poniedziałek, 12 stycznia 2015

A miało być tak pięknie… - Relacja z gali rozdania Złotych Globów 2015



Jak już zapewne zdążyliście przeczytać na fanpage’u bloga na Facebooku, nie podobała mi się ta gala. I wcale nie chodzi o to, że nasza polska Ida przegrała z rosyjskim Lewiatanem. Wcale nie chodzi o to, że było przewidywalnie (bo nie było, a kto twierdzi inaczej, najwyraźniej w świecie nie ogląda amerykańskich seriali i nie wie, o czym mówi). Wcale nie chodzi też o to, że w wielu kategoriach nie wygrali moi faworyci. Widzicie, ja naprawdę uwielbiam gale wręczenia najważniejszych nagród filmowych. Oglądając wczorajszą ceremonię Złotych Globów miałem jednak wrażenie, że amerykańska telewizja zafundowała wszystkim widzom pewien spektakl, w którym na siłę chciano przemycić jak najwięcej elementów misyjnych i społeczno-politycznych. Chwali się to, że w czasie gali wielokrotnie wspominano o tragicznych wydarzeniach we Francji, podkreślano rolę kobiet (nie tylko w kinie), dedykowano nagrody specyficznym środowiskom, np. transgenderowym. Dostrzegam w tym wszystkim jednak pewien dysonans – z jednej strony nominujemy do nagród filmy i seriale o mniejszościach seksualnych czy zwalczaniu rasizmu, a z drugiej głośno i publicznie śmiejemy się z oskarżeń o gwałt i z mieszkańców Korei Północnej. Czy to naprawdę jest w porządku? Czy ktoś gdzieś nie przekroczył granicy? O tym, a także o najważniejszych wydarzeniach z 72. gali rozdania Złotych Globów możecie przeczytać poniżej.


Wszystko zaczęło się od czerwonego dywanu… Podkreślam po raz setny - kompletnie nie znam się na modzie. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas minionej nocy kilka razy zdarzyło mi się pomyśleć „wow, ależ ona seksownie wygląda”, tudzież „dlaczego ten projektant/fryzjer tak bardzo jej nie lubi?!”. Przyznaję, że słuchanie przez dwie godziny podekscytowanych reporterek mówiących do wszystkich (absolutnie wszystkich): „you are looking absolutely stunning!” mocno mnie zirytowało. Pomijam już fakt, że owe reporterki stacji NBC wszystkim gwiazdom powtarzały do znudzenia, że to właśnie serial z nią/nim w roli głównej jest ich ulubionym. W czasie prezentacji stylizacji kolejnych gwiazd dochodziło czasami do kuriozalnych sytuacji, w których gwiazdy same, jeszcze przed pytaniem ze strony reporterki, opowiadały o tym, co i od kogo mają na sobie. Kurczę, czy ja aby na pewno oglądałem galę rozdania nagród filmowych? Tak, wiem, że moda jest nieodłącznym elementem tego typu wydarzeń, ale wciąż kłóci się to z moim światopoglądem i za cholerę nie podoba mi się, że o rozdaniach nagród coraz częściej mówi się już wyłącznie w kontekście tego, kto co ubrał i jak wyglądał. Smutne to i szalenie krzywdzące dla wszystkich tych twórców kina, których pracę możemy oglądać na ekranie, a których na tym ekranie nie widać. Podsumowując, kto według mnie wyglądał najlepiej? Wśród pań najbardziej podobały mi się: Michelle Monaghan, Naomi Watts, Gina Rodriguez, Amy Adams, Kate Beckinsale, Jessica Chastain, Julianne Moore, Emma Stone, natomiast panów najlepiej reprezentowali: Jake Gyllenhaal, Chris Pratt, Matt Bomer, Eddie Redmayne, Jeremy Renner, Billy Bob Thornton,  Jared Leto, Michael Keaton. Do najbardziej oryginalnych stylizacji należy zaliczyć te w wykonaniu Anny Kendrick, Keiry Knightley i Lupity Nyong’o. Największe modowe porażki? Rosamund Pike, Melissa McCarthy, Patricia Arquette, Allison Williams, Kerry Washington, Alan Cumming.

                                             Kto Wam to zrobił ?!

Wiecie, ja naprawdę nie oglądam relacji z czerwonego dywanu ze względu na te wszystkie stylizacje. Ja po prostu uwielbiam te kilkunastosekundowe niewyreżyserowane momenty, w czasie których można poznać swych ulubionych aktorów z zupełnie innej strony. I tak na przykład szalenie miło było zobaczyć i usłyszeć Danielle Brooks (Orange is The New Black), która brzmi dokładnie tak samo jak jej serialowa bohaterka. Równie fajnie słuchało się przemów wszystkich aktorów z Transparent – pierwszego w historii nominowanego serialu ze stacji Amazon. Z uśmiechem na twarzy patrzyłem na (jak zawsze) idealnych Naomi Watts i Lieva Schreibera – Liev wspomniał nawet o pamiętnej scenie tańca z Raya Donovana (pamiętacie, jak pisałem, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie?). Najzabawniejsze momenty z czerwonego dywanu? Potrącany przez wszystkich David Duchovny, Kevin Spacey łapiący Kate Mare na wizji za tyłek („I grab her ass!”), Bill Murray w stylowym kapeluszu. Bardzo miło było widzieć wśród zaproszonych gości aktorów, którzy swoje kariery zaczynali w serialach młodzieżowych, jak choćby Katie Holmes czy Joshua Jacksona z Jeziora marzeń. Julianne Moore zwierzyła się, że nie planowała zostać aktorką, a bibliotekarką, Kevin Spacey pouczał Ethana Hawke’a jak należy się zachowywać tego wieczoru, a Jake i Maggie Gyllenhaal po raz kolejny potwierdzili, że są idealnym rodzeństwem. Krótko mówiąc, cud, miód i orzeszki.

                                                  Najpiękniejsze tego wieczoru.



Gala rozpoczęła się punktualnie o godzinie 2.00. Wszystkich zaproszonych gości, po raz trzeci i ostatni w historii, przywitały Amy Poehler i Tina Fey. Bardzo lubię obie aktorki, ich złośliwe żarty z zeszłego roku bardzo przypadły mi do gustu i liczyłem, że w tym roku będzie podobnie. Owszem, było złośliwie, ale mało zabawnie. Rozbawiło mnie jedynie nawiązanie do Wielkich oczu Emmy Stone oraz gra w Who would you rather. Oczywiście musiano też skomentować niedawny ślub George’a Clooneya oraz udawany amerykański język w wykonaniu brytyjskich aktorek. A potem już zaczęło się z grubej rury (wszystko to, o czym napisałem we wstępie)… Nie podobały mi się żarty z korespondentką z Korei Północnej (powinno się coś zrobić, żeby zmienić życie tamtych ludzi, a nie je wyśmiewać!). Bardzo nie podobało mi się też głośne szydzenie z afery związanej z Billem Cosbym – po minach zaproszonych gości widać było, że też są zszokowani tym, co słyszą. Oczywiście cała dalsza część wieczoru była wyreżyserowana – jeśli ktokolwiek myśli, że Benedict Cumberbatch naprawdę pierwszy podniósł rękę i dlatego mógł wręczyć Złotego Globa w towarzystwie Jennifer Aniston, to jest w błędzie – tak od samego początku było w scenariuszu. Swoją drogą, Aniston i Cumberbatch wizualnie bardzo ładnie razem wyglądają, ktoś powinien ich kiedyś sparować na dużym ekranie. Podsumowując, Amy i Tina się nie popisały…


Które z pozostałych par wręczających nagrody podobały mi się najbardziej? Dakota Johnson i Jamie Dornan (przekonali mnie i na pewno obejrzę 50 Twarzy Greya), Jennifer Lopez i Jeremy Renner (świetny dowcip w wykonaniu Rennera, możecie obejrzeć tutaj), Katie Holmes i Seth Myers, Paul Rudd i Adam Levine. Bardzo fajnie wypadli też: Ricky Gervais, Kevin Hart (ależ on ma parcie na szkło!), Julianna Margulies i Don Cheadle (Julianna i Don licytowali się, kto lepiej zna Clooneya; Julianna: „całowałam się z nim”, Don „a kto niby nie?!”). Do historii na pewno przejdzie też przemowa Kevina Spacey, który nie dość, że przeklął na scenie („This is my eighth nomination, I cannot believe I fucking won”), to przede wszystkim pięknie powiedział, że chce być jeszcze lepszym aktorem. Poruszające słowa wygłosił też George Clooney, który wyznał, że nieważne jest, kto wygra, ważne, że można być częścią tej gali i tego niesamowitego wieczoru. Sam nawiązał też do swego głośnego ślubu i wyznał, że niezwykle ważne jest, aby znaleźć kogoś, kogo można pokochać i to niezależnie od tego, w jakim wieku i w jakim momencie swojego życia się akurat znajdujemy. Królem memów po raz kolejny zostanie Benedict Cumberbatch, który znowu chciał zostać mistrzem drugiego planu na zdjęciu, tym razem  za plecami Meryl Streep… Złote Globy co roku pokazują też, że czas mija nieubłagalnie i, niestety, nie wszystkim służy. Colin Firth, Bill Murray, Robert Duvall, Ralph Fiennes – albo czas im nie służy, albo byli tego wieczoru wyjątkowo zmęczeni.


Przejdźmy w końcu do samych nagród. Pełną listę zwycięzców możecie znaleźć tutaj. Najwięcej zaskoczeń było oczywiście w kategoriach serialowych. Produkcje Netflixa i Amazona w końcu zdeklasowały HBO. W tym roku na Globach królował Transparent (wcielający się w główną role Jeffrey Tambor dedykował nagrodę transseksualistom), The Affair (to bardzo dobry serial, ale według mnie mimo wszystko słabszy od innych nominowanych w kat. Najlepszy serial dramatyczny), Fargo (z tego akurat cieszę się przeogromnie). Największym zaskoczeniem były nagrody dla Joanne Froggatt (Downton Abbey), Giny Rodriguez (Jane The Virgin), Maggie Gyllenhaal (The Honourable Woman) – przyznaję się, że w życiu nie postawiłbym na żadną z nich. Miło, że doceniono Matta Bomera za jego wymagającą rolę w Odruchu serca oraz Billy’ego Boba Thorntona za Fargo. Motywy związane z mniejszościami seksualnymi wciąż odgrywają w kinie ogromną rolę – w zeszłym roku królował Wielki Liberace, w tym roku Transparent (transseksualizm) i Odruch serca (homoseksualizm). Cieszę się, że w kat. Najlepsza piosenka wygrał wpadający w ucho utwór z Selmy, bardzo żałuję natomiast, że za ścieżkę dźwiękową nie nagrodzono Hansa Zimmera. 

W kat. filmowych było znacznie mniej zaskoczeń. Zgodnie z przewidywaniami najważniejsze statuetki powędrowały na konto filmu Boyhood, który nie tylko uznano uznano za Najlepszy film dramatyczny, doceniono też Richarda Linklatera (Najlepszy reżyser) oraz Patricię Arquette (Najlepsza aktorka drugoplanowa). Bardzo cieszę się z takiego rozwiązania, ja odebrałem Boyhood bardzo osobiście, to dla mnie ogromnie ważny film i miło, że został nagrodzony. A Ethan Hawke to chyba jeden z najbardziej spoko kolesi, jacy funkcjonują w Hollywood. Widać było, że bawi się na tej gali naprawdę świetnie. Drugim wygranym okazał się być Birdman – Złote Globy powędrowały do Michaela Keatona (Najlepszy aktor w komedii lub musicalu) oraz do twórców scenariusza. Przemowa Keatona była jednym z najbardziej uroczych momentów na całej gali, on sam też nie wytrzymał napięcia i wzruszył się. Za Najlepszą komedię uznano Grand Budapest Hotel, co nieco mnie zaskoczyło, bo stawiałem na Birdmana. Najlepszą aktorką w komedii została Amy Adams (Wielkie oczy) – jak dla mnie sama nominacja dla niej w tej kategorii jest pewnym nieporozumieniem. Widziałem Wielkie oczy ponad tydzień temu i naprawdę nie uważam, abym oglądał komedię. Za Najlepszych aktorów dramatycznych uznano Julianne Moore (Still Alice) oraz Eddiego Redmayne’a (Teoria wszystkiego). Moore w pełni zasłużyła na tę nagrodę, a o tym, że Redmayne osiągnie szczyt mówiłem od dawna. Pamiętacie film Uwikłani? Moore i Redmayne wcielali się tam w główne role, w matkę i syna, których łączyła kazirodcza miłość. Ciekawe, czy przeszło im wtedy przez myśl, że kiedykolwiek osiągną tak ogromny sukces… Na sam koniec zostawiłem sobie nagrodę dla J.K. Simmonsa (Najlepszy aktor drugoplanowy) – ogromnie cieszę się, że ten utalentowany aktor w końcu zdobył tę prestiżową nagrodę, w Whiplash jest naprawdę rewelacyjny. Kogo mi najbardziej szkoda? Jake’a Gyllenhaala, który nie dostał nagrody za rolę życia.

 
A co z naszą Idą? No właśnie… Wiecie, ja od samego początku pisałem, że konkurujemy z wyjątkowo dobrymi filmami i może być różnie. Ida została jednak uznana za Najlepszy film europejski i od tamtego momentu byłem przekonany, że zdoła wygrać Złotego Globa. Niestety, nie udało się, przegraliśmy z rosyjskim Lewiatanem. Bardzo śmieszy mnie to, że jeszcze przed samą galą nikt głośno nie ośmielił się mówić o wygranej Lewiatana, a dziś, kiedy znamy już wyniki, wszyscy udają wielkich znawców kina, piszą, że byli przekonani o zwycięstwie filmu rosyjskiego i mocno krytykują Idę. Najwyraźniej hipokryzja jest rzeczywiście naszą wadą narodową. Moi Kochani, jeśli komuś kibicujemy lub jesteśmy fanami, to zostajemy z tym kimś do końca, nawet pomimo przegranej. W ciągu ostatnich kilkunastu lat żaden polski film nie został wyróżniony nawet nominacją do Złotych Globów, a zatem Ida i tak osiągnęła ogromny sukces. I powinniśmy być nadal dumni z Pawła Pawlikowskiego. Bardzo podobały mi się zresztą jego słowa po gali – wprost przyznał, że to nie jest jego świat i że źle się tam czuł. W najbliższy czwartek zostaną ogłoszone nominacje do Oscarów. Ja nadal w Idę wierzę i wierzyć nie przestanę…

Bardzo dziękuję wszystkim tym, którzy wczoraj komentowali ze mną na bieżąco wszystkie najważniejsze wydarzenia. I chociaż gala nie spełniła moich oczekiwać, ani trochę nie żałuję zarwanej nocki. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że w tym sezonie nagród konkurują ze sobą filmy, które absolutnie nie zasługują na miano rewelacyjnych. Obym się mylił, w końcu mam jeszcze trochę tytułów do nadrobienia… ;)

2 komentarze:

  1. Wstęp czytało mi się całkiem dobrze, ale potem ten tekst ci się rozszedł. Za dużo tego było..

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałam gali więc dzięki za tą wyjątkowo wnikliwą relację :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń