pomóc swojemu kumplowi. Pech
chce, że w tym samym czasie Billy wraz ze swym wspólnikiem Hansem (Christopher
Walken) kradną ukochanego psa szalonego gangstera, który nie powstrzyma się
przed niczym, by go odzyskać (źródło: Filmweb.pl).
Długo zastanawiałem się, jak zrecenzować ten film. Nie jest to typowa komedia, ja zaśmiałem się może ze 3 razy w ciągu całego filmu, ale to dlatego, że nie jestem fanem tego typu satyr i ekscentryzmu. 7 psychopatów to obraz bardzo „roztrzepany”, moim zdaniem nieco niespójny i przekombinowany. Jak na komedię, stosunkowo dużo tu krwi i drastycznych scen, co kompletnie nie pasuje do prezentowanych w tle słodko-gorzkich refleksji. I choć lubuję się w rozkładaniu tego typu scen na czynniki pierwsze i doszukiwaniu się w pojedynczych kwestiach drugiego dna, seans znudził mnie na tyle, że najzwyczajniej w świecie mi się odechciało. Co mnie najbardziej zirytowało? Zestawienie bezwzględnego mafioso z jego słodkim pieskiem oraz sprowadzenie finału do pytania „czy pies zostanie zabity czy przeżyje”, co uważam za pójście na łatwiznę i naprawdę tani chwyt. Jeśli twórca zdecydował się na satyrę, mógł się nieco bardziej postarać. Co na plus? Na pewno bardzo dobre aktorstwo, zwłaszcza Sama Rockwella, który bez wątpienia kradnie cały film i sprawia, że po seansie nie pamięta się nikogo innego poza nim. Genialna rola, być może najlepsza w całym jego dorobku. Dosyć sympatyczny okazał się też polski akcent w postaci Hansa Kieslowskiego… A najciekawsze (przynajmniej dla mnie) okazały się sceny, w których trójka głównych bohaterów snuje swoje własne wizje psychopatów. Właśnie po jednej z nich Marty zauważa, że scenariusz filmu stworzony w wyobraźni Billy’ego ma wiele warstw. Podobnie jest z 7 psychopatami, co zapewne części widzów sprawi dużo frajdy. Ja niestety miałem spory problem z odbiorem tego niewątpliwie oryginalnego dzieła – moim zdaniem granica absurdu została lekko przekroczona, aczkolwiek jest to moja subiektywna opinia, która nie powinna nikogo zniechęcać do obejrzenia filmu. Wręcz przeciwnie, pomimo, iż sam nie jestem do filmu przekonany, doceniam wizję McDonagha i polecam Wam osobiście zobaczyć 7 psychopatów. Może doszukacie się w nim tego, czego mi zabrakło?
Złodziej tożsamości (reż. Seth Gordon, 2013)
Diana (Melissa McCarthy) prowadzi
rozrzutny tryb życia na przedmieściach Miami. Podszywając się pod Sandy'ego
Bigelow Pattersona (Jason Bateman) spełnia wszystkie swoje zachcianki nie
zdając sobie sprawy, że jej podstęp może w końcu wyjść na jaw. Prawdziwy Sandy,
mając tylko tydzień na odnalezienie i sprowadzenie Diany do Denver, przekonuje
się, że odzyskanie własnej tożsamości nie jest takie łatwe, jak mogłoby się
wydawać... (źródło: Filmweb.pl).
Złodziej tożsamości to kolejna komedia, którą ciężko nazwać kryminalną. Ze wszystkich trzech tytułów okazała się dla mnie jednak najbardziej zabawna. Dominuje tu komizm bohaterów i to w najlepszej formie! A to zasługa bardzo dobrego Batemana i jeszcze lepszej McCarthy, która dosłownie bryluje na ekranie. Zestawienie dwójki aktorów prezentujących tak różne poczucie humoru okazało się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę. Sceny z motelu, lasu czy samochodu okazały się zabawne do łez. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się niejakiego Big Chucka, w którego drugoplanowo wcielił się Eric Stonestreet znany z roli Cama w Modern family. Złodziej tożsamości to naprawdę przyjemna komedyjka, w dodatku z morałem. Bo choć akcja kręci się tu wokół pieniędzy (jak w życiu), okazuje się, że to jednak nie one rządzą światem. Gdyby film trwał nieco krócej niż 2h, pewnie zamiast 7 dostałby ode mnie na Filmwebie nawet 8. Polecam, uśmiejecie się :)
widziałem tylko "7 psychopatów". W mojej opinii jest to bardzo dobry film i śmiałem się wiele częściej, ale to raczej niezależnie od gagów :P Na moim blogu jest również krótka notka na temat tego filmu :)
OdpowiedzUsuńMuszę w takim razie do Ciebie zajrzeć i przeczytać :) pozdrawiam.
UsuńA ja uwielbiam 7 psychopatów za wszechobecny absurd, czarny humor wprost wylewający się z ekranu, szybkie zwroty akcji i błyskotliwe dialogi. o obsadzie nie wspominając ;)...
OdpowiedzUsuńWłaśnie większość chwali ten film. Być może ze względu na same pochwalne rekomendacje nastawiłem się na nie wiadomo co ;) Tak jak napisałem w notce, film mnie nie porwał, ale polecam wszystkim zobaczyć, bo to oryginalne kino. Pozdrawiam :)
UsuńZłodziej tożsamości bardzo poprawił mi humor wieczorem :) jak dla mnie świetna komedia :)
OdpowiedzUsuńWidziałam wszystkie 3 filmy. Wprawdzie 7 psychopatów już jakiś czas temu, ale wrażenie po tym filmie trwało długo. Dobre wrażenie. Mój ranking: 1. Gambit, 2. 7 psychopatów, 3. Złodziej tożsamości- moim zdaniem najsłabszy. Psychopaci byli zaskakujący, ale mało zabawni, w porównaniu z Gambitem chociażby. Całkowicie zgadzam się z recenzją:). Pomimo, że bardzo lubię Batemana, złodziej tożsamości obejrzałam bez większych emocji- nie bylo zbyt zabawnie, ale też nie byłam znudzona czy zniesmaczona. Fanom komedii brytyjskich polecam Hot fuzz :)
OdpowiedzUsuń