środa, 9 października 2013

Gdyby nie ten gwizdek… - Labirynt (reż. Denis Villeneuve, 2013)



Jak donoszą nagłówki niemal wszystkich portali filmowych i pierwszych stron gazet, Andrzej Wajda zdołał osiągnąć sukces, gdyż na jego najnowszy film o Wałęsie do kin wyruszyły prawdziwe tłumy. Osobiście bardzo się z tego cieszę, bo to naprawdę dobry film (recenzja w poprzedniej notce). Inna sprawa, że na sukcesie Wajdy stracą inni reżyserzy, których filmy miały swą premierę w tym samym czasie co Wałęsa. Człowiek z nadziei. Tak może być właśnie w przypadku Labiryntu, najnowszego filmu bardzo zdolnego Denisa Villeneuve’a, twórcy słynnego Pogorzeliska (bardzo polecam ten film!). Jak donoszą badania rynkowe, przeciętny Polak bywa w kinie raz do roku, a więc skoro wybrał się na film Wajdy, raczej nie zwróci większej uwagi na Labirynt. Wielka, naprawdę, wielka szkoda. Bo już dawno nie widziałem w kinie filmu, który równie dobrze łączyłby elementy trzymającego w napięciu thrillera i mrocznego kryminału.



Gdy 6-letnia córka małomiasteczkowego stolarza (Hugh Jackman) i jej koleżanka zostają porwane, rozpoczyna się akcja poszukiwawcza, z którą policja ewidentnie sobie nie radzi. Ojciec, doświadczony myśliwy o ultrakonserwatywnym światopoglądzie, mimo iż początkowo współpracuje z organami ścigania (Jake Gyllenhaal), to zrażony ich bezradnością postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. O przestępstwo podejrzewa mężczyznę, którego więzi i torturuje w celu uzyskania odpowiedzi na pytanie, gdzie są dziewczynki (źródło: Filmweb.pl).

Labirynt to idealne połączenie Oszukanej (z Angeliną Jolie w roli głównej) i serialu kryminalnego Dochodzenie (The Killing). Wątek główny stanowi bardzo ciekawie przedstawiona akcja poszukiwawcza zaginionych dziewczynek. To, co dzieje się na boku, również zasługuje na same pochwały. Jako, że Villeneuve nie spieszy się z opowiedzeniem widzom swej historii (film trwa prawie 2,5h!), mają oni okazję bardzo dobrze poznać głównych bohaterów. Prowadzący śledztwo detektyw Loki jeszcze nigdy nie poznał smaku porażki, gdyż dotychczas udawało mu się rozwiązać wszystkie sprawy. Daleko mu jednak do zakochanej w sobie gwiazdy socjometrycznej, a wręcz trudno oprzeć się wrażeniu, iż coś stale go dręczy. To może właśnie stąd w jego nerwowo mrugających oczach wciąż można oglądać zagubienie i poczucie beznadziei. Drugą bardzo ważną postacią jest Keller Dover, ojciec zaginionej dziewczynki. To twardo stąpający po ziemi mężczyzna, bardzo religijny, ale również niesłychanie porywczy. Bezradność policji w poszukiwaniach jego córki wystawi całe jego życie na wielką próbę. Zdeterminowany, aby odnaleźć swą małą ukochaną Anne, nie cofnie się przed niczym, w tym przed samosądem. 

Postać Dovera jest zwierciadłem, w którym Villeneuve odbija całe nasze społeczeństwo. Na ekranie możemy zobaczyć pobożnych ludzi, którzy spotykają się w celu wspólnego świętowania Święta Dziękczynienia. To ludzie, którzy nie wstydzą się prosić Boga o pomoc i którzy otaczają się swą religijnością na co dzień, np. poprzez wieszanie krzyży w samochodzie. Z drugiej strony Ci sami ludzie mordują niewinne zwierzęta usprawiedliwiając się, że w ten sposób pomagają Matce Naturze pozbyć się ich nadmiaru. Ci sami ludzie ukrywają w szafach własne trupy, a kiedy na horyzoncie pojawia się jakieś zagrożenie, pozwalają, aby dla ochrony samych siebie wyszły z nich najgorsze potwory. Można się przyczepić, że w Labiryncie pojawia się zbyt wielu psychopatów, ale czy to odpowiedni zarzut? Tak naprawdę nikt z nas nie wie, czy ten miły pan z domu obok nie jest pedofilem lub czy ta starsza sąsiadka z naprzeciwka kiedyś nie dopuściła się zbrodni. Nie da się ukryć, że żyjemy właśnie w swoistym labiryncie i nigdy nie wiadomo, z której strony zostaniemy zaskoczeni. Villeneuve zdaje się to doskonale rozumieć.

Wielkim plusem filmu jest to, że napięcie rośnie właściwie z każdą kolejną minutą. Oczywiście w pewnym momencie wszystko zaczyna łączyć się w sensowną całość, aczkolwiek warto zachować uwagę przez cały film, by kompletnie go zrozumieć. Pod względem technicznym film bardzo przypominał mi odcinki jednego z moich ulubionych seriali, wspomnianego już Dochodzenia. Uwielbiam kryminały, w których z nieba wciąż siąpi deszcz, a atmosfera wokół śledztwa jest wyjątkowo gęsta. Nie sposób nie zwrócić uwagi na znakomitą ścieżkę dźwiękową, dzięki której można w pełni przeżywać te same emocje co główni bohaterowie. Bez wątpienia najmocniejszą stroną filmu jest aktorstwo. Gyllenhaal wcielał się już w role policjantów (genialna rola w Bogach ulicy), ale w Labiryncie prezentuje swe zupełnie nowe oblicze. Na największe pochwały zasługuje jednak znakomity Hugh Jackman, który idealnie wciela się w rolę zagubionego i zdeterminowanego ojca zaginionej dziewczynki. Na drugim planie można zobaczyć również Violę Davis i Terrence’a Howarda. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to chyba długość filmu, gdyż uważam, że całą historię można było spokojnie zamknąć w dwóch godzinach. Dla takiego filmu warto jednak poświęcić to nadmiarowe 27 minut ;) 

Bardzo polecam Wam Labirynt. Idealne kino na długi, jesienny wieczór. Ode mnie 8/10.

7 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że zachęciłeś mnie do obejrzenia tego filmu. Kiedy widziałam bowiem sam zwiastun i jakiś fragment zapowiedzi uznałam, że kolejna taka sama produkcja jak inne, nie wnosząca nic do kinematografii. Zobaczę jednak - nie wiem kiedy;) i ocenię u siebie!:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że dzięki tej notce chociaż jeszcze jeden człowiek obejrzy ten znakomity film :) Miłego seansu! :)

      Usuń
  2. "Labirynt" to moje must-see. Zapowiada się fantastycznie, atmosferą przypomina (na razie tylko z recenzji) "Bezsenność" i "Rzekę Tajemnic" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, chociaż chyba bardziej Bezsenność niż Rzeka tajemnic :) Bardzo polecam.

      Usuń
  3. Dla mnie film genialny. Brudny, błotnisty, zimny, powolny. Uwielbiam Jake'a G., ten jego tik z oczami był w trąbkę! Kocham filmy, które robią mi z mózgu papkę, a tek tak właśnie zadziałał. Długo po wyjściu z kina nie mogłam dojść do siebie i zastana rzeczywistość była jakaś dziwna i obca. Uwielbiam to uczucie! Więcej takich filmów, a życie będzie piękniejsze :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Baaardzo podoba mi się Twoja recenzja, jakiś czas temu również zabrałam się za zaopiniowanie tego rewelacyjnego filmu (również jestem fanką pogorzeliska!), chociaż ja pozostaję przy tytule Prisoners, Labirynt jakoś do mnie nie przemawia :) http://okreslac-znaczy-ograniczac.blogspot.com/2015/05/prosto-z-fabryki-snow-czyli-o-filmie.html zapraszam do lektury mojego spojrzenia na ten genialny film:)

    OdpowiedzUsuń