sobota, 16 stycznia 2016

Nieważne, że to wszystko już było... - recenzja "Nienawistnej ósemki" (reż. Quentin Tarantino, 2015)

Mówi się, że nawet najgorszy film Tarantino jest lepszy od każdego innego filmu. I choć można na ten temat dyskutować godzinami (Tarantino ma zagorzałe grono zarówno fanów, jak i przeciwników), nie da się ukryć, że reżyserowi udało się osiągnąć status, o jakim marzy każdy twórca filmowy. Jego dzieła i wykreowane przez niego postaci żyją własnym życiem, a jakakolwiek wzmianka o nowym filmie wzbudza ogromne zainteresowanie. Nawet jeśli filmy Quentina nas irytują, nie rezygnujemy z seansów. Coś sprawia, że musimy je obejrzeć i samodzielnie sprawdzić, czym tym razem chce zaskoczyć nas ten charyzmatyczny reżyser. W swym najnowszym filmie, "Nienawistna ósemka", Tarantino nie jest co prawda szczególnie odkrywczy i nie pokazuje widzom czegoś, czego nie widzieli w jego poprzednich filmach. Z drugiej jednak strony, niczym gąbka chłoniemy tę historię, ekscytujemy się nią i wychodzimy z kina zachwyceni. O co tu chodzi? Widzicie, Quentin najzwyczajniej w świecie odrobił lekcję z kilku ważnych przedmiotów, w tym z marketingu i socjologii. On wie, co lubimy oglądać, co nas kręci, co nas podnieca. Jak powiedział w jednym z wywiadów, "(...) kradnę z każdego pojedynczego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Jeśli ludzie tego nie lubią, niech na nie nie idą i ich nie oglądają, jasne? Kradnę ze wszystkiego. Wielcy artyści kradną, nie składają hołdów". Och, Quentin, kradnij, ile tylko możesz. Byle tylko moglibyśmy oglądać więcej filmów takich jak ten.


Kilka lat po wojnie secesyjnej przez wietrzne pustkowia Wyoming podróżują łowca nagród John Ruth (Kurt Russell), znany jako "Szubienica", oraz zbiegła przestępczyni Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh). Ruth ma zamiar doprowadzić kobietę przed oblicze sprawiedliwości. Podczas podróży spotykają innego okrytego złą sławą łowcę nagród majora Marquisa Warrena (Samuel L. Jackson), niegdyś żołnierza walczącego po stronie Unii, oraz Chrisa Mannixa (Walton Goggins), renegata z Południa i samozwańczego szeryfa miasta Red Rock, do którego zmierzają. Podróżni zbaczają jednak ze szlaku podczas zamieci śnieżnej. Schronienie znajdują w zajeździe na górskiej przełęczy, gdzie zostają powitani przez czterech nieznajomych: Boba (Demian Bichir) opiekującego się lokalem, kata z Red Rock Oswaldo Mobraya (Tim Roth), kowboja Joego Gage'a (Michael Madsen) i byłego konfederackiego generała Sanforda Smithersa (Bruce Dern). Gdy gwałtowna nawałnica uderza w górski przyczółek, ósemka podróżników zaczyna rozumieć, że szanse dotarcia do Red Rock są bardzo małe (źródło: Filmweb.pl).

Oglądając "Nienawistną ósemkę" można odnieść wrażenie, iż Quentin kradnie tym razem od samego siebie. Na ekranie zobaczymy bowiem starą gwardię jego ulubionej ekipy aktorskiej (z Samuelem L. Jacksonem na czele), usłyszymy świetne dialogi, z których duża część będzie miała podłoże rasistowskie lub polityczne oraz zostaniemy wielokrotnie ochlapani gęstą i lepką krwią. To osadzony w klimacie zimy pełnokrwisty western o poszukiwaniu zdrajcy wśród grupy ludzi znajdujących się w jednym miejscu - czy jest na sali ktoś, kto niemal natychmiast nie pomyślał o filmie w kategorii swoistego zestawienia takich dwóch hitów reżysera jak "Django" i "Wściekłe psy"? "Nienawistna ósemka" poza elementami typowymi dla westernów charakteryzuje się również kilkoma takimi, które poniekąd mogłyby zakwalifikować film w ramach kina kryminalnego. Nie wiem jak Wy, ale ja bawiłem się w zgadywanie o niebo lepiej niż na niejednym filmie kryminalnym. Znając styl Tarantino próbowałem zgadnąć nie tylko, kto jest oszustem, ale też kto pierwszy zostanie zabity. I, a niech to, pomyliłem się!

Tak, trup ściele się tu gęsto. Sytuacja w drewnianej chatce zmienia się właściwie z minuty na minutę i na dobrą sprawę do samego końca nie wiadomo, kto okaże się wygranym. W tym miejscu mam ochotę napisać dużo więcej, ale sumienie nie pozwala mi na to, abym zepsuł Wam zabawę. Skupię się zatem na aspektach technicznych filmu, a trzeba przyznać, że pod tym względem film okazuje się być prawdziwą perełką. Klimatyczna muzyka Ennio Morricone w połączeniu ze zdjęciami Richardsona robią robotę, po prostu. Umiejscowienie akcji praktycznie w jednym miejscu sprawia, iż mamy do czynienia z wyjątkowo długimi sekwencjami scen, które jednak ani trochę nie nużą. Duża w tym zasługa świetnie rozpisanych i jeszcze lepiej zagranych dialogów. Na pierwszy plan wysuwa się tu niezaprzeczalnie Jennifer Jason Leigh, która przez pierwszą połowę filmu gra przede wszystkim mimiką i gestem. Nie sposób nie wspomnieć też o Jacksonie, Russellu, Rothie - damn, tu wszyscy zagrali fenomenalnie!

Podobno Tarantino ma nakręcić jeszcze tylko dwa filmy. Miejmy nadzieję, że reżyser zmieni zdanie, bo jego styl jest jedyny w swoim rodzaju, nie do podrobienia, totalny! Ode mnie "Nienawistna ósemka" otrzymuje soczyste 8/10, bardzo polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz