Recenzowany dziś film widziałem
kilka dni po premierze, a tak się jakoś zdarzyło, że nie miałem czasu, aby o
nim napisać. Kiedy dzisiaj, w Dniu Kobiet, zastanawiałem się, jaki film dla Was
zrecenzować, od razu przypomniał mi się seans Warsaw by night. Uświadomiłem sobie również, że producent mógł
spokojnie poczekać z premierą filmu do szóstego marca. Jestem przekonany, że do
kin ruszyłyby wówczas całe tłumy – nie od dziś wiadomo, że takie święta jak
Walentynki czy Dzień Kobiet miło spędza się właśnie w kinie. Wielka szkoda, że
tak się nie stało, bo film przeszedł przez Polskę właściwie bez większego echa,
a jest naprawdę warty uwagi! Natalia Koryncka-Gruz stworzyła świetne
współczesne kino obyczajowe i zrobiła to w stylu iście amerykańskim – tak, Warsaw by night to kolejny (po
znakomitych Bogach) polski film
wzorowany na amerykańskich schematach, ale jednak mimo wszystko mieszczący się
w naszych „polskich standardach”. Jest słodko-gorzko, neonowo, momentami
sentymentalnie, ale co najważniejsze, jest bardzo kobieco. Już teraz bardzo
zachęcam wszystkich do obejrzenia filmu, a tych chcących wiedzieć więcej,
zachęcam do przeczytania całej notki.
Oto cztery kobiety, które mają
własne zdanie na temat miłości i związków z mężczyznami. Iga (Iza Kuna),
mężatka, która żyje w udanym związku z artystą (Leszek Lichota), wciąż głodna
jest intensywnych doznań. Poszukiwania doprowadzą ją do spotkania ze skrajnie
różnymi odcieniami miłości, których doświadczają współczesna femme fatale
(Joanna Kulig) oraz kobieta zdradzana (Agata Kulesza). Radykalnej odmiany
potrzebuje też atrakcyjna trzydziestolatka Maja (Roma Gąsiorowska). Szuka mężczyzny, który wywróci jej świat do góry nogami. Taką
miłość odnalazła być może Renata (Marta Mazurek), poznająca miasto u boku
Konrada (Józef Pawłowski). Wszystkim bohaterkom towarzyszy kipiąca emocjami,
nastrojowa Warszawa, która w jedną noc może zmienić całe ich życie… (opis
dystrybutora).
Warsaw by night to film podzielony na 4
rozdziały – każdy z nich ma swoją własną główną bohaterkę i na dobrą sprawę
mógłby stanowić temat oddzielnego filmu. Oczywiście historie te nie są od
siebie kompletnie oderwane – toaleta jednego z warszawskich klubów staje się
miejscem łączącym wszystkie historie. To właśnie tam dochodzi do
kilkusekundowych spotkań naszych bohaterek i to właśnie tam rozpoczyna się
każdy z kolejnych rozdziałów. Bardzo lubię filmy tego, spośród polskich
produkcji opartych na tym schemacie największe wrażenie zrobił na mnie
dotychczas film Zero. Warto zauważyć,
iż każda z bohaterek przynależy do innej grupy wiekowej, dzięki czemu film
stwarza widzowi obraz kobiety jako jednostki dojrzewającej, niezwykle
emocjonalnej i chłonącej otaczający świat każdym porem swego ciała. I choć w
filmie jest kilka zabawnych scen, to jednak widzowie oczekujący powtórki z Lejdis mogą poczuć się rozczarowani.
Pierwszy
rozdział przedstawia historię Igi (świetna jak zawsze Izabela Kuna) – kobiety
doświadczonej, matki, żony i kochanki, która wciąż pragnie od życia więcej i w
której zachowaniu dostrzec można ciągłą walkę z samą sobą. W tym rozdziale
pojawia się też ponętna Joanna Kulig jako współczesna femme fatale oraz Agata
Kulesza, tym razem rozhisteryzowana, przerażona, załamana zdradą swego
ukochanego. Kolejna historia związana jest z Heleną (cudowna Stanisława
Celińska, dlaczego tak mało jej w naszym kinie?!), kobietą, która przeżyła już
całe swoje życie, ale która nie potrafi się z tym pogodzić. Jest to najbardziej
sentymentalna część filmu, pełna inteligentnego humoru i ogólnego uroku. Trzeci
z rozdziałów okazuje się być z kolei najbardziej dramatycznym. To historia Mai
(magnetyczna Roma Gąsiorowska), która decydując się na nocną przygodę z
nieznajomym nawet nie podejrzewa, co ją czeka… Ostatnia z opowieści dotyczy
Renaty (GENIALNY debiut Marty Mazurek), nastolatki, która okazuje się być
najbardziej odważną i bezkompromisową z wszystkich czterech bohaterek.
Wiecie, nie tylko w polskim, ale
i w światowym kinie bardzo rzadko zdarza się tak inteligentne połączenie
komedii i dramatu. Bardzo rzadka zdarza się też, aby każda z ról była tak
obłędnie zagrana! Każda z aktorek zagrała na 100%, dawno nie było w polskim
kinie filmu, w którym spotkało się ze sobą tak wiele utalentowanych aktorek! Warsaw by night jest fenomenalne także z
innego względu – po prostu nie da się nie zakochać w montażu! Genialna ścieżka
dźwiękowa z dużą ilością współczesnej muzyki elektronicznej (słucham
codziennie!), przepiękne zdjęcia Warszawy nocą, cudowna gra świateł, neonów,
lamp ulicznych i przyciągających uwagę oświetlonych wystaw sklepowych. Jest
magicznie i mówię to bez cienia przesady (wspominałem już wielokrotnie, że
łatwo można mnie kupić tego typu filmową poetyką wyrazu). Nasza Warszawa jest
naprawdę piękna.
Chyba nie macie już żadnych
złudzeń co do tego, że musicie obejrzeć ten film, prawda? Ze swojej strony
gorąco polecam. Mocne 8/10.
Muszę go obejrzeć! :)
OdpowiedzUsuńBy the way, postać debiutantki niezwykle przypomina niebieskowłosą dziewczynę z "Życia Adeli".