Nie będę ukrywał – nie zaliczam
się do grona fanów Toma Hardy’ego, a do momentu obejrzenia Gangstera zastanawiałem się wręcz, czy posiada on jakiekolwiek
cechy dobrego aktora. We wspomnianym Gangsterze
bardzo spodobał mi się w roli Forresta Bonduranta i dopiero wówczas
postanowiłem dać mu szansę. Nie żałuję, bo w recenzowanym dziś przeze mnie
filmie daje on popis prawdziwego aktorstwa. Locke
to najlepszy przykład na to, że do stworzenia dobrego filmu wcale nie potrzeba
dużych pieniędzy, wyjątkowych efektów specjalnych czy zapierających dech w
piersiach scenografii. Najnowszy film Knighta broni się minimalizmem w
najczystszej postaci. I choć nie jest to film skierowany do wszystkich, na
pewno warto zwrócić na niego uwagę.
Ivan Locke (Tom Hardy) jest
jednym z najlepszych inżynierów budowlanych w całej Anglii. Bohater ma
kochająca żonę i dwóch synów. Następnego dnia ma dopilnować położenia
fundamentów pod największy budynek w swojej dotychczasowej pracy. Wieczorem
jego idealne życie zmienia się za sprawą jednego telefonu. Ivan opuszcza plac
budowy w Birmingham i wyrusza w długą podróż samochodem do Londynu, aby
zmierzyć się z konsekwencjami popełnionego w przeszłości błędu. Jednocześnie
próbuje uratować swoje życie zawodowe i osobiste (źródło:
Filmweb.pl).
Jeśli mieliście ciężki dzień lub sądzicie,
że przydarzyło Wam się wszystko co najgorsze, zachęcam do seansu Locke. Z kieliszkiem wina w ręku przez
kolejne 80 minut będziecie mogli zapomnieć o swych wszystkich troskach i
zobaczyć, jak z własnymi problemami radzi sobie główny bohater filmu. Uwierzcie
mi na słowo, ma ich on nie mało. Kilka telefonów od różnych osób porządnie
zatrzęsie jego dotychczas poukładanym życiem, mówiąc kolokwialnie: „wszystko zacznie
się nagle walić”. To wręcz nieprawdopodobne, ale w ciągu wspomnianych 80 minut
Ivan może stracić zupełnie wszystko: dom, rodzinę, pracę. Ten niewygodny moment
stanie się też dla niego okazją do zmierzenia się z własnymi demonami
przeszłości…
Locke to film jednego aktora i jednego miejsca. Przez cały czas
trwania filmu bohater grany przez Hardy’ego siedzi za kierownicą samochodu i
odbiera kolejne telefony. Z każdą kolejną minutą na jego twarzy widać coraz
większe zmęczenie i bezradność na to, co dzieje się wokół niego. Efekt męki
bohatera potęguje niepokojąca muzyka i niesamowita gra świateł. W szybach
samochodu Ivana odbijają się reflektory innych pojazdów, neonów i drogowej
sygnalizacji świetlnej, dzięki czemu film mieni nam się w różnych kolorach
tęczy. Warto zwrócić też uwagę na to, że żaden z samochodów nawet na chwilę się
nie zatrzymuje. Wszystko to symbolizuje ogromny pęd życia, ciągłą pogoń,
niekończące się tempo. Niesamowite, że za pomocą jednego aktora i tak niewielu
środków Knightowi udało się powiedzieć o naszym codziennym życiu tak wiele.
Tak jak napisałem we wstępie, Locke to nie film dla wszystkich.
Widzowie spragnieni mocnych wrażeń, intryg czy zakrętów fabularnych
najzwyczajniej w świecie mogą się poczuć znużeni. Jeśli jednak lubicie spokojne
dramaty z przesłaniem, obowiązkowo sięgnijcie po ten film. Ode mnie 7/10.
Ja dałabym mu nawet 8/10,bo ten film to nie tylko dramat trzymający w napięciu,ale wręcz dramat psychologiczny a Tom Hardy zagrał rewelacyjnie,zresztą tak jak ty aż do Gangstera nie wierzyłam w jego zdolności aktorskie,a teraz...nawet jego akcent mnie zachwyca :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam