Wydawać by się mogło, że na temat
wojen zostało powiedziane/napisane/pokazane już wszystko, a tymczasem co roku
powstają kolejne filmy o tej tematyce, które nie dość, że są realizowane z
ogromnym rozmachem, to w dodatku niezmiennie nas poruszają. Tak jest również w
przypadku Furii, najnowszego filmu
Davida Ayera, twórcy genialnych Bogów
ulicy. Furię mogliśmy oglądać w
polskich kinach już kilka miesięcy temu, ale ponieważ nie zrecenzowałem filmu
od razu, notka zawieruszyła mi się pośród innych, nieskończonych. Dziś chcę
wrócić do tego tytułu i bardzo mocno Wam go polecić. Nie jest to kino lekkie,
przyjemne, nie jest to również kino dla wrażliwców, ale mimo wszystko uważam,
że każda dorosła osoba powinna je zobaczyć. To bez wątpienia najlepszy film wojenny
2014 roku. Zachęcam do zapoznania się z całą recenzją Furii.
Kwiecień 1945 roku. Po
sforsowaniu Renu zwycięskie alianckie armie maszerują w kierunku Berlina. W
Niemczech narasta jednak fanatyczny opór kierowany przez wierne wodzowi
oddziały SS. Powołane zostaje także pospolite ruszenie, w skład którego
nierzadko wchodzą również kobiety i dzieci. Amerykańskie oddziały pancerne
ponoszą duże straty. Jednym z czołgów 2. Dywizji Pancernej, nazywanym
pieszczotliwie "Furią", dowodzi sierżant Don Collier (Brad Pitt). Do
jego załogi dołącza Norman Ellison (Logan Lerman) przebywający w armii od
zaledwie ośmiu tygodni. Niewinny, nieskażony jeszcze brutalnością wojny
młodzieniec dopasowuje się do zaprawionych w bojach weteranów, takich jak Boyd
Swan (Shia LaBeouf), Grady Travis (Jon Bernthal) i Trini
Garcia (Michael Peña). Niebawem pluton czołgów, do którego przynależy
"Furia", otrzymuje niebezpieczne zadanie (źródło: Filmweb.pl).
Furia różni się od innych filmów o tematyce wojennej. Krajobraz
wojny staje się dla Ayera tłem dla ukazania przemiany chłopca w mężczyznę. Jest
to krajobraz wyjątkowo nieprzychylny, ale Norman w głębi serca wie, że jeśli
nie porzuci swych zasad i sam nie zacznie postępować zgodnie z regułami
otaczającej go brutalnej rzeczywistości, to najzwyczajniej w świecie nie
przetrwa. W świecie tym trup ściele się gęsto, w przestrzeni powietrznej wciąż
latają pociski, a wokół można zobaczyć tylko czołgi, zahartowanych żołnierzy
oraz krew. Mnóstwo krwi. Tak, trzeba przyznać, że film zawiera kilka naprawdę
makabrycznych scen, ale one tylko wzmacniają jego przekaz. W połączeniu ze
świetnym aktorstwem i patetyczną ścieżką dźwiękową film na naprawdę mocny
wydźwięk. Wspomniany przekaz, jak w przypadku wszystkich takich filmów, jest
dosyć prosty – wojna to czyste zło.
Na przykładzie swych bohaterów
Ayer pokazuje widzom, że w czasie wojny absolutnie nic nie ma znaczenia. Religia
(modlitwa przy posiłku w takich okolicznościach przywodzi na myśl fanatyzm),
miłość (inicjacja seksualna Normana i bolesne zmierzenie się z rzeczywistością)
czy przyjaźń (pamiętna scena przy stole w domu Niemek) nabierają zupełnie
innego znaczenia. Zmienia się także zachowanie ludzi, którzy często tracą swe
zmysły i zamieniają się w bezrozumne potwory. W Furii można zobaczyć kilku różnych bohaterów, z których każdy zdaje
się mieć inny sposób na przetrwanie wojny. Trzeba przyznać, że Ayer powołał do
życia bardzo atrakcyjną dla widzów ekipę amerykańskich herosów, z Bradem Pittem
na czele.
Pitt bardzo dobrze poradził sobie
z rolą zahartowanego wojną twardziela - każda zmarszczka na jego twarzy
mimowolnie kojarzy się ze zmęczeniem spowodowanym wojną. Największe wrażenie
zrobił jednak na mnie Logan Lerman, któremu znakomitą karierę wróżyłem już po
obejrzeniu Charliego. Ten 23-letni
aktor w świetny sposób oddał charakter chłopaka, który nie chce pogodzić się z
tym, co dzieje się wokół niego. Na uwagę zasługują też ciekawe role LaBeoufa
oraz Bernthala. Widzowie muszą się przygotować na to, że podczas 2,5-godzinnego
seansu większą połowę filmu spędzą we wnętrzu czołgu. I chociaż ktoś może
powiedzieć, że to już przecież było, to mimo wszystko ogląda się to
rewelacyjnie. Każdy fan filmów wojennych będzie zachwycony.
Polecam. 8/10.
Nie mogę się zgodzić, choć filmy wojenne lubię. Wizualnie imponująco, ale emocjonalnie raczej słabo. To ostatnie jednak mocno zależne jest od poziomu wrażliwości widza i jego podatności na zastosowane tu chwyty.
OdpowiedzUsuńPisałem o tym u siebie:
http://slesz.blogspot.com/2015/03/filmowy-twitter-cz-12.html#furia
A z filmów Ayera zdecydowanie bardziej podobał mi się "Sabotaż", który z niezrozumiałych dla mnie powodów nie pojawił się nawet w polskich kinach.
Ja również nie mogę się zgodzić z tak wysoką oceną. Dla mnie film pełen schematów przerysowanych do granic możliwości. To tacy trochę amerykańscy "Czterej pancerni" bez psa w wersji "krew i flaki".
OdpowiedzUsuńTeż już o tym filmie pisałem jakiś czas temu.
Na filmach nie da się przekazać wszystkiego o wojnie. Ten, kto jej nie przeżył, nigdy nie zrozumie ogromu cierpienia jaki ze sobą niesie. Filmy mogą być tylko jego namiastką, dlatego tak chętnie je oglądamy..paradoksalnie dążymy do poznania najgorszego bólu.
OdpowiedzUsuńAle moga byc filmy sugestywnie oddajace obraz wojny tzw. dramaty wojenne i moze byc kino akcji majace jedynie widza rozerwac nie dostarczajac glebszych przezyc emocjonalnych. Jest tez taki gatunek jak s-f. W tym przypadku autorom wyszedl mix wszystkich trzech.
UsuńChętnie obejrzę :)
OdpowiedzUsuń