sobota, 5 marca 2016

Wyjść z pokoju - recenzja filmu "Pokój" (reż. Lenny Abrahamson, 2015)

Są takie filmy, po których seansie ciężko zasnąć. Nie mam na myśli przerażających horrorów czy przepełnionych efektami specjalnymi blockbusterów, po obejrzeniu których po prostu bolą nas oczy, ale obrazy, które swą treścią oddziałują na nas w takim stopniu, że ciężko się nam po nich otrząsnąć. Właśnie takim filmem okazał się być dla mnie najnowszy obraz Lenny'ego Abrahamsona, nominowany do Oscara "Pokój". Nie zobaczycie tu pięknych i popularnych aktorów znanych z pierwszych stron gazet, nie usłyszycie przeintelektualizowanych dialogów, nie zostaniecie zmuszeni do błądzenia po fabularnych meandrach. A jednak "Pokój" rozłoży Was na łopatki, wzruszy, poruszy i jeszcze długo po seansie nie będziecie potrafili o nim zapomnieć (obejrzałem film ponad trzy tygodnie temu, a wciąż nie mogę przestać o nim myśleć). Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego warto obejrzeć najnowszy film Abrahamsona, zapoznajcie się z całą notką. I pędźcie do kin, póki jeszcze go grają, gdyż szkoda by było, abyście przegapili seans jednego z najlepszych filmów tego roku.





Jack (Jacob Tremblay) ma pięć lat, gdy dowiaduje się od mamy (Brie Larson), że pokój, w którym mieszka z nią od urodzenia, nie jest całym światem. Wychował się tu, myśląc, że po drugiej stronie ścian jest pustka. Teraz matka decyduje się powiedzieć mu prawdę i z jego pomocą podjąć walkę o wolność. Od prawie 6 lat są więzieni przez człowieka, który każe nazywać się Dużym Nickiem. Izoluje ich od świata, grożąc, że próba ucieczki zostanie ukarana śmiercią. Mama obmyśla niezwykle ryzykowny plan, którego głównym bohaterem ma być właśnie Jack. Wkrótce okaże się, że nie samo odzyskanie wolności jest największym wyzwaniem, ale konieczność odnalezienia się w niej i nauka życia na nowo (źródło opisu filmu: Filmweb.pl).

Oglądając pierwsze sceny filmu bez wcześniejszego zapoznania się z krótkim opisem fabuły widz może poczuć się lekko zdezorientowany. Sprawy nie ułatwiają wszystkie zabiegi techniczne stosowane przez operatorów, którzy dwoją się i troją, aby ukazać nam klaustrofobiczny charakter świata Ma i Jacka w pełnej krasie. Cztery ściany, niedostępne i wiecznie zamknięte okno dachowe, ciemna i ciasna szafa oraz zniszczone, odrapane krzesło - to jest właśnie świat dwóch osób, które są zdane na samych siebie. To właśnie ich dozgonna miłość sprawia, że jakoś udaje im się w tym świecie przetrwać. W świecie zwanym Pokojem. W głowie Ma wciąż istnieje jednak świadomość, że poza tymi czterema ścianami istnieje prawdziwy świat - świat, w którym żyła od momentu narodzin do czasu uprowadzenia przez Dużego Nicka. Świadomości tej nie ma Jack, który urodził się w Pokoju. I właśnie o tym jest ten film. O ucieczce, próbie powrotu do normalności oraz próbie nauczenia się świata na nowo. Poza ścianami Pokoju.

Abrahamson w znakomity sposób buduje napięcie w pierwszej części filmu. Jest taki moment (doskonale wiecie, o który mi chodzi), w którym aż ściskacie pięści i wyrywacie się z kinowego fotela, aby móc jakoś pomóc. Niestety, każdy z nas jest tutaj tylko obserwatorem. A fakt, iż film oddziałuje na nas w ten sposób tylko udowadnia to, jak wybitnym reżyserem jest Abrahamson - człowiek, który film z gatunku indie doprowadził na sam szczyt i tym samym stanął do walki o najważniejszą nagrodę filmową z takimi gigantami jak Inarritu, Miller czy McCarthy. Nie udałoby mu się to bez udziału dwóch niekwestionowanych gwiazd: nagrodzonej Oscarem za pierwszoplanową rolę Brie Larson, która tylko potwierdziła swój status jednej z najzdolniejszych gwiazd młodego pokolenia oraz Jacoba Tremblaya, który jako jedyny mógł w tegorocznym oscarowym wyścigu zagrozić DiCaprio. Wielka szkoda, że Akademia nie doceniła tej trudnej i mistrzowsko zagranej roli tego utalentowanego 9-latka. Swym urokiem osobistym i kilkoma rozbrajająco szczerymi wypowiedziami podczas oscarowej gali Jacob kupił sobie nas wszystkich. Jestem głęboko przekonany, że jeszcze o nim usłyszymy. I to szybciej, niż może nam się wydawać.

Fenomenalne kino. 9/10. 

ps: "Pokój" to kopalnia genialnych filmowych cytatów. Mnie najbardziej rozbroił ten najprostszy:
Ma: You're gonna love it.
Jack: What?
Ma: The world. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz