Już 15 kwietnia swą polską
premierę będzie miał film „High Rise”, w którym w głównej roli będziemy mogli
zobaczyć Toma Hiddlestona. Przedstawiam sylwetkę tego utalentowanego i
posiadającego armię prawdziwych fanów aktora.
Tom urodził się 9 lutego 1981
roku w Westminster w Londynie. Po ukończeniu Dragon School zaczął uczęszczać do
umiejscowionego w pobliżu Windsoru Eton College. Jego talent aktorski został
dostrzeżony dopiero wówczas, gdy rozpoczął naukę na Uniwersytecie w Cambridge.
Pracująca w agencji aktorskiej Lorraine Hamilton miała okazję obejrzeć go w
sztuce „Tramwaj zwany pożądaniem”. Hiddleston zrobił na niej tak ogromne
wrażenie, że postanowiła dać mu szansę. To właśnie w ten sposób aktor otrzymał
swą pierwszą rolę telewizyjną. W filmie „Nicholas Nickleby” miał okazję zagrać
u boku takich aktorów jak Charles Dance, James D’Arcy i Sophia Myles. Aktor
pojawił się też w niewielkiej roli operatora telefonicznego na planie
„Ostatecznego rozwiązania”. Przepustką do wielkiej kariery miała się jednak
okazać rola syna Winstona Churchilla w wielokrotnie nagrodzonym (m.in. Złotym
Globem i nagrodą BAFTA) dramacie historycznym Richarda Loncraine’a,
„Wzbierająca burza”.
Niestety, rola ta nie okazała się
być tak przełomową, jak liczył na to Hiddleston. Aktor kontynuował swą edukację
i ukończył jedną z najbardziej prestiżowych szkół dramatycznych na świecie –
Royal Academy of Dramatic Art (absolwentami tej uczelni są m.in. Anthony
Hopkins i Sean Bean). To właśnie dlatego po nieudanej przygodzie z filmem oddał
się pracy w teatrze, w którym pracuje zresztą do dziś. Aktor posiada wiele
talentów i jest wszechstronnie uzdolniony. Potrafi posługiwać się płynnie
starożytną greką, z prawdziwą pasją recytuje Szekspira o każdej porze dnia i
nocy, uwielbia tańczyć. Nic dziwnego, że na konto aktora trafiło tak wiele
prestiżowych nominacji i nagród branżowych, w tym m.in. nominacja do nagrody
Iana Charlesona czy nagroda Laurence’a Oliviera za „Najlepszy debiut 2008
roku”. Ogromna miłość do teatru nie zniechęciła Toma do poszukiwania szczęścia
w mainstreamie. Na wielki boom trzeba było trochę poczekać…
Wrodzona skromność i brytyjski urok sprawiły, że Hiddlestona pokochał cały świat.
Dwa lata po ukończeniu RADA
aktora można było oglądać w małych rolach drugoplanowych w kilku serialach
telewizyjnych. Rękę pomocy wyciągnęła do niego Joanna Hogg, która zaangażowała
go w jednej z głównych ról w głośnym brytyjskim dramacie niezależnym,
„Unrelated”. To właśnie na planie tego filmu Hiddleston mógł w końcu rozwinąć
skrzydła. Przyszło mu się wcielić w postać zbuntowanego nastolatka, outsidera o
imieniu Oakley. Aktor okazał się w tej roli tak niepoprawnie charyzmatyczny, że
natychmiast zwrócił uwagę wszystkich najważniejszych krytyków filmowych. Co
ciekawe, na planie „Unrelated” Tom miał okazję zagrać u boku swej siostry, Emmy
Hiddleston. Reżyserująca obraz Joanna Hogg kontynuowała współpracę z aktorem
jeszcze przez kolejne lata: w 2010 roku na ekrany kin wszedł jej kolejny dramat
„Archipelago”, a w 2013 (czyli w roku przypadającym na okres największej
popularności Toma), „Exhibition”. Każdy z fanów aktora powinien obejrzeć
zwłaszcza „Unrelated” i „Archipelago” – takiego Hiddlestona jeszcze nie znacie.
Rola w „Unrelated” otworzyła
aktorowi drzwi do wielkiego świata. Pojawił się on w popularnym serialu
„Wallander” oraz w drugoplanowej roli w produkcji BBC „Jane Austen żałuje”.
Prawdziwy przełom nastąpił jednak dwa lata później. Po przejściu na specjalną
dietę i po serii ciężkich treningów, wzbogacony o nowe doświadczenia (i o 10
kg. większą masę mięśniową) aktor pojawił się na castingu do roli Thora.
Reżyserii tej marvelowskiej produkcji podjął się Kenneth Branagh, z którym Tom
miał już wcześniej okazję współpracować, m.in. przy „Wallanderze”. Aktorowi nie
udało się dostać głównej roli, została mu jednak złożona propozycja zagrania
roli Lokiego, boga zła, brata Thora. I właśnie przyjmując tę rolę Hiddleston
podjął tak naprawdę decyzję o całej swej przyszłości. Pierwszy raz w historii
produkcji Marvela postać villaine’a zdobyła większą popularność niż postać
dobrego głównego bohatera (w tej roli również lubiany Chris Hemsworth). Na
całym świecie rozpoczął się prawdziwy szał, powstała największa armia fanów na
świecie, nazywająca sama siebie „Hiddlestonersami”. Na uwagę zasługuje fakt, iż
mimo, że od czasu premiery „Thora” minęło już pięć lat, szał ten trwa do dziś.
Dopiero rola Lokiego sprawiła, że Tom Hiddleston przedostał się do mainstreamu.
W tym samym roku co „Thor”, swą
premierę miały inne głośne filmy z udziałem Toma Hiddlestona. Czas okazał się
zatem dla niego łaskawy, fani mieli okazję zobaczyć różne oblicza swego
ulubieńca w krótkich odstępach czasu. Aktor miał okazję współpracować z
największymi współczesnymi reżyserami. Pojawił się w nominowanym do Oscara
„Czasie wojny” Stevena Spielberga oraz w „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena.
W „Głębokim błękitnym morzu” Terence’a Daviesa wcielił się w rolę amanta,
któremu uległa wcielająca się w główną rolę Rachel Weisz. Wiele
najwierniejszych fanek aktora przyznaje, że często wraca do seansu tego filmu,
bo właśnie ta rola sprawiła, że rozkochał je w sobie na dobre. Następne lata to
okres nowych triumfów Hiddlestona: na ekrany kin weszły kolejne filmy z serii
Marvela („Avengers”, „Thor: Mroczny świat”, „Avengers: Czas Ultrona”), aktor
został zaangażowany do roli Henryka V w serialu BBC „The Hollow Crown”,
pojawiły się też nowe perspektywy i okazje do ukazania nowych twarzy. Na największą
uwagę zasługują role aktora w takich filmach jak „Tylko kochankowie przeżyją”
Jima Jarmusha oraz w „Crimson Peak. Wzgórze krwi” Guillermo del Toro. W tym
pierwszym Tom wcielił się w postać zmęczonego wiecznością życia wampira.
„Crimson Peak” był z kolei horrorem kostiumowym, dzięki czemu aktor mógł
połączyć dwie rzeczy, w których jest najlepszy: teatr ze swym mrocznym
obliczem.
Wielu zastanawia się, jaka jest
tajemnica sukcesu Toma Hiddlestona. Aktor nie jest typem hollywoodzkiego
przystojniaka, a na jego koncie nie ma ról, za które zostałby chociaż
nominowany do tak prestiżowych nagród jak Oscary czy Złote Globy. Interesujące
jest również to, że pomimo swego wyjątkowo łagodnego usposobienia, największą
popularność zdobywa w tych filmach, w których przychodzi mu się wcielić w
postać czarnego charakteru. Niech nie zwiedzie Was jednak niewinny uśmieszek
aktora – z całą pewnością odrobił on lekcje z PR’u i popkultury, gdyż dba on o
swych fanów jak mało kto. W 2013 roku na konwencie Comic-Con w San Diego pojawił
się w stroju Lokiego i zachowywał się dokładnie tak jak on, czym wywołał
ogromne poruszenie. Kiedy rok później pojawił się jako gość w programie „Top
Gear”, program zanotował rekordową oglądalność w swej historii. Tuż przed
premierami swych filmów aktor pojawia się na kanapach u najbardziej popularnych
showmanów, gdzie nie tylko daje popis swych aktorskich umiejętności, ale też
rozczula fanów swym brytyjskim urokiem. Nic dziwnego, że w rankingach na
najseksowniejszych aktorów Hiddleston zawsze znajduje się w pierwszej piątce.
Aktor realizuje się też jako filantrop – jest jednym z ambasadorów UNICEF-u.
Wydawać by się mogło, że to kompletnie zbędna scena w "The Night Manager". No właśnie, wydawać by się mogło...
Wszystko wskazuje na to, że Toma
Hiddlestona unosi właśnie druga, wciąż rosnąca fala popularności. Aktora możemy
oglądać obecnie w zbierającym świetne recenzje 6-odcinkowym mini-serialu BBC,
„The Night Manager”, gdzie wciela się w postać działającego pod przykrywką
agenta służb specjalnych. Czyżby miało to jakiś związek z ostatnimi plotkami
mówiącymi, iż Hiddleston jest brany pod uwagę do roli Jamesa Bonda? W 2017 roku
na ekrany kin wejdą głośne blockbustery: „Kong: Skull Island”, który już teraz
zachwyca obsadą oraz kolejna część serii filmów o Thorze. Pozostaje pytanie: w
którym momencie aktor zerwie z popkulturą i rozpocznie flirt z ambitniejszym
kinem? Z drugiej strony, czy naprawdę jest mu to jeszcze potrzebne?
Czy właśnie tak będzie wyglądać najnowszy Agent 007?
Dobre to ostatnie pytanie. O ile bardzo lubię oglądać aktorów w "niszowych" produkcjach, bardziej ambitnych, krzykliwych i nie w takich, o których pisze się na pierwszych stronach (?) Filmwebu (przykład: McAvoy i "Brud") to Tom... nie wydaje mi się, żeby było mu to potrzebne i ja nie mam mu tego za złe :) Chociaż kto wie. Bardzo ciekawy post, a ja sobie zerknę na Night manager :)
OdpowiedzUsuń"Czy właśnie tak będzie wyglądać najnowszy Agent 007?"
OdpowiedzUsuńHhhhhhh... być może, jak nie Tom to zapewne ktoś bardzo podobny do niego.