poniedziałek, 11 stycznia 2016

Relacja z gali przyznania Złotych Globów 2016

Wczorajszej nocy (z niedzieli na poniedziałek) czasu polskiego, odbyła się 73. gala przyznania jednych z najważniejszych nagród w przemyśle filmowym, Złotych Globów. Tak jak co roku, zarwałem nockę i z kubkiem ulubionej herbaty w ręku na żywo ekscytowałem się wydarzeniami z Beverly Hilton Hotel. Gala miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale muszę przyznać, że w tym roku ceremonia przyznania Globów podobała mi się znacznie bardziej niż rok temu. Było kilka zaskoczeń, ale w większości poprawnie udało mi się wytypować zwycięzców w poszczególnych kategoriach. Triumfowały cztery znakomite produkcje: "Zjawa", "Marsjanin", "Mr. Robot" oraz "Mozart in The Jungle", natomiast na konto takich filmów jak "Carol", "Dziewczyna z portretu" czy "Mad Max: Na drodze gniewu" nie trafiła nawet jedna statuetka. Co dokładnie działo się minionej nocy? Oto moja szczegółowa relacja.



To one podobały mi się wczoraj najbardziej (Eva Longoria, Jennifer Lawrence, Kate Winslet, Alicia Vikander, Amy Adams)

Tradycyjnie, wszystko zaczęło się od czerwonego dywanu... Targowisko próżności wystartowało już na dwie godziny przed samą galą. Niemalże każda z gwiazd została prześwietlona z każdej strony, szczegółowo wypytana o to, co ma na sobie i zapewniona, że w tym roku zagrała rolę swego życia (wszystko dokładnie w tej kolejności). Trzeba przyznać, że w tym roku mało gwiazd pozwoliło sobie na ekstrawagancję i raczej nikt nie zaliczył wielkiej modowej wpadki. Wszyscy moi ulubieni aktorzy prezentowali się naprawdę znakomicie i ogromnie miło było móc zobaczyć ich wszystkich razem. Jak już wiecie z moich corocznych relacji, nie oglądam relacji z czerwonego dywanu po to, aby dowiedzieć się, kto co założył (kompletnie się na tym nie znam!), ale dlatego, że z niektórych wywiadów można wyłapać kilka ciekawych informacji lub poznać gwiazdy z zupełnie innej strony. Michael Fassbender był czarujący i szarmancki jak zawsze, Patrick Wilson pochwalił się, że jest binge-watcherem, Will Smith wraz z Kevinem Hartem cieszyli się jak małe dzieci robiąc sobie selfie z fanami, a Sylvester Stallone, Denzel Washington i Jamie Foxx z błyskiem w oku przedstawiali swe pociechy. Alicia Vikander zachwycała swą niewymuszoną szczerością i subtelnością, Amy Schumer był jak zawsze zawadiacko bezczelna, David O. Russell komplementował bez końca Jennifer Lawrence (na co ona, jak zwykle, wygłupiała się: "słyszeliście to?!"), mąż Melissy McCarthy przyznał, że codzienne życie z nią przypomina rollercoaster, DiCaprio opowiadał o trudach pracy przy "Zjawie", gdzie miał okazję zagrać najbardziej wymagającą rolę w całej swojej karierze. Najmilsze wrażenie pozostawiła po sobie jednak Helen Mirren, która jako jedyna zauważyła, że wszyscy wokoło wyglądają tak zjawiskowo tylko i wyłącznie dzięki pracy osób za kulisami. Bardzo się cieszę, że ktoś w końcu głośno to powiedział. Btw, Helen (jak zawsze) wyglądała jak milion dolarów.

Amy Schumer bawiła się świetnie jeszcze przed rozpoczęciem gali.

Kiedy dwugodzinne lokowanie produktu dobiegło końca, rozpoczęła się właściwa gala. Gospodarzem 73. gali przyznania Złotych Globów był znany brytyjski komik, Ricky Gervais. Zgodnie z oczekiwaniami Gervais był złośliwy, wulgarny i pozwalał sobie na wyjątkowo cięte riposty. Znamienny był już sam fakt, że zaraz po wejściu na scenę przywitał oklaskujących go gości głośnym "zamknijcie się już!". Po zapewnieniu, iż w tym roku będzie grzeczniejszy, przeszedł do tego, co wychodzi mu najlepiej, czyli do ośmieszania. Oberwało się Caitlyn Jenner, Jeffreyowi Tamborowi, Seanowi Pennowi oraz Romanowi Polańskiemu ("Kościół katolicki jest wściekły na twórców filmu "Spotlight", ponieważ ujawnia fakt, że jakieś pięć procent księży nieustannie molestuje dzieci i wciąż bezkarnie wykonują swój zawód. Roman Polański uznał, że to idealny film na randkę"). Gervais odniósł się też do kwestii zarobków w Hollywood. Przyznał, że rzeczywiście kobiety powinny zarabiać tyle samo co mężczyźni, po czym zauważył, że on dostał taką samą gażę za prowadzenie tej gali co gospodynie z zeszłego roku (które przecież były dwie...). Dostało się też Melowi Gibsonowi, któremu Ricky wypomniał skandal alkoholowy, Billowi Cosby'emu oraz Charliemu Sheenowi ("Joy i Wykolejona - nie, to nie imiona dwóch najlepszych prostytutek Charliego Sheena, ale tytuły filmów nominowanych w kat. Najlepsza komedia"). Poza tego typu złośliwościami Gervais wciąż narzekał też na długość całej ceremonii ("Kill me!"), wyśmiewał nominację "Marsjanina" w kat. "Najlepsza komedia" ("hilarious comedy!") oraz przekonywał wszystkie gwiazdy, że tak naprawdę poza nimi nikt na całym świecie nie dba o te nagrody, które tak naprawdę są jedynie kawałkami metalu. Podsumowując, było niegrzecznie, wulgarnie (kto liczył, ile razy padło ze sceny słowo "fuck"?) i kompletnie niepatetycznie (bez machania amerykańską flagą), czyli tak, jak na pewno nie będzie na Oscarach.

 Prowadzący galę Ricky Gervais bawił się naprawdę świetnie.

Za najlepszy dramat uznano "Zjawę" Alejandro Gonzaleza Inarritu, który odebrał również statuetkę za najlepszą reżyserię. Niektórzy twierdzą, iż w ten sposób Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej chciało się zrehabilitować po zeszłorocznym pominięciu "Birdmana" (bzdura, "Zjawa" to po prostu bardzo dobry film, o wiele lepszy od "Birdmana"). Inarritu dziękował ze sceny przede wszystkim DiCaprio wyznając, że praca z nim była czymś naprawdę wyjątkowym. Za najlepszych aktorów dramatycznych, zgodnie z oczekiwaniami, uznano Leonardo DiCaprio ("Zjawa") oraz Brie Larson ("Pokój)". Najlepszą komedią okazał się... "Marsjanin" (sam Ridley Scott odbierając statuetkę zaczął swe wystąpienie pytaniem "comedy?"), zaś za najlepsze role komediowe doceniono Jennifer Lawrence ("Joy") oraz Matta Damona ("Marsjanin"). Wśród aktorów drugoplanowych triumfowali: Kate Winslet ("Steve Jobs") oraz Sylvester Stallone ("Creed: Narodziny legendy"). Aaron Sorkin odebrał nagrodę za najlepszy scenariusz ("Steve Jobs"), Quentin Tarrantino podziękował wszystkim za statuetkę w imieniu Ennico Morricone (najlepsza muzyka, "Nienawistna ósemka"), a najlepszą piosenką filmową została "Writing's on the wall" ("Spectre") w wykonaniu Sama Smitha. Złote Globy powędrowały też na konto takich filmów jak: "Syn Szawła" (najlepszy film nieanglojęzyczny, Węgry) oraz "W głowie się nie mieści" (najlepsza animacja). 

"A macie, dupki!" - pomyślał Leo wstając z miejsca i odbierając nagrodę.

W kategoriach serialowych nie obyło się bez zaskoczeń. Bo choć za najlepszy serial dramatyczny uznano "Mr. Robot" w produkcji Netflixa, to nagroda za najlepszą rolę dramatyczną nie powędrowała do Ramiego Maleka, ale do Jona Hamma za świetną rolę Dona Drapera w ostatnim sezonie "Mad Men". Malek był wyraźnie rozczarowany, przewidywania i prognozy krytyków okazały się w jego przypadków błędne. Najlepszą aktorką dramatyczną okazała się Taraji P. Henson ("Imperium"), która w drodze po Globa rozdawała wszystkim ciasteczka (w hołdzie dla swej bohaterki o imieniu Cookie). Dzięki roli współczesnej Alexis, Henson pokonała takie konkurentki jak Robin Wright ("House of Cards"), Viola Davis ("Sposób na morderstwo") czy Eva Green ("Dom Grozy"). Za najlepszy serial komediowy uznano hit Amazona "Mozart in the Jungle". Statuetka powędrowała też do odtwórcy głównej roli, czyli Gaela Garcii Bernala. Zgodnie z moimi przewidywaniami nagrodzono też Rachel Bloom ("Crazy Ex Girlfriend"), która skakała po scenie jak szalona. Ten serial jest moim zdaniem bardzo zły i coś mi się wydaje, że po tym sezonie zostanie anulowany... Najlepszymi serialowymi aktorami drugoplanowymi zostali: Christian Slater ("Mr. Robot") oraz Maura Tierney ("The Affair") - obydwoje w pełni zasłużenie. Nie jestem zadowolony z nagród przyznanych w kategoriach związanych z serialami limitowanymi i filmami telewizyjnymi. Nagrodzono "Wolf Hall", Lady Gagę ("American Horror Story: Hotel") oraz Oscara Isaaca ("Show me a Hero"), podczas gdy każde z nich było według mnie najsłabsze w swych kategoriach. Wielka szkoda, że nie doceniono Bena Mendelsohna ("Bloodline"), Davida Oyelowo ("Słowik") czy Sarah Hay ("Pot i łzy").

 Aziz Ansari rozważał, jak przegrać z Jeffrey Tamborem i jednocześnie zachować klasę, a tymczasem Glob trafił do Gaela Garcii Bernala.

Gala obfitowała w wiele ciekawych i zabawnych sytuacji. Jedną z nagród wręczał Channing Tatum w towarzystwie Jonaha Hilla przebranego za... niedźwiedzia ze "Zjawy". Jason Statham pokazał wszystkim, kto rządzi na scenie, Kevin Hart i Ken Jeong zostali określeni przez Gervaisa mianem tych, którzy w przyszłości zostaną adoptowani przez Brada i Angelinę, a duet Pitt&Gosling nie bez powodu określa się od wczoraj mianem najciekawszego bromance'u. Poza chaotyczną przemową Bloom i sztucznym wzruszeniem Lady Gagi większość gwiazd umiała zachować zachować się na scenie i powiedzieć od siebie kilka ważnych słów. Kate Winslet dziwiła się, jak Michael Fassbender "to robi", czyli zachwycała się jego aktorstwem, Gael Garcia Bernal w nawiązaniu do "Mozart int The Jungle" przyznał, że orkiestra jest jak "dysfunkcyjna rodzina", Amy Schumer oficjalnie wyznała, że pragnie seksu z Tomem Hardym, a Leonardo DiCaprio posyłał wszystkim całuski. 

 DiCaprio posyła całuski Tobey'owi Maguire'owi (zważywszy na fakt, iż kiedyś podejrzewano ich o homoseksualizm, lekko to ryzykowne ;))

Wyniki Złotych Globów zaskoczyły bukmacherów, którzy stawiali na nieco inne tytuły. I choć Oscary często okazują się kalką Globów, warto zauważyć, iż w tym roku jeszcze nie wszystko jest przesądzone. W oscarowym wyścigu na pewno dużo bardziej będą liczyły się takie tytuły jak "Carol", "Most Szpiegów", "Dziewczyna z portretu" czy "Brooklyn". Nie wiadomo, jakie będą losy typowanego przez wszystkich krytyków na zwycięzcę filmu "Spotlight". Swego ostatniego słowa na pewno nie powiedział też Danny Boyle i jego "Steve Jobs", który może trochę namieszać w ostatecznym rozdaniu. Jeśli DiCaprio powinien się kogoś obawiać, to stawiałbym właśnie na Michaela Fassbendera. Pozycja Brie Larson jest raczej niezagrożona, choć Lawrence, Blanchett, Mara i Vikander to o wiele bardziej gorące nazwiska. Nie sądzę, iż Stallone powtórzy swój sukces, Akademia Filmowa za najlepszą rolę drugoplanową na pewno doceni Marka Rylance'a ("Most Szpiegów"), w pełni zresztą zasłużenie. Ciekawie może też być w kategorii reżyserskiej, gdzie do walki na pewno dołączy Spielberg. Nominacje do Oscarów poznamy już w najbliższy czwartek, na pewno będzie bardzo ciekawie.

Jonah Hill na dobrą sprawę świetnie pasuje do roli niedźwiedzia...

 I weź się tu nie zakochaj...

Gosling&Pitt, czyli najlepszy bromance minionego wieczoru

Kilka razy zdarzyło mi się zareagować w ten sam sposób co Rob Lowe...

Uroczo zaskoczona swą wygraną Kate Winslet. Właśnie dla takich momentów oglądam Globy.

Amy Schumer & Jennifer Lawrence, czyli - jak podkreślano to wielokrotnie tej nocy - BFF (best friends forever)

Ale i tak za najlepszy moment wieczoru uznano Leo spoglądającego srogo za Gagą, która ośmieliła się go trącić ręką.

Dziękuję wszystkim tym, którzy oglądali i komentowali galę razem ze mną na Facebooku. Już niedługo powtórka z rozrywki, czekamy na Oscary :)

2 komentarze:

  1. O 5.20 przeczytałam u Ciebie na FB co ważniejsze informacje i musiałam gnać do pracy. Za to Oscarów tradycyjnie nie odpuszczę i dołączę się do dyskusji na bieżąco, nawet jeśli znów nie ogarnę sobie urlopu na poniedziałek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja się dziś szczęśliwie urlopowałem :)

    OdpowiedzUsuń