czwartek, 21 lutego 2013

Oscarowa ruletka 2013

Już w najbliższą niedzielę (24 lutego) po raz 85. zostaną przyznane najważniejsze nagrody przemysłu filmowego - Oscary. Gala zapowiada się naprawdę fascynująco, gdyż część ceremonii zostanie poświęcona musicalom z ostatnich dziesięciu lat. Oznacza to, że na scenie zobaczymy znakomitych śpiewających aktorów, m.in. Anne Hathaway, Hugha Jackmana oraz Jennifer Hudson. Brawurowo zapowiada się też występ Adele, która ma pojawić się w sekwencji poświęconej Bondowi i która podobno już teraz jest niezwykle stremowana. Oprócz Adele (nominowanej za superprzebój Skyfall w kategorii "Najlepsza piosenka") na gali pojawią się również Barbra Streisand oraz Norah Jones. Wszystkie te występy z pewnością będą skutecznie podgrzewać atmosferę. I bez nich 85. gala przyznania Oscarów byłaby jednak wyjątkowa, a to dlatego, że tegoroczne nominowane filmy są absolutnie niepowtarzalne i każdy z nich zasługuje na osobną nagrodę. Równie gorąco prezentują się pozostałe nagrody, w tym przede wszystkim dla najlepszego aktora i aktorki. I choć co roku miałem swoich faworytów, w tym roku mam naprawdę ogromny problem, aby wybrać TEGO jedynego i TĘ jedyną. Zapowiada się noc pełna ogromnych emocji. Swoją pierwszą notkę chciałbym poświęcić właśnie dziewiątce nominowanych filmów. Liczę, że moje króciutkie recenzje (a właściwie to chyba mini-reklamy) przekonają Was do ich obejrzenia (być może ponownego) i 24 lutego zasiądziecie do gali oskarowej równie podekscytowani jak ja.


Miłość (Amour), reż. Michael Haneke
Fabuła filmu jest niesłychanie prosta - Georges i Anna są kochającym się małżeństwem z wieloletnim stażem. Żyją każdym dniem oddając się swym nieskomplikowanym pasjom (muzyka, literatura). I oto pewnego dnia wszystko się zmienia - udar Anny zaburza schematyczny porządek codzienności i wystawia na ciężką próbę ich ogromne uczucie. Miłość nie jest filmem pięknym i zachwycającym, tak samo jak Haneke nie jest reżyserem modnym i nowoczesnym. Mnie zawsze poraża lodowaty chłód wyzierający z jego wszystkich filmów. I mimo, że jest to jego znak rozpoznawczy, a wręcz już schemat (przejawiający się motyw komentowania rzeczywistości poprzez milczenie pojawiał się już przecież w Białej wstążce czy w Funny games), wciąż silnie oddziałuje na widza. Sam pomysł przedstawienia starości i umierania w czasach MTV jest co najmniej odważny. A tytułowe uczucie dwójki starców chyba każdego widza ściśnie za gardło. Brawurowa rola Emmanuelle Rivy, która przyniosła jej nominację do Oscara. I szczerze powiedziawszy, wcale się nie zdziwię, jak właśnie ona go zgarnie.

Operacja Argo (Argo), reż. Ben Affleck
Wyczytałem ostatnio, że Amerykanie nie lubią Bena Afflecka i chyba jest w tym sporo prawdy, bo brak nominacji za ten film w kategorii "Najlepszy reżyser" jest dla mnie wciąż zagadką nie do rozwiązania. Mamy tu do czynienia z opartą na faktach historią tajnej operacji ratowania sześciu amerykańskich zakładników (Teheran, 1979 r.). Choć pod względem aktorskim film rzeczywiście wypada dosyć blado, to jednak akcja jest oszałamiająca. Bez wątpienia jest to film, który najbardziej z wszystkich nominowanych utrzymuje napięcie. Affleck zdobył już zresztą za niego Złotego Globa w kategorii "Najlepszy film" w tym roku. Czyżby teraz nadszedł czas na Oscara? Jeśli mu się to uda, to zdarzy się coś nietypowego - chyba pierwszy raz w historii wygra film, który nie został nominowany za reżyserię. Ja bardzo kibicuję Operacji Argo i myślę, że istnieje naprawdę duże prawdopodobieństwo, że to właśnie on zwycięży.

