środa, 13 stycznia 2016

Dzieci wojny, czyli recenzja "Beasts of No Nation" (reż. Cary Fukunaga, 2015)

Ilekroć postanowię obejrzeć dramat wojenny, później zawsze żałuję, że się na to zdecydowałem. I to, czy film był dobry, średni czy też zły nie ma tu najmniejszego znaczenia. Ja najzwyczajniej w świecie brzydzę się agresją, brutalnością i wszystkim tym, co niesie ze sobą wojna. Podczas oglądania dramatów wojennych w mojej głowie zawsze pojawia się jedno pytanie: kimże jest człowiek, aby krzywdzić drugą osobę czy też decydować o tym, kto ma żyć, a kto powinien umrzeć? Dlaczego robimy sobie nawzajem tyle złego, po co, w imię czego? Wydarzenia przedstawiane w filmach wojennych wprawiają mnie w ogromny smutek i budzą we mnie duży niepokój. A wszystkie te uczucia potęgują się, kiedy na ekranie widzę małe dzieci. Niewinne istoty, przed którymi jest jeszcze całe życie i które nie są jeszcze świadome tego, co je czeka. Recenzowany dziś przeze mnie film Cary'ego Fukunagi skupia się właśnie na dzieciach, które z dnia na dzień dostają do ręki karabiny i zostają zmuszone do zabijania. "Beasts of No Nation" jest w ukazywaniu wszystkich tych scen wyjątkowo brutalny, a zatem jeżeli nie mogliście wytrzymać podczas seansów takich filmów jak "Róża" Smarzowskiego, "Furia" Ayera czy "Niezłomny" Jolie, dobrze przemyślcie, czy chcecie obejrzeć ten film. Ja tego seansu na pewno na długo nie zapomnę. Szczegóły poniżej.


Narratorem filmu jest kilkunastoletni Agu (Abraham Attah), który przedstawia widzom swoją tragiczną historię. Akcja ma miejsce na nieznanym terenie w Afryce (zdjęcia powstawały na terenie Ghany), gdzie trwają działania wojenne. Kiedy Agu na skutek wojny traci rodziców, wstępuje do organizacji rebeliantów, NDR, dowodzonej przez charyzmatycznego Komendanta (świetny Idris Elba). W stosunkowo krótkim czasie z niewinnego chłopca Agu zamienia się w bezwzględnego mordercę...

Pierwsze sceny filmu ukazują nam beztroskie sceny z życia Agu. Bawi się wraz z innymi chłopcami, dokucza swemu nastoletniemu bratu, żyje tak jak inni w jego wieku. Wir wojny nie omija jednak miejsca jego zamieszkania. Postawiony przez los w trudnej sytuacji chłopiec musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Przyjaciół znajduje wśród członków organizacji NDR, której Dowódca posiada cechy, których mógłby mu pozazdrościć nie jeden marketingowiec. Przy pomocy różnorakich metod (siła, narkotyki, charyzmatyczne monologi) Komendant manipuluje swymi młodocianymi żołnierzami i każe im zabijać. Tutaj nie ma litości, czasem trzeba odrąbać komuś głowę maczetą, a martwych po prostu przykrywa się dużymi liśćmi i rusza się dalej. W końcu wojna wzywa dalej...

Pomimo, iż Agu na co dzień tego nie okazuje, wewnątrz pozostaje wciąż niewinnym chłopcem. Jako narrator często zwraca się bezpośrednio do Boga przepraszając za swe czyny lub błagając o rozgrzeszenie. Niedługo przed finałem filmu chłopiec sam stwierdza, że widział już zbyt wiele krwi, gwałtów i brutalności, aby móc znów być sobą, co wyraża w słowach: "(...) gdy ta wojna dobiegnie końca, nie będę mógł wrócić do bycia dzieckiem". Wcielający się w postać Dowódcy Idris Elba jest naprawdę rewelacyjny. Ma w sobie wszystko to, co powinien mieć przywódca na froncie, ale również guru sekty. Nic dziwnego, że aktor zdobył za tę rolę nominację do Złotego Globu.

Pod względem technicznym film jest perełką. Odpowiadający za scenariusz, reżyserię i zdjęcia Fukunaga ukazuje nam dzikość Afryki w najlepszy z możliwych sposobów. Zapominalskim przypominam, iż Cary Fukunaga ma na swoim koncie nie tylko rozczulającą "Jane Eyre", ale także bijący rekordy popularności 1. sezon serialu "Detektyw". Kiedy za kamerą staje tak utalentowany reżyser, wiadomo, że musi powstać z tego prawdziwe dzieło. "Beasts of No Nation" to pierwszy film wyprodukowany przez platformę Netflix. Decydując się na udostępnienie na swych stronach filmu w tym samym dniu, na który zaplanowana była premiera kinowa filmu, Netflix poszedł na wojnę z dystrybutorami kinowymi. Już teraz wiadomo było, że się opłaciło, gdyż o filmie było (i nadal jest) naprawdę głośno...

Ze swojej strony gorąco polecam "Beasts of No Nation". 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz