Oz Wielki i Potężny od samego
początku mnie fascynował i od daty premiery wielokrotnie starałem się namówić
przyjaciół na wspólny seans. Nie, nie dlatego, że jestem fanem filmowych baśni.
Najzwyczajniej w świecie lubię mroczność Sama Raimi, twórcy takich hitów jak
Klątwa, Boogeyman czy 30 dni mroku. Poza tym budżet filmu warty 200 milionów
dolarów mówi sam za siebie. Te dwa czynniki, choć niezwykle istotne, nie były
jednak przeważające. Otóż najbardziej kusiła i ciekawiła mnie obsada aktorska. A właściwie ONE. Trzy
piękne, młode i niezwykle utalentowane aktorki prosto z samego Hollywood. I cóż
mogę powiedzieć, ani trochę się nie zawiodłem. Bo Oz Wielki i Potężny to
naprawdę znakomita opowieść. Magiczna, i to w pełni tego słowa znaczeniu!
Oscar Diggs (James Franco) pracuje jako cyrkowy magik w brudnym i zatłoczonym Kansas. Na skutek nie do końca jasnego zjawiska pogodowego zostaje przeniesiony do barwnej Krainy Oz. Spotyka tu trzy piękne i bardzo tajemnicze czarownice – płomienną Theodorę (Mila Kunis), zaborczą Evanorę (Rachel Weisz) oraz uroczą Glindę (Michelle Williams). Dosyć szybko przyjdzie mu się przekonać, że nie wszystko jest takie piękne, na jakie wygląda i że musi bardzo uważać, gdyż w tej tętniącej życiem krainie czai się równie dużo zła. W otoczeniu baśniowych postaci przyjdzie mu się zmierzyć nie tylko z panującymi demonami, ale przede wszystkim z własnymi słabościami.
Najnowszy obraz Sama Raimi jest
prequelem dobrze wszystkim znanego Czarnoksiężnika z Oz. Jeśli ktoś uważa, że
nie warto wybrać się do kina właśnie z tego powodu, nic bardziej mylnego. Warto dowiedzieć się, jak doszło do objęcia władzy przez Oza. Poza tym pod względem fabularnym historia jest równie fascynująca jak we wspomnianym Czarnoksiężniu z Oz. Osobiście z wielką ostrożnością podchodzę do filmowych
baśni, gdyż bardzo łatwo jest przekroczyć niebezpieczną granicę i z epickiej historii
stworzyć jakiś niezrozumiały pastisz. Film ten właściwie od samego początku jest
porównywany do Alicji w Krainie Czarów Tima Burtona. Moim zdaniem jest wręcz od
niej lepszy. Gdyby nie znakomity Johnny Depp w roli Kapelusznika i idealnie
dobrana do roli Czerwonej Królowej Helena Bonham Carter Alicja w ogóle by mnie
nie przekonała. Poza tym świat przedstawiony w Ozie jest jeszcze piękniejszy
niż w filmie Burtona. Jest kolorowo, magicznie. No i jeszcze ta wspaniała
muzyka. Danny Elfman jest po prostu niezawodny!
W Ozie Wielkim i Potężnym wszystko
jest dobrane w odpowiedniej proporcji. Jako, że jest to film w głównej mierze
skierowany do najmłodszych widzów, twórcy serwują mroczność i humor z dużą dozą
rozsądku i poprawności. Nie zabraknie również widowiskowych efektów specjalnych
i chwil wzruszenia. Oczywiście są też tak charakterystyczne dla tego gatunku
filmu magiczne postaci, jak choćby Latająca Małpka czy Porcelanowa Laleczka. Bez
wątpienia staną się one wkrótce jednymi z najbardziej ulubionych bajkowych
bohaterów. Główne skrzypce grają tutaj jednak wspaniali aktorzy. James Franco
ani trochę nie przypomina walczącego o życie Arona ze 127 godzin. Doskonale
odgrywa rolę szarmanckiego magika. I mimo, że tak naprawdę za tą maską kryje
się twarz aroganckiego i kłamliwego pozera, nie sposób go nie lubić. Największe
wrażenie robią jednak trzy wspomniane aktorki. Mila Kunis, Rachel Weisz i
przede wszystkim Michelle Williams swym pięknem, wdziękiem i urokiem mogą
sprawić, że nie jednemu tatusiowi w kinie zacznie mocniej bić serducho. I bez
wątpienia są one najważniejszym powodem, dla którego film powinni obejrzeć
także dorośli. Aktorstwo przez duże A, na naprawdę wysokim poziomie.
Właściwie nie wiem, co więcej
mógłbym jeszcze napisać. Nie chcę zdradzać fabuły, bo sam nienawidzę czytać
recenzji filmowych, w których twórca zdradza to, co najsmaczniejsze. Myślę, że
każdy z nas potrzebuje czasami odskoczni od codziennych problemów i czasem zbyt
szaroburego świata zewnętrznego. Sam Raimi w swym nowym filmie umożliwia nam
ucieczkę do absolutnie wyjątkowej i jedynej w swoim rodzaju krainy. I choć ona
też nie jest do końca idealna, warto poświęcić te dwie godziny, aby nieco
bliżej poznać jej wszystkie zakamarki. Bo, jak mówi piękna Glinda, „(…) marzeń
nie da się zabić!”.
Oczekiwania miałem spore, bo Oza w różnych filmowych wydaniach uwielbiam. Niestety z różnych względów tej produkcji do tej pory nie mogłem obejrzeć.
OdpowiedzUsuńFajnie, że się podobało, to pozwala mieć sporą nadzieję, bo przyznam, że trochę się obawiałem jednak gniota. Po takiej recenzji nie pozostaje nic innego, jak wreszcie się wybrać:)
Wiadomo, że wszystko jest kwestią gustu :) Ja mam ogromną słabość do Michelle Williams, a w tym filmie jest jej naprawdę sporo.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na recenzję ;)
OdpowiedzUsuńhttp://slomianypisarz.blogspot.com/2013/04/oz-wielki-i-potezny-recenzja.html