Bestie z południowych krain (Beasts of the Southern Wild), reż. Benh Zeitlin
To jeden z tych filmów, którego nominacja kompletnie mnie zaskoczyła i jednocześnie szalenie ucieszyła. Bo czy jest ktoś, kto nie uśmiechnął się w kinie choć raz na widok małej słodkiej Hushpuppy? Film przedstawia nietuzinkową historię kilkuletniej dziewczynki, która musi stawić czoła swej patologicznej sytuacji domowej i powodzi oraz zmierzyć się z tajemniczymi bestiami, które nadchodzą z południa. Historia naprawdę baśniowa i jedyna w swoim rodzaju. Mnie film ten kojarzy się nieco z Życiem Pi, gdyż podobnie jak on porusza kwestie filozofii, religii oraz życia w zgodzie z przyrodą. Nominacja dla dziewięcioletniej Quvenzhane Wllis jako dla najlepszej aktorki to kolejna wielka niespodzianka, choć trzeba przyznać, że bardzo zasłużona. Chyba najlepszym komentarzem do tej krótkiej recenzji będą słowa Hushpuppy z końca filmu: 
"Rozumiem, że jestem jedynie malutką częścią wielkiego, wielkiego wszechświata. I wszystko jest tak, jak powinno być. Kiedy umrę, uczeni z przyszłości dowiedzą się. Będą wiedzieć, że kiedyś, była sobie Hushpuppy... I żyła ze swoim tatusiem w Wannie..."
Django (Django Unchained), reż. Quentin Tarantino
Jeden z największych sukcesów kasowych minionego roku, już 10. w rankingu najlepszych filmów świata na filmwebie. Django widzieli już chyba wszyscy, więc w sumie sam nie wiem, co mógłbym o nim jeszcze napisać. Historia dotyczy odbijania żony czarnoskórego niewolnika z rąk bezwzględnego właściciela plantacji Calvina Candie'go. Jak można się spodziewać po Tarantino, mamy do czynienia z niezwykle wciągającą fabułą okraszoną klimatyczną muzyką i hektolitrami sztucznej krwi. Brawurowe role Christophera Waltza i Leonardo DiCaprio. Waltz jest za tę rolę nominowany w kategorii "Najlepszy aktor drugoplanowy", chociaż moim zdaniem zagrał tak samo jak w Bękartach wojny i nominacja ta bardziej należała się DiCaprio. Film rzeczywiście robi wrażenie, ale według mnie 10. miejsce w ogólnym rankingu to lekka przesada. No nic, pożyjemy zobaczymy, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że Oscar trafi do Tarantino.

Nędznicy (Les Miserables), reż. Tom Hooper
Można się spierać o to, czy Russel Crowe potrafi śpiewać i czy był najlepszym wyborem do roli charyzmatycznego Javerta oraz o to, czy Hugh Jackman był wiarygodny jako Jean Valjean, ale jedno jest pewne - Tom Hooper odwalił kawał dobrej roboty! Fabuły chyba nikomu nie muszę przedstawiać - jest to adaptacja słynnej powieści Victora Hugo. Absolutnie wszystkich przyćmiła Anne Hathaway (w roli Fantine), która dała prawdziwy popis swych aktorskich umiejętności. I choć osobiście za nią nie przepadam i uważam ją za ogromnie przereklamowaną, to muszę uczciwie przyznać, że Oscara za drugoplanową rolę żeńską ma już w kieszeni. No chyba, że zagrozi jej równie znakomita Helen Hunt, która w Sesjach pokazała nie tylko piękne nagie ciało pięćdziesięcioletniej kobiety, ale przede wszystkim wielki talent. Ciekawe, ile będzie Oscarów z tych ośmiu nominacji?

Życie Pi (Life of Pi), reż. Ang Lee
Mój wielki faworyt i szczerze na to liczę, czarny koń Oscarów 2013. Jest to ekranizacja powieści Yanna Martela. W wielkim skrócie: podczas morskiej podróży do Kanady statek z całą rodziną głównego bohatera (Pi) tonie. Jemu jako jedynemu udaje się przetrwać na łodzi z hieną, orangutanem, zebrą i tygrysem. Efekciarstwo, baśń, bajka - różnie można o nim pisać, jednak żadne z tych stwierdzeń nie oddaje głębi i przesłania filmu. Ten film to znakomita filozoficzna wyprawa skłaniająca do refleksji nad otaczającym nas światem, nad religią i wreszcie nad samym sobą. Gratka dla lubujących się w symbolizmie i niejasnych zakończeniach. Moim zdaniem Lee stworzył dzieło, które swym kunsztem znacznie przewyższa jego głośną Tajemnicę w Brokeback Mountain. I mam wielką nadzieję, że zostanie za to nagrodzony.

Lincoln, reż. Steven Spielberg
12 nominacji do Oscara i murowany faworyt większości krytyków. Film opowiada o czterech ostatnich miesiącach z życia najsłynniejszego prezydenta Stanów Zjednoczonych - Abrahama Lincolna. Będę szczery do bólu - świetna muzyka, gra aktorka, kostiumy i zdjęcia, ale fabuła naprawdę nie porywa. Film jest bez wątpienia gratką dla prawdziwych kinomanów, na 100 osób w kinie może z 5 po jakichś 20 minutach nie zajęło się ziewaniem. Na wielka uwagę bez wątpienia zasługuje rola Daniela Day-Lewisa, który naprawdę stał się Lincolnem. I to na pewno zostanie docenione. Mam jednak wielką nadzieję, że Akademia nie uzna Lincolna za najlepszy film. I jestem szalenie ciekawy, czy niedługo wchodzący na ekrany polskich kin Wałęsa będzie miał dla Polaków też tak ogromne znaczenie narodowe jak Lincoln dla Amerykanów.


Poradnik pozytywnego myślenia (Silver Linings Playbook), reż. David O. Russell
Naprawdę świetny! Główny bohater (w tej roli Bradley Cooper) na skutek różnych okoliczności stracił wszystko, przez co wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Teraz musi wrócić do świata tych normalnych, w czym starają mu się pomóc rodzice, przyjaciele oraz zjawiskowo piękna Tiffany (Jennifer Lawrence). Bardzo zgrabnie opowiedziana historyjka, fenomenalnie zagrana, trochę taka słodko-gorzka, bo nie jest to do końca ani dramat, ani komedia romantyczna. Moim zdaniem zakończenie nieco zepsuło całość, ale to już pozostawiam Waszej opinii. Jestem przekonany (i bardzo na to liczę!), że Jennifer Lawrence dostanie za tę rolę swojego pierwszego Oscara w kategorii "Najlepsza aktorka pierwszoplanowa". Ma co prawda dwie bardzo groźne przeciwniczki: Jessicę Chastain (Wróg numer jeden) oraz Emmanuelle Riva (Miłość), ale myślę, że Jen wyjdzie z tego pojedynku cało. I z Oscarem w ręku w wieku 22 lat!

Wróg numer jeden (Zero dark thirty), reż. Kathryn Bigelow
Film opowiada o polowaniu na Osamę bin Ladena, a wszystko to opowiedziane z perspektywy młodej agentki CIA, Mayi (Jessica Chastain). Nie sposób nie wspomnieć, że film wywołał ogromną aferę niemal na całym świecie z powodu przedstawienia brutalnych scen tortur. Mimo to jest uważany za czarnego konia w kategorii "Najlepszy film". Nieustannie porównuje się go do poprzedniego hitu Bigelow - The Hurt Locker: W pułapce wojny, czyli zdobywcy Oscara w roku 2010, ale moim zdaniem to jakieś nieporozumienia. Film nie jest zły, ale zbyt długi i jakoś brak w nim akcji. Ja się raczej zawiodłem, bo po tych wszystkich ubranych w wielkie słowa recenzjach i reklamach liczyłem na znacznie więcej. Jedynie Jessica Chastain zasługuje tu na uwagę, ale według mnie i tak przegrywa z Jennifer Lawrence z Poradnika pozytywnego myślenia.

Podsumowując, ja mocno kibicuję Życiu Pi. Nie zawiodę się też, jeśli wygra Operacja Argo, Poradnik pozytywnego myślenia lub Bestie z południowych krain. Natomiast mam ogromną nadzieję, że Akademia nie okaże się w swym wyborze pro-amerykańska i nie wytypuje na zwycięzce Wroga numer jeden lub Lincolna. Trochę dziwi mnie brak nominacji w kategorii "Najlepszy film" dla Niemożliwe, ale najwyraźniej w dzisiejszych czasach polityka góruje nad kataklizmami. 85. gala rozdania Oscarów już w najbliższą niedzielę. Zapowiada się arcyciekawie i niezwykle smakowicie!

Zachęcam do dyskusji i wyrażania własnych opinii w komentarzach.

11 komentarzy:

  1. Witam w filmowej blogosferze :-) Na razie chciałem się tylko przywitać. Bardzo mnie cieszy dopisek na końcu posta, zapraszający do dyskusji - jutro poczytam i pewnie jakimiś wrażeniami po tekście się podzielę :-)

    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo serdecznie witam. Kocham dyskutować o filmach i podobnie jak Ty, traktuję je jak sztukę. Miło będzie podyskutować i poznać opinie nowej osoby :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. No to dotrzymuję obietnicy :-) czytam i na żywo od razu odrobinę podyskutuje :-) przperaszam, że tak długo - krócej mi się nie udało, skoro pisałeś o tylu filmach :-)

      Ten cały Oscarowy czar odrobinę co roku mnie denerwuje, jest przecież tyle lepszych nagród, związanych z festiwalami - ale i tak co roku emocjonują mnie te nagrody i zawsze je oglądam (i często się przy tym wzruszam) :-)
      W tym roku pewnie będzie tak samo, choć czytałem mało o samych planach względem ceremonii - musicalowe wstawki nie specjalnie mnie cieszą, ale świętowania związanego z urodzinami Bonda jestem ciekaw - prawie wszyscy odtwórcy mają stanąć obok siebie... poza jednym. I bardzo dobrze, że Sean nie weźmie udziału, facet poszedł na emeryturę i odczepił się od całego biznesu - u mnie budzi to szacunek. No i zobaczę swoich 2 ulubionych odtwórców roli agenta 007 - przede wszystkim George Lazenby i Daniela :-)

      Co do filmów - z wymienionych nie widziałem jeszcze Miłości, jakoś nie potrafię, nie znajduje chwili by tak na spokojnie i bez uprzedzeń do tego filmu zasiąść. Dziwi mnie nominacja dla najlepszego filmu (poza obcojęzycznym), no ale widać wytwórnia ładnie sobie poradziła z promocją. Bo, choć nie odnoszę się bezpośrednio do tego tytułu (bo jeszcze go nie widziałem) to przecież żeby film otrzymał nominację musi stać za nim wielka kampania promocyjna, pieniądze, wytwórnie... znów pojawia się myśl, że najbliższe moim gustom filmowym są Berlińskie Niedźwiedzie - no ale nie o tym miało być :-)

      Usuń
    3. Sądzę, że słusznie przewidujesz nagrodę dla Argo. Wzruszył mnie i emocjonował film Bena, ale nie jest najlepszym filmem w mojej opinii w tym zestawieniu. Choć podobnie jak Ty, uważam że wygra główną nagrodę (ale w moim przypadku to opinia opierająca się na wynikach bukmacherskich - w nich właśnie Argo stoi najwyżej).

      Bestie z Południowych krain nie "przemówiły do mnie" :-) prawdy objawione w filmie nie wydają mi się odkrywcze - choć przedstawione z poziomu dziecka są dojrzałe i na tym etapie mogą być odkrywcze, muzyczny motyw, choć przepiękny (i brzmiący jak muzyka lubianego przeze mnie Beirutu) wałkowany jest aż do wymęczenia i przesłuchania. Poza tym nie kupuję baśniowej konwencji opowiadana o patologiach, czy szaleństwie - a to dostrzegam w tle opowieści, ostatni taki przypadek byłem w stanie tolerować (i chyba tylko wyłącznie) w "Labiryncie fauna", w przypadku Oscarów nie kibicuje Bestiom

      Django tak wysoko już zaszedł na filmweb? :-) no proszę (ja ogólnie przepisałem się na IMBD) genialne w tym filmie jest wszystko. Ja z kolei popieram nominację dla Waltza i nie oddałbym jej DiCaprio, no cóż akademia przegapiła go już wielokrotnie i pewnie sytuacja będzie narastać jak ze Scorsese, który dostał nagrodę nie za ten film co powinien :-) bo wydaje mi się, że w końcu musiał. Choć Infiltracja stoi u mnie na półce i lubię ten film (jednak nie umywa się do Infernal Affairs). Ale wracając do Django bardzo fajnie by było, gdyby za oryginalny scenariusz nagrodzono Tarantino :-)

      Usuń
    4. Anne H. rzeczywiście może ma Oscara w kieszeni - zdobyła już innych nagród za tę rolę kilka po drodze. Ale przniesienie na ekran musicalu ze słabszą wokalnie obsadą uważam za pomyłkę (bo mimo wszystko mam wrażenie, że do ekranizacji powieści mu daleko). Reżyser, a bardziej jego ekipa spisali się technicznie, dobre kostiumy, scenografie, ale całkowicie pozostawił mnie bez emocji... choć nie, zostawił we mnie dużo emocji, ale większość negatywne. I wbrew opiniom wielu osób nie uważam że Anne zasługuję na nagrodę, bo wychudła, obcięła włosy - toż to po prostu aktorski warsztat, nagradza się za talent, przebłysk geniuszi w wykonaniu, a tego w jej roli nie dostrzegam.

      W Życiu Pi urzekło mnie wykonanie, piękna historia, ale religijne tło (skąd inąd przecież powiązane z książką - bo to scenariusz adaptowany) nie wpisuje się w mój światopogląd. Może dlatego ostatecznie opowieść o poszukiwaniu (odnalezieniu) boga, bogów, wiary nie jest bliska memu sercu, choć wizualnie na długo we mnie pozostanie. Poza tym to jeden z niewielu filmów w 3D kręcony w tej technice i tak właśnie powinno być, a nie "oszukańcze" konwersje. Ujęcie tygrysa wywoływały gęsią skórkę i wzbudzały respekt.

      Hm - faktycznie ciekawe pytanie o Wałęsę i polskiego odbiorcę vs Lincoln i odbiorca amerykański, jak obstawiasz? Bo mi się nie wydaje, by było podobnie. Chyba nie ta mentalność, bo czy rodzime filmy są w kraju nad Wisłą aż tak ważnym medium i kształtują ludzką świadomość? Ostatnio być może "Dług", ale potem nie kojarzę przypadku filmu, który tak bardzo by poruszał opinię publiczną. A sam Lincoln dla mnie był jednym z lepszych Oscarowych tegorocznych seansów. I tak - Lewis zgarnie nagrodę na bank :-) (a czy rzeczywiście tak będzie to się jeszcze okaże), ale podobało mi się jego przemówienie bodajże na Złotych Globach, kiedy mówił, że to dosyć niezręczna sytuacja, być nagrodzonym za odtwarzanie roli człowieka, który zginął z ręki niespełnionego aktora ;-)

      Usuń
    5. Poradnik zgadzam się, świetny. Zaskoczył mnie, bo dawno nie było filmu, który tak lekko opowiadałby o życiu, ale czy rzeczywiście może być to jeden z najlepszych filmów? Tutaj już tak pewien nie jestem :-) znów coś wyczuwam kampanie promocyjną, która odrobinę pomogła. Czytałem co nieco o książce i jak okazuje się, to zupełnie inna opowieść -szczególnie z zakończeniem. No i trywializacja co by nie było poważnej choroby, nie kupuję tego co mówiono w podziękowaniach, że to ważny film dla ludzi bliskich chorych na zaburzenia afektywne dwubiegunowe (jak i samych chorych pewnie), bo pokazuje zbyt przesłodzony obraz tego. A i jeszcze z mało przekonujących mnie motywów - De Niro na siłę wyciskający łzy :-( "smuteczek" co się stało z Robertem, jego warsztatem i rolami, które dostaje

      No i na koniec mój faworyt i ulubiony film z Oscarowego zestawienia - Zero Dark Thirty. Porównanie do Hurt Locker - rzeczywiście nie na miejscu, bo tutaj narracja, spojrzenie na wydarzenia stoi w opozycji do poprzedniego filmu Kathryn. Ale mnie nie wymęczył, nie wynudził - wręcz odwrotnie oglądałem go w wielkim skupieniu i z zainteresowaniem. A brak akcji? No to nie jest kino akcji, źle że może tak je reklamowano - to dramat, w którym mocą napędową są ludzie i ich emocje, dążenia. Jak dla mnie rewelacja i mam nadzieję, że zgarnie jak najwięcej nagród :-D


      no i trochę zaspamowałem - okazuje się, że komentarz nie może być dłuższy niż ok 4100 znaków :-) strasznie mało :-)

      Pozdrawiam :-D

      Usuń
  2. Wow, to się nazywa komentarz :) O ile dobrze zdołałem wywnioskować, stawiasz na wygraną "Argo", ale chciałbyś nagrodę dla "Zero Dark Thirty", tak?

    Wiesz, ja właśnie w "Zero Dark Thirty" nie dostrzegłem tych wszystkich emocji, o których piszesz, no może poza ostatnią sceną ze łzami Jessici Chastain. W przeciwieństwie dla Ciebie znalazłem je natomiast w "Bestiach z południowych krain". Może cały film rzeczywiście jest trochę taką intelektualną papką, ale mnie przekonuje to, że wszystko widzimy oczami małej dziewczynki. Oczywiście każdy zwraca w filmie uwagę na coś innego, więc absolutnie nie neguję Twojej opinii, a wręcz muszę przyznać, że skłoniłeś mnie do powtórzenia seansu "Zero Dark Thirty". Może za drugim razem bardziej się przekonam :)

    Całkowicie zgadzam się z Tobą co do "Les Mirables" - film sam w sobie nie jest zły, ale rzeczywiście jest obdarty z emocji. Ja z Hathaway mam problem od zawsze, nie kupuję jej, ale myślę, że w "Nędznikach" zasługuje na docenienie. Chociaż będę miło zaskoczony, jeśli nagroda zamiast do niej, trafi do Helen Hunt.

    Co do Wałęsy zgadzam się z Tobą. W Polsce mamy jednak inną mentalność, chociaż spodziewam się, że do kin wyruszy naprawdę wielu Polaków. Ja sam nie mogę się doczekać, chociaż nieco się martwię, czy nie spaprają tego filmu. Na dobrą sprawę już sam plakat nie zachęca.

    No i na koniec "Poradnik pozytywnego myślenia". Bardzo, ale to bardzo nie spodobało mi się to słodziutkie zakończenie. Można to było zakończyć happy-endem, ale na setki różnych innych sposobów. De Niro kompletnie mnie nie przekonał, a nominacja dla niego za tę rolę to chyba jedna z największych pomyłek tego roku.

    No zapowiada się ciekawie :) Bardzo dziękuję za rzetelne opinie i oczywiście zapraszam na bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to od czego by tu jeszcze zacząć :-) to może od środka :-)

      Wałęsa - rzeczywiście z plakatem były przygody (teraz już pojawiła się druga, równie dziwna wersja) ;-) najbardziej podobały mi się przeróbki plakatu Wałęsy, a raczej jego rozbudowanie z Lincolnem i bodajże Hitchcockiem :-) co nie zmienia faktu, że do kina i tak się wybieram na nowy film z Więckiewiczem.

      No to skoro skłoniłem Cię do obejrzenia ponownie "Zero..." to przyznaję, że to co napisałeś teraz o "Bestiach..." też daje mi do myślenia. Czasami odczytanie filmu wynika z chwili, w której się go ogląda - w kontekście innych filmów oglądanych wcześniej - kto wie, może dam odrobinę czasu tej produkcji i jak się ukaże na DVD/BD to sięgnę po film, ale na początek z komentarzem twórców (o ile taki będzie dołączony do wydania)

      I dokładnie tak jak napisałeś - kibicuję "Zero", ale stawiam na wygraną Argo.

      I rzeczywiście nagroda dla Helen Hunt byłaby miłym zaskoczniem. Szkoda, że tak mało nominacji dostały "Sesje" bo bardzo mi się podobały, a dawno nie widziana Helen Hunt może znów wróci na ekrany - oby, choć mam wrażenie, że jakoś nie specjalnie jej na tym zależy, ale kto wie jak jest na prawdę :-) w końcu to aktorka, jaki aktor nie chciałby grać, do tego w dobrych filmach :-)

      Popieram wszystko co jeszcze dopisałeś odnośnie "Poradnika", co nie zmienia mimo wszystko faktu, że kurcze nieźle mi się oglądało ten film :-)

      I czy na pewno to jeszcze komentarz, czy już spam hehe :-D

      Pozdrawiam, jutro poczytam o drogówce :-)

      Usuń
  3. Ja widziałem tylko "Operację Argo", "Django" i "Poradnik", a także "Skyfall", który też parę nominacji dostał. Wszystkie te filmy bardzo mi się podobały i Oscary bym podzielił tak: "Argo" za najlepszy film, scenariusz adaptowany i muzykę, "Django" za scenariusz oryginalny, "Poradnik" za reżyserię, montaż i rolę Jennifer Lawrence, a "Skyfall" za piosenkę Adele i zdjęcia Deakinsa (ten facet ma już 10 nominacji i żadnego Oscara). A, no i widziałem jeszcze "Annę Kareninę", która może zgarnąć statuetki za scenografię i kostiumy.
    Co do aktorów, to strzelam w ciemno, że nagrodę dostaną Joaquin Phoenix i Robert De Niro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że bardzo dobrze obstawiasz. Moje głosy prawie całkowicie pokrywają się z Twoimi. Też stawiam na "Argo", chociaż byłbym miło zaskoczony, gdyby zwyciężyło "Życie Pi". No jedynie co do De Niro się nie zgadzam :)

      Usuń
  4. Hej, witam w naszym poszerzającym się gronie - moje typy poznasz u mnie. Już nie chce mi się tego wałkować - prawdziwa dyskusja rozgorzeje pewnie po gali :) pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń