Nie do końca wiem, jak to
wyjaśnić, ale ostatnio naprawdę ciężko zaspokoić mój filmowy apetyt. Nie chodzi
wcale o to, że jestem taki „głodny” – wręcz przeciwnie, apetyt jest niewielki,
a i tak nie da się go pokonać. Póki co większość filmów obejrzanych przeze mnie
w 2014 roku okazała się bardzo rozczarowująca. Wśród kinowych nowości niewiele
pozycji zdaje się być wartych uwagi (maj i tak jest wyjątkowy, choćby ze
względu na kolejną część X-menów,
Godzillę i Czarownicę), w polskim
świecie filmowym kompletnie NIC się nie dzieje, a w dodatku zbliża się „sezon
ogórkowy”, czyli wakacje, w czasie których zwykle nie ma na co pójść do kina.
Tęsknię za majem 2013, który obfitował w wiele ciekawych tytułów (Uciekinier, Stoker, Drugie oblicze, Wielki
Gatsby) i zastanawiam się, kiedy w 2014 w końcu zaiskrzy… W międzyczasie
sięgam po filmy reżyserów, którzy jak dotąd mnie nie zawiedli. Tak jest m.in. z
Denisem Villeneuve, którego najnowszy film Enemy
przywrócił mi wiarę w to, że jednak z tym kinem nie jest jeszcze tak najgorzej…
Adam Bell (Jake Gyllenhaal) jest
profesorem historii. Życie, jakie prowadzi, jest nudne i zaniedbane do tego
stopnia, że nie poświęca zbyt wiele uwagi nawet swojej
dziewczynie, Mary (Mélanie Laurent). Wszystko zmienia się, gdy pewnego
razu ogląda film, który polecił mu znajomy. W trakcie seansu
Adam dostrzega w jednej z ról własnego sobowtóra.
Zaintrygowany tym, co zobaczył, postanawia odszukać mężczyznę z
filmu. Nie wie jeszcze, że decyzja, którą właśnie podjął, nieodwracalnie odmieni
całe jego życie (źródło: Filmweb.pl).
Kojarzycie Denisa Villeneuve? Ja
poznałem tego reżysera przy okazji Pogorzeliska
– dramatu, który dogłębnie mnie poruszył, zaszokował i który już po 1 seansie
trafił na listę moich ulubionych filmów. Ostatnio zachwycałem się Labiryntem – mrocznym, klimatycznym i
wciągającym thrillerem z Jakem Gyllenhaalem i Hugh Jackmanem w rolach głównych.
Najwyraźniej współpraca z Gyllenhaalem okazała się być dla Villeneuve’a całkiem
przyjemna, gdyż zdecydował się on obsadzić go w swym kolejnym filmie. Enemy nie jest co prawda równie dobre
jak Labirynt czy Pogorzelisko, ale utrzymuje świetny klimat, emanuje zagadkowością,
tajemniczością, poniekąd nawet mrocznością. W dodatku już po kilkunastu
pierwszych minutach wprawieni kinomani dostrzegą, że to film z gatunku mindfuck
movie, czyli to, co autor FILMplanety lubi najbardziej…
Ciężko cokolwiek napisać, aby nie
popsuć Wam zabawy. Jeśli jednak chcecie w pełni wszystko zrozumieć, a co więcej
– odczuć satysfakcję z seansu, polecam być uważnym. Film trwa zaledwie 80
minut, więc nie będziecie musieli wytężać mózgownicy przez długi czas. Mnie w Enemy najbardziej podobał się aspekt
psychologiczny – kluczowa okazała się scena spotkania z matką, po której
wszystko stało się już jasne. Jestem pełen podziwu dla Villeneuve’a, który nie
dość, że stworzył kolejny dobry film, to jeszcze odwołał się do psychologii i
filozofii Freuda. Gdybym był prowadzącym zajęcia ze studentami psychologii, z
pewnością poświęciłbym jedną lekcję
właśnie na ten film. Motyw ucieczki przed problemami jest obecny w wielu
produkcjach, ale naprawdę rzadko zdarza się go zarysować na pierwszym planie w
równie pomysłowy sposób co tutaj. Brawo!
Enemy jest równie udane pod względem formy. Niepokojąca ścieżka
dźwiękowa, repetetywność scen i snujący się po ekranie Jake Gyllenhaal tylko
potęgują odbieranie sygnałów przez widza. W pewnym momencie można nawet mieć
wrażenie, że to wszystko na ekranie nie ma kompletnie sensu. Ja tradycyjnie
starałem się w filmie doszukać jak najwięcej symboli, choć okazało się to nieco
daremne. Villeneuve nie przekombinował z symbolizmem i przy uważnym oglądaniu
filmu wszystko powinno być bardzo czytelne. Finałowa scena była według mnie
zbędna, ale domyśliłem się, że reżyser zdecydował się na nią w celu pełnego
wyjaśnienia akcji tym, którzy po 79 minutach wciąż „wiedzieli, że nic nie
wiedzą”. Gyllenhaal zagrał tak dobrze, że nabrałem chęci na kolejny seans Donnie Darko (hm, który to już raz?).
Z pełnym przekonaniem polecam Wam
Enemy. Ode mnie 8,5/10, no ok, niech
będzie, 9/10!
Świetny film! Zdecydowanie polecam :)
OdpowiedzUsuńno to ja chyba naleze do grona tepaków bo ja po 79 minutach jarzyłam niewiele a po 80 minucie nie jarze już nic :/ teraz spac nie bede mogła doszukując sie w filmie sensu.... :(
OdpowiedzUsuń